środa, 30 listopada 2016
Dla zabawy :-)
Pada śnieg.
Nie poszłam na ćwiczenia, blee
Obiecałam sobie, ale nie dałam rady. Żeby nie być zupełnie stratna, ćwiczę czytanie i ....brzuszki, ;-)
Syn mnie motywuje do wyćwiczenia płaskiego brzucha, swoim wyglądem. Wypracował sobie takie mięśnie, że budzi powszechny podziw, a czasem nawet dech zapiera :-) więc coś tam i mi się uda.
Od dwóch miesięcy zwiększyłam ilość powtórzeń do 30.
Robię też donyu na kręgosłup, ale nie udaje mi się bić rekordów. Wszystko boli niezmiennie. I tak nie mam wyjścia bo wierzę, że dzięki temu w końcu puści.
Na ostatniej wizycie u logopedy zostałam pochwalona, że lepiej mówię i pani dała kolejne ćwiczenia do trenowania. Dostałam zdania do czytania. Okazało się, że mamy w domu niezłą radochę dzięki temu, że czytamy na głos i na zmianę.
Parę zdań podam, żeby i na waszych buziach uśmiech zagościł przy wyginaniu języka.
1.Teatr gra w grotach Dekamerona grom gruchnął w konar rododendrona.
2.Drgawki kawki wśród trawki-sprawą czkawki te drgawki.
3.Naiwny nauczyciel licealny nieoczekiwanie zauważył nieostrożnego ucznia, który nieumyślnie upadł na eukaliptus.
4. Krab na grab się drapie, kruchą gruchę ma w łapie.
5. Raz dywizja telewizji pomagała szukać wizji, a znalazłszy ją w Kirgizji, domagała się prowizji.
A na tym to wszyscy polegli. Wszystkich odwiedzających prosiłam o przeczytanie i wszyscy się ubawili. To na pewno można zalecić jako lekarstwo na zły humor :-)
6. Rozrewolwerowany rewolwer na rewolwerowej górze rozrewolwerował się.
Mam zdań na razie 79 i trzy wierszyki. Mała Miki to by miała zabawę.
Od samego napisania 6 już z sił opadłam.
Ale zabawa jest przednia.
Do jutra-burto kutra!
:-))
niedziela, 27 listopada 2016
Kolory
Dzisiaj pada deszcz nad Warszawą. Słabo się czuję ale już zrobiłam bardzo ważną rzecz i weselej mi na duszy. Przeprosiłam, co prawda przez telefon, osobę, na którą obraziłam się jakiś czas temu. Wczoraj, komuś pisałam, jaka to ulga, kiedy zamiast złości, pomyśli się ze współczuciem o jego działaniach i dotarło do mnie, że przecież do siebie mogę to zastosować, hehe
I zastosowałam, hurrra:-)))
Bardzo pomocny jest fakt, że już się nie boję porażki, że ktoś też nadal będzie urażony i będzie miał gdzieś moje przeprosiny. Z szacunku do siebie, zrobiłam co zrobiłam, nie bacząc jak ktoś to odbierze i czy ma rację.
...... ale fajnie, że mnie na to stać :-))
Od razu, przypomniało mi się, jaki świat jest piękny, nawet z okna, za którym siedzę często i tylko popatrzeć mogę. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, jaki to dar, że widzę tyle wspaniałości. I tak myślę, że z każdego miejsca można mieć niepowtarzalne, wspaniałe widoki.
Zobaczenie takich, każdemu, serdecznie życzę!!!
Jakiś czas temu spadł śnieg na chwilę.
I cały dzień słonko świeciło...
Taki kolor niebo przybrało :-) Prawda, że niesamowity?!
Innego dnia ostre słonko opromieniło blok
Za chwilę schowało się za chmury. Różnica ogromna. Z chwili na chwilę zrobiło się smutno.
A za jakiś czas.... :-))))
Ogromnie mi się spodobała kompozycja drzewka koloru musztardowego (podobno to taki kolor) i błękitnego znaku P. Wam tez się podoba?
Już się rozpogadza.
Zapowiada się ...wspaniały dzień. Umówiłam się z siostrą,że dziś Miki ze mną porozmawia przez telefon. Tak się cieszę!! Mam nadzieję, że mnie nie zatka ze wzruszenia.łoj
I zastosowałam, hurrra:-)))
Bardzo pomocny jest fakt, że już się nie boję porażki, że ktoś też nadal będzie urażony i będzie miał gdzieś moje przeprosiny. Z szacunku do siebie, zrobiłam co zrobiłam, nie bacząc jak ktoś to odbierze i czy ma rację.
...... ale fajnie, że mnie na to stać :-))
Od razu, przypomniało mi się, jaki świat jest piękny, nawet z okna, za którym siedzę często i tylko popatrzeć mogę. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, jaki to dar, że widzę tyle wspaniałości. I tak myślę, że z każdego miejsca można mieć niepowtarzalne, wspaniałe widoki.
Zobaczenie takich, każdemu, serdecznie życzę!!!
Jakiś czas temu spadł śnieg na chwilę.
Ale już zachodzące słonko widać :-)
Rano takie niebo zobaczyłam
I cały dzień słonko świeciło...
Taki kolor niebo przybrało :-) Prawda, że niesamowity?!
Innego dnia ostre słonko opromieniło blok
Za chwilę schowało się za chmury. Różnica ogromna. Z chwili na chwilę zrobiło się smutno.
A za jakiś czas.... :-))))
Ogromnie mi się spodobała kompozycja drzewka koloru musztardowego (podobno to taki kolor) i błękitnego znaku P. Wam tez się podoba?
Już się rozpogadza.
Zapowiada się ...wspaniały dzień. Umówiłam się z siostrą,że dziś Miki ze mną porozmawia przez telefon. Tak się cieszę!! Mam nadzieję, że mnie nie zatka ze wzruszenia.łoj
czwartek, 24 listopada 2016
Daleko stąd
Ostatnio ogromna tęsknota mnie ogarnęła za moimi siostrzeńcami i siostrą, którzy mieszkają od dwóch lat na Sardynii z tatą. W listopadzie dwoje z nich ma urodziny.
Najbardziej zżyta jestem z Miki. Urodziła się jako wcześniak, więc trzęśliśmy się o Jej zdrowie.
Stasio, dla odmiany, był i jest byczy chłop.
Byłam przy nich od pierwszych dni, ale tak się złożyło, że pierwsza opiekowała się mną mała Miki. Zaglądała do mnie do łóżka i co rusz pytała jak się czuję?. Potem dopiero odwdzięczyłam się i zatroszczyłam ja o dziecko. Był czas, że smutek zamieszkał w Jej serduszku i musiałam się porządnie nagimnastykować, żeby uśmiech zagościł na buziaku. Po jakimś czasie zaczęła się śmiać :-)
A kiedyś wracając z placu zabaw, Miki nagle mówi
-wiesz co ciociu?
-no co?- pytam
-kocham Cie, ciociu!!
Do tej pory ściska mnie w gardle.
Od tego czasu, często była radosna, promienna czyli szczęśliwa :-)
Stasio za to upodobał sobie starszego o...20 lat brata, hehe
To już duże dzieci. Dostałam zdjęcia to sobie popatrzeć mogę jak urosły i jak im jest.
Miki nadal jest często poważna, taki charakter widocznie, ale kilka wesołych minek "złapali" na fotografii.
Bycie starszą siostrą to też poważna sprawa, przecież ! :-)
Misia z najmłodszym braciszkiem.
Prawie nie znam Smyczka, wyjechali jak miał ze dwa miesiące. Słyszałam, że bardzo pogodny chłopczyk. Śmieje się do wszystkich i nie boi się :-)
Obchody jakiegoś ważnego święta kościelnego.
Procesja
Byłam w tym kościele.
Nieopodal w parku..
Wieczorem zabawa.
Kiedy pierwszy raz pojechałam do siostry, Miki mnie oprowadzała, tłumaczyła co dziadkowie mówią przy stole. I tak sama z siebie wpadła na to, i spowodowała że nie czułam się osamotniona. A miała ze cztery lata. To wróży, że będzie z niej wielka pociecha !
W zimowej kurtce i czapie to już Misia nie chodzi, hehe na pamiątkę ma zdjęcie.
Mama przywiozła od Miki obrazki dla każdego z nas specjalnie narysowane.
Ja dostałam .taki
Niesamowite, że po dwóch latach, pamiętała, że jeden kot, mały, siedzi na lodówce wysoko bo się bał dużego. Między mną a Miki jest serduszko. Jest drabinka, którą mi zrobiono do ćwiczeń. Tyle szczegółów Obrazek jest podpisany dla kogo. Misia nie pamięta jak się pisze po polsku Marzenka, hehe ale pamiętała, że się przytulamy (nie dusimy) :-)
Na każdym obrazku jest pełno serduszek. Najwidoczniej kocha nas bardzo :-))))
A jaki piękny obrazek Marysia dostała :-)
Najbardziej zżyta jestem z Miki. Urodziła się jako wcześniak, więc trzęśliśmy się o Jej zdrowie.
Stasio, dla odmiany, był i jest byczy chłop.
Byłam przy nich od pierwszych dni, ale tak się złożyło, że pierwsza opiekowała się mną mała Miki. Zaglądała do mnie do łóżka i co rusz pytała jak się czuję?. Potem dopiero odwdzięczyłam się i zatroszczyłam ja o dziecko. Był czas, że smutek zamieszkał w Jej serduszku i musiałam się porządnie nagimnastykować, żeby uśmiech zagościł na buziaku. Po jakimś czasie zaczęła się śmiać :-)
A kiedyś wracając z placu zabaw, Miki nagle mówi
-wiesz co ciociu?
-no co?- pytam
-kocham Cie, ciociu!!
Do tej pory ściska mnie w gardle.
Od tego czasu, często była radosna, promienna czyli szczęśliwa :-)
Stasio za to upodobał sobie starszego o...20 lat brata, hehe
To już duże dzieci. Dostałam zdjęcia to sobie popatrzeć mogę jak urosły i jak im jest.
Miki nadal jest często poważna, taki charakter widocznie, ale kilka wesołych minek "złapali" na fotografii.
Bycie starszą siostrą to też poważna sprawa, przecież ! :-)
Misia z najmłodszym braciszkiem.
Prawie nie znam Smyczka, wyjechali jak miał ze dwa miesiące. Słyszałam, że bardzo pogodny chłopczyk. Śmieje się do wszystkich i nie boi się :-)
Obchody jakiegoś ważnego święta kościelnego.
Procesja
Byłam w tym kościele.
Nieopodal w parku..
Wieczorem zabawa.
Kiedy pierwszy raz pojechałam do siostry, Miki mnie oprowadzała, tłumaczyła co dziadkowie mówią przy stole. I tak sama z siebie wpadła na to, i spowodowała że nie czułam się osamotniona. A miała ze cztery lata. To wróży, że będzie z niej wielka pociecha !
W zimowej kurtce i czapie to już Misia nie chodzi, hehe na pamiątkę ma zdjęcie.
Mama przywiozła od Miki obrazki dla każdego z nas specjalnie narysowane.
Ja dostałam .taki
Niesamowite, że po dwóch latach, pamiętała, że jeden kot, mały, siedzi na lodówce wysoko bo się bał dużego. Między mną a Miki jest serduszko. Jest drabinka, którą mi zrobiono do ćwiczeń. Tyle szczegółów Obrazek jest podpisany dla kogo. Misia nie pamięta jak się pisze po polsku Marzenka, hehe ale pamiętała, że się przytulamy (nie dusimy) :-)
Na każdym obrazku jest pełno serduszek. Najwidoczniej kocha nas bardzo :-))))
A jaki piękny obrazek Marysia dostała :-)
poniedziałek, 21 listopada 2016
Coraz bliżej święta,..... :-)
Już od jakiegoś czasu robię choinkowe ozdoby z pozostawionych resztek. Postanowiłam choinkę udekorować tylko własnymi ozdobami bo coraz lepiej mi szło tworzenie niepowtarzalnych "bombek". Tak się rozpędziłam, że chociaż robię powoli, zrobiła się już spora gromada, będę mogła obdarować rodzinkę.
Zainspirowały mnie wielokrotnie twórczynie blogerki..
Najbardziej podziwiam Janeczkę z http://janeczkowo.blogspot.com, która jest wzorem pracowitości, talentu i artyzmu. Polecam aby zajrzeć na Jej bloga, bo z Nią nawet ciasto można pyszne upiec :-)
Ale tak szczerze to, prawie od początku mojej blogowej przygody jest moim sprzymierzeńcem. Okazało się, że takie wsparcie jest mi ogromnie potrzebne. Nie spodziewałam się, nie oczekiwałam, że ktoś się zainteresuje moim losem A tu, nagle, poczułam dobroć, życzliwość czyli wielkie serce w wirtualnym świecie. hehe.
Janeczka jest świadkiem mojej wielkiej przemiany.
Mam nadzieję, że ja inna, dam się lubić jeszcze bardziej. Ale to nigdy nie wiadomo, hehe
I tak, będę zawsze Jej wdzięczna !! I mam nadzieję, że przyniosę szczęście :-)
Uch, wzruszyłam się..
Ogromnie też jestem zobowiązana Zurineczce , dzięki której zaczęłam pisać bloga i nieoczekiwanie stało się to terapią dla mnie. W późniejszym czasie nauczyła mnie decoupage, filcowania i nie wyrzucania niczego, hehe bo coś na pewno da się z tego zrobić. I tak stałam się TWÓRCĄ. :-) A przede wszystkim, dzięki temu, usprawniłam znacznie ręce!
Najnowsze dwie ozdoby, powstały z nieudanych kul na lampki (nie wiem jak to fachowo nazwać). Mimo wszystko było je żal wyrzucić, bo to niełatwa rzecz do zrobienia.
Tu ufilcowałam różne kwiatuszki
Wczuwając się w klimat zaczął kwitnąć grudzień
Mikołaje już czekają...., trochę nietypowe, ale mają swój urok, hehe
Będą też koty.
Gdzie ja tą choinkę sobie postawię?
A, na pewno coś wymyślę .. :-)
Powodzenia !!! :-)
Zainspirowały mnie wielokrotnie twórczynie blogerki..
Najbardziej podziwiam Janeczkę z http://janeczkowo.blogspot.com, która jest wzorem pracowitości, talentu i artyzmu. Polecam aby zajrzeć na Jej bloga, bo z Nią nawet ciasto można pyszne upiec :-)
Ale tak szczerze to, prawie od początku mojej blogowej przygody jest moim sprzymierzeńcem. Okazało się, że takie wsparcie jest mi ogromnie potrzebne. Nie spodziewałam się, nie oczekiwałam, że ktoś się zainteresuje moim losem A tu, nagle, poczułam dobroć, życzliwość czyli wielkie serce w wirtualnym świecie. hehe.
Janeczka jest świadkiem mojej wielkiej przemiany.
Mam nadzieję, że ja inna, dam się lubić jeszcze bardziej. Ale to nigdy nie wiadomo, hehe
I tak, będę zawsze Jej wdzięczna !! I mam nadzieję, że przyniosę szczęście :-)
Uch, wzruszyłam się..
Ogromnie też jestem zobowiązana Zurineczce , dzięki której zaczęłam pisać bloga i nieoczekiwanie stało się to terapią dla mnie. W późniejszym czasie nauczyła mnie decoupage, filcowania i nie wyrzucania niczego, hehe bo coś na pewno da się z tego zrobić. I tak stałam się TWÓRCĄ. :-) A przede wszystkim, dzięki temu, usprawniłam znacznie ręce!
Najnowsze dwie ozdoby, powstały z nieudanych kul na lampki (nie wiem jak to fachowo nazwać). Mimo wszystko było je żal wyrzucić, bo to niełatwa rzecz do zrobienia.
Tu ufilcowałam różne kwiatuszki
Mikołaje już czekają...., trochę nietypowe, ale mają swój urok, hehe
Będą też koty.
Gdzie ja tą choinkę sobie postawię?
A, na pewno coś wymyślę .. :-)
Powodzenia !!! :-)
sobota, 19 listopada 2016
Dzień Zmarłych
Pisząc o operze, przypomniał mi się mój dziadek i Jego niebywały stosunek do mnie. Dziadek, tak jak i babcia często są w mojej pamięci bo mnie wychowywali i bardzo kochali od moich pierwszych dni. Łączyła nas, a właściwie łączy, wyjątkowa więź.
Ponieważ słabo chodzę, i czasem tracę orientację poprosiłam syna, żeby pojechał ze mną na Wólkę Węglową przed dniem Wszystkich Świętych. Sądziłam, że samochodem będzie mógł podjechać pod sam cmentarz. Było deszczowo, nie zapowiadano też, żeby się miało rozpogodzić w najbliższych dniach, ale postanowiłam zaryzykować z nadzieją że nie zmokniemy za bardzo.
Cmentarz Północny na Wólce to jedna z największych nekropolii w Europie, więc trzeba przejść kawał drogi od bramy głównej. Obawiałam się, że nie dam rady dodatkowo daleko iść od przystanku, bo linie cmentarne mają pętlę wcześniej i nie ma dojazdu pod bramę.
Okazało się ,że przejazd dla samochodów był zamknięty od Żoliborza, więc trzeba było zawracać. Zaczęło się rozpogadzać i pomyślałam sobie, że spróbuje pojechać liniami cmentarnymi. Nie było jeszcze tłoku a ludzi dużo więc w razie zgubienia się jest się kogo zapytać o drogę do bramy, w ostateczności. Po bardzo burzliwej wymianie zdań, kazałam się wysadzić na przystanku i już.
I pojechałam dalej.
Chmury się rozchodziły. Wiedziałam, że deszcz nie spadnie. Powolutku szłam sobie do grobu. Oczywiście pomyliłam drogę i trochę pokrążyłam, ale nagle zobaczyłam znajomą tablicę. Bardzo ucieszona, przysiadłam sobie i zapaliłam lampki. Duma mnie rozparła, że pogoda się poprawiła, że dałam radę, jestem tu i nie zawróciłam.
Pogadałam w duchu co tam u mnie i zbierałam się do drogi powrotnej, żeby zdążyć przed zmrokiem.
Idę sobie i nagle słońce wyszło !
Poczułam uśmiech serdeczny :-)
Pierwszy raz tej jesieni zobaczyłam tyle złotych liści. Bo do tej pory w Warszawie deszczowo i pochmurno było i wszystko miało bury kolor
Ten widok dodał mi skrzydeł.
I nagle przyszło na myśl pytanie z tabliczki mnożenia, której dziadek mnie uczył: 7x8.
I jak zwykle się zawahałam.
Uśmiechnęłam się szeroko, bo to się nie zmieniło.
Czyli nie zmieniło się nic, nadal jestem "dziadka skarebek" :-)))
Przyszła mi do głowy myśl, dziadek na pewno by powiedział, że... twarda jestem, hehe
No tak, przecież się podniosłam.....
Dzień Zmarłych został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO :-)
Dziadek zmarł na moje osiemnaste urodziny.
Kiedy odprowadzaliśmy trumnę, babcia powiedziała: najbardziej to żal Marzenki, ona go tak bardzo kochała.
I z wzajemnością na szczęście !
Wizyta w Teatrze Wielkim przypomniała też babcię. Rodzinka się rozwodziła nad moim zapałem do chodzenia na opery, że nawet "Pasja" Pendereckiego mi się podobała.
Bzdura.
A to najlepiej świadczy o tym, że ze mną nie byli, a nawet się nie pytali za wiele o moje wrażenia.
Na "Pasji" była ze mną babcia. Chrapnęła sobie ze dwa razy solidnie. Najpierw się trochę zawstydziłam i rozejrzałam się, czy nikt nie widzi, Bardzo mnie uspokoił i rozbawił widok wielu drzemiących ludzi.
Pasja jest po łacinie i szkielety ścielą się gęsto.
Babcię też ukochałam tak bardzo ! I też z wzajemnością :-)))
Ponieważ słabo chodzę, i czasem tracę orientację poprosiłam syna, żeby pojechał ze mną na Wólkę Węglową przed dniem Wszystkich Świętych. Sądziłam, że samochodem będzie mógł podjechać pod sam cmentarz. Było deszczowo, nie zapowiadano też, żeby się miało rozpogodzić w najbliższych dniach, ale postanowiłam zaryzykować z nadzieją że nie zmokniemy za bardzo.
Cmentarz Północny na Wólce to jedna z największych nekropolii w Europie, więc trzeba przejść kawał drogi od bramy głównej. Obawiałam się, że nie dam rady dodatkowo daleko iść od przystanku, bo linie cmentarne mają pętlę wcześniej i nie ma dojazdu pod bramę.
Okazało się ,że przejazd dla samochodów był zamknięty od Żoliborza, więc trzeba było zawracać. Zaczęło się rozpogadzać i pomyślałam sobie, że spróbuje pojechać liniami cmentarnymi. Nie było jeszcze tłoku a ludzi dużo więc w razie zgubienia się jest się kogo zapytać o drogę do bramy, w ostateczności. Po bardzo burzliwej wymianie zdań, kazałam się wysadzić na przystanku i już.
I pojechałam dalej.
Chmury się rozchodziły. Wiedziałam, że deszcz nie spadnie. Powolutku szłam sobie do grobu. Oczywiście pomyliłam drogę i trochę pokrążyłam, ale nagle zobaczyłam znajomą tablicę. Bardzo ucieszona, przysiadłam sobie i zapaliłam lampki. Duma mnie rozparła, że pogoda się poprawiła, że dałam radę, jestem tu i nie zawróciłam.
Pogadałam w duchu co tam u mnie i zbierałam się do drogi powrotnej, żeby zdążyć przed zmrokiem.
Idę sobie i nagle słońce wyszło !
Poczułam uśmiech serdeczny :-)
Pierwszy raz tej jesieni zobaczyłam tyle złotych liści. Bo do tej pory w Warszawie deszczowo i pochmurno było i wszystko miało bury kolor
Ten widok dodał mi skrzydeł.
I nagle przyszło na myśl pytanie z tabliczki mnożenia, której dziadek mnie uczył: 7x8.
I jak zwykle się zawahałam.
Uśmiechnęłam się szeroko, bo to się nie zmieniło.
Czyli nie zmieniło się nic, nadal jestem "dziadka skarebek" :-)))
Przyszła mi do głowy myśl, dziadek na pewno by powiedział, że... twarda jestem, hehe
No tak, przecież się podniosłam.....
Dzień Zmarłych został wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO :-)
Dziadek zmarł na moje osiemnaste urodziny.
Kiedy odprowadzaliśmy trumnę, babcia powiedziała: najbardziej to żal Marzenki, ona go tak bardzo kochała.
I z wzajemnością na szczęście !
Wizyta w Teatrze Wielkim przypomniała też babcię. Rodzinka się rozwodziła nad moim zapałem do chodzenia na opery, że nawet "Pasja" Pendereckiego mi się podobała.
Bzdura.
A to najlepiej świadczy o tym, że ze mną nie byli, a nawet się nie pytali za wiele o moje wrażenia.
Na "Pasji" była ze mną babcia. Chrapnęła sobie ze dwa razy solidnie. Najpierw się trochę zawstydziłam i rozejrzałam się, czy nikt nie widzi, Bardzo mnie uspokoił i rozbawił widok wielu drzemiących ludzi.
Pasja jest po łacinie i szkielety ścielą się gęsto.
Babcię też ukochałam tak bardzo ! I też z wzajemnością :-)))
środa, 16 listopada 2016
"Straszny dwór"
Rodzina zaprosiła mnie wczoraj do ..... Teatru Wielkiego na "Straszny dwór". No nic, ucieszyłam się, bo Teatr Wielki jest piękny. Generalnie wolałabym jakieś nowoczesne przedstawienie. Na wspomnienie, że chętnie bym zobaczyła coś nowego, spotkałam się z dezaprobatą, wręcz naganą, że to klasyka i że zawsze lubiłam. Mówię, że polubiłam bo musiałam, ciągle mnie tam rodzina prowadzała, ale teraz jest tyle dostępnych form sztuki, że opera nie jest moim ulubionym sposobem ukulturalniania. Usłyszałam, że jest to najwspanialsza sztuka i w dodatku zawsze ją rozumiałam. No nie powiem, zatkało mnie...., ale tylko na chwilę.
To niemożliwe, bo przecież nie rozumiałam co śpiewają i nie pamiętam, żeby mi ktoś czytał libretto.
No ale dobra, może nie pamiętam, a zresztą dziadek roztaczał wizję mnie - genialnego dziecka, może się udzielało wszystkim.
Zapytałam więc o co chodzi w "Strasznym dworze" bo nie pamiętam? Trochę sobie przeczytałam ale myślałam, że więcej się dowiem z opowieści. Powiedzieli, że tak ogólnie pokazana jest sielska wieś.
Od razu zrozumiałam jedno, że oni nie zrozumieli o czym jest opera Moniuszki, to co dopiero ja.
Ale nie odezwałam się. Obejrzymy to się dowiemy. Zostałam zaproszona, więc nie będę psuła ludziom dobrego nastroju.
Świetny pomysł z wyświetlaniem śpiewanego tekstu. Nie nudziłam się. Prawie wszystko zrozumiałam. I zachwyciła mnie nowa scenografia, choreografia, adaptacja. Tchnęło duchem patriotyzmu, co zostało wyraźnie podkreślone, a nie szlachecka próżność, beztroska.
Rodzince się nie podobało: to co kiedyś, to było przedstawienie, a teraz to nie wiadomo co.
hehe
Ja byłam przeszczęśliwa. Ogromnie mi się podobało, zwłaszcza rozwiązania sceniczne paru kwestii. Ucieszyłam się rozpoznając arie; "Ten zegar stary..."czy "Matko moja miła" (może tytuły są inne, ale słowa są bardzo charakterystyczne :-).
I wiem wreszcie, czemu dwór nazywano straszny !!. Wcale nie od ducha w zegarze czy innych klątw, hehe
Ale to trzeba usłyszeć, zobaczyć, przeżyć w Teatrze Wielkim:-)
Rodzinka była rozczarowana.
Tak myślę, że przede wszystkim w pamięci został taki ogólny wizerunek po przeszło 30 latach od obejrzenia, a przede wszystkim zburzony został ideał jakim się wydawał.
Przecież libretto nie zostało zmienione, więc teraz wszyscy przeczytali o czym jest tak naprawdę ta opera Niezadowolenie mogło się pojawić, bo po tylu latach okazało się, że źle zrozumieli.
Niestety nikt ze mną nie gadał o "Strasznym dworze" Zresztą i dobrze, bo na pewno nie omieszkałabym przyciąć parę razy.
Oczywiście nie byłabym złośliwa dla normalnej osoby, każdy się może pomylić, po prostu tak sądzić, ale gdy ktoś struga bardzo mądrego i wszystkowiedzącego, to aż się prosi.
Widok z loży trzasnęłam na pamiątkę na koniec. :-) ( nie wolno, ups,)
Stroje wieczorowe już nie są obowiązkowe, ale następnym razem się lepiej wystroję. Tym razem miałam sweter ale za to, chociaż ze złotą nitką, uff
Teatr Wielki jest przepiękny. Zapraszam ! Polecam !
To niemożliwe, bo przecież nie rozumiałam co śpiewają i nie pamiętam, żeby mi ktoś czytał libretto.
No ale dobra, może nie pamiętam, a zresztą dziadek roztaczał wizję mnie - genialnego dziecka, może się udzielało wszystkim.
Zapytałam więc o co chodzi w "Strasznym dworze" bo nie pamiętam? Trochę sobie przeczytałam ale myślałam, że więcej się dowiem z opowieści. Powiedzieli, że tak ogólnie pokazana jest sielska wieś.
Od razu zrozumiałam jedno, że oni nie zrozumieli o czym jest opera Moniuszki, to co dopiero ja.
Ale nie odezwałam się. Obejrzymy to się dowiemy. Zostałam zaproszona, więc nie będę psuła ludziom dobrego nastroju.
Świetny pomysł z wyświetlaniem śpiewanego tekstu. Nie nudziłam się. Prawie wszystko zrozumiałam. I zachwyciła mnie nowa scenografia, choreografia, adaptacja. Tchnęło duchem patriotyzmu, co zostało wyraźnie podkreślone, a nie szlachecka próżność, beztroska.
Rodzince się nie podobało: to co kiedyś, to było przedstawienie, a teraz to nie wiadomo co.
hehe
Ja byłam przeszczęśliwa. Ogromnie mi się podobało, zwłaszcza rozwiązania sceniczne paru kwestii. Ucieszyłam się rozpoznając arie; "Ten zegar stary..."czy "Matko moja miła" (może tytuły są inne, ale słowa są bardzo charakterystyczne :-).
I wiem wreszcie, czemu dwór nazywano straszny !!. Wcale nie od ducha w zegarze czy innych klątw, hehe
Ale to trzeba usłyszeć, zobaczyć, przeżyć w Teatrze Wielkim:-)
Rodzinka była rozczarowana.
Tak myślę, że przede wszystkim w pamięci został taki ogólny wizerunek po przeszło 30 latach od obejrzenia, a przede wszystkim zburzony został ideał jakim się wydawał.
Przecież libretto nie zostało zmienione, więc teraz wszyscy przeczytali o czym jest tak naprawdę ta opera Niezadowolenie mogło się pojawić, bo po tylu latach okazało się, że źle zrozumieli.
Niestety nikt ze mną nie gadał o "Strasznym dworze" Zresztą i dobrze, bo na pewno nie omieszkałabym przyciąć parę razy.
Oczywiście nie byłabym złośliwa dla normalnej osoby, każdy się może pomylić, po prostu tak sądzić, ale gdy ktoś struga bardzo mądrego i wszystkowiedzącego, to aż się prosi.
Widok z loży trzasnęłam na pamiątkę na koniec. :-) ( nie wolno, ups,)
Stroje wieczorowe już nie są obowiązkowe, ale następnym razem się lepiej wystroję. Tym razem miałam sweter ale za to, chociaż ze złotą nitką, uff
Teatr Wielki jest przepiękny. Zapraszam ! Polecam !
sobota, 12 listopada 2016
"Boska"
Smok przyniósł mi szczęście ! A może tata, a może modlitwy albo trzymanie kciuków przez wiele osób, albo po prostu miałam dobry dzień bo poszła mi bardzo dobrze rozmowa w urzędzie.
Wszystko co ważne powiedzieliśmy i zrobiliśmy z tatą na spółkę. Na szczęście, trafiłam na osobę konkretną, niezłośliwą, ale też niezbyt miłą co od razu mnie otrzeźwiło i obudził się instynkt samozachowawczy.
Niektórzy uważają, że to skuteczniejsze od samej wiary, hehe. Może tak być, bo parę razy się przejechałam na wierze w dobroć człowieka. Uśmiech to otwarte serce, tak mnie uczyli, a tu niestety nie zawsze tak jest, trzeba być czujnym.
Oczywiście nie wiem jaka będzie decyzja. Ale zrobiłam co mogłam i już niczego się nie boję. Obudził się we mnie silny duch. A już się martwiłam, że zawsze będę taka niemota, :-)) No proszę, nie wiedziałabym tego, gdybym nie musiała się zmierzyć z takim wyzwaniem.
W każdym razie odetchnęłam porządnie kiedy już wyszliśmy.
Poprosiłam tatę, żeby mnie zawiózł do...teatru :-)
Jakiś czas temu planowałam zobaczyć znowu "Boską" w Teatrze Polonia. Wypadło przedstawienie akurat w ten dzień, a rzadko grają. Nie wiedziałam czy dam radę, więc nie umawiałam się konkretnie z nikim, ale mimo to chciałam uczcić swój malutki sukcesik.
"Boską" obejrzałam pierwszy raz kilkanaście lat temu. Potem było to przedstawienie w Teatrze Telewizji. A ostatnio ukazał się film "Boska Florence" i przypomniał mi o fenomenie głównej bohaterki ale też przedstawienia w Teatrze Polonia gdzie główną rolę gra Krystyna Janda.
Zadzwoniłam do córki, że jestem czwarta w kolejce po wejściówki i jak ma chęć niech przyjeżdża bo na pewno dostanę. Ucieszyła się bardzo, bo nie łatwo kupić normalne bilety, i nawet na wejściówki można nie zdążyć. Po godzinie zmieniła mojego tatę, hehe
Pani Jandy w kinie nie cierpię ale w teatrze jest świetna i zawsze będę jej wielką fanką.
Florence to postać autentyczna. Foster Jenkins była w latach czterdziestych gwiazdą, ale nie ze względu na swoje wybitne umiejętności wokalne. Wręcz przeciwnie. W ogóle nie potrafiła śpiewać. cyt.
Krystyna Janda świetnie zagrała taką postać. Wszyscy aktorzy dali popis doprowadzając widownię do łez ze śmiechu. A mnie po raz kolejny urzekł Maciej Stuhr, za mówiącą bezgłośnie wszystko,mimikę, hehe
Pamiętam, że za pierwszym razem przede wszystkim ubawiła mnie gra aktorów. To były czasy, kiedy dopiero wchodził taki luźny ale nieprosty repertuar do teatrów, więc tym bardziej zrobił ogromną furorę..
Tym razem popatrzyłam na Florence inaczej. Prawdę mówiąc, "Boska" dodała mi otuchy.
Ale to już indywidualna sprawa...
W recenzjach wyczytałam między innymi o tym, że trzeba być odważnym i spełniać swoje marzenia.
Uch...
Marzenia to trochę niebezpieczna sprawa, moim zdaniem. Zwłaszcza przykład Florence, służy chyba za wzór wielu politykom: nie umiem ale będę gwiazdą i jeszcze mi za to zapłacą fortunę.
No cóż, postać Florence w wykonaniu Jandy to osoba dobra, życzliwa światu, nierozumiejąca, że można kogoś skrzywdzić, a tego, to zdaje się, w gonitwie za spełnieniem marzenień, czasem się nie dostrzega.
A może, między innymi, dzięki temu została gwiazdą?
hehe, sami widzicie, trzeba to zobaczyć i ocenić !!
Dzięki temu przedstawieniu przypomniało mi się, że byłam od początku powstania tego teatru jego wiernym widzem (na wejściówki, co prawda) i wrócę do tego zwyczaju bo jest świetny repertuar i naprawdę warto. Zachęcam wszystkich, to trzeba zobaczyć, to trzeba przeżyć :-)
Nie można robić zdjęć, ale trzasnęłam fotę telefonem na pamiątkę, Siedzę na schodach. Sala wypełniona po brzegi. Na koniec zawrzały wielkie oklaski i wszyscy wstali. Takie zrobiło wrażenie !! :-)
A jakiś czas temu dostałam się na "Kontrabasistę", którego zagrał .. Jerzy Stuhr!
Wejściówkę kupiła koleżanka w podziękowaniu, że wysiedziałam wejściówki do filharmonii. Słuchy chodziły, że będzie to ostatni spektakl więc tłum ludzi chciało wejść. I nam się udało !!!
Wygląda, na to, że był to naprawdę ostatni "Kontrabasista" w Teatrze Polonia.
Może Jerzy Stuhr gra w Krakowie? W każdym razie polecam serdecznie. Rewelacyjny monodram.
Moja Marcia odprowadziła mnie do domu więc pokazałam jej moje ostatnie ozdoby choinkowe.
Skwitowała to wielkim uśmiechem i słowami: ....boskie.
Uchachaliśmy się serdecznie z dowcipu. Ale potem tak sobie pomyślałam, że coś w tym jest.
Też nie umiem za bardzo ale robię. Dalekie to jest od ideału i nigdy idealne nie będzie, ale sprawia mi ogromną radość.
Jeszcze, żeby kasa z tego była, jak u Florence !
Byłoby ...bosko :-)
Też moje pojawienie się tu czy tam wzbudza zamieszanie. Jedni podziwiają, innych irytuję bo nie robię więcej a wystarczy tylko chcieć, bo nie mam marzeń.
No dobra, jestem normalnym człowiekiem, mam marzenia:
chcę iść do Nieba
i prędzej czy później pójdę :-))
Kiedy sobie to wreszcie uświadomiłam życie stało się prostsze, spokojniejsze, szczęśliwsze. A każdy dzień jest dbaniem, żeby tego celu nie stracić.
Jeśli komuś potrzebny samochód, zwiedzanie, poznawanie świata to bardzo fajnie. Moje marzenie jest dobre jak każde inne. A co zobaczę, przeżyję, poznam po drodze to wystarczająco dużo atrakcji, trzeba je tylko docenić.
Czego wszystkim serdecznie życzę !!!
ps tata dał samochód i bardzo się nam przydaje, ale nawet nie śmiałam o tym zamarzyć. hehe, jak to mówiła moja babcia: co ma być to będzie. A przysłowie głosi: co ma wisieć nie utonie.
Ciekawe jak się do tego mają marzenia?
:-)
Wszystko co ważne powiedzieliśmy i zrobiliśmy z tatą na spółkę. Na szczęście, trafiłam na osobę konkretną, niezłośliwą, ale też niezbyt miłą co od razu mnie otrzeźwiło i obudził się instynkt samozachowawczy.
Niektórzy uważają, że to skuteczniejsze od samej wiary, hehe. Może tak być, bo parę razy się przejechałam na wierze w dobroć człowieka. Uśmiech to otwarte serce, tak mnie uczyli, a tu niestety nie zawsze tak jest, trzeba być czujnym.
Oczywiście nie wiem jaka będzie decyzja. Ale zrobiłam co mogłam i już niczego się nie boję. Obudził się we mnie silny duch. A już się martwiłam, że zawsze będę taka niemota, :-)) No proszę, nie wiedziałabym tego, gdybym nie musiała się zmierzyć z takim wyzwaniem.
W każdym razie odetchnęłam porządnie kiedy już wyszliśmy.
Poprosiłam tatę, żeby mnie zawiózł do...teatru :-)
Jakiś czas temu planowałam zobaczyć znowu "Boską" w Teatrze Polonia. Wypadło przedstawienie akurat w ten dzień, a rzadko grają. Nie wiedziałam czy dam radę, więc nie umawiałam się konkretnie z nikim, ale mimo to chciałam uczcić swój malutki sukcesik.
"Boską" obejrzałam pierwszy raz kilkanaście lat temu. Potem było to przedstawienie w Teatrze Telewizji. A ostatnio ukazał się film "Boska Florence" i przypomniał mi o fenomenie głównej bohaterki ale też przedstawienia w Teatrze Polonia gdzie główną rolę gra Krystyna Janda.
Zadzwoniłam do córki, że jestem czwarta w kolejce po wejściówki i jak ma chęć niech przyjeżdża bo na pewno dostanę. Ucieszyła się bardzo, bo nie łatwo kupić normalne bilety, i nawet na wejściówki można nie zdążyć. Po godzinie zmieniła mojego tatę, hehe
Pani Jandy w kinie nie cierpię ale w teatrze jest świetna i zawsze będę jej wielką fanką.
Florence to postać autentyczna. Foster Jenkins była w latach czterdziestych gwiazdą, ale nie ze względu na swoje wybitne umiejętności wokalne. Wręcz przeciwnie. W ogóle nie potrafiła śpiewać. cyt.
Krystyna Janda świetnie zagrała taką postać. Wszyscy aktorzy dali popis doprowadzając widownię do łez ze śmiechu. A mnie po raz kolejny urzekł Maciej Stuhr, za mówiącą bezgłośnie wszystko,mimikę, hehe
Pamiętam, że za pierwszym razem przede wszystkim ubawiła mnie gra aktorów. To były czasy, kiedy dopiero wchodził taki luźny ale nieprosty repertuar do teatrów, więc tym bardziej zrobił ogromną furorę..
Tym razem popatrzyłam na Florence inaczej. Prawdę mówiąc, "Boska" dodała mi otuchy.
Ale to już indywidualna sprawa...
W recenzjach wyczytałam między innymi o tym, że trzeba być odważnym i spełniać swoje marzenia.
Uch...
Marzenia to trochę niebezpieczna sprawa, moim zdaniem. Zwłaszcza przykład Florence, służy chyba za wzór wielu politykom: nie umiem ale będę gwiazdą i jeszcze mi za to zapłacą fortunę.
No cóż, postać Florence w wykonaniu Jandy to osoba dobra, życzliwa światu, nierozumiejąca, że można kogoś skrzywdzić, a tego, to zdaje się, w gonitwie za spełnieniem marzenień, czasem się nie dostrzega.
A może, między innymi, dzięki temu została gwiazdą?
hehe, sami widzicie, trzeba to zobaczyć i ocenić !!
Dzięki temu przedstawieniu przypomniało mi się, że byłam od początku powstania tego teatru jego wiernym widzem (na wejściówki, co prawda) i wrócę do tego zwyczaju bo jest świetny repertuar i naprawdę warto. Zachęcam wszystkich, to trzeba zobaczyć, to trzeba przeżyć :-)
Nie można robić zdjęć, ale trzasnęłam fotę telefonem na pamiątkę, Siedzę na schodach. Sala wypełniona po brzegi. Na koniec zawrzały wielkie oklaski i wszyscy wstali. Takie zrobiło wrażenie !! :-)
A jakiś czas temu dostałam się na "Kontrabasistę", którego zagrał .. Jerzy Stuhr!
Wejściówkę kupiła koleżanka w podziękowaniu, że wysiedziałam wejściówki do filharmonii. Słuchy chodziły, że będzie to ostatni spektakl więc tłum ludzi chciało wejść. I nam się udało !!!
Wygląda, na to, że był to naprawdę ostatni "Kontrabasista" w Teatrze Polonia.
Może Jerzy Stuhr gra w Krakowie? W każdym razie polecam serdecznie. Rewelacyjny monodram.
Moja Marcia odprowadziła mnie do domu więc pokazałam jej moje ostatnie ozdoby choinkowe.
Skwitowała to wielkim uśmiechem i słowami: ....boskie.
Uchachaliśmy się serdecznie z dowcipu. Ale potem tak sobie pomyślałam, że coś w tym jest.
Też nie umiem za bardzo ale robię. Dalekie to jest od ideału i nigdy idealne nie będzie, ale sprawia mi ogromną radość.
Jeszcze, żeby kasa z tego była, jak u Florence !
Byłoby ...bosko :-)
Też moje pojawienie się tu czy tam wzbudza zamieszanie. Jedni podziwiają, innych irytuję bo nie robię więcej a wystarczy tylko chcieć, bo nie mam marzeń.
No dobra, jestem normalnym człowiekiem, mam marzenia:
chcę iść do Nieba
i prędzej czy później pójdę :-))
Kiedy sobie to wreszcie uświadomiłam życie stało się prostsze, spokojniejsze, szczęśliwsze. A każdy dzień jest dbaniem, żeby tego celu nie stracić.
Jeśli komuś potrzebny samochód, zwiedzanie, poznawanie świata to bardzo fajnie. Moje marzenie jest dobre jak każde inne. A co zobaczę, przeżyję, poznam po drodze to wystarczająco dużo atrakcji, trzeba je tylko docenić.
Czego wszystkim serdecznie życzę !!!
ps tata dał samochód i bardzo się nam przydaje, ale nawet nie śmiałam o tym zamarzyć. hehe, jak to mówiła moja babcia: co ma być to będzie. A przysłowie głosi: co ma wisieć nie utonie.
Ciekawe jak się do tego mają marzenia?
:-)
środa, 9 listopada 2016
Jest smok!!!
No i wymyśliłam jak zrobić smoka!!!
Sprawdziła się, po raz kolejny, maksyma : myślenie ma kolosalną przyszłość :-)))
Najpierw oczyszcza a potem rozwija.
Sprawdziła się, po raz kolejny, maksyma : myślenie ma kolosalną przyszłość :-)))
Najpierw oczyszcza a potem rozwija.
Smok, tak jak słoń, przynosi szczęście, podobno, więc nie czekałam na choinkę tylko powiesiłam na fikusie. Tym bardziej, że czeka mnie poważna sprawa, łoj, i szczęście mi baaaardzo potrzebne.
Taki rok, widocznie.
Smoka zrobiłam z dwóch połówek bombki, małej i dużej, które mi zostały po poprzednich świętach. Połączyłam je patyczkiem (syn mi pomógł, bo nie mam tyle siły w rękach). Na to ufilcowałam korpusik, wielki ogon i pyszczek. Mimo całej urody, coś mi nie pasowało. Już wiem co.
Najpierw córka a potem syn bardzo mnie pochwalili a potem usłyszałam:
a co on ma taki kaczy dziób ?
Obśmiali się równo, najpierw jedno a potem drugie dziecko. Ale potem podsunęli pomysł zrobienia krokodyla. Super!, Jak będę miała kasę to kupię odpowiednią wełnę. Ale krokodyl może być taki ozdobny? Bo mnie najbardziej cieszy dolepienie cekinów itp, zajmuje mi to dużo czasu ale usprawnia rękę na pewno. A co tam, jak to mówi moja kumpela, najważniejsze, żeby tobie się podobało,
Zrobię wyjątkowego krokodyla.
Mam jeszcze parę połówek bombek i teraz filcuje na nich kocie mordki.
Jedną już zrobiłam :-)
Dziś po raz pierwszy pada śnieg w Warszawie. Rozpuszcza się się zaraz, więc siedzieć w domu trzeba. Żeby choć trochę mniej bolało, uch, to nie byłoby tak źle, podziergałabym sobie. :-)
A może coś jeszcze wymyślę..... ? hehehe
niedziela, 6 listopada 2016
Dla samotnych matek :-))))
Dotarłam na imprezę. Łatwo nie było, ale ogromnie się cieszę, że trafiliśmy bo spotkałam się z koleżanką, którą poznałam z 10 lat temu w pracy (to w tej pracy, w której tyle życzliwości mnie nieoczekiwanie spotkało) i dzięki, której ośrodek Samotnych Matek dostaje tyle pomocy. Ale przede wszystkim zobaczyłam na własne oczy ile dobrych ludzi w społeczności zupełnie mi obcej, hehehe !
Zorganizowano stoisko z pracami, które można było zakupić i zasilić Stowarzyszenie Wspólnymi siłami na Białołęce.
Ludzie przynieśli ogromnie dużo wiktuałów. Wielkim zainteresowaniem cieszyło się stoisko z pudełeczkami, szkatułkami, bombkami, skarbonkami itp.
Co roku organizują też zbiórkę krwi !!!
Tak się cieszę, że powiedziałam o biedzie w ośrodku "Samotnych Matkach" Kasi. To był mój najlepszy pomysł !!!
Eee, w sumie to świetnych pomysłów miałam kilka w życiu.
Wszystkie niechcący, co prawda hehe
Nie doczekałam do licytacji. Ale na pewno się dowiem jak wyszła i dam znać.
Ooo, Pałac Kultury :-)
Kolejny idealny dzień minął !!
Dziś pada, bolą plecy ale może coś pięknego się wydarzy, a może niepięknego ale za to bardzo przydatnego, więc będzie idealnie, czego wszystkim nam serdecznie życzę!!!!
:-)))
Zorganizowano stoisko z pracami, które można było zakupić i zasilić Stowarzyszenie Wspólnymi siłami na Białołęce.
Co roku organizują też zbiórkę krwi !!!
Eee, w sumie to świetnych pomysłów miałam kilka w życiu.
Wszystkie niechcący, co prawda hehe
Nie doczekałam do licytacji. Ale na pewno się dowiem jak wyszła i dam znać.
Ooo, Pałac Kultury :-)
Kolejny idealny dzień minął !!
Dziś pada, bolą plecy ale może coś pięknego się wydarzy, a może niepięknego ale za to bardzo przydatnego, więc będzie idealnie, czego wszystkim nam serdecznie życzę!!!!
:-)))