sobota, 31 marca 2018

Chwila relaksu :-)


Bardzo rozczulił mnie ten widok. 
Tak było wczoraj. Dziś cały dzień lało, ale za to było ciepło, więc sobie pospacerowałam. Nawet nie wiem, czy jest smog, ale od zapachów z kuchni w głowie się kręciło. Musiałam zmienić  klimat, mimo wszystko.


 Ostatni post nastroił do rozmyślań nad uczeniem się przez całe życie. Pewnie stąd jest ogólnie przyjęta zasada, że na starość ludzie są spokojniejsi, cierpliwsi, zrównoważeni czyli mądrzejsi. Wydawałoby się, że tego człowiek uczy się, czy chce, czy nie.
Jak sięgnę pamięcią do moich dziadków, to rzeczywiście, zyskali tak zwaną mądrość życiową.
U babci wynikało to z powierzenia Bogu swojego losu, przyjmowania z pokorą tego co się dzieje.
Dziadek, dla odmiany, cale życie miał swoje zdanie i nie bał się tego, więc nie musiał nikogo przekonywać ani ulegać. Dwa wyroki śmierci w wojnę, jeszcze Go w tym utwierdziły.
Tylko przy mnie w końcu zmiękł, hehe

Swojej przemiany nie zaliczam do wypracowanego rozwoju. Niektórzy od zawsze usilnie namawiali do zmian i  potępiali, że nie umiem tego zrobić. Tymczasem, okazało się, że absolutnie nie była mi potrzebna taka jakiej oni chcieli.

Po odzyskaniu przytomności byłam załamana, że żyję. Sądziłam, że to kara, że to przekleństwo.
A tymczasem powolutku zaczęłam odkrywać inną rzeczywistość.
Dostałam świadomość, która pozwoliła mi na wolność, odwagę, nadzieję, która wielokrotnie odsłania cuda tego świata.

    Ostatnio na ćwiczeniach zapytała mnie koleżanka, co to za wypadek miałam. Nie ma o czym opowiadać, ale śmieje się, że wszystko wskazywało na to, że umrę. A ona na to, że tak się cieszy, że żyję, bo ma kogo naśladować. Ucieszyłam się ogromnie, zwłaszcza, że to kolejna osoba, która na mnie patrzy.
 A dodatkowo poprawiła się moja forma,  choć nie jestem zbyt sprawna, już widać pracę wewnętrzna. Pani dietetyk aż fiuknęła z podziwu, bo masy mięśniowej przybyło mi przez miesiąc 60 dkg.
To dowód na to, że coraz precyzyjniej wykonuję ćwiczenia. To samo się nie zrobi, niestety, trzeba wiedzieć jaką mamy intencję, co chcemy osiągnąć. Wtedy są efekty.

I to jest wstęp do tego, żeby osiągnąć ....... Trzeba wiedzieć co się naprawdę robi i dlaczego

Jeśli komuś pomaga coś innego, to super.

Zauważyłam tylko, że  ludzie, którym się wiedzie, myślą, że mają receptę na życie, na szczęście. Ci którzy wyszli z jakiś opresji też mają swoją receptę.
Ja wiem już jedno, w każdej chwili może spaść na człowieka grom, dobrze mieć receptę jak sobie radzić w niejednej trudnej sytuacji. Jest mnóstwo ludzi, którzy mimo dobrobytu, powodzenia na wielu polach nie są szczęśliwi. Nie dlatego, że są malkontentami, tylko coś ich tam w duszy rani. Czują się samotni, boją się. Nie trzeba tego potępiać ale współczuć. Takie rzeczy się zdarzają. A ponieważ to wstyd i ogólnie jest potępiane, to się do tego ludzie nie przyznają, co jeszcze bardziej pogłębia te uczucia.
Wystarczy się do tego przyznać przed sobą, a powoli zacznie się rozpuszczać


Ja mam taką i już wielokrotnie wypróbowałam lekarstwo.

:-D



czwartek, 29 marca 2018

Chwila refleksji :-)

      Na jakiejś uroczystości rozmowa potoczyła się na tematy wpływu otarcia się o śmierć na zmianę życia takiej osoby.
Nagminne jest uwierzenie w Boga, w cud jaki sprawił darując życie, z tego powodu przeobrażenie się egoisty, a nawet podłego człowieka w dobroczyńce.

     U mnie też nastąpiła wielka zmiana, ale całkiem inna. O takich się nie pisze, ja w każdym razie nie słyszałam.

Z takiego cielątka, pokornego, wyrozumiałego, w miarę cierpliwego, przeistoczyłam się w osobę, pewną siebie i odważną.

Może nie będzie to zbyt mile widziane co powiem, z racji nadchodzących świąt, ale tego typu krzyż, człowiek  może zdjąć sam. Nie trzeba żyć w cierpieniu. Nie trzeba się na wszystko godzić, nie z egoizmu ale z mądrości.
Jezus uczył miłości i współczucie, a pamięta się głównie cierpienie.

Może ja tego nie rozumiem.
Może to nie mój poziom rozwoju  duchowego.

W innej religii, dla odmiany, każą się cieszyć ze wszystkiego co nam się przytrafia, nawet jeśli to jest tragedia, bo Ktoś już ten krzyż za nas poniósł.

Też nie rozumiem skąd taki pomysł.

Za to po wypadku bardzo mi się spodobało, że mogę myśleć i w dużym stopniu decydować jak będę żyła  i jaką karmę sobie nazbieram. Znalazłam wskazówki jak przemienić rozpacz w spokój, bezsilność w odwagę.

No nie jest to takie łatwe, ale za to proste.

Polecam :-)))




hehe, ja to się raczej zastanawiałam i nadziwić nie mogłam, że ktoś mnie nie lubi???
No rzeczywiście, zdarzyło się to tylko kilka razy w życiu, a mimo to nie byłam za szczęśliwa.
Teraz nie lubi mnie wiele osób, ale za to ja już jestem szczęśliwa.
Nie krzywdzę nikogo, nie jestem egoistą, ale też nikt już nie dowartościuje się moim kosztem.


Widocznie musiałam się tak porządnie uderzyć w głowę, żeby do mnie dotarło, że nie muszę być cielaczkiem.
 Jak widać nazbierałam sobie dużo dobrej karmy i dlatego dostałam nowe życie dużo weselsze.

Tego wszystkim życzę.
 A przy okazji przypominam, że 1 % z podatku można oddać potrzebującym. Jeśli ktoś jeszcze nie zdecydował, polecam Samotne matki albo schronisko w Korabiewicach.

 Drodzy Państwo, jak co roku jest możliwość przekazania na 1% podatku na funkcjonowanie Domu Samotnej Matki.
Jedyne czego państwo potrzebują to numer KRS stowarzyszenia widoczny na zdjęciu (Udostępniamy go również poniżej gotowy do prze-klejenia).
Nie będziemy ukrywać że liczymy na Państwa wsparcie.
Pozdrawiamy serdecznie

KRS: 0000218573

 
Ja przekazuję procent na ZHP dla zastępu, który prowadzi moja córka "Orlęta"
Robią świetne rzeczy i uczą dzieci, młodzież wspaniałych wartości.
Na organizowanej Marzannie było 250 dzieciaków. Były gry z lesie, koncert, zabawy w szkole.

O ile schronisko czy matki można wspomóc materialnie, o tyle zastęp musi mieć pieniądze, żeby np. kupić kredki, papiery, farby, materiały itp.

Może w waszej okolicy też jest młodzież, która prężnie działa i wsparcie finansowe bardzo by im się przydało.

wtorek, 27 marca 2018

Lenny

    Mój syn obchodził urodziny w weekend. Bardzo się przejmowałam, bo rodzina miała się spotkać u mnie. Młodzi oczywiście wszystko przygotowali, ale mnie niepokoiło spotkanie z osobami, których nie widziałam sto lat i od kiedy pamiętam, nie byli mi specjalnie przychylni.
Nawet zastanawiałam się, czy pamiętają, że mnie nie lubią?
     Wygląda na to, że mój widok ich zaskoczył i pękły wszystkie  tamy. Pamiętali mnie ledwie żywą z bólu i nieszczęścia. A tu proszę, Marzena stoi i śmieje się.
Zrobiło się wesoło. Wspominaliśmy małego Mateusza.  Okazało się, że mnóstwo zabawnych, wzruszających historii pamiętamy. Mateusz też się wzruszył. Nie przypuszczał, że tyle o nim wiemy, hehe. Sam pamiętał najlepiej poważniejsze wypadki. Jedno nawet mamy uwiecznione na zdjęciu. Na Komunię siostry Matusz miał sine oczy i filety pod oczami, po upadku na twarz z roweru.
Wiele razy dech nam odbierało. Najbardziej kiedy postanowił uprawiać parkur. Oboje z mężem zaklinaliśmy go, żeby nie tego robił i słabliśmy, kiedy wychodził z domu na deskę. A on jeszcze podziwiał tych co skaczą po dachach.. uch

Niedługo pewnie sam założy rodzinę, to zobaczy jak to jest :-)

Był bardzo żywiołowy,  przysiadał tylko, żeby kotka pogłaskać, hehe a potem zaczął rysować.
Szkoda, ze już nie chce. Na pamiątkę mamy portret Lennego Kravitza.
Narysował go kiedy miał kilka lat, może 5, może 6




Jako nastolatek rysował komiksy.

A teraz mówi, ze nie umie.

Mojego portretu już nie narysuje :-(

Za to robi wiele innych rzeczy, z których mogę być dumna. Myślę, ze dożyję jego 30, albo i 40 urodzin to poopowiadamy historie z dnia dzisiejszego, hehe

Dla gości zrobiłam jeszcze kaczuszkę, kurczaczki i kartki. Będą mieli co wspominać, jakby mnie w końcu zabrakło ;-)




Tak sobie własnie przypomniałam, że na stypie u dziadka wszyscy zaczęli opowiadać historie z Jego udziałem i zrobiła się bardzo wesoła impreza.  

:-)

środa, 21 marca 2018

Wiosna :-)

   Pierwszy dzień wiosny jest słoneczny i tyle. Mnie to bardzo cieszy, bo od słonka jest cieplej i łatwiej z domu wyjść.
Korzystając z okazji, zaniosłam kurczaczka panu, dzięki któremu robię kartki. W ulubionym sklepie Paper Concept wyżaliłam się, że nie umiem prosto wycinać z dużych kart i pan przyniósł mi ręczną gilotynkę za nieduże pieniądze. Urządzenie to, jednocześnie, można ustawić na zaginanie kartek.
Obecnie moim ulubionym zajęciem jest robienie świątecznych kart i kurczaczków. Zwłaszcza, że kupiłam jeszcze tasiemkę z zajączkami, kurczaczkami, barankami.
O większym sprzątaniu, to teraz dopiero pomyślałam, łoj.
Może ktoś pomoże? hehe





Cztery kartki już zaniosłam  na aukcję dla schroniska. Może komuś przypadną do gustu?
Jeśli nie, to nic nie szkodzi, mam tyle osób, które mi pomogły, pomagają, że na pewno im się spodoba.
Wiecie jak to jest.
Na pewno się ucieszą :-).

Wykreujemy radość  ?
Na pewno też już coś szykujecie :-)


piątek, 16 marca 2018

Benefis

     Niespodziewanie zadzwoniła koleżanka dzięki, której zaczęłam chodzić  do Teatru Wielkiego i do Filharmonii. Byłam też  z Nią na Nocy Muzeum, kiedy jeszcze ledwie się ciągnęłam, hehe. Straciłyśmy kontakt już jakiś czas temu, przestała przychodzić na zajęcia. Tymczasem zadzwoniła z pytaniem, czy nie mam chęci iść do teatru bo kupiła tani bilet z myślą o mnie.
Zatkało mnie ze szczęścia. Pewnie, że pójdę!!
14.03 światowej sławy śpiewaczka Krystyna Szostek-Radkowa obchodziła 85- lecie urodzin i 60 lat pracy. Urządzono benefis na jej cześć.

Nigdy jeszcze nie byłam na benefisie, więc byłam ciekawa co to za atrakcja. Oczywiście widziałam  w telewizji, ale na żywo nigdy dotąd.
No i rzeczywiście bardzo to wzruszająca i interesująca forma uczczenia wybitnej osoby.
Przede wszystkim prowadzili córka śpiewaczki i jednocześnie uczennica oraz Piotr Polk zapewniając jednocześnie rodzinną atmosferę, serdeczną i dowcipną.
Wszyscy pochodzą ze Śląska
Pan Piotr uczył się w szkole muzycznej :-)
       Pani Krystyna przyjmowała życzenia, kwiaty i prezentacje jej ulubionych arii wykonanych przez wybitnych śpiewaków, wystąpił nawet Zespół Śląsk. Okraszone to było opowieściami ze sceny i z życia prywatnego.
Ciekawe, czy opowieści w takiej chwili pokrywają się z dniem codziennym? Czy dobra, życzliwa, z poczuciem humoru, genialna śpiewaczka i profesor  była tylko taka?
Myślę, że tak. Po sposobie mówienia o sobie, po głosie, po uśmiechu takie miałam wrażenie :-)
I jak o Niej mówiono: urodziła się by śpiewać, i dlatego potrafiła z radością i z łatwością pogodzić pracę, karierę, dom, przyjaciół.
Miała szczęście, że robiła to co kochała i kochała to co robi. A przy okazji miała wielki talent.

   Opowiadała, że uwielbia śpiewać kolędy, więc w kościele chętnie się udziela muzycznie. Oczywiście nie śpiewa wyuczonym głosem, operowym, tylko swoim. Kilka lat temu, słysząc ją, podeszła pani, nie szczędząc zachwytów a na koniec powiedziała: ........trzeba się uczyć.
:-DDD

     Od momentu kiedy zaśpiewała,  pokochałam tą panią. Oczywiście nie dlatego, ze głos ma jakiś niezwykły, bo wiadomo, że wiek to uniemożliwia, ale za odwagę.
I tak sobie pomyślałam, ze ta pani jest szczera i prawdziwa, nie udaje bo się nie boi.
  Najwyżej by się nie zgodziła na takie świętowanie.

 Śpiewamy 100 lat a za szanowną jubilatką stoi Zespół Śląsk :-)


Koleżanka zrobiła mi ogromną przyjemność, że mnie zabrała do Teatru Wielkiego. Uściskałam ją  wiele razy, a na samym początku, kiedy rozbrzmiały dźwięki Carmen, rozbeczałabym się, gdybym miała łzy. (Ta dysfunkcja się jednak przydaje z moim usposobieniem. Teraz to sobie mogę rzęsy pomalować, hehe)
Takie tanie bilety są dostępne na balkonach z nie najlepszym  widokiem. Na początku usiadłyśmy jak nam wyznaczono.

Mogłam się napatrzeć jaki wielki jest Teatr Wielki :-)




W przerwie przeniosłyśmy się na wypatrzone wolne miejsca na dole.
Pierwszy raz siedziałam na parterze
O dziwo słychać inaczej niż na górze :-)

.
Co za piękny wieczór :-)

Dziś spadł śnieg, wyrwałam ząbka i zaczyna właśnie boleć dziąsło, łoj
Ale cieszę się, że zdążyłam napisać.
 Może ktoś słyszał panią Teresę?

A u Was wiosna czy zima?
:-)

wtorek, 13 marca 2018

Naprawdę warto

       Na koniec zajęć weekendowych, instruktor opowiadała o Mistrzu Moy założycielu Stowarzyszenia Taoistycznego Tai Chi. Bardzo lubię te opowieści. Zawsze na warsztatach instruktorzy, których uczył sam Mistrz opowiadają historie z życia. Robią to też pozostali instruktorzy, przy okazji większych imprez. Od tylu lat słucham o Mistrzu i nigdy nie było powtórzenia. No może powtarza się wspomnienie, że to był bardzo skromny człowiek, miał kilka osobistych rzeczy i kasetę z "Przeminęło z wiatrem". Pieniądze z zajęć przeznaczył na ośrodek dla wszystkich potrzebujących.
Tym razem wspomniano czasy kiedy Mistrz Moy poprowadził zajęcia  w Montrealu. Pierwszą salę udostępniono Mu w kościele katolickim. Ta sala jest wynajmowana do tej pory z szacunku, pomimo, że w Montrealu jest już wielki ośrodek Stowarzyszenia.

   Tak sobie pomyślałam, że moi nauczyciele bardzo pięknie pokazują jak dbanie o to, żeby sobie nie szkodzić, żeby było nam wygodnie, czyli zająć się sobą. pomyśleć co mi jest, jak ja żyję, jak się czuję, co tak naprawdę robię i dlaczego, gwarantuje  dobre życie z pożytkiem dla innych.

      Kiedyś wskazówki co do zmiany zachowania, odbierałam jako dezaprobatę, czyli naganę i nakłanianie do poprawy. I od kiedy wyszłam spod skrzydeł dziadków, to na pewno tak było.
      Potem szukałam ratunku dla swojej zrozpaczonej duszy i tu na szczęście trafiłam na nauki Bon.
      A teraz jestem już na etapie wielkiej radości z  poznawania swoich możliwości, zdobywania wiedzy i doskonaleniu się psychicznie i fizycznie.

A kto powiedział, że nie będziemy mistrzami????

Intencja jest najważniejsza, jeśli chcemy być czyści i doskonali, to prędzej czy później będziemy.
To już zależy od naszej karmy. Ale zbierać dobrą karmę przecież możemy, tak samo jak być szczęśliwi, bo inni są szczęśliwi.

Dzięki Mistrzowi Moy, który wspierał i uczył, powstały ośrodki w 26 państwach. Główny ośrodek jest od 47 lat w Kanadzie i tam zapoczątkowano warsztaty pod nazwą "Powrotu do zdrowia". Przyjeżdżają tam ludzie np. na wózkach, po udarach i zaczynają chodzić, :-)
To są cuda, które ludzie sami robią, dzięki swojej ciężkiej pracy. Dostają wskazówki, są nakierowani jak, a potem muszą ćwiczyć.
Tak było ze mną.
Przyjechała instruktorka z Kanady na jedne zajęcia do Warszawy w drodze na Ukrainę. Lokalni instruktorzy namawiali, żebym się nie wstydziła. i przyszła. Przemogłam się i dotarłam, przyprowadzili mnie, :-) . Powiedziano jej jaki problem i doradziła co zrobić. Na zajęciach raz mi się udało, instruktor pochwalił i powiedział, no to już wiesz jak masz ćwiczyć?
No i wyćwiczyłam :-)) Syn dawał odpocząć ale nie za długo, ufff
Teraz jestem żywą reklamą tai chi !
Jak już kiedyś pisałam, szkoła Mistrza Moy pomoże wyleczyć wiele dolegliwości fizycznych i psychicznych.

Najwspanialszym  nauczycielem dla mnie jest Tenzin Wangyal Rinpocze.
Pierwsza wskazówka od Niego jaka do mnie dotarła to "bycie swoim najlepszym przyjacielem" pomogła mi otworzyć się.

Przytoczę kilka zdań z jego biografii, żeby upewnić wszystkich, że to nie jest fascynacja chorej osoby, Jego mądrość docenił świat :

 Jego Świątobliwość XIV Dalajlama wyznaczył Rinpocze jako przedstawiciela tradycji Bon w Tybetańskim Zgromadzeniu Ludowym działającym przy rządzie emigracyjnym.
W roku 1991 Tenzin Rinpoche otrzymał grant z Fundacji Rockefelera na Uniwersytecie Rice w Houston w stanie Texas. Prowadził tam badania nad dawnymi bóstwami tantrycznymi Bonu i ich związkami ze wczesnobuddyjską tradycją w Tybecie. W roku 1993 otrzymał ponownie stypendium Rockefelera, co pozwoliło mu uczyć na Uniwersytecie Rice w semestrze wiosennym. Dokonał wówczas wyboru pozostania na Zachodzie, by uczyć starożytnej tradycji Bon swoich zachodnich uczniów. W marcu 1992 roku Rinpocze założył w Charlottesville w stanie Virginia Instytut Ligmincza, który jest organizacją typu non-profit stawiającą sobie za cel zachowanie dla przyszłych pokoleń pochodzących z Zhang Zhung i Tybetu starożytnych nauk, sztuki, języka, wiedzy naukowej i literatury. 


Jestem też żywą reklamą nauki Tenzina Wangyala Rinpocze.

Jestem przekonana, że Ci którzy kierują się współczuciem osiągną sukces, znajdą drogę, żeby zostać mistrzami.
W naszej tradycji Papież Jan Paweł II i Franciszek też tego uczą i prawie wszyscy ich kachają za to.


Wygląda na to, że najpierw trzeba zająć się sobą, zobaczyć co tam w duszy gra, żeby móc się doskonalić w życzliwości., zostać mistrzem.

Czego nam z całego serca życzę!!!










  

sobota, 10 marca 2018

Dobra sobota

    Bardzo się cieszę, że podobały Wam się moje prace :-)
  Dostałam informacje, że wszystkie gadżety dla schroniska zostały sprzedane. Ogromnie się cieszę, zwłaszcza, że pierwszy raz wystawiałam swoje kartki i kurczaczki. Na szczęście w ostatniej chwili zmobilizowałam się i zdążyłam zrobić jeszcze dwie kartki i 2 kurczaczki.


 I pierwszy raz zostałam poproszona o zrobienie kartki dla młodej pary. Poprosiła mnie o to córka, ale właśnie dlatego bardzo mnie uradowała ta prośba. Myślę, że to bardzo wysoka ocena moich prac. Przecież mogła kupić i nawet mi nie wspominać o takiej potrzebie.
Widocznie dla niej też kwiatuszki, motylki, ptaszki są najbardziej potrzebne na drodze życia :-)


 A dzisiaj brałam udział w weekendowym kursie tai chi dla początkujących. Stali bywalcy ośmielają nowych chętnych i ułatwiają ćwiczenie, bo można się z każdej strony na kimś wzorować.
Dodatkowo lubię prostą formę bo zawsze odkrywam coś nowego mimo, że robię to samo od lat.


Kiedy dziś sobie ćwiczyłam i próbowałam poczuć w każdym ruchu pracę mięśni, ścięgien, nerwów, przypomniałam sobie jak wielokrotnie słyszałam: teraz jest czas, zeby zająć się sobą.
Trochę mnie to sformułowanie irytowało. Nigdy nie umiałam zajmować się sobą i po paru osobach z otoczenia sądząc, był to egoizm krzywdzący innych, więc absolutnie mi nieodpowiadający.

Dziś zrozumiałam, ze zająć się sobą to nauczyć się nie myśleć, nie układać w głowie schematu tylko pozwolić sobie na prostą formę, czystą i doskonałą, czyli zaufać sobie. 

Kiedyś Mistrz Moy powiedział: prosta forma jest najtrudniejsza. 
Powiedział też, że trzeba być dobrym dla siebie.

I właśnie trzeba mieć czas, żeby nauczyć się zająć się sobą, żeby dobrze przeżyć swoje życie
wtedy na pewno spontanicznie bez trudu będzie się żyć z pożytkiem dla innych.

 :-)

wtorek, 6 marca 2018

Nigdy nie wiadomo co się przyda

      Mimo wszystko nie zraziłam się do psów. Wręcz pilnowano mnie, żebym nie zaczepiała zwierząt na ulicy. Kiedyś pełno był wałęsających się bezpańskich psów, a ja się do wszystkich pchałam z łapami, żeby pogłaskać. Babcia, która najczęściej była ze mną, ostrzegała groźnie, że kiedyś się doigram i pies mi tyłek wygryzie i za łapę odciągał na bok.
      No rzeczywiście, raz taki mały kundel mnie ugryzł w nogę. Od tamtej pory jestem zdania, że małe to wredne ;-) One po prostu bardziej się boją i dlatego gryzą w obronie. Stąd potwierdza się teoria, że agresja jest efektem strachu. U ludzi też często się to zauważa.
     Teraz wciągnęłam się w pomaganie schronisku. Przygotowuję kartki na festyn świąteczny, gdzie zbierane będą pieniądze dla zwierząt. Mam nadzieję, że się spodobają i będą chętni do zakupu.
 Wczoraj świeciło słonko !



:-D
     
Jak się spodziewałam, nastąpiła ogromna zmiana w postrzeganiu świata. Nie dziwię się już, że współczucie daje szczęście przede wszystkim współczującemu.
    Ostatnio bardzo bliska mi osoba, nieśmiało wspomniała, że może wyjedzie na święta. W pierwszej chwili, ścisnęło mnie w środku, ale po chwili ogarnęło ciepło i radość. Przecież spędzi te dni z kochaną osobą, odpocznie sobie. Szczęśliwa będzie też ta druga osoba,
Jeśli dla nich to będzie lepsze, to ja się tylko cieszę, że nie jestem przeszkodą. Cieszę się, że na Boże Narodzenie mnie nie zostawili, hehe
    Wreszcie mogłam popatrzeć na stare zdjęcia, kiedy byliśmy wszyscy razem.
Mogłam popatrzeć na zdjęcia z innego świata, gdzie już mnie nie ma. I ogromnie się cieszę, że już mogę popatrzeć na dobre chwile innych, bez zawiści, bez zazdrości bez żalu.

Do tej pory uważałam, że wybaczenie jest punktem zwrotnym w powrocie do zdrowia. Ale od kilku dni sądzę, że współczucie odmienia życie.
Oczywiście uważałam, że współczucie jest największą wartością, ale tak naprawdę zrozumiałam  to dopiero teraz. I dopiero teraz wiem jaki mam skarb.

Szczęście innych zazwyczaj bardzo uszczęśliwiało, ale wtedy, kiedy się pokrywało z moim szczęściem. Pewnie dlatego, że nie miałam jakiś wygórowanych oczekiwań, to łatwo znalazło się coś co mi też pasowało.
Natomiast kiedy szczęście innych, kolidowało całkowicie z moim szczęściem, już nie mogłam na to pozwolić, już byłam nieszczęśliwa.
Teraz już stać mnie na to, żeby pozwolić żyć każdemu jak chce.
Nie znaczy to,że zawsze będę blisko, bo po co być ogonem, będę szczęśliwa, że ktoś może być zwyczajnie wolny.

Ile to rzezy człowiekowi jest do szczęścia potrzebnych?
 szacunek do siebie? odwaga? wybaczenie? czy może właśnie współczucie?
Każdą z tych rzeczy musiałam dopiero odkryć, uch. Sądzę, że jedno prowadziło do drugiego.
Ciekawe co jeszcze odkryję?
A może już błyszczy miłość do wszystkich stworzeń.

Aż trudno uwierzyć, że trafiłam do Mistrza Moy Lin Shin, że trafiłam do Tenzina Wangyala Rinpoche.


hehe Przypomniało mi się, ze kiedyś ciotka wszystkim opowiadała jak to się jakimś Chińczykom spodobałam, że mnie pokazywali palcami. Podobno dlatego, że miałam skośne oczy jako mała dziewczynka.



 

niedziela, 4 marca 2018

Poważnie

     Kaczuszka się spodobała, przypomniała dzieciństwo, rozweseliła, natchnęła wiosną,:-)) Zrobiłam jeszcze jedną żółciutką, a następne będzie "brzydkie kaczątko" w innym odcieniu (została mi włóczka koloru lekki brązik.
Będzie się nadawał? Na pewno,  hehe.



     Od paru dniu "chodzi za mną" myśl, wspomnienie z dzieciństwa, którego przebłysk miałam w czasie kiedy pozwoliłam myślom płynąć swobodnie. Na ogół prowadzi to niemyślenia, odpoczynku, a czasem do jakiegoś olśnienia.
Nagle przypomniał mi się pies, policyjny owczarek niemiecki, którego moi rodzice dostali w prezencie ślubnym. Pies był groźny, więc rodzina była szczęśliwa, że nikt nie okradnie domu. Nikt obcy nie wszedł do domu. Wszyscy znajomi się bali.
Raz tylko ksiądz przyszedł po kolędzie i nie poczekał aż ktoś go wpuści.
Pies podobno szykował się już do skoku, babcia nie zdążyła ostrzec księdza bo ją zatkało z przerażenia, a pies nagle usiadł.
Babcia się przeżegnała i przez wiele lat opowiadała jaki to cud się zdarzył. Dlatego o tym wiem, bo jeszcze mnie nie było na świecie.
Kiedy się urodziłam, pies został uwiązany na łańcuchu, wyrzucono go z domu. Nie mógł biegać po dworze w dzień bo był groźny, spuszczano go tylko na noc.
Miałam kilka lat jak poszłam dać pieskowi powąchać kwiatuszka. Dorwał mnie i mało flaków nie wyrwał. Ale mnie uratowali, w szpitali założono szwy. Tylko ślady po pogryzieniu na plecach zeszły po trzydziestce.
Oczywiście często sobie o tym przypominałam, ale pierwszy raz w ten sposób.
Pomyślałam sobie jak bardzo ten pies był skrzywdzony przez ludzi.
Kiedy przestał być dumą, chlubą i zabezpieczeniem bo pilnował i mnie jak leżałam w wózku, żeby krzywdy ktoś nie zrobił, został wyrzucony z ciepłego domu.
Wielki żal mnie ogarnął.
Nie dziwię się już, że mnie znienawidził.
To był nieszczęśliwy skrzywdzony pies....

Uśpili go.
 Dla niego to lepsze niż życie na łańcuchu, sądzę.

I dopiero teraz zrozumiałam, że człowiekowi, który krzywdzi  należy współczuć.

Nie wiemy o tragediach innych.
Oni sami często nie wiedzą i tym bardziej żal, że sobie nie pomogą.
To że my nie uważamy jakiegoś wydarzenia za tragiczne, nie znaczy, że dla danej osoby takie nie było!
Jeszcze potrafimy powiedzieć, że się użala nad sobą.
Co to w ogóle za okrutne podsumowanie cudzych, a czasem i swoich, uczuć :((((


Bon rozprzestrzenił się we wszechświecie dzięki naturalnej energii współczucia, którą zapoczątkowały słowa wielkiego nauczyciela – Tonpy Szenraba. Jego intencją było, aby nauki i działające poprzez nie emanacje Buddów pojawiały się wszędzie tam, gdzie istnieją czujące istoty, wspierając je w praktyce. 
       Dotarł nawet do Warszawy, hehe
Dobro czy zło, to tak naprawdę wartość względna. Jak to mówią niektórzy: nie ma dobra i zła.
Tylko nie wszyscy pamiętają, że współczucie JEST i to jest bezwzględnie największa wartość.
Niektórzy nawet mówią, że jedyna, aby ocalić świat.
I tym optymistycznym akcentem zachęcam do spędzenia wspaniałej, pełnej miłości, serdecznej niedzieli :-)



czwartek, 1 marca 2018

Kaczka dziwaczka :-)

      "Złota rybka " zainspirowała mnie do zrobienia"złotej kaczki"




Coś czuję, że to będzie przebój :-)
A Wam się podoba?
Czy może kurczaki fajniejsze?

ps. takiego krótkiego posta to jak dotąd nigdy jeszcze nie napisałam.
Nie żebym nie miała tematu w głowie, ale przypomniało mi się zdarzenie sprzed 44 lat.
Jeszcze muszę pomyśleć czy o tym wspominać.
Ciekawe, czy to może przynieść jakieś korzyści?

Ale kaczkę musiałam pokazać