wtorek, 28 maja 2019

To były piękne dni :-)

    Brałam czynny udział w zabawach, grach, spacerach z dziećmi. Bardzo przypadły im do gustu prezenty ode mnie, m.in. klocki i układanki, ale zachęcali mnie do gry w warcaby i w memory, wyszukiwanie pary do obrazka. Dla mnie bardzo dobra rehabilitacja. Warcaby to szybko sobie przypomniałam i czasem nawet dawałam fory dzieciom, ale w memory to niestety nie mogłam zapamiętać, gdzie widziałam parę do trzymanego obrazka.
Mama się ze mnie śmiała na początku, ale zaproponowałam, żeby zagrała z nami i okazało się, ze wcale nie jest lepsza ode mnie, hehe. Zwłaszcza, że Stasio kochany mi podpowiadał co jakiś czas :-)
On w ogóle okazał wielkie serce przy grze. Oczywiście ma ambicję, żeby być najlepszy, więc się obrażał jak mu bardzo nie szło, ale jak czuł się pewnie, podpowiadał, żeby inni też wygrywali. Poleciłam babci brać z niego przykład, :-))).
Moja mama była zdania, że podnosi się kwalifikacje przez podnoszenie poprzeczki, nie ma taryfy ulgowej. Ja, natomiast, uważałam, że nie może grać 6 latek z 60 latkiem jak równy z równym. Wiadomo,że starszy jest sprawniejszy intelektualnie, a przez ciągłe udowadnianie tego, prędzej się dziecko zrazi, albo i w pędzi w kompleksy i skończy się rozwój. Czasem nie biłam pionków tam gdzie bicie miałam, czasem nie pokazywałam, że tu stawiać nie wolno bo zbiję.
Oczywiście co jakiś czas wygrywałam, bo w końcu, musiałam. Nie można przecież ciągle przegrywać, bo nie jest się dobrym partnerem.
Wygrywałam wcale nie łatwo. Te dzieci naprawdę są bystre, grają przecież w szachy.
Co jakiś czas, grając z dziewczynką, musiałam, wręcz, sobie udowodnić, że potrafię wygrać, uff.

Dużo chodziłam po okolicy, bo ruch dla mnie jest konieczny, ale też musiałam spalić kalorie bo szwagier zrobił dla gości tiramisu, ale zapomnieli podać i mieliśmy czym się delektować przez cały pobyt. Nie chciałam sobie odmawiać, bo to jest pyszne, ale myślałam, że robiąc około 5 km. rano i wieczorem spokojnie mogę się delektować.
 Niestety badania wykazały, że tłuszcz i cukier odłożył się. Na szczęście tylko na tkance zewnętrznej, nie na na narządach wewnętrznych.
Spacerowanie tam to też czysta przyjemność, taka bujna roślinność o tej porze roku :-)









Pelargonia :-)




Groszek sobie zakwitł w takim miejscu, na ulicy w dziurze w asfalcie




Dostałam i prezenty od dzieci, które bardzo sobie cenię.

Najmłodszy Junior narysował dla mnie, bardzo skomplikowaną figurę, nawet powiedział co to, ale zapomniałam. Fakt, że wzbudzają moje uznanie linie, które stykają się idealnie, bez przeciągnięć. Uważam to za wielką precyzję jak na 4 latka, wręcz genialną :-)

Miki bardzo mnie zaskoczyła. Ostatniego dnia na spacerze, przypomniała sobie piosenkę, jaką śpiewałam ze 4 lata temu zabierając ich na spacer. Ogromnie się ucieszyła z tego powodu i śpiewała całą drogę: raz, dwa, lewa, sama, a dalej powtarzając za mną. "Idzie sobie żołnierz" -nie był łatwy do powtórzenia, hehe.
Na obrazku dla mnie narysowała nas obie i w chmurce napisała znajome słowa piosenki.
W dodatku jesteśmy bardzo ładne :-)



Po drugiej stronie  napisała : Kocham Cię bardzo ciociu.

hehe, "bardzo" pomagała napisać jej mama



 Nie zapomniała mnie, :-))))
A Stasio dał mi swoją kaczuszkę!!!
Ma miejsce obok mojej poduszki :-)))


Wzruszam się na wspomnienie dzieciaczków, ale łzy nie lecą.
Wczoraj lekarz od rehabilitacji, z którym się znamy z 7 lat, kiedy mu o tym powiedziałam, powiedział: po takim wypadku to naprawdę żaden kłopot. Ludzie po lżejszych doświadczeniach zapadają na ciężkie choroby. Najważniejsze, że ma pani chęć do życia.
Proszę uznać, że tak pani ma, po prostu nie płacze i już.
Dostałam 4 tygodnie, żebym mogła chodzić, żeby mnie mniej bolało.
No tak, jak tu nie kochać takiego lekarza :-))
Fakt, ludzie np. z rakiem muszą żyć i żyją!

Pożegnałam Cagliari z lekkim sercem. Wszystko u nich idzie ku dobremu. To najważniejsze!!

O, jak ciepło w Warszawie ! hura, hura, hura.:-)))


Dziś u nas burzowo i wszystko mnie boli. Powinnam ćwiczyć tai chi, bo po ostatnich zajęciach bardzo odczułam jak jestem zesztywniała. Jednak samo spacerowanie nie daje takiego komfortu jak rozciągnięcie i praca wewnętrzna organów.
Jak nie zacznie lać, to pójdę na zajęcia..... uch ....
:-)))

sobota, 25 maja 2019

Święci z Sardynii

    W czasie mojego pobytu odbyło się święto patronki parafii, w której odbyła się komunia, S. Giusta.
Z tej okazji  była  procesja i msza dla dzieci, na której w chórze śpiewała moja  chrześnica.
Tamtejsza babcia opowiadała, że ulewne deszcze padały długo w tej okolicy, aż wystąpiły powodzie i Giusta wymodliła zaprzestanie opadów. Dlatego została ogłoszona świętą.

Nie znalazłam w naszym necie informacji na ten temat, więc musi to wystarczyć. Nie dopytałam babci np. o wiek wydarzeń, teraz żałuję
Największym uznaniem cieszy się tam święta Lucia.
S.Lucia mieszkała w górach, nie pozwoliła na zgwałcenie i wydłubano jej oczy.
Taką miała silną wiarę, że oczy jej odrosły i zaczęła przywracać niewidomym wzrok.
Tyle dowiedziałam się od babci.

    I tak jak u nas są kapliczki Matki Bożej w ogrodach i na ulicy :-)


Niemniej jednak świętowanie kościelne jest nieco inne niż u nas. Nie ma tylu obrzędów.
Dla dzieci był występ i poczęstunek. Wszystko zorganizowali rodzice, ksiądz po prostu udostępnił salę i może dał pomysł . Organizowane są tam też zajęcia, gdzie dzieci się bawią, grają, uczą. Moi siostrzeńcy tam nauczyli się grać w szachy. Bardzo to polubili i grają w domu z tatą. Słyszałam, że z Miki wcale nie jest tak łatwo wygrać :-)
To bardzo fajnie, ze mają takie przyjazne miejsce pod bożą opatrznością :-)
Jednak nauka poza szkołą ma inny wymiar, moim zdaniem, nieziemski :-)
Może dlatego dziewczynka modli się sama z siebie?
To nie obowiązek, co krok do szczęścia!









Bardzo miło i bardzo dużo serdecznych opinii usłyszałam o życzliwości ludzi. Bardzo by mnie to cieszyło, ale idąc na spacer zobaczyłam psa uwiązanego na łańcuchu w klatce  może metr na metr, czyli nie miał gdzie się ruszać i nieopodal kolejnego na łańcuchu może półtora metra. Serce mi niemalże pękło.
Okazuje się, ze psy prawdopodobnie są spuszczane na noc.
No oby!!!
Tam nie ma Vivy i nie ma po co upominać właściciela. Może to przynieść zupełnie przeciwny skutek.
Już kilka razy zauważyłam,  że ludzie tam są czasem bardzo okrutni dla zwierząt, których nie można zjeść.
Za to dogadzają tym do zjedzenia.

O i to jest efekt walki o przetrwanie z pradawnych czasów i z wiarą nie ma nic wspólnego. I jak się okazuje, wiara tego nie zmieniła.
Ciekawe czy kiedyś zmieni?

środa, 22 maja 2019

Już w Warszawie

     Tak się cieszę, że mogłam polecieć do rodziny na taką uroczystość.
To  było dla mnie wielkie przeżycie. Dzieci ogromnie się zmieniły. Są już Włochami.
Miki mało mówi po polsku, Stasio w ogóle się do mnie nie odzywał, tylko kiwał głową tak albo nie. Oczywiście przytulał się na dzień dobry lub na pożegnanie jak mu kazali, Najmłodszy tylko się śmiał, ale z daleka.
Na szczęście wspólnie graliśmy w warcaby, w memory (szukaliśmy pary chyba w setce porozrzucanych kartek), albo puszczaliśmy samochody. Gry w których nie trzeba mówić, hehe.
 Ale o tym to jeszcze opowiem.
Najważniejszym wydarzeniem była Pierwsza Komunia święta moje siostrzenicy. Specjalnie dla niej przyleciałam na Sardynię, bo jestem matką chrzestną Misi.
Moja siostra specjalnie czekała z chrztem, kiedy wyjdę ze szpitala i będę w stanie przyjść do kościoła.
Na chrzcie obie nas podtrzymywał mój mąż, bo nie stałam sama i nie miałam siły.
W dodatku jestem jedynym chrzestnym, więc opiekuję się za dwóch i tak będzie aż do śmierci, a jak się uda, to i po :-) Podobnie, zresztą,czuwam szczególnie nad Stasiem, bo imię siostra dała chłopcu, bo ją o to prosiłam, po naszym ukochanym dziadku. Tyle, że siostra nie była tak związana z nim jak ja, bo jej nie wychowywał, zrobiła to dla mnie.
Myśleliśmy, ze pierwsze dziecko będzie chłopakiem i mówiliśmy, że to Stasio, ale okazało się, że to dziewczynka, to imię dostała na M jak wszystkie wnuki bo tak proponował dziadek (chyba)
.Kiedy siostra była w drugiej ciąży i już było wiadomo, że to chłopiec to spytałam czy da imię po dziadku?. Moja siostra się śmiała: już jeden Stasio Ci tu lata, hehe. No dam, dam :-).
Drugie imię ma włoskie bo oni nie wymawiają Stasio i tam mówią włoskie imię, hehe.
Stasio chyba się trochę dziwił, że przyjechali z Polski i inaczej go nazywają?

 Takie artystyczne widoki z samolotu :-)))


Misia mnie bardzo pokochała, bo mieszkała w Polsce parę razy i czekała na mnie z utęsknieniem. Kolczyki bardzo jej się spodobały, chociaż dostała ze 4 pary. Kartka stoi na półce, rzeczywiście nikt takiej nie dał, zwłaszcza, ze nie miała odpowiedniej wkładki.
Na szczęście Miki jest za mała, żeby być materialistką i dedykacja bardzo jej przypadła do gustu, zwłaszcza, że modli się codziennie i czyta sobie swój katechizm sama z siebie. Bardzo mnie to wzruszyło, kiedy to zobaczyłam.

Wzruszyłam się ogromnie jeszcze kilka razy, najbardziej kiedy usłyszałam pieśni kościelne. To zawsze poruszało, a teraz jeszcze przypomniałam sobie trochę taki mój dzień.
Zwłaszcza, ze się nie wyspałam, bo miałam nakręcone papiloty. Nie było lokówek.
I przypomniało mi się, że piękną, niepowtarzalną sukienkę zrobiła mi mama na drutach. No dzieło sztuki chyba, bo dużo ludzi podziwiało i tylko ja taką miałam :-)

Teraz wszyscy mają jednakowe. I chyba dobrze, bo teraz to byłaby dopiero rewia mody, zwłaszcza, że ludzie są bogaci i w sklepach jest wszystko.
Kiedy jest jednakowy ubiór, wszyscy się dobrze czują. Słyszałam, ze nawet w szkole jest preferowany jednakowy poczęstunek, jednakowe kanapki, żeby nikt nikomu nie zazdrościł, czy nie czuł się gorszy.





W domu obejrzeliśmy katechizm.








To był piękny dzień :-)



Będzie ciąg dalszy. Już trochę odpoczęłam, to mi się powoli przypominają ciekawe historie.......

Do miłego przeczytania.
Pozdrawiam serdecznie :-)

sobota, 11 maja 2019

Orzech Rudraksha !

  Jakiś czas temu, będąc w ulubionym Sklepie Nepalsko - Tybetańskim Deesis s.c. właściciel, z którym rozmawiałam nie raz, powiedział, że przygotuje dla mnie amulet.
 Przychodzę tam raz na miesiąc po wypłacie, więc się upomniałam o niego, choć ja generalnie nie przywiązywałam wagi do energii zamkniętej z przedmiocie.   .
Pan dał mi Orzech Rudraksha. Poinstruował jak go zakładać codziennie.
Ucieszyłam się, ze pamiętał, bo ja bardzo cenię ludzką  życzliwość tak w ogóle, Nie wiedziałam co to jest. Pan powiedział; Łzy Boga. No to zapytałam, którego.  Pan odparł: no jednego, Boga życia i śmierci.
?!
Zainteresowało mnie to. I oto co wyczytałam w internecie.

"Rudraksha to drzewo które występuje w Indonezji, Tajlandi i Nepalu. W mitologii wedyjskiej i hinduskiej jego orzechy kojarzone są z „ Oczami Śiwy“ Pewnego dnia Śiwa zastanowił się nad ludźmi w swej empatii wzruszył się i zapłakał nad ludzkim losem, a z Jego łez wyrosły święte drzewa Rudrakshy, których orzechy zostały ofiarowane ludziom by chronić ich przed złem, czarną magią, chorobami, pomagać w osiągnięciu, miłości, szczęścia, zdrowia i prosperity.
Rudraksha jest nasionem szczególnego gatunku drzewa, które zazwyczaj rośnie w stanie naturalnym tylko na pewnych wysokościach w górach-głównie w Himalajach ze względu na ekspansje w czasach kolonialnych w Indiach nieomal nie wyginął '
cyt z portalu Alchemia duszy i ciała

Tam jest wiele informacji na różne tematy. Polecam :-)

Rudraksha to amulet pochodzący ze Świętego drzewa z Nepalu. Owoce  tych drzew zostały  ofiarowane ludziom , by mogły ich chronić przed:
-  wszelką złą i negatywna energią
-  złymi ludźmi i duchami
- destruktywnymi myślokształtami zarówno własnymi , jak i osób trzecich
- czarną magią
- wszelkimi chorobami
- błędnymi decyzjami
Pomagają w osiągnięciu :
- równowagi energetycznej
- miłości
- szeroko rozumianego szczęścia
- zdrowia na każdej płaszczyźnie
- zadowolenia z dnia codziennego
- sukcesów
- szacunku osób trzecich
- dóbr materialnych       cyt z portalu Magiczny zakątek
Po przeczytaniu tego poleciałam dziękować !!!
 Alę, że on o mnie pomyślał i uznał, ze to mi potrzebne, żeby mi się krzywda nie działa. Niesamowite. Zwłaszcza, że ja się panu nigdy nie zwierzałam, ot, gadaliśmy sobie o Szierab Cziammie Bogini Miłującą Mądrość, a to zauważyłam, życzenia pomyślności dla klientów, a to  tanki itp.
Mnie broni przed złymi ludźmi i złą energią Jesze Łalmo, ale dodatkowe wsparcie nie zaszkodzi przecież :-)
Hehe, zalecenie ojca noblisty"nie bój się pytać", rzeczywiście pozwoli w końcu dokonać odkrycia na miarę Nobla przynajmniej.
Wiem, ze każdy ma swoją karmę, więc dobre życzenia, żeby pokonać ten lęk, tym bardziej są potrzebne.
     Oczywiście, kochani, szanuję podjęte decyzję, tym bardziej jeśli przynoszą pożytek wszystkim stworzeniom. Po prostu to nie jest koniec świata tak sądzę. A ja bardzo bym chciała, żebyśmy wszyscy się Przebudzili, nie cierpieli. :-)
Jestem już jedną noga na Sardynii!! Tak się cieszę, że wreszcie się zobaczymy, że uściskam  dzieci.
Jutro będę na Komunii mojej Miki.
Jak ten czas leci, ech.
Udało mi się kupić przepiękne kolczyki.:-)))

Zrobiłam też kartkę.
Ale nie wiem co napisać....

Oczywiście chciałabym, żeby miała zawsze Boga w sercu. Po prostu taką boską miłość do ludzi. 
I chyba to napisze>  Najważniejsza jest moja intencja, a nie co ludzie pomyslą!!
Pokażę zdjęcia z tej uroczystości następnym razem, z dalekiego kraju :-)
Udanego weekendu życzę :-)))