wtorek, 30 maja 2017

Na koniec wycieczki po Sardynii :-)

      Codzienne życie najlepiej odzwierciedlają zdjęcia robione telefonem, hehe, na bieżąco. Takie widoki to dopiero powodują, że serce podskakuje.

Ulubione zajęcie, malowanie. Rośnie nam artysta? ! hehe

 Takie przede wszystkim mieliśmy nastroje :-)
 Dookoła domu

 Prawie jak nasze chabry. Pewnie zbladły od  słońca :-)



 Maczki czerwone jak miło spotkać w dalekim kraju :-)
 O, mam takie na skalniaku :-)
 U nas rośnie miniatura w doniczce ale nie kwitnie a tu proszę jaki okaz.


 Co za kolory na kocie, śliczności




 Takie chodniki w mieście są. Nie wiem czy w ogóle są do chodzenia ? Wygląda na to, że tam się mało chodzi po ulicy, hehe
 Róże takie bujne tylko raz widziałam, ale mniejsze już kilka razy. Widać, że tamtejsi ludzie też lubią te kwiaty.
 Spacerowanie jest męczące, hehe






Niedługo i u nas będzie złoto na łąkach :-)

A takiej pętli tramwajowej to u nas nie widziałam :-)
Właśnie tramwaj podjechał. Koniec trasy.

No tak, koniec trasy..... :-D

niedziela, 28 maja 2017

Teraz już ... morze :-)

     Pobyt na wyspie nie mógł obyć się bez plażowania. Udało nam się dotrzeć na Plażę Maddalena. Widoki niezwykłe, bo kolory są jak na widokówkach :-)
Zdjęcie  zrobiłyśmy, aby uwiecznić rozbieżność w odczuciu temperatury. Za nami stoi pani w czarnym płaszczu i w chuście. Pani raczej nie jest w żałobie bo na plażę by nie przyszła, a jeśli nawet to i tak niesamowite, ze nie było jej za gorąco.
Generalnie chodząc po ulicach czułyśmy się nieswojo. My w krótkich spodenkach, w lekkich koszulkach a ludzie w spodniach i w kurtkach. Czasem nawet w czapkach. Rzeczywiście wiatr okropnie zimny i porywisty zawiewał ale ogólnie było gorąco. A zwłaszcza na  plaży, a woda była cieplejsza niż u nas w Bałtyku w lato.

 Ale jak widać plaża pusta. Opalających się kilku było, ale kąpały się tylko małe dzieci
No tak 30 stopni to dla nich nie upał :-)

 Z dwóch kominów po prawej stronie buchał ogień.



 Dzieci bardzo się ucieszyły z naszego przyjazdu. Szaleństwom nie było końca. Książeczki, puzzle, kolorowanki przypadły im do gust. Miki czytała mi "Kubusia Puchatka" Pytam czy rozumie co czyta? Przytaknęła rozradowana. Ja tam nie rozumiałam nic, hehe Ale i tak tłumaczyła często młodszym braciom co mówiłyśmy. I pamiętała jak się nazywają postacie z powieści.  Naprawdę podziwiam !

Na kolanach Marci szaleje cała trójka.
Niestety pudełko i taca skleiły mi się. Musiałam je zabrać aby poprawić
Zabierze następna wycieczka z Polski, hehe

Wracamy :-)

sobota, 27 maja 2017

I co teraz? ;-)

 Dotarłyśmy szczęśliwie do Cagliari. Idziemy kupić bilety na pociąg do domu i tu się okazało, że ostatni już odjechał. Jak to?? Według rozkładu powinien być za 40min.

 Miny nam zrzedły.
Dzwonimy do rodziny, co robić?
Okazało się, że był u nich kolega w odwiedzinach i że On po nas przyjedzie.....
Głupio trochę, ale wdzięczne byłyśmy okropnie :-)


  Przyjechał za godzinę, rozradowany niemiłosiernie. Pytał jak nam się podobała Costa Smeralda  ?
To chyba było złośliwe, hehe
Koło północy wylądowałyśmy w domu. Fenkju wery maczom i muczios gracjasom nie było końca z wdzięczności
I jeszcze powiedziałam: you are a wonderful man,i tu się zaciełam, ale dokończyłam, że po nas przyjechałeś.
Moja córka pokładała się ze śmiechu z mojej gramatyki
Znajomy też się śmiał, ale chyba każdy by się ucieszył, że jest wspaniały, a za co, to już nie takie ważne :-)

Prawda?

Nie powiem, ja też lubię to słyszeć, hehe

Pamiętam jeszcze, ze otwierałam furtkę a potem już nic.
Nie zemdlałam, coś tam mówiłam podobno, tylko odpłynęłam.
I tak do popołudnia następnego dnia....

czwartek, 25 maja 2017

Wyjeżdżamy z Olbii

        Z bazyliki wracałyśmy inną drogą niż przyszłyśmy. Myślałyśmy, że to prosta sprawa, po prostu zwiedzanie miasta. Idziemy, idziemy, zaczęła się zatoka a przejścia na druga stronę nie widać.
Trochę się przeraziłyśmy, daleko zaszłyśmy i na zawracanie już czasu nie było. Most jest ale wejścia dla pieszych nigdzie nie widać. Myślę sobie, niemożliwe, ale rzeczywiście żywego ducha dookoła.
I nagle pod mostem wypatrzyłam zarośnięte chaszczami małe schodki na górę. Nie wyglądały na wejście dla pieszych ale nie było wyboru, trzeba było spróbować i choćby po trasie przejść na drugą stronę.
Przebrnęłyśmy przez krzaki. Na wąskich schodkach walały się śmieci w dużej ilości. Trochę to było przerażające. Pomyślałyśmy, czy tam jakiś zwłok nie ma, brrr.
Wychodzimy, nie ma chodnika dla pieszych. Ale było wąskie przejście odgrodzone od ulicy barierką, hura, hura, hura, jesteśmy uratowane :-)
 Widok na port, gdzie byłyśmy rano :-)

 Pod nami kolejny port jachtowy
 A tak wygląda cudem odkryte przejście. Ludzie chyba tędy nie chodzą?
 Wychodzi się nagle na trawnik. Poszłyśmy w drugą stronę, gdzie nam się wydawało będzie stacja.
Takich widoków nie ma w żadnym przewodniku :-)

 No i była. Podskoczyłabym ze szczęścia gdybym mogła, ale na pewno podskoczyło mi wszystko w środku :-)
 Postanowiłyśmy, ze najpierw kupimy bilety na pociąg a potem odetchniemy gdzieś na kawie.
 Okazało się, ze za 10 min odjeżdża ostatni pociąg do Cagliari. To ten co tu stoi, hehe Według rozkładu miał być ostatni za 40 min. , więc całe szczęście, że nie usiadłyśmy gdzieś wcześniej bo byśmy nie miały czym wrócić.
 Domyślacie się co czułyśmy?
Że zabrałyśmy się tym pociągiem wydaje się nieprawdopodobne, przyznacie :-D

Widoki zza szyby pociągu ...
Pochmurno jest ale przestrzeń pozwala oddech złapać :-)



 Zachodzi słoneczko. Mimo brudnych szyb, piękny widok :-)
 Dojechałyśmy w nocy do miasta.
 Tu okazało się, że to nie koniec przygód  Do domu trzeba jechać kolejnym pociągiem :-)
.