poniedziałek, 26 października 2015

A to jest właśnie moje życie

      No tak, rozpoczął się nowy etap w moim życiu.
      Teraz szybko się u mnie wszystko zmienia. Od wypadku tak odmieniło się moje życie, aż trudno uwierzyć. Nie tylko lewa strona boli jak nigdy ale też psychicznie i duchowo wznoszę się na wyżyny.
      Ciekawe czy będę miała chęć pisać i o czym pisać?
      Ale na pewno to będzie nowe spojrzenie na świat. Fajnie jakbym umiała o tym pięknie, mądrze napisać.
No zobaczymy...... ;-)

czwartek, 22 października 2015

Tu i Tam...

    Kocham siebie, jak się okazało.
    Współczucie, pomoc innym mam we krwi.
    Teraz to już naprawdę mam się z czego cieszyć.
     Tylko żyć nie umierać hehehe ale Tu i Tam Świat będzie miał ze mnie pożytek !

To jest właśnie życie

Koleżanka przesłała mi taki tekst.
Rozpłakałam się ze wzruszenia tzn. łzy mi nie lecą ale jakby mogły toby popłynęły.
Bardzo Jej dziękuję, że zauważyła we mnie takie oznaki i zwróciła mi na to uwagę.
Pewnie sama bym na to nie wpadła, no może kiedyś hehe
Ja po prostu kocham siebie, wreszcie hehehe
Nie wiedziałam, że to tak wygląda, że to oto chodzi i tak się cieszę, że już wiem i że wreszcie tak żyję!

Słyszałam, że Charlie Chaplin to mądry człowiek na starość się zrobił  !

   Ostatnio trafił moje ręce pewien tekst autorstwa Charlie Chaplina, którym chciałabym się z Tobą podzielić.
Oto on:
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie, że emocjonalny ból i cierpienie są tylko ostrzeżeniem dla mnie, żebym nie żył wbrew własnej prawdzie. Dziś wiem, że to się nazywa AUTENTYCZNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem, jak żenujące jest dla innych, gdy narzucam im własne pragnienia, wiedząc, że ani nie nadszedł odpowiedni czas, ani tamta osoba nie jest na to gotowa, nawet jeśli byłem nią ja sam. Dziś wiem, że to się nazywa SZACUNKIEM DO SAMEGO SIEBIE.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem tęsknić za innym życiem i mogłem dostrzec, że wszystko wokół mnie stanowi zaproszenie do rozwoju. Dziś wiem, że to się nazywa DOJRZAŁOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem, że zawsze i we wszystkich okolicznościach jestem we właściwym momencie i we właściwym miejscu i że wszystko, co się dzieje, jest właściwe. Od tamtej pory mogłem być spokojny. Dziś wiem, że to się nazywa WEWNĘTRZNĄ PEWNOŚCIĄ.


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem ograbiać się z wolnego czasu i przestałem tworzyć kolejne wielkie plany na przyszłość. Dziś robię tylko to, co sprawia mi radość i przyjemność, co kocham i co sprawia, że moje serce się uśmiecha. I robię to na swój sposób i we własnym tempie. Dziś wiem, że to się nazywa RZETELNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uwolniłem się od tego wszystkiego, co nie było dla mnie zdrowe. Od potraw, ludzi, przedmiotów, sytuacji i od wszystkiego, co wciąż odciągało mnie ode mnie samego. Na początku nazywałem to “zdrowym egoizmem” Ale dziś wiem, że to MIŁOŚĆ DO SAMEGO SIEBIE.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, przestałem chcieć zawsze mieć rację. Dzięki temu rzadziej się myliłem. Dziś wiem, że to się nazywa SKROMNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, wzbraniałem się przed życiem w przeszłości i troską o własną przyszłość. Teraz żyję chwilą, w której dzieje się WSZYSTKO. Żyję więc teraz każdym dniem i nazywam to DOSKONAŁOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie, że moje myślenie może uczynić ze mnie chorego nędznika. Kiedy jednak zwróciłem się do sił mojego serca, mój rozum zyskał ważnego wspólnika. Ten związek nazywam dziś MĄDROŚCIĄ SERCA.
Nie musimy już się obawiać sporów, konfliktów i problemów z samymi sobą i z innymi, ponieważ nawet gwiazdy wpadają na siebie, tworząc nowe światy. Dziś wiem, że TO JEST WŁAŚNIE ŻYCIE!

wtorek, 20 października 2015

Praktyka

     Znajoma, widząc mnie, stwierdziła, że emanuje dobrą energią, radością, jakaś odmieniona jestem, hehehe.  Pomyślała, że tak dobrze na mnie podziałała wiadomość, że jakaś firma mi pomoże. Pewnie też, oczywiście, wsparcie z tej strony jest bardzo cenne, tylko, że znając siebie, dawniej, na pewno też bym się ucieszyła ale aż tak by mnie to nie odmieniło. A nawet, uświadomiłam sobie, że już od jakiegoś czasu wiem, że mogę liczyć na nich, a takiego wrażenia nie robiłam, hehehe.
    Pomyślałam sobie, że to fakt, że uwierzyłam w siebie, że serce przestało mnie boleć, co jest oznaką dobrej praktyki czyli odniesienie sukcesu bije szczęściem po oczach.
No, no, to dopiero potwierdzenie tego dostałam.
     Jest dużo praktyk, dzięki, którym możemy się poczuć komfortowo, błogo i spełnieni. Ja akurat korzystam z praktyki do Szierab Cziammy, której nauczył Tenzin, do Bogini mądrości i miłości.
Zupełnie niechcący się tym zajęłam. Na pewno z racji tego, że już byłam na dnie i ot tak zaczęłam to robić nie spodziewając się niczego, ot po prostu dla zabicia myśli obolałej kaleki. Musiałam zająć czymś głowę, żeby nie płakać ciągle. Teraz wiele zasług przypisuje tej praktyce, tej Bogini :-D
    Dawno temu zaczęłam ćwiczyć Taoistyczne Tai Chi. W ciężkich chwilach, chodziłam na zajęcia nawet codziennie. Oprócz tego, że choć na dwie godziny zapomniałam o troskach, bardzo dobrze podziałało to na mój kręgosłup. Po wypadku miałam robione rezonanse różnych fragmentów kręgosłupa i okazało się, że nie mam żadnych zwyrodnień, co jest rzadkością przy siedzącym trybie pracy prowadzonym przez tyle lat.
     Akurat takie dwie praktyki przypadły mi do gustu, ale najcenniejsza sprawa w medytacji, modlitwie, ćwiczeniu to zaprzestanie myślenia o tym co nas martwi, co cieszy, co na obiad.. czyli oderwanie się od codzienności. Jakiś czas temu usłyszałam, że trzeba czasem " odstawić szklankę" bo choćby lekka ale trzymana w górze zacznie męczyć rękę. I to właśnie trzeba nauczyć się robić. Ja się tego nauczyłam, zauważyłam zmianę i to kolosalną swojego zachowania, podejścia do życia, do tego co się wokół dzieje.
     Ja, osoba dość zatroskana w życiu doczesnym nie zastanawiałam się nad tym, że to przynosi takie dobre efekty, że np. częste ćwiczenie spowoduje lepsze samopoczucie na duszy. Wcale tego nie łączyłam. Ćwiczę jest fajnie, kończę ćwiczenie i powoli wracam do kieratu. Aż ciekawe, czy gdybym o tym pomyślała jak o lekarstwie i zażywała donju trzy razy na dzień po sto razy nie poczułabym się lepiej,np. nie lazłąbym w kierat i to dobrowolnie? (świadomość)
     Przypomniała mi się taka śmieszna opowieść Tenzina, który mieszkając już w Stanach, zachęcał do praktyki trzy razy dziennie. Odpowiadali mu, że nie mają czasu. On pyta: a co robicie? Cisza ... hehe Tenzin na to, że jeśli tyle samo czasu poświęcicie na praktykę co na narzekanie to już będzie dużo.
    Praktyka w moim przypadku to albo poświęcenie temu dużo czasu jednorazowo, albo w mniejszych dawkach ale systematycznie dość często. To jest pewnie dość indywidualna sprawa ale na początek trzeba sobie ustalić jakiś rytm, jakąś zasadę. Musiałam na początku się pilnować, nawet zmuszać bo tego nigdy nie robiłam, miałam inne zwyczaje i wcale mi to gładko nie szło, w sensie, ciągle uciekałam myślami do tego co przeżyłam. Ale wracałam do oddychania itp.
     W ćwiczeniach trzeba myśleć o tym co się robi. Oczywiście często jest tak, że nie wskazane jest myśleć za dużo o tym, żeby się nie blokować, żeby się zrelaksować, odprężyć ale nie można absolutnie myśleć : co mam kupić, czy zakręciłam wodę... itd bo zaraz się pomyli wszystko.
       I właśnie tak to działa, nie myśleć o niczym to na koniec się okaże, że mamy rozwiązanie wielu spraw, takie olśnienie samo przyjdzie. Wiem bo tego doświadczyłam i na pewno już nigdy tego nie zaniecham.
      Zaczęłam swoją praktykę w bardzo trudnym momencie życia. Strasznie się namęczyłam, żeby nie myśleć o przykrych przeżyciach, ale w końcu nad tym zapanowałam. Kiedy zaczęło mi się dobrze robić na sercu to dopiero trudno mi było o tym nie myśleć. hehe Ale już sobie radzę i samo nie myślenie to dopiero ulga.
      Mam znajomą, która bardzo często odmawia różaniec. Dzięki temu też często lżej jej na duszy.


poniedziałek, 19 października 2015

Popatrzeć w niebo

    Zajrzałam rano na facebooku co słychać u mojego nauczyciela Tenzina i przeczytałam :

One sign that your practice is too effortful is that instead of getting better, your pain gets worse. That means pain is focusing on pain. A good sign that you are practicing with open awareness is that your pain lessens and you feel increased comfort or joy.

A mnie właśnie wczoraj przestało serce boleć.
I rzeczywiście jest mi błogo na duszy.
W sercu ciepło.
Zrobiłam wczoraj 20 niskich donju a dziś 30.
Obiecałam przecież hehe

17 to wyjątkowy dzień miesiąca dla mnie. Ciekawe skąd to?
Ale najważniejsze, że taka wspaniała rzecz mi się przytrafiła. Już przestałam zwracać na to uwagę dopiero kiedy ustąpił ból odczułam ogromną różnicę, wielką ulgę.
Wierzę, że po trochu będzie ustępować ból w kolejnych miejscach.

Na dodatek dostaliśmy samochód od mojego ojca w prezencie.
Jeździ nim syn od wczoraj nieustannie. Rok temu zrobił prawo jazdy i wczoraj pojeździł na próbę z dziadkiem a potem ruszył w drogę sam i można powiedzieć, że jest to dla Niego zajęcie.
Przestałam się dziwić, że zdał egzamin za pierwszym razem.
No naprawdę ma talent do tego.

Dziś wycinam serwetki na bombki. Ciekawe, czy uda mi się dopasować kawałki jakoś sensownie?
Koleżanka zapewnia, że to łatwe. uff Ale na pewno za rok już będzie mi gładko szła taka praca hehe




Pada cały dzień
Wczoraj padało.
I ciepło
To może jeszcze na grzyby się wybiorę. Do tej pory nie chodziłam po lesie bo bałam się potknąć, przewrócić ale teraz już nogi podnoszę wysoko, znaczy normalnie chodzę nie szuram więc spacer po lesie to będzie sama przyjemność a jeszcze jak grzyba znajdę to wręcz szczęście :-D

Tak sobie myślę, że wspaniałe rzeczy, ludzie, sytuacje mi się przytrafiają.
 Nie mogę się nadziwić.
Jest to najlepszy dowód, że chmury się rozstępują, wyjdzie słońce i każdy to zobaczy, tylko trzeba patrzeć w niebo a nie w ziemię.



piątek, 16 października 2015

Dokleiła oczy, noski, skrzydełka ...

        Trzeba przyznać: miałam świetny dzień.
Rano dostałam wiadomość od koleżanki, że przygotowuje ze znajomymi rzeczy dla Stowarzyszenia "Wspólnymi siłami" więc można się dołączyć. Transport planują około świąt więc prezenty małe szykuję i przy okazji wózki i ubranka dla dzieciaczków oddam co nie zmieściły się ostatnio.
W ostatnim czasie już dwie osoby mi mówiły, że rozpowszechniły wśród znajomych wieści o "samotnych matkach" i jest duże zainteresowanie, żeby im pomóc. Mam nadzieję, że trochę będzie weselej na święta wszystkim dookoła.
Nie mogę tu pominąć zasługi mojej koleżanki, która pierwsza pomagała w zbiórce i zachęciła mnie, żebym mówiła i pokazywała ludziom gdzie i co jest potrzebne. Ona od lat pomaga schroniskom i wie, że chętnych do pomocy jest dużo, tylko konkretnie można wskazać komu. I tak robię. Min. w Stowarzyszeniu Taoistycznego Tai Chi, gdzie jestem instruktorem, wspomniałam o tym przy okazji przeprowadzki i jest duży odzew do tej pory. Jedna znajoma powiedziała, że mam coś takiego w sobie, że jak mnie słucha to już by zabrała co ma w szafie i w lodówce i zawiozła.
 Uch, serce mi rośnie.
Kolega zaproponował, żebym posunęła się dalej i poszukała firm, które zechcą sponsorować taki ośrodek. Super, jestem coraz bardziej odważna i widzę sens takiej działalności. Po Nowym Roku zajmę się tym. A co ! To się udało, może się udać i tamto hehehe

      Potem postanowiłam szkolić się dalej w decoupage. Oprócz dwóch wazoników, koszyczka, kupiłam 20 bombek, które będę ozdabiać w ten sposób. Najpierw trzeba było je zamalować na biało. Zrobiłam dziś dużo, nogi to mi w d........  wchodzą, ale jestem szczęśliwa.

  Biegnąc do kumpeli robić decoupage, wzięłam bluzkę, którą miałam wyrzucić, ale tak sobię pomyślałam, że może coś z niej jeszcze się przyda. Tylko koleżanka z kwiaciarni mogłaby docenić przydatność czegoś tam, choćby dupereli jakiejś,
Ona ma smykałkę artystyczną.
I nie pomyliłam się, Wycięła aplikację, nareperowała uszczerbki naszywając cekiny i całość przyszyła (niebanalnie) do nowej bluzki zwykłej, tyle że nowej. Teraz ta bluzka jest niezwykła.
Zrobiłabym zdjęcie na pamiątkę ale się pierze :-D
Miałam nosa, żeby zbyt pochopnie nic nie wyrzucać.
Zauważyłam już nie raz, że z najzwyklejszej rzeczy, trochę nadpsutej, Ona potrafi zrobić cudo, wykorzystując przy tym coś zgoła nienadającego się do użytku.
Co za talent!!!
Przy okazji, koleżanka wykończyła dwa aniołki. Dokleiła oczy, noski, skrzydełka więc zaniosłam do banku, dla pani, która często mi pomagała zrobić przelew, a to wziąć kredyt mały oraz do apteki, gdzie jestem bardzo zaprzyjaźniona z obsługą. hehe. Ochów i achów zachwytu, radości i chyba wdzięczności nie było końca.

Na koniec dnia spotkało mnie największe szczęście. Dostałam ogromną ilość dobrych słów, dobrych życzeń. Oczywiście te osoby zawsze były mi przyjazne, życzliwe, ale to co usłyszałam strasznie mnie rozczuliło i bardzo dziękuję Bogu, że takich wspaniałych ludzi postawił na mojej drodze.
!!!!!!


środa, 14 października 2015

Dziecko

    Nie mogę się otrząsnąć po rozmowie z siostrą, uch
Przez parę lat mieszkałyśmy blisko siebie, na jednym podwórku więc widziałyśmy co się u kogo dzieje. Ja jestem starsza i wychowywali mnie dziadkowie bo rodzice nie mieli głowy do tego, a Ona miała " normalną rodzinę" mamę, tatę i brata.
     Zadzwoniła do mnie zapytać jak się czuję, opowiedzieć co tam u Niej. Od słowa do słowa wspomniała, że Ją prześladuje sen o domu na Siekierkach, babcia ze snu zapowiada jakieś przykrości. Zupełnie inaczej niż mi  ! ?
      Chciał, nie chciał sięgnęłam pamięcią co tam się działo z Nią.
      Brzuch mnie boli na samą myśl.
      Bidulka, miała potwornego ojca, który ją katował można powiedzieć. Lał ją do krwi niemalże.
      Taką wygłaszał mądrość życiową przy okazji: lepsze bite niż zdechłe.
      Siostra za słabo się uczyła (ciekawe czemu), powiedziała coś co się nie spodobało to lanie.
      Zrobił sobie nawet specjalny sprzęt, pocięty rzemień, bardziej bolało uderzenie.
      Broniła ją matka, babcia, ale nie raz same dostały stając na drodze wymierzonej "dyscypliny"
      Do domu dziadków w ogóle nie wolno jej było chodzić, bo dziadkowie mnie strasznie rozpieszczali, jego zdaniem i to bardzo złe było.
     Gotuje się we mnie jak o tym myślę a co dopiero Ona przeżywa. Myślę, że podświadomie to boli Ją cały czas. Pewnie dlatego przykro Jej i boi się, cierpi do tej pory i dlatego wraca to miejsce we śnie.
     Moja kochana, kap, kap, kap

 A potem słyszę, że w człowieku jest tyle samo dobra co zła.
???????
No dobra.
Powiem nawet więcej, bo się nauczyłam i uwierzyłam: podstawa człowieka jest czysta, jest dobrocią. Tylko, że nie raz mocno to jest ukryte.

Demony, strzygi, głupota mieszają w ludzkim życiu.

Jedni się modlą i może czasem nie można zrobić nic więcej, ale na pewno nie wystarczy tylko patrzeć na to.


   Chciałam napisać, że wystarczy mieć dobrą intencję w życiu.
   Ale wzdrygnęłam się przed takim sformułowaniem. Ten wujo miał dobrą intencję, chciał wychować grzeczne, mądre dziecko, a że sam głupi był i skrzywdził człowieka na lata, to już trudno, tak wyszło. tak?
Jego ojciec był podły i wychował go na ludzi to nie widział w tym nic złego.



Może tylko nie zwrócił uwagi, że on mając 10 rodzeństwa jednak rzadziej dostawał wciry niż jego jedyne dziecko.
Może to, że nie miał złych intencji sprawia, żejeszcze żyje w zdrowiu?
Będzie jeszcze miał okazję zmądrzeć jak nie w tym to w przyszłym życiu.

   

niedziela, 11 października 2015

Sen

  Ale miałam sen.
  Było ciemno, nieżyjący dziadek miał mnie odprowadzić na przystanek. To było w miejscu gdzie mieszkaliśmy kiedyś, do autobusu w ciemnościach się szło więc dla bezpieczeństwa i towarzystwa zawsze ktoś ze mną chodził. Patrzę na zegarek i mówię do dziadka, że już późno i sama pójdę, żeby się nie kłopotał.
I o dziwo On mnie pożegnał i wrócił się.
A mnie za rękę wzięła jakaś mała dziewczynka i poszłyśmy razem.
Przyśniła mi się też babcia ale przez chwilę i niewyraźnie.
Obudziłam się zdumiona ogromnie.
Babcia i dziadek nie żyją od bardzo dawna.
Nie śnili mi się do tej pory. No może nie pamiętam. Ale na pewno jeśli już, to musiało być bardzo rzadko.
Twarz dziadka taka wyraźna.
Jak nigdy, pozwolił mi iść samej.
Mała dziewczynka, nie wiedzieć skąd i kto to.
No ciekawe co to znaczy??
W każdym razie jestem mega zdumiona.
Pewnie niedługo się dowiem zwiastunem czego był ten sen.
Ale się nie boję, dziadkowie mnie bardzo kochali, na pewno nie zrobią mi krzywdy.
Może już definitywnie mnie pożegnali z tamtego świata. hehehe
Teraz tak sobie myślę, że wiara w siebie to życie w moim przypadku.
no, no, niezła teoria :-D
    Piękne słonko świeci i choć nie wychodzę bo się przeforsowałam robiąc decoupage, zesztywniałam boleśnie to poustawiałam kwiatki z balkonu w domu. Okazało się, że kalanchoe, które wynędzniało po przekwitnięciu ma mnóstwo pączuszków. Jestem przeszczęśliwa.
Już fuksja dała popis kwitnienia.
   O tej porze?

Koleżanka zażartowała, ze liście spadają a u mnie maj ;-)

Kiedy szkoliłam się u koleżanki w decoupage, dowiedziałam się, że Ona bardzo bierze do głowy co tu wypisuję. Min. bardzo docenia nauki Tenzina i w wielu przypadkach okazuje się, że tak robiła, tak myślała. Teraz kiedy sobie to uświadamia i zdaje sobie sprawę, że to jej pomaga jest szczęśliwa. Teraz już będzie często tak postępować.
To chyba Tenzin miał na myśli mówiąc, że najważniejsza jest świadomość.
Albo min. to. :-)

Przy okazji pomyślałam sobie, że ważne jest, żeby być świadomym co się robi, w miarę możliwości. Bo oczywiście : "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło" ale robienie specjalnie czegoś złego to chyba nie jest dobre.
Zdarzyło mi się ze dwa razy słyszeć teorię:'nie ma dobra i zła" (coś w tym stylu).
Tak sobie myślę, że trzymają się tej teorii głownie ludzie, którzy zrobili parę niefajnych rzeczy i teraz się usprawiedliwiają przed sobą.
Oczywiście nie trzeba się ciągle winić i udręczać bo to hamuje w rozwoju ducha. Ale dobrze sobie zdawać sprawę, że to co się zrobiło to głupie albo podłe bo to jedyna szansa, żeby nie powtórzyć takiego błędu. Jeśli człowiek nie rozpozna w tym co robi krzywdzenia innych, zrobi to znowu. Tym samym nazbiera sobie złej karmy czyli wróci to do niego co dał.
A szkoda.

Ja tam w każdym razie nie zauważyłam, żebym robiła coś złego. hehe
Pewnie nie wszyscy są tego zdania i ja ze swoim poczuciem niskiej wartości (kiedyś) też bym w to nie wierzyła.
Ale dostałam drugie życie, to chyba najlepiej widać, że mnie tam na Górze cenią za wszystko co robiłam, jakim jestem człowiekiem.  

Tenzin może mówić, że dobro i zło to jedno, ale mało ludzi jest na tym poziomie rozwoju duchowego

sobota, 10 października 2015

Inny wymiar

    Zaczęłam zabawę w decoupage. Przymierzałam się do tego od jakiegoś czasu. Koleżanka, która mnie do tego zachęcała, mówiła, że to proste, łatwe i przyjemne. Ona mnie zna od dłuższego czasu i jest przekonana, że mi się to spodoba i będę miała radochę z pracy.
Pod jej kierownictwem przygotowałam pudełka po kapsułkach do prania, czyli plastikowych, pudełko po butach i słoik po kawie hehe. Dziś pierwszy dzień wyrywania wzorów z serwetek i naklejania.


Jestem zachwycona taką robotą. Strasznie mi się podoba. Jestem ogromnie wdzięczna i zobowiązana koleżance, że mnie tego nauczyła, że mi udostępniła materiały, miejsce, że pozwala mi się u siebie w to bawić, bo nie jest wskazane robić to w małym mieszkaniu z kotami na dokładkę.
Tak mi się decoupage podoba, że zrobię bombki w ten sposób (jeśli koleżanka pozwoli, oczywiście)
Pozwoli, bo Ona też się ogromnie cieszy, że mi takie ozdabianie przypadło do gustu :-D.

     Tak jak sobie obiecałam, byłam dziś na regularnych zajęciach tai chi. O dziwo, poszło mi rewelacyjnie w porównaniu z poprzednim razem. Mimo, że zimno daje już w kość, a dokładnie lewa strona boli bardzo to okazało się, że pewne ćwiczenia już same się robią i to w dodatku poprawnie.
Wpadłam w popłoch, tylko, przy nowym sposobie robienia jakiegoś ćwiczenia. Nie mogłam zapamiętać jak to się robi. Przeraziłam się, że nie będę umiała tego przekazać ludziom na mojej grupie początkującej. Aaa, bo dostałam nową grupę od listopada!! Ale na koniec zajęć już załapałam jak to się robi hehe

    A tak w ogóle od dwóch dni jestem w szoku. Ja bym w życiu nie przypuszczała, że jak uwierzę w siebie to tak diametralnie zmieni się moje życie.
Przede wszystkim nie rozumiałam co to znaczy, że mam uwierzyć w siebie.
Jak to ja nie wierzę?
Co to w ogóle jest?
Dopiero jak mnie olśniło, zrozumiałam co to znaczy.
Dookoła nie zmieniło się nic. 
Tak jak już siebie zapewniałam, dookoła mam mnóstwo życzliwych ludzi,
Robię fajne, pożyteczne rzeczy.
Mam farta, załatwiam sprawy co najmniej nieproste.
Lubią mnie ludzie i .... koty hehe
I teraz na dokładkę jestem szczęśliwa bo pewna, że sobie poradzę cokolwiek mi się nie przytrafi
Radziłam sobie i wcześniej, o czym przypominał mój Anioł Stróż, tylko, że nie widziałam w tym swojej zasługi.
Uzmysłowiłam sobie, że ja ciągle żyłam w strachu. Od kiedy dziadkowie przestali się mną zajmować spotykały mnie co i rusz przykrości. Co i rusz ktoś lub coś podcinało mi skrzydła i nie mogłam się wzbić zbyt wysoko. Bałam się , uj

I teraz, kiedy wreszcie się odbiłam, przypomniało mi się, że na początku pisania bloga, wyraziłam taką determinację, postanowiłam być szczęśliwa hehe
Spełniła się też obietnica instruktorki Carmen: najważniejsza jest intencja. Rób jak umiesz ale z intencją, co chcesz osiągnąć.
Wygląda na to, że wiara w siebie mnie doprowadzi do szczęścia bo przestanę się bać. Nie wiem, czy to niezbyt pochopne stwierdzenie ale powiedziałabym, że już doprowadziła :-D

Póki co przejawia się to w spokoju ducha, radości i odwadze
Słowa jakiegoś mądrego człowieka, że dobrzy ludzie powinni wierzyć w siebie ma dla mnie teraz zupełnie inny wymiar. Wcześniej myślałam o tym jak o gruszkach na wierzbie a teraz cieszę się z tego, bo dopiero teraz będę mogła pomagać ludziom, być wsparciem, radością czyli to co najbardziej lubię robić hehehe

Cud jest tylko albo aż taki, że ja do tego dożyłam

Niesamowite jest, że aż tak musiałam się w łeb pieprznąć, żeby zrozumieć jaką mam wielką siłę.

Ciekawe, kiedy czystą świadomość będzie mi towarzyszyć cały czas ?
Myślę, że niebawem, tylko troszkę się nacieszę sukcesem, który osiągnęłam 


Tak sobie też myślę, że czas mojego buntu, agresji nie był całkiem zbyteczny. Myślę, że dużo osób było przyzwyczajonych i nieźle korzystało z tego, że ja taka grzeczna, potulna, a jak coś chce na pewno to mało ważne albo bez sensu i dzięki temu, że postawiłam ostro parę razy na swoim, zaczęto się ze mną liczyć.
Teraz już nie zależy mi, żeby ktoś podzielał moje zdanie, rozumiał albo lubił. Miło by było oczywiście, ale jak nie to nie, Mogę się nie zadawać jak ktoś nie stara się o to.
Kiedyś byłam cichutko i uszy po sobie.
Trochę się wykłócałam, żeby udowodnić sobie, że potrafię.
A teraz znów mogę być cichutko, ale z pobłażliwości czy też szacunku dla drugiej osoby.
Ale jak trzeba będzie, uszy postawię. hehe 

   



środa, 7 października 2015

Przekonanie

    Wspaniały dzień !
    Właściwie wszystkie dni mam mniej albo bardziej udane, a już na pewno cenne wartości odkrywam niezmiennie. Dziwne, że wcześniej nie miałam takich doświadczeń. Byłam osobą zagonioną, stłamszoną, pełną obaw co będzie jutro, a nawet co kiepskiego będzie jutro, chociaż nie byłam pesymistką Niektórzy mówili, że za dużo oczekuję. No ciekawe czego to za dużo chciałam bo jakoś przypomnieć sobie nie mogę hehe Jedno co przemawiało na moją korzyść i przekonywało do mnie dobrych ludzi to poczucie humoru, niebagatelne poczucie humoru ;-)
    Właśnie Ci serdeczni ludzie, którzy znają mnie od lat, zapewniali, że dużo potrafię, że zdolna jestem, pracowita i tyle razy sobie radziłam w beznadziejnych sytuacjach, że poradzę sobie ze swoja słabością tym razem. Pewni są, że w końcu uwierzę w siebie, dotrze do mnie ile potrafię się nauczyć, ile umiem, ile rozumiem.
 hehehe Pomyślałam najpierw, że nie wiem co to znaczy: uwierzyć w siebie, Po czym zaczęłam pisać o uświadomieniu sobie ile wartościowych cech mam i że to jest właśnie wiara w siebie.
I ja już wierzę w siebie.
   Po raz kolejny załatwiłam sprawy nieprzeciętne, niebagatelne. Mało tego, przy organizacji wykazałam się nie lada bystrością, inteligencją, pomysłowością.. itd, itp dostałam dużo pochwał i podziwów.. Pewnie dlatego, że nikt od mnie tego nie wymagał, a tym bardziej nie spodziewał bo raczej byłam trochę wycofaną osobą. A tu nagle wybuch takiej kreatywności.
    O przypomniało mi się, że mój nauczyciel Tenzin, mówił o tym, że kreatywność wprowadza radość. Podeszłam do zadań na zasadzie zabawy, spróbuje, zaszaleję, przynajmniej nie będę się denerwować jak się nie uda. A ponieważ zrobiłam rzeczy naprawdę karkołomne, efekty też są nieprzeciętne i przynoszące duże korzyści. W każdym razie więcej z tego będzie niż gdybym nie zrobiła nic.
    Oczywiście to, że miałam taki pomysł to nie jest kwestia zwyczajna, nie wszystkim by to przyszło do głowy, tak mnie nagle olśniło. Nie wiem też czy efekt będzie aż tak zachwycający, ale samo to, że zaczęłam działać, że mam chęć coś robić, próbować, jest największą dla mnie satysfakcją. Dziś, siódmego dnia miesiąca uwierzyłam w siebie, a nawet zaufałam sobie. :-D Co prawda w tekście ulubionej piosenki jest: zaufaj sobie jeszcze raz", a ja zaufałam sobie chyba pierwszy raz (a może wcześniej na to nie zwracałam uwagi) to może tym większa wartość tego osiągnięcia.
     Pytam mojej kumpeli: skąd wie, że mi się uda?, a Ona na to:" bo tak"
     Przekonała mnie
     I najwyraźniej miała rację hehehe
   
    Podbudowuje mnie bardzo też fakt, że osoby, które poznałam po wypadku, czyli będąc w strasznej dupie psychicznej, jakimś cudem też mnie lubią, doceniają co robię, doceniają jakie postępy nastąpiły na przełomie ostatnich miesięcy. Oczywiście nie bez znaczenia jest fakt, że mam z kim kawę wypić że mam z kim porozmawiać. Na dokładkę zaprzyjaźniłam się z osobą, która mnie zachęca, uczy i pomaga robić różne fajne rzeczy. Nauczyła się filcować, żeby mnie nauczyć, bo pomyślała, że może mi się spodobać taka robota a na pewno będzie rehabilitacją dla usprawnienia prawej ręki. Niesamowite :-D
     Filcowanie jeszcze nie jest dla mnie łatwe a co za tym idzie przyjemne ale za to pasją moją jest robienie aniołków, do których Ona mnie zachęciła (jajołków, jak to nazwała kumpela, bo robię je na jakach ze styropianu). Zaczęłam na Wielkanoc i tak robię do dziś, bo mi się to podoba i ludziom też.
      A teraz przyucza mnie do dekupażu. Pewnie bombki zrobię tą metodą bo bardzo mi się podoba co robi i przy okazji prezenty pod choinkę będę miała.
      Zrobiłam mam nadzieję dużo, wystarczająco, żeby teraz odpocząć. Koniecznie muszę wrócić do regularnego ćwiczenia. W poniedziałek byłam na zajęciach i ku rozpaczy poczułam jak znów jestem sztywna, spięta. Więc jutro to już koniecznie poćwiczę.
      I koniecznie muszę zacząć robić dekupaż...
Pojadłam truskaweczek w niedzielę :-D

sobota, 3 października 2015

Uff

Udało się!
Po raz kolejny przygotowałam ze znajomymi rzeczy dla "Wspólnymi siłami".
Znajoma wymieniała łóżko i zaproponowała, że odda stare ale niezniszczone matkom. I tak się zaczęło. hehe.
Niestety nie miałam pieniędzy, żeby wynająć samochód więc nie mieliśmy możliwości tego zawieść. Znajomy na zajęciach tai chi słyszał naszą rozmowę i zaproponował, że załatwi samochód. On sam już tam był i wie jak wsparcie im potrzebne więc chciał pomóc. Super. Ucieszyłam się ogromnie. Przy okazji umawiania się na transport łóżka zgłosiło się kolejnych parę osób do przekazania rzeczy itp. Min moja pani stomatolog dała maszynę do szycia w dobrym stanie.Z dnia na dzień ludzie dowozili rzeczy, produkty spożywcze, artykuły higieniczne. W czwartek np z Metra odbieraliśmy z synem rzeczy dla dzieciaczków, trzy wielkie torby. hehe Zbiórka pełną parą. Czekałam tylko na telefon z konkretną godziną, o której przyjedzie samochód.
Pół do dziesiątej wieczorem dzwoni telefon. Kolega poinformował, że mierzy dostępny samochód i konkretnie wymiary łóżka prosi. To ja dzwonie do koleżanki. Ona mówi takie i takie. Oddzwaniam, mówię co wiem, Kolega jeszcze wysokość chciał poznać i co się odkręca, rozkłada w tym sprzęcie. Dzwonię ponownie, dowiaduje się. Informuję kolegę a On na to......, że się nie zmieści.....
Krew mi odpłynęła do pięt.
To łóżko w ogóle sprowokowało organizowanie transportu, tyle rzeczy się zalazło, niespodziewanie tyle osób się zaangażowało.
Za chwilę kolega uspokajał, że zawiozą wszystko, jakoś zabezpieczą niedomknięte drzwi, będzie dobrze.
To naprawdę było wspaniałomyślne z jego strony.
Tak się cieszę, że poznałam takiego dobrego człowieka. A w ogóle to uczył się u mnie Taoistycznego Tai Chi, więc tym bardziej cieszę się, że tak mu się spodobało jak ja uczę i czego uczę hehehe.
Mimo wszystko zdenerwowanie zaowocowało bólem brzucha.
Jakoś świadomość, że "wszystko będzie dobrze" nie uspokaja natychmiast a nawet trochę irytuje. Za to uspokoiło mnie poczucie, że zrobiłam wszystko co mogłam i ludzie też, reszta w rękach Boga.
I dzięki temu spałam spokojnie.
Uświadomiłam sobie, że często stras rodzi się wtedy gdy się liczy na cud, czyli nie zrobi się samemu zbyt wiele. Tym razem miałam o jeden stres mniej :-D Ale zależało mi bardzo, żeby to pojechało.
W każdym razie zrobienie tyle ile można w danej sytuacji, przede wszystkim sprawia, że jest ogromna szansa powodzenia. A jeśli niestety tak się nie stanie to przynajmniej ma się czyste sumienie a co za tym idzie spokój.
Na drugi dzień cały samochód został zapakowany po sufit. Kwiatki stały pod nogami pasażera :-D
Zostały wózki i rzeczy po dzieciaczkach mojej siostry ale to może bliżej świąt z cistami i cukierkami dla dzieci się spakuje i zawiezie.
Ale o tym to na razie nie chcę myśleć, muszę odpocząć hehe
 
Przypomina mi się, ze czasem tak człowiekowi na czymś zależy, że trudno się pogodzić z porażką.
Mam takie lęki, że coś nie pójdzie po mojej myśli, staram się zaufać w powiedzenie mojej babci: nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Uczę się godzić się z losem i zauważać te rzeczy, które nieoczekiwanie przyniosły dużo korzyści. I nauczę się w końcu, przecież intencja jest najważniejsza..
Optymistycznie mnie nastraja fakt, że odnoszę dużo sukcesików, że mam szczęście więc jest duża szansa, że będzie tak dalej. Tak też sobie myślę, po tych wszystkich przejściach, nie mam jakiś wygórowanych ambicji, zachcianek. To że mi się powiedzie może przynieść korzyści i innym, a takim szczęście sprzyja  :-D

Właśnie poznałam kolejną super osobę. Kobitka, taka delikatna ale psychicznie herod baba i mądra. Na pewno czegoś się nauczę. Przecież nie bez powodu stanęła na mojej drodze!