No ciekawe czy zawsze będą sukcesy, wzruszenia i radości??
Oby, Zeusie, Oby - jak powiedział Hades.
Co prawda o co innego mu chodziło, ale tu pasuje:-)
Te smugi to właśnie deszcz ze śniegiem.
A rano w sobotę zaświeciło słonko i wszystko dookoła się mieniło i iskrzyło..... Poszłam na ćwiczenia :-) Po powrocie musiałam poleżeć... i obudziłam się wieczorem, przebrałam i poszłam spać dalej.
Niestety siły nie wróciły i nie chce mi się nawet zajączków robić. Ale to na pewno brzydka pogoda tak działa. Może się rozkręcę jeszcze?!
Generalnie to jedna sprawa drąży moją duszę. Otóż zastępowałam koleżankę na tai chi i poprowadziłam grupę, trzech panów. Ludzie już byli całkiem zorientowani w ćwiczeniu Taoistycznego Tai Chi, więc łatwo i przyjemnie sobie powtarzaliśmy. W końcu jeden pan się odważył i przyznał, że nie może spamiętać, że myli mu się i ciągle nie wie co dalej. Mówię, żeby się nie przejmował tylko naśladował pozostałych, z czasem się ułoży. Tego się nie da nauczyć jak tabliczki mnożenia, to trzeba poczuć, więc trzeba być cierpliwym. Pan nie dał się uspokoić. Poprosiłam więc, żeby pokazał z czym ma problem.
I, o dziwo!!!, zobaczyłam w czym rzecz. Powiedziałam, poćwiczyliśmy raz, drugi, trzeci i O dziwo!!! zauważył w czym rzecz.
To był siedmiomilowy krok w jego ćwiczeniu dla zdrowia. Teraz już, często, ciało samo będzie robiło co trzeba, w sposób naturalny. Do zapamiętania będzie dużo mniej.
A co ja się nagimnastykowałam, nakręciłam dookoła, umęczyłam szukaniem sposobu dotarcia do świadomości, to przeszło moje wyobrażenie. Kręciło mi się w głowie, potem, trzęsło w żołądku.
Kiedy zobaczyłam jak niewiele, a jednocześnie wiele, potrzeba, żeby przyniosło ogromne korzyści to zaczęło mi bardzo zależeć. Wiedziałam, że w efekcie będzie bardzo szczęśliwy.
Przypomniało mi się potem, że to chyba jest uszczęśliwianie na siłę.
Okazało się, uff, że ten pan był na to gotowy, :-)))i dlatego się udało.
Zrozumiałam wtedy, że na siłę rzeczywiście nie można nikogo uszczęśliwić. Ten ktoś musi sam być na to otwarty.
Po zajęciach, opowiadam drugiemu instruktorowi, o swoich przeżyciach. On się śmieje radośnie. Rzeczywiście to jest powód do radości. Dopiero w domu, ochłonąwszy trochę, przypomniałam sobie, że On mnie próbował nauczyć tego samego. Niestety, mało się wtedy na Niego nie obraziłam.
A On tylko dlatego robił to, że wiedział jaki to będzie wielki pożytek dla mnie. On też lubi ludzi. A w dodatku byliśmy kiedyś pomocnikami u jednego instruktora i znał moje możliwości z dawnych czasów, więc chciał, żeby wróciła moja dawna forma, żebym nie była kaleką.
W końcu i ja załapałam przekazywaną mi wiedzę. Ogromnie dużo mi to pomogło. I kiedy pojechałam na warsztat, który prowadził bardzo doświadczony instruktor z Kanady, musiałam wyjść na środek przed 200 osobami pokazać z czym mam problem, dostałam poprawki. Dzięki nabytym umiejętnościom, niemalże od razu udało mi się wprowadzić je w życie. Instruktor pochwalił, potem zapytał ile lat ćwiczę. Na koniec uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową z aprobatą moich postępów. Byłam przeszczęśliwa i ogromnie wdzięczna koledze, że uparł się przypomnieć mi o przenoszeniu ciężaru. Bez tego nic bym nie umiała zrobić.
W odniesieniu do moich zajęć to nie tyle jestem zadowolona, że udało mi się pomóc, co miałam szczęście, że trafiła mi się osoba gotowa na to. :-)
Wydarzenie kwalifikuję do radości,wzruszenia, sukcesów.
W sumie, niezłe wrażenie też robi :-)) w każdym razie na mnie :-))