W 2020 roku, mimo wszystko, dla mnie wydarzyło się bardzo dużo pożytecznych sytuacji.
Epidemia zmusiła mnie do refleksji, do odosobnienia, dzięki któremu zmuszona byłam do osobistej praktyki w ćwiczeniach psychicznych i fizycznych. Słyszałam, ze znajomym też praktyka ta pozwoliła uwierzyć w siebie, zaufać sobie, nauczyć się odmieniać spojrzenie na świat przez oczyszczenie, przez odkrycie co tak naprawdę boli.
To wszystko po to, by rozniecić w nas spontaniczne współczucie. Nie zamykać się w nawykach, czasem w zmanipulowanych wskazówkach, a w zamian być życzliwym i serdecznym dla innych tak uczą nauczyciele.
Oczywiście to jest długi proces, to nie jest łatwe, ale jest okazja zacząć :-)))
Wspominałam kiedyś o studencie nauk politycznych we Francji, z którym rozmawiałam sobie przychodząc na lody. On mi otworzył oczy na pewne mechanizmy władzy, a ja mu wspomniałam o Dalajlamie, o bon, o Tybecie.
Oczy mu się zaświeciły, bo okazało się, że się tym interesuje. A już zupełnie staliśmy się przyjaciółmi jak się okazało, że przeczytał książkę Siddhartha Hermanna Hesse. Ja przeczytałam tą książkę 30 lat temu, a on teraz mając też 20 lat, hehe.
Na koniec jego wakacyjnej pracy wymieniliśmy się tytułami polecanych książek.
Czytam nadal po woli, więc jakoś mi się nie złożyło do nich zajrzeć, dopiero jak usłyszałam, że wraca na święta do domu i może się zobaczymy, przypomniałam sobie co warto przeczytać i już książki są w drodze :-).
Niestety z Mateuszem się nie spotkałam, bo okazało się, że przechorował koronawirusa i jest bardzo osłabiony, bardzo zmieniony.
Hesse jest uznany przez Tomasza Manna : jego twórczość należy do „szczytowych i najczystszych dokonań naszej epoki. cyt. Wikipadia
Teraz po 30 latach przeczytam wreszcie Demiana tego autora.
Ja poleciłam "Dzogczen" Dalajlamy XIV, a Mateusz z całego serca polecił "Wielką księgę radości", napisaną przez Jego świątobliwość Dalejlamę i Arcybiskupa Desmonda Tutu oraz Douglasa Abramsa.
W internecie można przeczytać wiele stron, więc z ciekawości zaczęłam czytać. Może i Was zainteresuje ta księga :-)
Nie ma chyba bardziej podniosłego wydarzenia niż przyjście na świat, a mimo wszystko przez większość życia smucimy się, cierpimy, stresujemy. Mamy nadzieję, że niniejsza książka będzie zaproszeniem do przeżywania większej radości i szczęścia.
"żadne mroczne fatum nie decyduje o naszej przyszłości. Sami ją tworzymy. Każdego dnia i w każdej chwili mamy możliwość modelowania lub zmiany własnego życia, a tym samym kształtowania losów całej ludzkości zamieszkującej naszą planetę. Oto jak wielką dzierżymy władzę.
Trwałe szczęście nie może być efektem za kolejnymi zdobyczami czy sukcesami. Wykracza poza ramy bogactwa i sławy. jego źródłem jest umysł i serce człowieka, i tam właśnie, mamy nadzieję, je odnajdziesz.
***
Nie musisz w nic wierzyć. Nic z tego co głosimy nie powinno stać się dogmatem wiary. Jako dwaj przyjaciele pochodzący z różnych światów dzielimy się tym co widzieliśmy i czego nauczyliśmy się w ciągu naszego długiego życia. "
Pierwsze słowa mnie zmroziły w pierwszej chwili. Przypomniało mi się jak mi ktoś tłumaczył, że to ja sobie wmawiam, że jest mi przykro, a nie, że to jest efekt jego ranienia mnie.
:-)
No tak, teraz myślę, że po prostu nie powinnam wymagać i oczekiwać czegoś od kogoś kto tego i nie chce i nie umie dać, taka jego karma.
Zanim zacznę czytać dalej już widzę, że po tych kilku latach nauki moja zdolność postrzegania tego co się w okół mnie dzieje się zmieniła i już nie uważam, ze ktoś mnie przeklął.
Ba, nawet uważam, że bardzo dobrze radzę sobie z modelowaniem każdego dnia i zmianą świata.
Właściwie zaczęłam to zauważać kiedy minęła rozpacz, że nie stało się to jedno czego pragnęłam w życiu. Kamieniem milowym w odmienianiu swojej wizji świata było pokonaniu strachu przed samotnością.
Od tamtej chwili moje życie nabrało zupełnie innej wartości.
I to jest wielki dowód na prawdziwość tezy, że wszystko tworzy się w umyśle.
Niestety, jak pewnie zauważyliście, od małego jesteśmy uczeni zupełnie czegoś innego. Jesteśmy wtłaczani w ramy kulturowe, wiary, polityki i nie jest łatwo się ich pozbyć. Oj nie jest.
Zwłaszcza, że mówią nam, że tak jest dobrze, tak źle, tak trzeba, tak nie wolno.
Normy społeczne, etyka jest potrzebna, oczywiście, tylko, że o ile ja się nauczyłam, jest wartością gdy człowiek sam dojdzie do tego co będzie zasługą, a co zachowaniem niewłaściwym.
To co nazbieramy w życiu, będzie naszym bagażem na wieki. Możliwości naszej karmy będą decydowały o zdolnościach umysłu. Zrozumiałam, że lepiej zbierać zasługi :-) I tak uczył Pan Jezus:-)
Osoba, która tak nalegała na zmianę w moim umyśle, powinna się była zająć swoim umysłem. Ale tak to jest, jak własne problemy zacierają prawdziwy obraz.
Przypominam sobie, że nie raz słyszałam: ty wszystkich rozumiesz, tylko mnie nie możesz zrozumieć.
No niestety. Też patrzyłam przez pryzmat moich niezaspokojonych potrzeb, ale obawiam się, ze mimo chęci, wtedy nie mogłam tego skomplikowanego mechanizmu zrozumieć. Dopiero dzięki zrozumieniu samej siebie jest to możliwe. Myślę, że tak naprawdę mieliśmy taki sam problem, brak wiary w siebie. U mnie spowodowany brakiem miłości matki, a u niego może kompleksami. Dlatego nie było szans, żeby jedno drugiemu zaspokoiło jego potrzeby. I stąd takie nieszczęście.
Ale dzięki tej różnicy, nie jestem zazdrosna, ze ktoś zyska jego miłość, bo wiem, ze nieprędko będzie ona taka jakiej potrzebuję ja :-)))
Wszystko dobre co się dobrze kończy.
Niczego nie żałuję i wykreowałabym jeszcze raz w umyślę metodę, aby zrozumieć jaką trucizną jest przywiązanie do ludzi, do nawyków, do przekonań itp :-))
Widzicie księżyc, słonko na Mennicy i przejście do 100 lat Niepodległości. ? :-)
Nie zamierzałam tyle o tym wspominać, ale mój umysł dziś i kiedyś daje wiarę w to, że zmienię świat :-)
Czego i wam życzę z całego serca.
ps. Mateuszowi oczywiście poleciłam Terry Pratchetta. Wspomniałam, ze ostatnią książkę Nacja Terry napisał dla mnie, bo to była pierwsza książka, którą przeczytałam po wypadku, tak mnie podbudowała. On mówi, że też czytał jedną kilka lat temu, ale to była książka dla dzieci trochę. Zdziwiłam się bardzo, nie sądziłam, ze pisał dla dzieci? Od słowa do słowa, okazało się, że przeczytaliśmy tą samą książkę, tylko, że Mateusz był kilka lat temu jeszcze dzieckiem i tak odebrał świat fantazy.
:-))))
Ach ten umysł:;-)))
ps. Mamy nadzieję, że niniejsza książka będzie zaproszeniem do przeżywania większej radości i szczęścia. cyt, Wielka księga radości
:-) pomyślałam sobie, że warto przypomnieć, że nauczy do przeżywania większej radości, a nie, jak chcieli niektórzy cieszyć się choć ewidentnie nie ma z czego i super, że się to zobaczy. A jak się już zobaczy to robi się weselej ;-)