poniedziałek, 16 listopada 2015

Spakowana :-)

    Jestem gotowa. Zapakowane ubrania, buty, książki, aparat,  kijki do nordic walking i ..... serwetki.
Nie mogłam się oprzeć i zabieram rzeczy do przygotowania decoupage. Jak będzie lało i nie będę wychodzić to sobie powyrywam obrazki. To taka frajda. Kto by pomyślał?
 Po raz setny sprawdziłam, czy mam okulary ! hehe 

Mam nadzieję, że doczekam kwiatuszków fuksji!

Kalanchoe właśnie zakwitło


Super są te moje koty! 
Zatęsknią?



Syn obiecał dbać o dom. Marcinia też !
Już jestem spokojniejsza. Zwłaszcza, że tyle osób mi życzy udanego sanatorium.
No to musi być, wszystko dobrze !!
 hehehe


niedziela, 15 listopada 2015

Przygotowania

    Na ratunek przyjechała wczoraj moja Marcia kochana. Wyżaliłam się przez telefon, a Ona przyjechała z ciasteczkami i z dobrym serduszkiem.


Spodziewałam się przyjazdu ale nie tak szybko hehe. Dzięki Niej już jestem spakowana.
Wszystko mi poprasowała i ułożyła w walizce. Dzięki wyjazdom na obóz, nabrała umiejętności zmieszczenia dużych ilości rzeczy do plecaka, co się teraz bardzo przydało. O dziwo nawet kijki zabiorę :-)

Wyściskałam Ją, ucałowałam, wzruszyłam się bardzo, popłakałabym, gdybym miała łzy, ze szczęścia.
Natchnęła mnie nadzieją, uspokoiła tłumacząc, że musimy odpocząć od siebie z synem i jak wrócę znowu będziemy dla siebie serdeczni i wyrozumiali.
Uwierzyłam Jej na szczęście hehe

Uwieńczeniem dnia była kolacja, którą zrobił syn.
W dodatku był miły, uśmiechał się i przeprosił za swoją opryskliwość i chamstwo.
Fajnie, mam nadzieje, że do wtorku tak już będzie i zapakuje mnie do pociągu bo walizka jest ciężka i duża i sama na pewno nie dam rady.
 Ciekawe jak ja z tego pociągu wysiądę? łoj 
A tam. Najważniejsze, że planuję spacery. Kupiłam też kostium do pływania więc na pewno pójdę na basen, może i do sauny. Ja to nigdy nie lubiłam kąpieli w basenie bo zimno mi ale wszyscy mówią, że to zdrowo. No skoro już kostium mam to spróbuje, może akurat odkryję w tym przyjemność.
Może i to się zmieniło hehe







sobota, 14 listopada 2015

Jelenia...

  Za dwa dni wyjeżdżam do długo oczekiwanego, upragnionego sanatorium.
Papiery złożyłam prawie dwa lata temu, już zdążyłam zapomnieć, że mnie takie szczęście może spotkać. No ale wreszcie się doczekałam !!
Jak na złość, od paru dni pada, wiatr silny wieje więc nie mam siły z łóżka wstać. Dziś musiałam się ruszyć pakować walizkę, przygotować rzeczy na 3 tygodnie. Zaczęłam już wesoło myśleć o wycieczkach, basenach, zabiegach, które mnie wzmocnią i może odkryję co najbardziej pomaga na ból. Zaplanowałam sobie zabranie kijków do chodzenia, żeby pozwiedzać jak najwięcej i zaczerpnąć górskiego powietrza. Nigdy nie byłam w Jeleniej Górze więc będzie bardzo miło zobaczyć to miejsce.

Entuzjazm prysł już. Zaczęłam się pakować. Walizka duża a i tak nie mieszczą się wszystkie rzeczy, o kijkach to w ogóle mowy nie ma. buuu. A jak ja to wszystko tam zataszczę to zupełnie nie wiem. 
Na dokładkę syn mi strasznie działa na nerwy.

Wszystko mnie denerwuje. Zwłaszcza, że teraz kiedy potrzebuje upewnić się, że zostawiam dom pod dobrą opieką, na każdym kroku przekonuje się, że niekoniecznie.
Dziś np syn nalał sobie dużo wody do wanny. Na szczęście weszłam i zakręciłam kran. Mówię, że musi uważać, żeby nie zalać sąsiada, a On mi na to beztrosko, że zapomniał po prostu, nie ma się co martwić.
Jego kolega spalił mieszkanie bo zasnął, niechcący. i trudno, zdarza się...

No ciekawe, jakoś mnie to nie uspokaja!

No trudno, będzie co będzie, ale chciałabym mieć do czego wrócić.

Wszystko mnie boli, nie mam siły jechać i jeszcze boję się.

Płakać mi się chce

sobota, 7 listopada 2015

Ale jaja !

 Boję się ale napiszę.
Wczoraj spotkała mnie bardzo niemiła niespodzianka. Ktoś kto czytał mojego bloga i pewną moją wypowiedź wziął za usprawiedliwienie swoich działań. Tak jakbym usłyszała: że sama jestem sobie winna, jestem takim a nie innym człowiekiem i nie wszystkim się muszę podobać.
  Z ciężkim sercem już się z tym pogodziłam, ale robienie krzywdzących mnie rzeczy wielokrotnie to podłość i jednak chcę, żeby się o tym świat dowiedział ku przestrodze.. Sprawiedliwość jest, i jak nie w tym to w następnym życiu zapłacimy za to co zrobiliśmy. Tak za dobre, jak i za złe dostaniemy zapłatę. Wróci to co dajemy, tak mówią :-D

Nie sądziłam, że moja dobra wola, chęć wybaczenia i nie życzeniu innym źle, będzie wykorzystane przeciwko mnie.
No ale cóż.
Utwierdza mnie to w przekonaniu, że mądrość i nauka Tenzina, że najważniejsze jest współczucie nie jest dla wszystkich zrozumiałe. Zwłaszcza przykre, że niektórzy ludzie często silą się na wypowiedzi na ten temat a sami rozumieją z tego niewiele. Albo robią na zasadzie: tak, tak, ja wiem, ale teraz jest inna sytuacja, muszę zrobić tak, żeby sobie czegoś nie popsuć. Po współczuwam a nawet pomogę jak będę mógł, czyli jak nie będę miał fajniejszych rzeczy do roboty czyli jak mi się zechce.

A dopiero co usłyszałam wypowiedź Dalajlamy: drogą do szczęścia jest współczucie.

Ja tam już jestem szczęśliwa trochę, a na pewno będę coraz bardziej aż po wieki.
Zrobiłam dziś pierwsze świeczniki decoupage ze słoiczków po koncentracie pomidorowym i majonezie. I jedną szklankę z prl-u znalazłam i nakleiłam motylki hehe


  Tak sobie pomyślałam, że to też może być wykorzystane na dowód, że sobie radzę i pomagać mi nie trzeba za dużo.
Ale w sumie nie zamierzam oszukiwać i udawać. Radzę sobie, na szczęście chodzę, usprawniam ręce, myślę i nie wymienię tego na nic w świecie.
Nawet doszłam do wniosku, że musiałam się tak porządnie w łeb walnąć, żeby się otrząsnąć z jakiegoś amoku. Może musiałam mieć ten wypadek, żeby zrzucić przekleństwo, które nade mną wisiało?. Przez wiele lat, byłam stłamszona, zaszczuta, słysząc głównie, że przesadzam, nie rozumiem jak trzeba a nawet, że jestem straszną egoistką hehehe

Tyle dobrego sobie widocznie nazbierałam, żeby dostać drugie, lepsze życie, Tyłek bardzo boli czasen, noga drętwieje, ręce mało sprawne ale jeśli tak była cena, żeby zmądrzeć to warto było!!!

Ja tam nie chcę żadnej łaski ale już postarać się o, spełnienie moich potrzeb, potrafię.
Jak nie tak to inaczej, spełnię  "marzenia" niewielkie hehe.

Ale może już zapłaciłam za to, zobaczymy?
Może to jest dopiero rozgrzewka przed osiąganiem prawdziwych sukcesów?
Na szczęście nie postrzegam wagi tylko materialnych dóbr.
Jeśli będzie trzeba czegoś innego doświadczyć dla rozwoju duchowego to jestem gotowa.
Spoko, tylko co jakiś czas obiad bym chciała dobry zjeść.
Ojej, to takie prozaiczne.. hehe

Nie mogę się nadziwić, że tak się odmieniłam.
O, ale poczucie humoru to mam po staremu, hhehe

I już się niczego nie boję.
Tak jak Tenzin uczył; Zdać sobie sprawę konkretnie co niepokoi, co smuci to rozwiewa problem.


Muszę mu kiedyś napisać o tym, że Jego nauka nie zawsze idzie w las :-D

środa, 4 listopada 2015

Dlaczego parter nazywa się parter ?

Zapytało dziecko swoją mamę.
hehehe
Moja koleżanka powiedziała dziś, że czasem ja zadaję tego typu pytania.
To pewnie dlatego, że wielomiesięczna terapia psychologiczna zmusiła mnie do rozmyślania nad różnymi rzeczami. Mogę powiedzieć, że zmusiła mnie w ogóle do myślenia.
Nie wiem o co się dziś spytałam ale chciałam opowiedzieć o ostatnim sukcesie. A mianowicie, ucieszyłam się, że umiem już słychać co się do mnie mówi.
Na ogół wszelkie rozmowy naprowadzały mnie na smutne wspomnienia, rozpamiętywania co się wydarzyło, albo wymądrzania się, bo sporo przeszłam, sporo zmieniłam w postrzeganiu świata czyli mam dużo do powiedzenia.
Koleżanka uspokaja, że nie jest tak źle. Ona się cieszy, że Jej opowieść komentuję, dopytuję się albo coś powiem co daje do myślenia. Czuje się wysłuchana a nawet zrozumiana. hehe. Bardzo to miłe.
Ale wczoraj inaczej słuchałam co mówi inna osoba. Bez komentarza, bez oceny wypowiedzi, po prostu zaakceptowałam wszystko co usłyszałam.
I dzięki temu poczułam serdeczność prawdziwą.
Oczywiście ludzi życzliwych spotykam na swojej drodze bardzo dużo i wiem o tym ale wczoraj wzruszyłam się ogromnie. Może dlatego, że nie spodziewałam się aż takiej sympatii? A może dlatego, że usłyszałam co ktoś mówi a nie "wiedziałam" co ktoś powie. A to naprawdę różnica.
Tak jak poczuć a wiedzieć bo się przeczytało w książce.
Skomplikowane hehe ale mam nadzieję, że jak przeczytam o tym za jakiś czas, będę wiedziała o co chodzi.

Zrobiłam Jej już bombkę z Mikołajem w saniach. Mam nadzieję, że utrafiłam w gust.


Wczoraj poprowadziłam zajęcia tai chi. Przypomniałam sobie jaką sprawia mi radość doprowadzenie do uśmiechu wielu osób. Wychodząc do domu wszyscy mieli wesołe oczy.

Wieczorem wpadł mi w ręce fragment książki: ludzie czasem źle życzą innym i to szkodzi bo wytwarza się zła energia.
Tak sobie pomyślałam, że mnie dużo ludzi dobrze życzy i dzięki temu jest w okół dobra energia. Dużo dobrej energii bo mnie się tyle rzeczy poprawiło a słyszę też, że tym, co są blisko mnie też. hehe
Np. pierwsze 40 bombek mam już zrobionych, teraz lakieruję.
Strasznie mi się podoba ta robota i taka jestem szczęśliwa, że moje ręce tak się usprawniły.
Do tej pory to nie pisałam ręcznie bo tak nabazgrałam, że rozczytać nie mogłam a dziś napisałam nawet parę zdań. Też nabazgrałam ale dało się rozczytać. hehe




poniedziałek, 2 listopada 2015

Decoupage

     Tak bardzo się cieszę. Moja koleżanka wraca do zdrowia. Dostałam maila z wiadomością, że najgorsze już za Nią. Siły wracają i po Nowym Roku planuje powrót na zajęcia tai chi, hehehe.
Od razu i mnie siły wróciły, z rozpędu zrobiłam 20 donju ciurkiem i 20 brzuszków (brzuszków zaniechałam już dawno, super, że mi się przypomniało :-) ).
      Wprawiona w dobry nastrój zwróciłam uwagę jak wiele zadziało się w moim zdrowiu, w koordynacji, w cierpliwości hehe. A wszystko to dzięki zajęciach decoupage.
       Jakiś czas temu, koleżanka zachęciła mnie do robienia decoupage. Mam niesprawne ręce, więc mówię: nie, nie dam rady. Rozżaliłam się, bo bardzo mi się podoba to co Ona robi i zasmuciło mnie, że ja nie tak nie zrobię. Koleżanka przekonywała, że tu nie może się nic nie udać, wszystko można wykorzystać (skądś mi znajoma dewiza życiowa, hehe), to domalować, to zamalować, to dokleić,
       No to spróbowałam.
Na początku to nie mogłam kreski prostej zrobić, a teraz udaje mi się obrysować i wydrzeć wzory z serwetek. Oczywiście zajmuje mi to duuuużo czasu, ale to akurat mam.
 I tak cały dzień spędziłam na wyrywaniu motylków


     Na koniec wyrwałam jeszcze mikołaje, bo strasznie śmieszne i na bombkach będą naklejone
Mam zrobione już dwie rzeczy. Ozdobiony słoik ( córka twierdzi, że wszyscy poznają po jakiej to kawie hehe) i koszyk zdezelowany (już teraz wiem po co go trzymałam).
       

 Wszystkiego tego dokonałam dzięki koleżance, która uczy, udostępnia wiele rzeczy, których nie mogłabym sobie kupić, udostępnia miejsce, ale przede wszystkim pomaga. Bo to nie jest dla mnie takie proste. Oczywiście dużo już potrafię ale jednak czasem trzeba coś przytrzymać, chce się coś równo umieścić, czasem coś się podwinie niechcący. I wtedy ratuje koleżanka :-D. Najbardziej cenne jest wyprostowywanie sklejonych wzorków, np dobrze, żeby mikołaj miał dwoje oczu a nie jedno po prawej stronie.hehehe
Dzięki Niej, mam nową pasję, radość i sukces. A nic tak nie wzmacnia człowieka jak odnoszenie sukcesu hehehe.
A jeszcze ta koleżanka tak miła powiedziała kiedyś: idziemy małymi kroczakami do przodu, ale ty to robisz kroki siedmiomilowe hehehe Strasznie Ona serdeczna!!
Tak, myślę, że jeszcze niedawno, sama nie mogłam chodzić, a teraz już robię fajne rzeczy własnymi rękami, co po krwiaku w mózgu było rzeczą mocno wątpliwą więc odniosłam sukces.

Ale to przede wszystkim jest sukces koleżanki, to wszystko stało się dzięki Niej!!!