środa, 31 października 2018

Coś się stało?


Zachwycił mnie ten widok. Wracałam od lekarza rehabilitanta bardzo rozbawiona, a niebieskie niebo i zachodzące słońce, które takim blaskiem odbiło się na wieżowcu, dopełniło tego stanu.  Rozbawienie akurat nie było spowodowane dobrymi wieściami, tylko raczej, jak to napisał Miłosz " :jest taka cierpienia granica, kiedy się uśmiech radosny zaczyna...."terminem rehabilitacji z NFZ na 2020 rok.


Po budynku, gdzie chodziłam na ćwiczenia tai chi już śladu nie ma. Zrobiło się miejsce na niebo, patrząc od mojej strony. Zachwycił mnie ten kolor nieba :-)


   Od kilku dni biję się z myślami, czy napisać o przykrej sytuacji, która mi się przytrafiła, bo pomyślałam sobie, że nie ma co pluć żółcią. Dziś zobaczyłam sens i szczęście w tym co się wydarzyło
Rozmawiałam ze znajomą, która często jest rozgoryczona tym co się dzieje wokół niej, z nadzieją, ze ją jakoś uspokoję. Od słowa do słowa wyszło na to, że zaplanowała sobie coś innego, a to co robiła nie przynosiło spodziewanego efektu i w końcu uciekła się do szantażu.
Wściekałam się na takie postawienie sprawy. No i powiedziałam dwa słowa, jedno bardzo brzydkie.
Bardzo przykro mi się zrobiło, bo poczułam się oszukana i bezradna, że nie poznałam się na człowieku, że może to jest intrygantka, a to zmienia mój stosunek do niej.
Skończyło się wielką obrazą na mnie, nie tylko tej jednej osoby.
Pewnie dlatego, ze inni pomyśleli, jak ja mogłam. Bo przecież tak naprawdę nikt nie wie o co chodzi. Może znają wersję tylko tej osoby?.
W sumie mogłabym się tłumaczyć, opowiadać itp. ale w sumie pomyślałam sobie, że w końcu muszę się nauczyć, żyć z tym, że ktoś o mnie źle pomyśli.
Wygląda na to, że kilku bliskich stanie się dalszymi ludźmi.
Trochę kiepsko zważywszy, ze zbliżają się święta, ale trudno.
Nie żałuję niczego i nie cofnęłabym wypowiedzianych słów. I nie boję się, że zachce mi się płakać. Rozpuszczę i ten ból


A dziś na ćwiczeniach mnie olśniło.
 Widocznie potrzebne jest, abym już nie patrzyła, nie martwiła się, nie ingerowała w jej życie. Przecież, nawet jeśli ktoś prosi o pomoc, nie zawsze można to zrobić. Tylko samemu można sobie pomóc.Skoro do tej pory moje wsparcie nie rozwiązało problemów, to najlepszy dowód na to, że tak jest. Może nie było innego sposobu, jak tylko się strasznie poróżnić.
I żeby nie było, to jest dar dla mnie, już się nie będę o nią denerwować :-)
Każdy ma swoje życie do przeżycia, często dopóki nie doświadczy nie zrozumie. Ciesze się, że ja nie będę w tym przeszkadzać i  uszczęśliwiać na siłę.
Super, że już stać mnie na to  :-))

Przypomniał mi się wywiad z Wojtkiem Pszoniakiem, w którym powiedział : życia nie można wyreżyserować. A jeśli ktoś myśli inaczej, to się myli.


No cóż, wygląda na to, że ..." tak naprawdę nie dzieję się nic i nie stanie się nic, aż do końca.... "





sobota, 27 października 2018

Moja twórczość radosna

          Zapytał mnie ktoś ostatnio, czy mi źle samej.
Zaskoczyło mnie to pytanie.
A jeszcze bardziej zaskoczyła mnie moja odpowiedź.
Fajnie jest, spokój, jakimś cudem, a właściwie nie jakimś, tylko mojego fizjoterapeuty i to jest cud, że do niego trafiłam,  tworzę całkiem udane ozdoby świąteczne, chodzę na ćwiczenia tai chi, czytam ulubionego Tenzina Wangyala Rinpocze, patrzę w niebo i nacieszyć się nie mogę, że chodzę i widzę codziennie nowy świat.
    Nic jest tak, jakbym kiedyś zapragnęła!
I ku mojemu zaskoczeniu śmiać mi się chce, kiedy sprawy przybierają inny kierunek niż bym się spodziewała. Nie boję się, że mnie coś zrani, bo umiem to rozpuścić i być wolnym człowiekiem.
Przypomniało mi się, że ojciec pewnego geniusza, radził mu, kiedy zaczynał interesować się fizyką: nie bój się pytać!!!! (odkrył dzięki temu jakieś prawa fizyki)


Może to już jest ta przestrzeń w której mogę pomieścić wszystko?.


Młode listki na ogołoconym drzewie jeszcze są :-)



   Może ktoś coś doradzi?
Nie pomyślałam i nie zgodziłam się na dostawanie mailem komentarzy. Zdaje się, że to w związku z RODO. I teraz jeśli ktoś napisze komentarz do starszego posta to nie będę o tym wiedziała. Przepraszam bardzo. Jeśli ktoś ma chęć do mnie napisać, to najlepiej pod ostatnim postem . Bardzo proszę.

Jestem taka szczęśliwa, że robię kartki.
Twórczość moi zdaniem, też daje wolność.
Pisanie też jest twórczością, chociaż jak to stwierdził Gombrowicz nie musi być mądra, chociaż szczera hehe
Ale przecież nie wiadomo co się komu może przydać, jest jakie jest i już.

 ! :-)



 Wyrobiłam włóczkę do końca, stąd taki szlaczek powstał. Nic się nie zmarnuje ;-)


 To dla dziewczynki, która  upiekła ciasto na Dzień Seniora  :-)


Motylki dała koleżanka na aukcję  dla schroniska


No wreszcie zrobiłam kota podobnego do kota nie do myszy :-)



Dziś pojechałam na Cmentarz Północny i nadziwić się nie mogłam, że jest tyle jeszcze złotych liści na drzewach i że to jest taki ogromny Cmentarz
Może liście zawsze były o tej porze roku, ale nigdy nie miałam głowy, żeby je zobaczyć.ups.
Cieszę, że już jestem, tam gdzie jestem a nie w sklepie, w szkole, w pracy itp..... myślami, uwagą.

Tego tez wszystkim życzę.
Ci co to umieją to wiedzą, że naprawdę dzieją się cuda na naszych oczach :-)



Ja dziś pierwszy raz dotarłam do kochanego dziadka i cioci bez niepewności.
Dziadek chyba już nie każe mi przychodzić z matką, hehe
Takie miałam wrażenie kiedy błądziłam wielokrotnie, chociaż dziadek zmarł 30 lat temu i kilka razy w roku chodziłam  zapalić lampkę.
Cmentarz Północny bardzo się zmienia, powstają nowe szpalery nagrobków

wtorek, 23 października 2018

Dotarłam na kurs tai chi

   W sobotę pogoda była taka jak dzisiaj, ale postanowiłam, że pójdę choćby na trochę. Dwa dni odpoczynku wynudziły mnie i musiałam iść do ludzi.

Na szczęście powolutku się wciągnęłam. I tak mnie ćwiczenia pochłonęły, że zostałam do końca. Zawsze na spotkaniach z nowymi ludźmi, instruktorzy opowiadają trochę o Mistrzu Moy i o założonym przez Niego Stowarzyszeniu Taoistycznego  Tai Chi. Bardzo mnie poruszają te historie, bo w zasadzie za każdym razem dowiaduję się jakiś nowych szczegółów z życia Mistrza, sposobu nauki i celach Stowarzyszenia
Najważniejszym celem  jak dla mnie, jest pomaganie innym! :-)

Dla nowych ludzi sposób uczenia ćwiczeń jest nieco kłopotliwy. Jesteśmy przyzwyczajeni do uczenia się na pamięć i trudno jest przekonać, że nie trzeba pamiętać, trzeba naśladować i samo wejdzie do głowy, w ciało.
Instruktor zapewniał, że nie trzeba się uczyć na pamięć, trzeba to po prostu robić.
Przekonują do tego i Nauczyciele Bon. Trzeba być !
Od słuchania i dociekania sensu niewiele przychodzi, najważniejsza jest praktyka. Uczenie się przez doświadczenie daje zrozumienie.
Na początek najważniejsze jest, żeby znaleźć w tym przyjemność, rozluźnienie, a jak już się polubi to nam się zechce nauczyć, poczuć, zrozumieć czyli będziemy się rozwijać, odkrywać co rusz nowe możliwości naszego ciała, naszej psychiki, czy wręcz duszy.

Podstawą ćwiczeń Mistrza Moy, też jest znalezienie równowagi!


Nie umiem opisać jak to działa, takie umiejętności mają ludzie, którzy są instruktorami od nastu lat, a są i tacy, których uczył sam Mistrz Moy, czyli mają prawie pięćdziesięcioletnie doświadczenie.
Miałam to wielkie szczęście, ze taki instruktor zajął się mną na początku i pokazał jak mam ćwiczyć, żeby stanąć o własnych siłach.
I tak się zaczęło.
A teraz kiedy opowiadam o moich początkach nikt nie chce wierzyć, hehe. Ale ten sukces zawdzięczam przede wszystkim fizjoterapeucie Panu Andrzejowi Krawczykowi.
Niemniej jednak, najważniejsze jest, że ćwiczę! tak mówią doświadczeni ludzie :-)

Mówią też, że najwartościowsza dla człowieka jest wiedza przez zrozumienie zdobyte przez doświadczenie.

Przypomniało mi się jak często się zdarza, że coś nie wychodzi bo robimy inaczej niż pokazuje instruktor.
Kiedyś na warsztacie instruktor pokazywał jakieś ćwiczenie. Oczywiście nie zobaczyłam nic nowego, tylko sobie robię jak zwykle, więc dość przyjemnie. Dopiero po jakimś czasie instruktor pokazał mi osobiście niewielką zmianę kierunku.
Zawstydziłam się, bo myślałam, ze ja tak  robię.
A jednak nie robiłam.
Innym razem, nie zrozumiałam o co chodzi, więc robię jak większość. Instruktor jeszcze raz pokazuje i trochę mówi o co chodzi. Ja dalej robię jak mi się wydaje. A ponieważ instruktor indywidualnie mnie nie poprawił, myślałam, ze robię ok.
Pomyślałam, że nie poprawia mnie, więc robię jak polecił, że to nie do mnie te poprawki.
Były i do mnie też, hehe

Dlatego ważne jest wiedzieć co się tak naprawdę robi.
Jak się praktykuje to prędzej czy później się to odkryje.

No to tak jak w życiu.
Nie raz można się zdziwić, hehe
I to jest taka droga rozwoju, nie ma się co bać, tylko przyjrzeć się jak się zareagowało w danej sytuacji.
A jak już się wie, to już samo się naprawi jeśli trzeba.

Najgorzej jak się nie zauważy.

Nie, nie, jak się praktykuje to się w końcu zauważy

W niedzielę zaświeciło piękne słońce. Jak zwykle zaświeciło w moje okno.


Na wieżowcu


I spełniłam swój obywatelski obowiązek, jak nigdy.


 A potem padłam....

piątek, 19 października 2018

Żywioł wody

    Do pokochania świata ludzie mnie namawiali, kiedy byłam w depresji.
Okazało się, że rzeczywiście można wypatrzeć wiele powodów do szczęścia, ale akurat nie w posiadaniu przysłowiowych "nowych butów"

Przytoczę fragment książki  Leczenie formą, energią i światłem Tenzina Wangyala Rinpocze.

"Kiedy żywioł wody jest w równowadze, dobrze się czujemy  w swoim wnętrzu i życiu. Płynnie i łatwo przechodzimy przez różne wydarzenia i związki. Zrównoważona woda to akceptacja wszystkich sytuacji. To radość i zadowolenie. Wyższym wymiarem wody w osobistym doświadczeniu jest radość  życia, poczucie zadowolenia z tego, że się żyje.
Kiedy jesteśmy połączeni z radością żywiołu wody, przejawia się to na zewnątrz. Jesteśmy szczęśliwi z powodu ludzi, których spotykamy, miejsc, do których jedziemy. Cieszymy się życiem..

Radość ta może zniknąć w nieuniknionym cierpieniu , które towarzyszy dualistycznemu doświadczeniu. A wówczas często szukamy jej na zewnątrz, wierząc, że znowu będziemy zadowoleni, jeśli zdobędziemy nowego partnera, lepszą pracę, bogactwa, stopień naukowy, uznanie czy cokolwiek innego . Myślimy,że radość zawiera się w posiadaniu i działaniu,  a nie w byciu."

 No cóż, nie musiałam być jakoś mocno namawiana, żeby znaleźć nowego partnera, uznanie, umiejętności. Chętnie w taki sposób odmieniłabym swoje życie.
Niestety nic mi się nie trafiało.
I teraz okazuje się, że całe szczęście! Musiałam znaleźć radość w sobie.
Łatwo nie było.
Ale jakimś cudem, a właściwie praktykami, prawie udało mi się zrównoważyć pięć żywiołów.
Bo żywioły to nie jest jakaś tajemna (ciemna) moc, to jest święta energia, którą ma każdy. Cechy charakteru to jest odzwierciedlenie nadwyżki jakiegoś żywiołu. Np ludzie gniewni mają za dużo żywiołu ognia.

Energia wody jest u mnie w bardzo dobrym stanie. Każdy kto czytał mojego bloga, to wie, że od dawna już nauczyłam się przyjmować wszystkie sytuacje, a nawet odnaleźć w nich pożytek a nawet dar.

Ale tak naprawdę pragnę zrównoważyć żywioł przestrzeni.

"Dzogczen to główna praktyka służąca rozwijaniu żywiołu przestrzeni, ale przestrzeń można też urzeczywistnić, kiedy pozostałe cztery żywioły coraz bardziej się równoważą.

Kiedy żywioł przestrzeni jest zharmonizowany, mamy  dużo przestrzeni w życiu - cokolwiek się pojawia, możemy to w sobie pomieścić.

Jeżeli w pełni łączymy się z żywiołem przestrzeni, poznajemy naturę umysłu. Jesteśmy wówczas WOLNI , ponieważ nic nas nie wiąże."


Kiedy pisałam posta, przypomniało mi się, że zwróciłam uwagę na tai chi, jaka jest różnica w ćwiczeniu kiedy pcha się stopą, a kiedy praca mięśni obraca kręgosłup. Wygląda podobnie, niewprawiona osoba nawet nie zauważy różnicy, ale komfort odczucia osoby ćwiczącej jest diametralnie inny, o niebo lepszy.

I taka prawda, wszystko zaczyna się od świadomości co się tak naprawdę robi i co się chce tak naprawdę osiągnąć.

Myślę, że idealnie odzwierciedla taką świadomość słońce odbijające się w oknach wieżowca.
Pierwszy raz miałam taki widok.


Wypatrzyłam już pączki na grudniu :-)



Słoneczko pożegnało mój pokój. Dziś już zachmurzenie duże i zapowiadają ochłodzenie, więc okno już jest zamknięte.


I taki był zachód słońca od mojej strony.





  Nie mam siły, a jutro chciałam  na ćwiczenia iść na kurs weekendowy tai chi.
Mam nadzieję, że leżenie przez dwa dni pomoże nazbierać energii i rano będę znów na chodzie

Czego i Wam serdecznie życzę :-)

środa, 17 października 2018

Kolory

  Jest połowa października, ale pogoda jak nieraz pod koniec wakacji. Zaletą złotej jesieni są kolory.
Napatrzeć i nacieszyć się tym widokiem nie można. Jak tu pisała jedna koleżanka blogowa, nie wiadomo w którą stronę się patrzeć, tak pięknie hehe.

Na dzień dobry :-)



Mamy jeszcze truskaweczki.
Babcia mówi, że to od nawożenia prawdziwym krowiakiem tak długo kwitną.



Co za zieleń :-)


Co za czerwień na malinkach



Jedną poziomeczkę znalazłam






Na środku na ogrodzeniu przygotowuje się do skoku  bażant . Widzicie?

Przy okazji zdradzę Wam, że wróbelki z gąszczu były 2 na jednym zdjęciu, i na drugim też 2 . Ponieważ zgadywały osoby, które już znam, wyślę na święta niespodzianki ( nie zgadły tak całkiem :-)) Dobrze?
 Chyba, że już są jakieś wybrane moje prace. To śmiało mówcie :-)





Co za błękit ;-)




Wróciłam właśnie od lekarza nieco rozbawiona. Nieopatrznie nasza rozmowa zeszła na tematy zupełnie nie związane z moja dolegliwością.
Już nie pamiętam od czego się zaczęło, ale pani nagle stwierdziła, ze czyjaś dobroć, może kogoś denerwować po prostu.
I tu przypomniało mi się stwierdzenie kogoś z dawnych czasów: ty jesteś dobra dla wszystkich, tylko nie dla mnie.

Oczywiście można tłumaczyć się i komuś, na sto sposobów, żeby się usprawiedliwić, wybielić, ale prawda taka jest.

Ciekawe, czy by zmieniło na lepsze, gdybym była dobra i na wszystko pozwalała i wszystko polubiła?

No naprawdę bardzo ciekawe :-)

No i doszłyśmy do wniosku, że nieszczęśliwy jest każdy, kto czegoś chce, czy to materialnie, czy w sferze mentalej.

Najczęściej mówi się o bogatych, którzy chcą więcej i więcej i stąd rodzi się ich nieszczęście
Biedni, dla odmiany, nie mając szans na dostatek,  często szukają pocieszenia w wierze, w małych osiągnięciach i dlatego prędzej znajdują spokój.

Ale szczęście znajdzie każdy kto przestanie chcieć więcej niż to co ma.
Z drugiej strony patrząc, to przecież hamuje rozwój, człowiek nie musi, to nic nie robi.
Jak myślicie?

Przypomniało mi się jak podczas jednego z retritów Nauczyciel bon powiedział: mieliście złych rodziców i dlatego tu jesteście?. Nie, mieliście dobrych rodziców BO tu jesteście!.

I teraz, kiedy patrzę na wszystko co mnie spotkało, stwierdzam, ze miałam ogromne szczęście, że to przeżyłam, że żyje dla pożytku innych ludzi (nawet dla tych, dla których nie byłam dobra), że wreszcie nauczyłam się być tu i teraz. Pamięć mi w tym nie przeszkadza :-)

Rozwijam się, nie dlatego, że dążę do osiągnięcia jakiegoś celu, ale dlatego, że mam otwarty umysł i wyłapuję wszystko co może mi się przydać.

Czego wszystkim serdecznie życzę !!!



ps. W sumie mam cel.
To wszystko to po to, żeby go osiągnąć,
 hehe

sobota, 13 października 2018

Stosunek do świętości

      Cytat z książki "Leczenie formą, energią i światłem" Tenzin Wangyal Rinpocze

......żywioły uznawane są świętość, siły leżące u podstaw całej egzystencji. Ponieważ są one święte, wszystko co z nich powstaje- czyli wszystko co istnieje- również jest święte, Przyroda jest święta podobnie jak ciało. Żywioły na zewnątrz i wewnątrz powstają razem, z tego samego źródła. Gorąco słońca i ciepło serca różnią się temperaturą, ale nie istotą. Woda w oceanie nie różni się od wody, która krąży w naszym ciele. Tkanki naszego ciała powstają z żywiołu ziemi i rozpuszcza się z powrotem w nią. Powietrze w naszych płucach jest tym samym, w którym szybuje jastrząb. Przestrzeń, w której powstaje wszechświat, przestrzeń, jaką w naszym pokoju zajmuje kanapa, oraz przestrzeń, w której pojawiają się nasze myśli jest tą samą świętą przestrzenią. Wszystko co się w niej znajduje - substancjonalne i niesubstancjonalne - stanowi formę pięciu żywiołów..
Ponieważ żywioły w ciele są święta, świadomości, które w nich powstają, również są święte.
Bez względu na to, czy powstają z mądrości , czy namiętności, snu czy koszmaru, żywe doświadczenie istot to gra czystych żywiołów ze świadomością  .....


Od razu lepiej, prawda :-)


 Tęczę mam w pokoju :-)





Kochamy takie widoki :-)




 Niebo o takim odcieniu to rzadkość. Na przeciwko zachodzi słońca.


A tutaj na miejscu kamienicy gdzie mieszkałam, stoją dźwigi i wznoszą wieżowiec.
Niedługo nie będzie widać Pałacu Kultury.
Już mało go widać.


Po przeciwnej stronie.


Po tej stronie jest przestrzeń, ale już się buduje kolejny wieżowiec.

No tak, wszystko jest potrzebne, ale ptaki wyprowadzą się za Warszawę.

środa, 10 października 2018

Spacer

    Pogoda jest przepiękna i sprzyja spacerom zalecanym przez lekarzy. Miałam zrobić rundkę wokół domu, ale powolutku, powolutku przeszłam aż pod Pałac Kultury. Tu ku mojej radości zobaczyłam rozwieszone hamaki, a na nich roześmianych ludzi.
Piękny widok :-)

Minęłam rozświergolony żywopłot, w którym zadomowiły się wróbelki.
Wszyscy przechodnie przystawali posłuchać i wypatrzeć radosne towarzycho.
Zobaczyłam  ptaszki, ale trudno było uchwycić je w kadrze, bo były strasznie ruchliwe.
No ale udało się. i tu mam zagadkę
ile ptaszków wypatrzyliście?
Podpowiem, że tu widać ogonek jednego wróbelka.

 A tu ile?
Widać oczko..

Zwycięzcy mogą wybrać nagrodę czyli kota z bombki, kartkę lub bombkę ozdobną, albo cokolwiek co umiem zrobić, hehe

Tutaj widać wyraźnie w jakim gąszczu sobie śpiewają.


Niedaleko skakał śliczny szpaczek (tak sądzę) o tej porze, to pierwszy okaz jaki spotkałam.



Wróbelki zaczęły przylatywać już i do mnie na obiad :-)









Największą niespodziankę zrobiły mi moje dwa koty. Pierwszy raz, od kiedy są razem, spały obok siebie :-)


 Zdjęcie nie jest ostre, ale za to uchwyciłam ziewającego kota, hehe moim zdaniem uroczy widok.

W taką pogodę okno mogło być jeszcze szeroko otwarte. W połowie października jeszcze mi się to nie zdarzyło.



Spacerowanie niespodziewanie sprzyjało wspomnieniom. Mimo usilnym skupianiu się na niezwykłych widokach, przyszło na myśl jak to się stało, ze otoczenie radością mnie napawa.

Przypomniało mi się, że kiedyś mówiono mi, że nie umiem cieszyć się życiem. I teraz już wiem, że nie chodziło o to, że martwię się o innych, tylko o to, że często przypominały mi się przykre rzeczy.
Karcono mnie, że ja ciągle pamiętam złe historie, chociaż wydarzyły się przysłowiowo 100 lat temu.
No i przekonywano, ze nie należy szukać pocieszenia w zmianie ludzi dookoła tylko u siebie.
Ja, jako osoba niedowartościowana, czułam się z tym jeszcze podlej. To co to ja jeszcze mam zmienić u siebie. Przecież jestem dobrym, ciepłym człowiekiem. To za mało????

Po latach nauki, zaufania do Nauczyciela BON, nadziei, że to prawda czego uczy, nastąpiła przemiana.

Dziś mogę przyznać, ze wszelkie trudności można rozwiązać tylko w swojej głowie.

Tak mi się jednak wydaje, że nie to co się to dzieje, mieli na myśli ci co mnie pouczali.
Tak sądzę, że się spodziewali, że będę uległa i szczęśliwa, chociaż się mnie krzywdzi, że nie będę robić problemów i spokojnie dam im żyć jak chcą.

Zgadza się to ostatnie, hehe, tyle, że beze mnie.

Można się wyleczyć tylko wówczas, kiedy się wie co dolega. Tak mówią mądrzy ludzie.
Fizjoterapeuta trafia w najbardziej spięte nerwy, żeby je rozluźnić.
Psychoterapeuta stara się dotrzeć do najbardziej skrywanych traum, żeby je uwolnić.

I właśnie to ostatnie, okazuje się najbardziej przydatne.
Od tego zaczyna się uwalnianie bólu. Nie spychanie w kąt i niemyślenie o złych rzeczach, albo rozważaniach co powinnam, czego nie należy, ale przyjęcie tego takim jakie jest.
Każdy przecież inaczej odczuwa.

Rozpuszczania bólu uczy Nauczyciel Bon, o czym pisałam niejednokrotnie.
I po raz kolejny, nie mogę się nadziwić, że to tak pomogło.
To dało podstawę wszystkich przemian, zupełnie innego odbierania świata.

Zarzucano mi, ze za bardzo się przywiązuje, stąd to moje poczucie nieszczęścia.

No coś w tym jest.

Tyle, ze na nie w takim znaczeniu jak sobie myśleli. Oczywiście mogę nie wiedzieć co sobie ktoś myśli naprawdę, ale to co robi świadczy o tym,  niezaprzeczalnie. Wychodzi na to, ze sami nie rozumieli co to przywiązanie znaczy, a już na pewno nie wiedzieli, kto na to przywiązanie tak naprawdę cierpi.

Rzeczywiście, nikogo nie trzeba zmieniać na siłę.
Dzięki temu, ze człowiek nie boi się, że ktoś robi nie po jego myśli i go skrzywdzi, dowie się jaka jest prawda.
A dzięki temu świadomie podejmie decyzję. Niekoniecznie pasującą drugiej osobie.
Dzięki temu będą się działy cuda :-)

Ja tam na przykład, uważam za cud, że jestem wolnym człowiekiem pod każdym względem.
Spełniły się słowa mojej koleżanki, która mnie znała od 30 lat:
jak ty papierosy rzuciłaś, to ty już wszystko możesz rzucić.
No i rzeczywiście

Pokonałam przywiązanie do papierosów i dzięki temu nabrałam mocy :-)
Co się dopiero okazało po wypadku.
Oczywiście jest tak nadal, ze czasem na coś czekam, chciałabym, żeby coś się spełniło.
Ale jeśli tak się nie dzieje, potrafię rozpuścić ten smutek i po jakimś czasie znów mi dobrze na sercu.

Najlepsze jest to, że w zamian jakby, nieoczekiwanie dzieje się coś tak wspaniałego, ze nigdy bym sobie tego nie wymyśliła.

To tak jak w królestwie Wiena Wiecznie Zaskoczonego, hehe

Mam nadzieję, że kogoś tam zachęciłam do takiej praktyki.

Udało się mi, to każdemu się może udać.

Tylko może w innym czasie..

Ale dobro wraca co dobrego, wiec może być szybciutko.

Czego Wam z całego serca życzę!