Chciałam zrobić komuś maskotkę, która przynosi szczęście. Ponieważ nie wiem (jeszcze) jak zrobić słonia, postanowiłam zrobić złotą rybkę. Dla nastolatki, rybka spełniająca życzenia jest najbardziej potrzebna, moim zdaniem:-)
Zaniosłam do koleżanki, żeby się pochwalić, hehe, a ona na to: jaka fajna.....
Dla osoby, która zgadnie co zobaczyła koleżanka, przewidziałam mały prezent.
Nie będę trzymać w niepewności, wyślę kurczaczkę, chyba, że ktoś będzie wolał coś innego.
:-)
Co prawda, panuje opinia, że moje kurczaczki się nie śmieją.
Owszem, taki typ. To są kurczaczki z mazowieckiego i pewnie dlatego są poważne, ale jednak zabawne, jak większość polityków w sejmie.
Jak będzie okazja to chętnie zobaczę kurczaczki uśmiechnięte :-)
Zrobiłam też kartkę. Chciałam, żeby przypominała, że życie jest piękne.
i żeby dziewczynka w to uwierzyła, uchh.
Wczoraj przekonałam się o tym dobitnie.
Spotkałam się z bliską osobą, powetować jej sukcesy na egzaminach. Zjadłyśmy po pucharze pysznych lodów i wypiłyśmy kawkę. Zrobiło się zupełnie rozkosznie. Opowiadałyśmy sobie co się wydarzyło.
Okazało się, że nasi znajomi mają jakieś trudności w związku. Moja znajoma poradziła chłopakowi: jeśli ją tak bardzo kochasz jak mówisz, to przestań się zadawać z koleżanką, o którą dziewczyna jest zazdrosna.
No naprawdę, gwizdnęłam z zachwytu, że młoda osoba ma takie poglądy.
Myślałam, i o tym zresztą byłam przekonywana, że druga osoba musi uszanować inne znajomości partnera, zaakceptować to i nie robić trudności
Popatrzyłam innymi oczami, nad moją bliską. Znam ją jako osobę konkretną, twardą bez rozczulania się, a przez to raczej jako egoistkę. Zresztą nie tylko przez to. Przypominam sobie,że kiedyś wspomniałam, że dobrze jest być egoistką, a ona na to, że tak, przynajmniej się wie czego się chce.
Czyli znała temat.
A tu takie słowa.
Rzeczywiście wie czego chce i dzięki temu sprawa jest prosta.
Nie jest łatwa, ale jest prosta i naprawdę świadczy o współczuciu.
Przypomniała mi się, przy tej okazji sytuacja z bardzo popularnego serialu amerykańskiego (więc może wiele osób zna tamten dowcip i mądrość).
Przyjaciółka mówi: nie chcę, żebyś to zrobiła. Zrobiłabyś to dla mnie, ale wolisz coś innego. Jak to zrobisz będziesz nieszczęśliwa, a ja najbardziej na świecie nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa.
Takie rzeczy się zdarzają!!!
To nie jest poświęcenie. To jest MIŁOŚĆ
Jeśli ktoś widzi koło siebie tylko strach, lenistwo i wygodę, to może tak być, ale tylko przez chwilę. Cały czas jest tyle samo dobra co zła.
Nigdy nie można zwątpić, że jest miłość i mądrość :-)
Może się niespodziewanie ujawnić!
Możemy my to pokazać światu!
Ja sama, przez pewien czas, widziałam tylko rozpacz.
Ale już widzę wszędzie powody do radości i Wam życzę tego samego:-)
Nie dlatego, że myślę pozytywnie, jestem optymistą. Dlatego, że dzieją się cuda na każdym kroku i zauważam je. Dzięki temu zaczynam myśleć pozytywnie i jestem optymistką
.
To samo, tylko kolejność inna, a dzięki temu będziemy naprawdę SZCZĘŚLIWI (u mnie to zadziałało).
ps. Smutki i kłopoty zawsze będą się zdarzać, ale miną.
Może uda się dostrzec w nich dar a nie przekleństwo?
Oby Zeusie, oby! - powiedział Herkules :-))
Taki zachód słońca widziałam dziś z mojego okna :-)
Niedawno zadzwoniła do mnie siostra i opowiadała jakiego wspaniałego faceta poznała. Jak się nią opiekuje, mobilizuje do działania, wspiera i dzięki niemu nie czuje się gorsza, samotna.
Bardzo się ucieszyłam, pogratulowałam i spytałam gdzie takiego znalazła?
Po chwili uświadomiłam sobie, że ja to wszystko osiągnęłam sama.
Tak się ucieszyłam, że aż się roześmiałam na głos.
Teraz już wiem po co musiałam zostać sama. Musiałam taką moc w sobie odkryć, żeby już nikt mnie nie skrzywdził, żebym ja sama się nie krzywdziła podle się czując..
Tam na Górze mnie lubią bardzo, bardzo :-))
Pewnie już to pisałam nie raz, ale nie mogę się nacieszyć, sami rozumiecie :-))
wtorek, 27 lutego 2018
niedziela, 25 lutego 2018
Mamy piękną zimę wreszcie
Jest mróz, jest śnieg i ... co najważniejsze, świeci słońce !!!!
Podobno na dworze jest przyjemnie, ale nie mam siły, żeby zakładać tyle rzeczy i wychodzić z domu.
No trudno, popatrzę sobie przez okno, hehe
Na rozgrzewkę miałam rano interesującą rozmowę. Najpierw się trochę zezłościłam, ale po namyślę stwierdziłam, że wreszcie rozjaśniła mi się bardzo istotna kwestia. Może moje spostrzeżenie przyda się jeszcze komuś? do szczęścia :-)
Już dawno zaobserwowałam, że otrzymywana pomoc od pewnej osoby, nie jest taka zupełnie bezinteresowna. Nie chodzi tu o pieniądze, bo takowych nie mam zbyt wiele, ale o udawanie pomocy, a tak naprawdę stawianie mnie na stanowisku osoby, która ciągle potrzebuje czegoś i trzeba się dostosowywać.
Kiedy to zauważyłam, zaczęłam na to zwracać uwagę i mówić o tym otwarcie. Prosiłam, żeby zaważono, że robi się coś, bo komuś tak pasuje, a nie, że to z mojego powodu.
Najpierw spotkałam się z oburzeniem, co za różnica, skoro mi też pasuje, żeby tak zrobić, że robię z igły widły, że czepiam się.
A na koniec usłyszałam coś, co zawsze było wygodną wymówką, żeby mnie beztrosko bez wyrzutów sumienia ranić:
.....To jest twój wymysł, że to tak odbierasz, tak nie jest"
No i w tym momencie krew mi uderzyła do głowy.
Na szczęście, wpadłam na to, co powinnam powiedzieć wiele lat temu.
Skoro tak uważasz i naprawdę chcesz mi pomagać, to zrób to tak jak Cię proszę.
Jeśli to zrobi to znaczy, ze naprawdę ma dla mnie wiele współczucia i dobroci.!!
No ciekawe???
Jeśli to zrobi tylko po to żeby nie słuchać, to i tak dla mnie dobrze.
Widocznie taka karma :-)
Jeśli nie, to przynajmniej nie będzie udawał, że jest szlachetny i dobry. Będzie czarno na białym (tak myślę)
Przecież nie jest potrzebne tłumaczenie komuś, że coś źle zrozumiał. Można zrobić tak jak chce, skoro uważa, że to mu potrzebne. Niech sam przeżyje, to wtedy zrozumie właściwie.
Do tego potrzebne jest, żeby kogoś kochać, a to nie każdy umie, nie każdy chce.
Ok, to się zdarza.
Ale po co oszukiwać? Ja wiem, ze często to dlatego, że człowiek nie wie co tak naprawdę robi i nie wie, że nie ma miłości.
Zaczęłam na to zwracać uwagę i zauważyłam, że to dla mnie dużo lepiej. Okazuje się, że nie potrzebuje od tej osoby jakoś strasznie dużo, ba, w dodatku nie chcę mu być wdzięczna za nic. Kiedyś to ja bardzo pomagałam, więc obawiam się, ze może liczy, że kiedyś znów będę się odwdzięczać, hehe
Ale dzięki tej rozmowie, uświadomiłam sobie, że rzeczywiście "problem" był w mojej głowie.
Ja zawsze wyolbrzymiałam pomoc kogoś takiego, widząc w tym cud, hehe, nad wyraz podziwiałam i odwdzięczałam się jak umiałam, no po prostu uwielbiałam.
Było bardzo korzystne zadawanie się z kimś takim jak ja. No może tak na co dzień to jednak dawała się we znaki moja niska samoocena. Ale zamiast dowartościowania słyszałam jak to świetnie sobie inni radzą i muszę nad sobą popracować
Uśmiałam na tą myśl serdecznie :-)
Trzeba zaufać sobie!! Skoro odbieramy tak czy inaczej czyjeś zachowanie, to głównie zasługa tej osoby.
No sami powiedzcie, jeśli ktoś wiele razy oszukiwał, to uwarzycie, że nagle przestał i mówi prawdę?
Pewności nigdy, gdy nie będzie. Można się tym bardziej lub mniej przejmować, ale to też zależy ile od tego możemy stracić, nie dlatego, że jesteśmy takimi bohaterami.
Chociaż cuda się zdarzają, bohaterzy się zdarzają, rycerze się zdarzają i zbłąkani ludzie też się zdarzają, na wszystkich można trafić.
Oby udało się w każdej konfrontacji zostać mistrzem :-)
Na razie udało mi się kilka nowych kurczaczków ekologicznych oddać na aukcję :-)
A to kurczaczkowa :-) Słodka, prawda?
Koleżance dam, spotkamy się pierwszy raz w tym roku, to będzie na szczęście :-)
Dziękuję za uznanie, dziewczyny, Karolinko i Agatko, . Uściski serdeczne :-)
ps. Bardzo dobrze pokazana jest manipulacja ludźmi przez stwarzanie odpowiednich pozorów w filmie "Ranczo"
Niektórzy tak żyją i nawet sobie nie zdają sprawy.
Podobno świadomość jest najważniejsza, ale z drugiej strony niektórzy wiedzą, że można wszystko zinterpretować na swoją korzyść, chociaż tak naprawdę tak nie było. Na tym opierają swoją władzę
No rzeczywiście, jest jedyna szansa na zmianę, jeśli się w ogóle wie co się robi.
oprócz cudu, oczywiście, hehe
Podobno na dworze jest przyjemnie, ale nie mam siły, żeby zakładać tyle rzeczy i wychodzić z domu.
No trudno, popatrzę sobie przez okno, hehe
Na rozgrzewkę miałam rano interesującą rozmowę. Najpierw się trochę zezłościłam, ale po namyślę stwierdziłam, że wreszcie rozjaśniła mi się bardzo istotna kwestia. Może moje spostrzeżenie przyda się jeszcze komuś? do szczęścia :-)
Już dawno zaobserwowałam, że otrzymywana pomoc od pewnej osoby, nie jest taka zupełnie bezinteresowna. Nie chodzi tu o pieniądze, bo takowych nie mam zbyt wiele, ale o udawanie pomocy, a tak naprawdę stawianie mnie na stanowisku osoby, która ciągle potrzebuje czegoś i trzeba się dostosowywać.
Kiedy to zauważyłam, zaczęłam na to zwracać uwagę i mówić o tym otwarcie. Prosiłam, żeby zaważono, że robi się coś, bo komuś tak pasuje, a nie, że to z mojego powodu.
Najpierw spotkałam się z oburzeniem, co za różnica, skoro mi też pasuje, żeby tak zrobić, że robię z igły widły, że czepiam się.
A na koniec usłyszałam coś, co zawsze było wygodną wymówką, żeby mnie beztrosko bez wyrzutów sumienia ranić:
.....To jest twój wymysł, że to tak odbierasz, tak nie jest"
No i w tym momencie krew mi uderzyła do głowy.
Na szczęście, wpadłam na to, co powinnam powiedzieć wiele lat temu.
Skoro tak uważasz i naprawdę chcesz mi pomagać, to zrób to tak jak Cię proszę.
Jeśli to zrobi to znaczy, ze naprawdę ma dla mnie wiele współczucia i dobroci.!!
No ciekawe???
Jeśli to zrobi tylko po to żeby nie słuchać, to i tak dla mnie dobrze.
Widocznie taka karma :-)
Jeśli nie, to przynajmniej nie będzie udawał, że jest szlachetny i dobry. Będzie czarno na białym (tak myślę)
Przecież nie jest potrzebne tłumaczenie komuś, że coś źle zrozumiał. Można zrobić tak jak chce, skoro uważa, że to mu potrzebne. Niech sam przeżyje, to wtedy zrozumie właściwie.
Do tego potrzebne jest, żeby kogoś kochać, a to nie każdy umie, nie każdy chce.
Ok, to się zdarza.
Ale po co oszukiwać? Ja wiem, ze często to dlatego, że człowiek nie wie co tak naprawdę robi i nie wie, że nie ma miłości.
Zaczęłam na to zwracać uwagę i zauważyłam, że to dla mnie dużo lepiej. Okazuje się, że nie potrzebuje od tej osoby jakoś strasznie dużo, ba, w dodatku nie chcę mu być wdzięczna za nic. Kiedyś to ja bardzo pomagałam, więc obawiam się, ze może liczy, że kiedyś znów będę się odwdzięczać, hehe
Ale dzięki tej rozmowie, uświadomiłam sobie, że rzeczywiście "problem" był w mojej głowie.
Ja zawsze wyolbrzymiałam pomoc kogoś takiego, widząc w tym cud, hehe, nad wyraz podziwiałam i odwdzięczałam się jak umiałam, no po prostu uwielbiałam.
Było bardzo korzystne zadawanie się z kimś takim jak ja. No może tak na co dzień to jednak dawała się we znaki moja niska samoocena. Ale zamiast dowartościowania słyszałam jak to świetnie sobie inni radzą i muszę nad sobą popracować
Uśmiałam na tą myśl serdecznie :-)
Trzeba zaufać sobie!! Skoro odbieramy tak czy inaczej czyjeś zachowanie, to głównie zasługa tej osoby.
No sami powiedzcie, jeśli ktoś wiele razy oszukiwał, to uwarzycie, że nagle przestał i mówi prawdę?
Pewności nigdy, gdy nie będzie. Można się tym bardziej lub mniej przejmować, ale to też zależy ile od tego możemy stracić, nie dlatego, że jesteśmy takimi bohaterami.
Chociaż cuda się zdarzają, bohaterzy się zdarzają, rycerze się zdarzają i zbłąkani ludzie też się zdarzają, na wszystkich można trafić.
Oby udało się w każdej konfrontacji zostać mistrzem :-)
Na razie udało mi się kilka nowych kurczaczków ekologicznych oddać na aukcję :-)
A to kurczaczkowa :-) Słodka, prawda?
Koleżance dam, spotkamy się pierwszy raz w tym roku, to będzie na szczęście :-)
Dziękuję za uznanie, dziewczyny, Karolinko i Agatko, . Uściski serdeczne :-)
ps. Bardzo dobrze pokazana jest manipulacja ludźmi przez stwarzanie odpowiednich pozorów w filmie "Ranczo"
Niektórzy tak żyją i nawet sobie nie zdają sprawy.
Podobno świadomość jest najważniejsza, ale z drugiej strony niektórzy wiedzą, że można wszystko zinterpretować na swoją korzyść, chociaż tak naprawdę tak nie było. Na tym opierają swoją władzę
No rzeczywiście, jest jedyna szansa na zmianę, jeśli się w ogóle wie co się robi.
oprócz cudu, oczywiście, hehe
piątek, 23 lutego 2018
Kurczaczki eko na specjalne życzenie
Poproszono mnie, żebym zrobiła cudne kurczaczki bez odzwierzęcych dodatków, czyli bez piórek. Najpierw pomyślałam, ze właśnie te piórka dodają kurczaczkowi uroku i jak tego zabraknie to wyjdą zwykłe pisanki. Ponieważ przeznaczeniem jest aukcja dla fundacji, która przede wszystkim dba i uczy szacunku dla zwierząt, pomyślałam, że zrobię jak umiem z tego co można.
Wczoraj olśniło mnie i powstał, moim zdaniem, jeszcze bardziej jajeczny kurczaczek :-)))
Prośba fundacji uświadomiła mi, że stałam się wrażliwsza na takie rzeczy. Kiedyś oczywiście też bym zrobiła o co mnie proszą, ale teraz już rozumiem co znaczy szacunek dla zwierząt i bardzo mnie wzruszyło słysząc to.
Gdyby kurczaczki się jednak nie spodobały, będę robić świąteczne kartki.
Zawsze coś wyjdzie, a przede wszystkim ja mam super zajęcie :-)
Ostatnio zainspirowana komentarzem blogowej koleżanki, zastanawiałam się, czemu potrzebny jest człowiekowi ból ?
Oczywiście wiadomo, ze często sami sobie na to zapracujemy, źle się odżywiając, czy prowadząc zły tryb życia. Ból jest tego efektem.
Często jednak coś się samo popsuje, albo nie mamy na to sami wpływu i strasznie boli.
Z mojego doświadczenia i z nauki, którą podjęłam, wywnioskowałam:
to po to, żeby nauczyć się współczucia.
Niezbędnej umiejętności, żeby trafić do nieba, czyli osiągnąć oświecenie, hehe
Kiedy nas boli i z wdzięcznością przyjmujemy pomoc i dzięki temu szybciej wypatrzymy komu przyjść z pomocą.
Kiedy nas boli i nie możemy czegoś zrobić, przestajemy się dziwić, że ktoś też czegoś nie może, a nie tylko jest leniwy.
Pamiętam takie niesamowite zdarzenie.
Będąc w szpitalu, miałam kłopoty z koncentracją i z pamięcią. Kazali mi czytać książkę ulubionego autora. Strasznie się przy tym mordowałam. Wyżaliłam się synowi, że jak doczytam do końca strony już nie pamiętam co było na początku.
Mój syn się roześmiał i pocieszał, żebym się nie martwiła, on też tak ma.
Roześmialiśmy się wesoło, bo przecież radzi sobie, zdał to i tamto, więc jednak wiedział co czytał. Kiedy już poszedł, zrobiło mi się tak strasznie żal. Kiedy on się nie mógł czegoś nauczyć, gadaliśmy, czasem ostro, ze się nie skupia, że myśli o niebieskich migdałach i żeby się wziął porządnie do roboty.
A tymczasem .naprawdę mogło mu się tak stać. Jako to chłopak, często wypadł na zakręcie z pędzącego roweru, spadł z trzepaka, z drzewa itd.
Jak o tym wspomnę to zimno mi się robi, że mogłam być tak okrutną mądralą.
Pierwszą książkę to chyba po trzech latach po wypadku przeczytałam.
Za to starzy ludzie pamiętają dzieciństwo, kiedy już mają sklerozę. Ja też tak miałam. Nieraz pamiętałam takie historie, że wszyscy się dziwili, ze to pamiętam, przecież byłam malutka.
Dla mnie akurat super, wspomnienia wszystkie cudowne, jak to z dzieciństwa spędzonego u dziadków.
Za to nie pamiętałam co było na obiad, hehe
Podobno tak jest, ze człowiek dopiero tak naprawdę zrozumie, jak sam to przeżyje.
Dopóki tak się nie stanie, wiemy tylko teoretycznie, myślimy, że zrobimy tak czy inaczej, ale jak się nam tak stanie, okazuje się, że takiej siebie nie znamy, czujemy i robimy coś, czego sobie nawet nie wyobrażaliśmy.
Dlatego tak polecane są grupy wsparcia. Potrzebne jest ludziom wiedzieć, że nie są jedyni co tak mają i usłyszeć jak sobie radzą.
Bardzo sobie chwalę warsztaty u psychologa. Chociaż akurat nie było nikogo takiego jak ja, to samo to, że się wygadałam, przynosiło ulgę.
Koleżanka wspomniała powiedzenie: dobrze, że boli bo człowiek wie, że żyje.
Zawsze mi się wydawało to powiedzenie raczej smutne.
Ale parę lat temu, na kontroli u neurologa, skarżyłam się na nasilający ból.
Zaskoczyła mnie, bo powiedziała, że to bardzo dobra oznaka.
Dopiero potem zrozumiałam, że gdybym nie miała czucia w nogach, w rękach nic bym nie mogła robić. Byłabym rośliną, dodatkowo świadomą, że jest bezużyteczną kaleką.
No, także śmierć i ból może być wielkim szczęściem :-)
A kiedy krwawi nam serce i wszystko zapowiada się katastrofą, nie ma dobrych ludzi wkoło to trzeba nauczyć się rozpuszczać ból.
Pisałam o tym kto tego uczy, więc jak ktoś będzie chciał znaleźć lekarstwo to wie gdzie szukać.
Po kilku latach zrozumiałam po co doświadczyłam wielkiej rozpaczy. Gdyby to była tylko taka trochę, nic bym nie zmieniła A przyparta do muru musiałam znaleźć lekarstwo, okazało się to przydatne na cale życie.
Jak dla mnie, to jest najlepszy dowód, że Tam na Górze mnie lubią!!
O i to, ze wpadłam na to gdzie szukać lekarstwa, to już jest cud Siły Wyższej, nie dokonany przez człowieka Tym bardziej warto było to straszne przeżyć. :-))
Pamiętacie, stary człowiek w Tybecie mówił:
Nikt nie wie co jest tak naprawdę dla niego dobre.
Nowe buty można sobie wymarzyć, ale ścieżki do nieba to już nie. W każdym razie ja bym na to nie wpadła.
To po co marzyć? Lepiej przeżyć dobrze swoje życie z pożytkiem dla innych!
Czego Wam serdecznie życzę :-)
Nowych butów zresztą też, ale nie ma co myśleć o tym, same przyjdą, hehe
Wczoraj olśniło mnie i powstał, moim zdaniem, jeszcze bardziej jajeczny kurczaczek :-)))
Prośba fundacji uświadomiła mi, że stałam się wrażliwsza na takie rzeczy. Kiedyś oczywiście też bym zrobiła o co mnie proszą, ale teraz już rozumiem co znaczy szacunek dla zwierząt i bardzo mnie wzruszyło słysząc to.
Gdyby kurczaczki się jednak nie spodobały, będę robić świąteczne kartki.
Zawsze coś wyjdzie, a przede wszystkim ja mam super zajęcie :-)
Ostatnio zainspirowana komentarzem blogowej koleżanki, zastanawiałam się, czemu potrzebny jest człowiekowi ból ?
Oczywiście wiadomo, ze często sami sobie na to zapracujemy, źle się odżywiając, czy prowadząc zły tryb życia. Ból jest tego efektem.
Często jednak coś się samo popsuje, albo nie mamy na to sami wpływu i strasznie boli.
Z mojego doświadczenia i z nauki, którą podjęłam, wywnioskowałam:
to po to, żeby nauczyć się współczucia.
Niezbędnej umiejętności, żeby trafić do nieba, czyli osiągnąć oświecenie, hehe
Kiedy nas boli i z wdzięcznością przyjmujemy pomoc i dzięki temu szybciej wypatrzymy komu przyjść z pomocą.
Kiedy nas boli i nie możemy czegoś zrobić, przestajemy się dziwić, że ktoś też czegoś nie może, a nie tylko jest leniwy.
Pamiętam takie niesamowite zdarzenie.
Będąc w szpitalu, miałam kłopoty z koncentracją i z pamięcią. Kazali mi czytać książkę ulubionego autora. Strasznie się przy tym mordowałam. Wyżaliłam się synowi, że jak doczytam do końca strony już nie pamiętam co było na początku.
Mój syn się roześmiał i pocieszał, żebym się nie martwiła, on też tak ma.
Roześmialiśmy się wesoło, bo przecież radzi sobie, zdał to i tamto, więc jednak wiedział co czytał. Kiedy już poszedł, zrobiło mi się tak strasznie żal. Kiedy on się nie mógł czegoś nauczyć, gadaliśmy, czasem ostro, ze się nie skupia, że myśli o niebieskich migdałach i żeby się wziął porządnie do roboty.
A tymczasem .naprawdę mogło mu się tak stać. Jako to chłopak, często wypadł na zakręcie z pędzącego roweru, spadł z trzepaka, z drzewa itd.
Jak o tym wspomnę to zimno mi się robi, że mogłam być tak okrutną mądralą.
Pierwszą książkę to chyba po trzech latach po wypadku przeczytałam.
Za to starzy ludzie pamiętają dzieciństwo, kiedy już mają sklerozę. Ja też tak miałam. Nieraz pamiętałam takie historie, że wszyscy się dziwili, ze to pamiętam, przecież byłam malutka.
Dla mnie akurat super, wspomnienia wszystkie cudowne, jak to z dzieciństwa spędzonego u dziadków.
Za to nie pamiętałam co było na obiad, hehe
Podobno tak jest, ze człowiek dopiero tak naprawdę zrozumie, jak sam to przeżyje.
Dopóki tak się nie stanie, wiemy tylko teoretycznie, myślimy, że zrobimy tak czy inaczej, ale jak się nam tak stanie, okazuje się, że takiej siebie nie znamy, czujemy i robimy coś, czego sobie nawet nie wyobrażaliśmy.
Dlatego tak polecane są grupy wsparcia. Potrzebne jest ludziom wiedzieć, że nie są jedyni co tak mają i usłyszeć jak sobie radzą.
Bardzo sobie chwalę warsztaty u psychologa. Chociaż akurat nie było nikogo takiego jak ja, to samo to, że się wygadałam, przynosiło ulgę.
Koleżanka wspomniała powiedzenie: dobrze, że boli bo człowiek wie, że żyje.
Zawsze mi się wydawało to powiedzenie raczej smutne.
Ale parę lat temu, na kontroli u neurologa, skarżyłam się na nasilający ból.
Zaskoczyła mnie, bo powiedziała, że to bardzo dobra oznaka.
Dopiero potem zrozumiałam, że gdybym nie miała czucia w nogach, w rękach nic bym nie mogła robić. Byłabym rośliną, dodatkowo świadomą, że jest bezużyteczną kaleką.
No, także śmierć i ból może być wielkim szczęściem :-)
A kiedy krwawi nam serce i wszystko zapowiada się katastrofą, nie ma dobrych ludzi wkoło to trzeba nauczyć się rozpuszczać ból.
Pisałam o tym kto tego uczy, więc jak ktoś będzie chciał znaleźć lekarstwo to wie gdzie szukać.
Po kilku latach zrozumiałam po co doświadczyłam wielkiej rozpaczy. Gdyby to była tylko taka trochę, nic bym nie zmieniła A przyparta do muru musiałam znaleźć lekarstwo, okazało się to przydatne na cale życie.
Jak dla mnie, to jest najlepszy dowód, że Tam na Górze mnie lubią!!
O i to, ze wpadłam na to gdzie szukać lekarstwa, to już jest cud Siły Wyższej, nie dokonany przez człowieka Tym bardziej warto było to straszne przeżyć. :-))
Pamiętacie, stary człowiek w Tybecie mówił:
Nikt nie wie co jest tak naprawdę dla niego dobre.
Nowe buty można sobie wymarzyć, ale ścieżki do nieba to już nie. W każdym razie ja bym na to nie wpadła.
To po co marzyć? Lepiej przeżyć dobrze swoje życie z pożytkiem dla innych!
Czego Wam serdecznie życzę :-)
Nowych butów zresztą też, ale nie ma co myśleć o tym, same przyjdą, hehe
czwartek, 22 lutego 2018
Kurczaczki na aukcję
Wreszcie w Warszawie zrobiła się zima. Oczywiście wszyscy czekamy na wiosnę, a tu mróz, spadł śnieg i dziś słonko świeci. Mi jest trochę lepiej żyć. Boli bez zmian ale w głowie jest weselej.
Odebrałam wyniki rezonansu mózgu. Niestety jest dużo blizn, które powodują mikro urazy, a one sprawiają, że nerwy inaczej są połączone. Dlatego czuję ból w tylu miejscach i mogę czuć do śmierci. Ale ćwiczyć trzeba i pozwolić, aby fizjoterapeuta rozluźnił co się da, może się nerwy ustawią prawidłowo. Ortopeda, który mnie ostatnio badał stwierdził, że odbudowały się mięśnie, wypracowałam co się dało, ale uszkodzeń centralnego układu nerwowego nie jest prosto wyleczyć. Samo to, że chodzę to już jest ogromnie dużo.
W głowie usłyszałam radosny głos mojej babci: WIĘCEJ SZCZĘŚCIA JAK ROZUMU.
Wygląda na to, że jeszcze nie raz pojęczę, że mnie boli, ujjj.
Nadspodziewanie, mimo, że uległo zniszczeniu moje ciało, to odrodził się umysł, a właściwie urodził się nowy, inny niż ten który pamiętam. I teraz bardzo się cieszę czytając słowa Papieża Franciszka i Dalajlamy XIV, bo umysł stał się i moją świątynią, w której już rodzą się pomysły pożyteczne dla innych.
Absolutnie nie zachęcam do zmiany religi, ważna jest ta, która do tej pory towarzyszyła i pomagała żyć ! !!
Ale ponieważ mam dużo czasu, zaczęłam się zastanawiać o co w tym chodzi.
Odłamów samego chrześcijaństwa powstało kilka. Jedni wierzą w to, a nie wierzą w tamto, a wszystkim wiara daje nadzieję, moc.
Wczoraj w programie "Historia" był reportaż jak judaiści modlą się pod wielką ścianą. Ich modły też zostają wysłuchane.
Faraon Ramzes (nie pamiętam który) dożył 92 lat i jako pierwszy zaprowadził pokój w Egipcie. Jak na tamte czasy to naprawdę cud.
Za mój powrót do zdrowia modlili się mnisi w klasztorze w Indiach. (ale modlili się też w kościele, więc może dlatego była aż tak wielka moc tych życzeń, że chodzę, myślę i robię nadal miłe rzeczy.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że naprawdę człowiek sam może robić cuda. Przede wszystkim sam w umyśle tworzy niebo albo piekło.
Oczywiście jest trudne, żeby zapanować nad taką umiejętnością, ale do wykonania.
Dziś na zajęciach tai chi, koleżanka mówi, ze czegoś tam nie może zrobić, nie wie jak. Instruktorka prosi, żeby pokazała. Usłyszałam poprawkę jaką słyszałam tysiąc razy. I pierwszy raz, jak ćwiczę tyle lat, zobaczyłam u tej koleżanki jaka jest różnica między pchaniem stopami a pchaniem biodrami.
Robiłam dobrze, sama nie wiedząc skąd się to bierze. Od dziś poznam u innych, czy robią poprawnie, bo to dla zdrowia bardzo istotne.
Od dziś kiedy usłyszę pchaj stopami, w różnych ćwiczeniach, od razu będę wiedziała co mam zrobić i to zrobię. Po raz kolejny przekonuję się, że najważniejsza jest świadomość i intencja..
Prędzej czy później uda się to każdemu, ale trzeba ćwiczyć w sprzyjających warunkach. Bardzo dobre efekty dają wspierający ludzie, hehe
Ja ćwiczę, ciało i umysł, to moja pasja. I żadna religia w tym nie przeszkadza. No chyba, że ktoś wierzy, że jemu przeszkadza.
Chociaż teraz jak tak pomyślałam, to najlepsze warunki do mojego rozwoju stworzył człowiek, dzięki któremu w moim umyśle wytworzyło się piekło. Dzięki temu, że sama wypracowałam sobie niebo, już wiem jak to się robi, uwierzyłam w siebie i będę zawsze już wolnym człowiekiem.
Nie sądziłam, że to kiedyś powiem, ale wychodzi na to, że wychodząc za mąż 26 lat temu, podjęłam najlepszą decyzję w życiu, hehe
Ciekawe, czy mąż (już były) też myśli, że to dla niego była najlepsza decyzja. Pewnie jeszcze nie, ale w końcu pomyśli, ;-)
W zwykłym życiu, nie dokonałabym takich zmian.
Z lenistwa i wygody zwyczajnie. Przecież nie jest tak źle, nie ma co narzekać,wstyd przecież. Ale jak już zrobi się bardzo źle, wtedy człowiek szuka ratunku i znajduje, to co dla niego najlepsze.
Wymyśliłam kolejne ozdoby na zbiórkę pieniędzy dla schroniska w Korabiewicach .
Tym optymistycznym akcentem pozdrawiam wszystkich i
oby do wiosny :-))
To mój ulubiony kolor, na niebie pierwszy raz w tym roku.
Odebrałam wyniki rezonansu mózgu. Niestety jest dużo blizn, które powodują mikro urazy, a one sprawiają, że nerwy inaczej są połączone. Dlatego czuję ból w tylu miejscach i mogę czuć do śmierci. Ale ćwiczyć trzeba i pozwolić, aby fizjoterapeuta rozluźnił co się da, może się nerwy ustawią prawidłowo. Ortopeda, który mnie ostatnio badał stwierdził, że odbudowały się mięśnie, wypracowałam co się dało, ale uszkodzeń centralnego układu nerwowego nie jest prosto wyleczyć. Samo to, że chodzę to już jest ogromnie dużo.
W głowie usłyszałam radosny głos mojej babci: WIĘCEJ SZCZĘŚCIA JAK ROZUMU.
Wygląda na to, że jeszcze nie raz pojęczę, że mnie boli, ujjj.
Nadspodziewanie, mimo, że uległo zniszczeniu moje ciało, to odrodził się umysł, a właściwie urodził się nowy, inny niż ten który pamiętam. I teraz bardzo się cieszę czytając słowa Papieża Franciszka i Dalajlamy XIV, bo umysł stał się i moją świątynią, w której już rodzą się pomysły pożyteczne dla innych.
Absolutnie nie zachęcam do zmiany religi, ważna jest ta, która do tej pory towarzyszyła i pomagała żyć ! !!
Ale ponieważ mam dużo czasu, zaczęłam się zastanawiać o co w tym chodzi.
Odłamów samego chrześcijaństwa powstało kilka. Jedni wierzą w to, a nie wierzą w tamto, a wszystkim wiara daje nadzieję, moc.
Wczoraj w programie "Historia" był reportaż jak judaiści modlą się pod wielką ścianą. Ich modły też zostają wysłuchane.
Faraon Ramzes (nie pamiętam który) dożył 92 lat i jako pierwszy zaprowadził pokój w Egipcie. Jak na tamte czasy to naprawdę cud.
Za mój powrót do zdrowia modlili się mnisi w klasztorze w Indiach. (ale modlili się też w kościele, więc może dlatego była aż tak wielka moc tych życzeń, że chodzę, myślę i robię nadal miłe rzeczy.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że naprawdę człowiek sam może robić cuda. Przede wszystkim sam w umyśle tworzy niebo albo piekło.
Oczywiście jest trudne, żeby zapanować nad taką umiejętnością, ale do wykonania.
Dziś na zajęciach tai chi, koleżanka mówi, ze czegoś tam nie może zrobić, nie wie jak. Instruktorka prosi, żeby pokazała. Usłyszałam poprawkę jaką słyszałam tysiąc razy. I pierwszy raz, jak ćwiczę tyle lat, zobaczyłam u tej koleżanki jaka jest różnica między pchaniem stopami a pchaniem biodrami.
Robiłam dobrze, sama nie wiedząc skąd się to bierze. Od dziś poznam u innych, czy robią poprawnie, bo to dla zdrowia bardzo istotne.
Od dziś kiedy usłyszę pchaj stopami, w różnych ćwiczeniach, od razu będę wiedziała co mam zrobić i to zrobię. Po raz kolejny przekonuję się, że najważniejsza jest świadomość i intencja..
Prędzej czy później uda się to każdemu, ale trzeba ćwiczyć w sprzyjających warunkach. Bardzo dobre efekty dają wspierający ludzie, hehe
Ja ćwiczę, ciało i umysł, to moja pasja. I żadna religia w tym nie przeszkadza. No chyba, że ktoś wierzy, że jemu przeszkadza.
Chociaż teraz jak tak pomyślałam, to najlepsze warunki do mojego rozwoju stworzył człowiek, dzięki któremu w moim umyśle wytworzyło się piekło. Dzięki temu, że sama wypracowałam sobie niebo, już wiem jak to się robi, uwierzyłam w siebie i będę zawsze już wolnym człowiekiem.
Nie sądziłam, że to kiedyś powiem, ale wychodzi na to, że wychodząc za mąż 26 lat temu, podjęłam najlepszą decyzję w życiu, hehe
Ciekawe, czy mąż (już były) też myśli, że to dla niego była najlepsza decyzja. Pewnie jeszcze nie, ale w końcu pomyśli, ;-)
W zwykłym życiu, nie dokonałabym takich zmian.
Z lenistwa i wygody zwyczajnie. Przecież nie jest tak źle, nie ma co narzekać,wstyd przecież. Ale jak już zrobi się bardzo źle, wtedy człowiek szuka ratunku i znajduje, to co dla niego najlepsze.
Wymyśliłam kolejne ozdoby na zbiórkę pieniędzy dla schroniska w Korabiewicach .
Tym optymistycznym akcentem pozdrawiam wszystkich i
oby do wiosny :-))
To mój ulubiony kolor, na niebie pierwszy raz w tym roku.
sobota, 17 lutego 2018
Intencja
Mam nadzieję, że Papież Franciszek będzie naszym przywódcą duchowym i odmieni nasz świat !
Miałam ciężki tydzień, ale udało mi się dotrzeć cztery razy na zajęcia tai chi. Ciężko mi się przebierać bo tyle ciuchów muszę wkładać, więc nie mam sił z tym się zmagać codziennie. W tym tygodniu jestem dumna z siebie, bo dałam radę.
Ponieważ jest zimno, tym bardziej trudno mi się wyprostować, rozluźnić. Mimo wszystko na polecenie, żeby spróbować głową przebić sufit, poczułam jak kręgosłup po kawałku się rozciąga, prostuje. I od tego momentu czułam wiele, co poleciła poczuć instruktorka.
Tak mi się zrobiło już jakiś czas temu. Nie zaniedbałam tej umiejętności a wręcz udoskonaliłam.
Dzięki temu mogę np. poczuć jak wpływa złote światło kanałem głównym wzdłuż kręgosłupa. Robi mi się ciepło i bezpiecznie.
Intencja jest najważniejsza, pozwoli wyćwiczyć potrzebną umiejętność.
Pozytywne myślenie bardzo przydatna umiejętność. Tylko nie w takim znaczeniu, jakim się często tego używa.
Przeczytałam kiedyś :
"Lęk wynika z naszej nieobecności w tu i teraz, fantazjujemy na temat przyszłości, widząc ją w „czarnych” barwach. Najczęściej próbujemy radzić sobie z lękiem uciekając. Warto jednak mieć świadomość, że usilne unikanie niepokoju prowadzi prostą drogą do niego. Zamykając się na nieprzyjemne uczucia automatycznie zamykamy się na pozytywne, taki proces prowadzi do apatii i stanów depresyjnych, przestajemy odczuwać życie i rzucamy się w pogoń za silnymi emocjami lub zamykamy się w domu."
Z profilu FB: Nowa Psychologia
Ja to przeżyłam, udało mi się i już nie wpadam w psychiczne doły. Łatwo nie było, bo nie mamy tego w zwyczaju, żeby nie wyjść na mięczaka co się użala nad sobą.
Spróbujecie teraz tak, może i Wam przyniesie ulgę
Ciekawe, czy już bym się nie dała zranić? Przecież zawsze się czegoś oczekuje od drugiej osoby. Może po prostu ktoś taki nie da rady skrzywdzić, bo poznając jaki jest, nie będę się z nim zadawać, licząc, ze się zmieni dla mnie i nagle pokocha prawdziwie.
No rzeczywiście nie ma się czego bać, hehe
I tym optymistycznym akcentem.... uściski serdeczne ;-)
wtorek, 13 lutego 2018
To rzeka...
Czytałam dziś o wybitnej meksykańskiej malarce, żyjącej na początku poprzedniego stulecia. Frida Kahlo uległa wypadkowi komunikacyjnemu skutkiem czego miała poważne liczne obrażenia. Została unieruchomiona, ale okazało się, że dzięki temu poświęciła się malarstwu i została wybitnym twórcą. Cierpienie i ból przelała na płótno, w sposób szokujący odbiorców.
Pierwszy raz słyszałam o tej osobie. Nie jestem znawcą sztuki. Biografia przyciągnęła moją uwagę.
Pomyślałam sobie, że dzięki temu,że mogła wyrazić swój ból fizyczny jak również psychiczny, spowodowany trudnym, raniącym związkiem, nie była nieszczęśliwa, nie była w depresji.
Kreatywność to rzeka, spontaniczna i wolna od wysiłku.
Od razu przypomniało mi się, że moja ulubiona chusta, to przeniesiona na jedwab, kopia słynnego artysty niemieckiego. Mniejsza o malarza, ale złoty jedwab to wspaniały prezent, który wykreował moją wielką radość, niezmiennie trwającą za każdym razem kiedy na nią spojrzę.
Osoba, która mi ją podarowała nawet nie wie, że jest kreatorem... szczęścia, hehe
Już widzę zdziwienie na twarzy, ale i uśmiech.....
Fajnie by było okazać się podobnym kreatorem ... :-)
I tak w każdej dziedzinie.
Ciekawe, czy wiele osób tak podchodzi do życia? Może gdyby tak na nie spojrzeć byłoby łatwiej, radośniej. Zycie byłoby spontaniczne i wolne od wysiłku.
Kiedy byłam ostatnio na ćwiczeniach tai chi, instruktor zaproponował, żeby poczuć, połączyć koniuszki palców z kręgosłupem. Kiedy obracaliśmy dłoń, instruktor zapytał, czy czujemy jak pracują ścięgna, jak dochodzi krew do najmniejszych szczelin w kręgosłupie?. Uspokoił, na koniec, że jak się tego nie poczuło to i tak się to stało, hehe, to bardzo zdrowe ćwiczenie, czy ktoś chce czy nie.
Dzięki temu, że wyobraziłam sobie światłowody, od razu to zobaczyłam i poczułam :-)
Teraz już tak często żyję. Dzięki temu, ze nie muszę się ciągle napinać, planować, pilnować, pozwalam sobie na spontaniczność. I mimo wszystko wpadają do głowy pomysły nie tylko przyjemne ale bardzo konstruktywne. Właśnie się okazało, ze coś na co wpadłam kilka miesięcy temu, zaowocuje :-)
Otworzyć się na przestrzeń...
Może warto spróbować?
niedziela, 11 lutego 2018
Kreatywność
Tak się cieszę, że dziś niedziela.
Nie mam zbyt zajęć w ogóle, ale jest zimno, trzeba się ubierać ciepło, a to nadal dla mnie nie jest łatwe. Muszę zdążyć to tu to tam na czas, nie zapomnieć powiedzieć o tym, załatwić tamto, więc denerwuję się. A dziś mogę popatrzeć za okno, pogłaskać kota, wypić kawkę spokojnie.
I dzięki temu uświadomiłam sobie,że wczoraj odwiedzili mnie bliscy z małym kiciusiem. Już widziałam tego szkraba, ale u mnie był pierwszy raz. Troszkę speszony na początku, ale bardzo szybko odważył zaglądał do mojego kota. Było wesoło.
Duży kot na półce siedzi i wcale się nie kwapi do zabawy.
A tak naprawdę ucieszyłam się najbardziej z obecności bliskich ludzi, radosnych, szczęśliwych, spokojnych. Po wielu burzach udało się im odnaleźć sens w swoich dążeniach.
Przecież najważniejszym jest, żeby rodzina się wspierała, nie krzywdziła egoistycznymi pragnieniami. Nawet jeśli w swoich domach rodzinnych się tego nie nauczyli, mają okazję stworzyć swój wspaniały dom. Wystarczy wiedzieć co się robi i chcieć zmiany, jeśli takowej potrzeba.
Czego im serdecznie życzę. Bo wtedy na pewno im się uda.
Bardzo obiecujący jest fakt, że jeśli jest problem to obie strony doszukują się błędu w swoim postępowaniu. Nie wskazywanie tylko co druga osoba ma zmienić.
Oczywiście u obcych widzi się bez problemu, ze wina jest po obu stronach, ale w swoim związku już niekoniecznie.
Ja tam często słyszałam, co to ja mam zmienić.
A teraz okazuje się, że mylili się ci co mnie pouczali. Ja miałam jedną rzecz do zmiany, nie dać się niszczyć i już to zrobiłam hehe
No i dzięki temu mam wenę do robienia kartek:-)
O kreatywności, pięknie napisał nauczyciel Bon.
To jest wolne tłumaczenie, ale nie śmiałam poprawiać po polsku. Każdy zrozumie co ma zrozumieć. Ile by nie było będzie szczęśliwie
Ja trochę zrozumiałam, hehe
kreatywność można jako stan naturalnej rzeki zobaczyć, spontanicznie i wolne od wysiłku objawia się nie tylko formy, ale wszystkie doświadczenia z ciała i ducha, energii, powoduje powstanie. Ten przepływ ma swoje źródło w otwartości i powstaje tylko poza nadziei i lęku. To jest oczywiście bezpośrednio swych, łagodni, współczujący, pełni i silne."
" jeśli chcesz tych otwartych, twórczego wykorzystania rzeki, wiesz którego gatunki mogą się w każdej dziedzinie Twojego życia poszły na marne. Możesz po mistrzowsku malować. Twoja muzyka może powiązaniach. Twój list może być prawdziwe i ważne. Będziesz miał problemy w swojej pracy i rozwiązywać konflikty z Twoimi kochać można rozpuścić lub nawet twój sposób myślenia poprzez naturalne spontaniczność zmienić."
[TENZIN WANGYAL RINPOCZE
Bądź ze mną i skorzystać z okazji, kreatywnych przeszkód, Twoją zdolność do rozpuszczenia, Cię w freudvoller sposób wyrażania siebie, rozwijać i pozytywne zmiany w Twoim życiu.
Ten rekolekcje jest dla każdego, kto pragnie odkryć, jak inspiracji w swoim własnym życiu i wyrażenie odbędzie się w formie - czy to poprzez kreatywne rozwiązywanie problemów w pracy, w konfliktami w relacjach osobistych lub o własny stosunek do formy sztuki na nową warstwę przynieść .
Duchowe tradycji tybetu mówią nam, że w przypadku zwolnienia w naszej dynamicznej energii twórczej, chodzi źródło kreatywności, która jest w nas samych jest już dostępny, rozpoznać i. Tenzin rinpoche będzie proste medytacyjnej dla ciała i ducha, głos wyjaśnić i kierowaa, które mogą przyczynić się do:
- Fizycznego, psychicznego, energiczny i przeszkód, które blokują twojego kreatywnych rzeki, rozpoznać i oczyścić
- Cie z Twoim wnętrzu twórczy potencjał połączyć i zaufać
- wewnętrzną siłę i pewność siebie, aby odkryć twoją inspiracją do pełni.
Wykład i seminarium z angielskiego są przetłumaczone na język polski
środa, 7 lutego 2018
Już zdrowa :-)
Ja już jestem zdrowa od wczoraj.
Pomogło: smarowanie szyi maścią rozgrzewającą i zawijanie szalikiem, gorące herbaty z miodem, cytryną i imbirem.soki wyciskane z zielonych warzyw, które oczyszczają organizm, aspiryna na noc, rutinoscorbin. Leżenie plackiem przez 3 dni w cieple.
Niestety nie piłam mleka z miodem, czosnkiem, masłem, bo nie ma babci a tylko Ona by mnie zmusiła do wypicia. Nie wiem jak Ona to robiła, ale chyba miłością mnie przekonywała, której wierzyłam bezgranicznie.
Uch, rozczuliłam się.
Wczoraj musiałam wstać bo kilka spraw się nazbierało. Jak zawsze nabazgrałam zadań, żeby o niczym nie zapomnieć. Najpierw pojechałam do szpitala bo miałam wizytę u neurologa. Po wizycie u lekarza, weszłam na chwilę do parku, który wyglądał inaczej niż miasto. Śnieg leżał sobie spokojnie na ziemi i przypominał, że jest zima.
Za czasów mojej młodości na widniejącej daleko górce był zrobiony wyciąg. Na narty zjeżdżała cała Warszawa. Bo 35 lat temu tu był jedyny wyciąg w Warszawie, hehe.
A na jeziorku była przystań i można było wypożyczyć kajak. Tu jest bardzo głęboko, jest zakaz wchodzenia na lód zimą. Niestety ......
Kiedy tak spacerowałam, zapomniałam o wszystkim. Wieczorem okazało się, że z zaplanowanych spraw, załatwiłam dwie. Reszta przeszła na dziś i o dziwo, dziś nie zrobiłam tylko dwóch, hehe.
Jestem zadowolona z dzisiejszych wyczynów. Przede wszystkim byłam na tai chi :-)
Słonko dziś radośnie świeciło, więc przypomniałam sobie jak cudownie jest o niczym nie myśleć.
Przy kolejnych próbach, zdałam sobie sprawę jaka szkoda, że wyszłam z wprawy, że zaniedbałam tą praktykę.
Znowu zaczynam wpadać w kierat. To trzeba, tamto trzeba, a to już koniecznie, itd.
Z jednej strony super, to znaczy, że jestem coraz bardziej ogarnięta, coraz więcej spraw ode mnie zależy, już nie jestem taka bezradna. Znowu zaczynam być żywa.
Ale przez to, tracę spojrzenie możliwe tylko nieumarłym.
No nic, skoro to zauważyłam to może znaczy, że wyćwiczę taką umiejętność. Nie chciałabym stracić tej wrażliwości, refleksji.
Tak sobie pomyślałam o akceptacji siebie takiego jakim się jest.
To chyba nie jest do końca recepta na szczęście wieczne, może doraźne tak, ale w ogóle, czy to jest możliwe?
Taki np. Hitler, to zdaje się akceptował siebie od początku do końca. Chociaż nie do końca, bo się jednak zabił.
To nie jest takie proste i jednoznaczne. Ludzie są różni i z różnych powodów siebie nie akceptują. Teraz jesteśmy na etapie wychowywania bezstresowo, konsumpcjonizmu, co prowadzi do myśleniu przede wszystkim o nowych butach.
Czy to ma być sens życia?
Założę się, że jednak wiele osób, nie pochwala takiego priorytetu!
To też jest brak akceptacji, inni podważyli takie potrzeby, dążenia.
Ustalone są normy społeczne. Tego nie wolno robić, a to tak.
I jak się do tego ma "akceptacja siebie takim jakim się jest"?
Jednak trzeba wiedzieć co się tak naprawdę robi i dlaczego
Dla mnie najbardziej miarodajny jest szacunek dla siebie.
Chociaż może są tacy, co mają szacunek dla siebie jak komuś dokopią?
Ciekawe, czy szacunek wyklucza bycie podłym człowiekiem?
A Wy co myślcie?
Takie tematy poruszyłam, to może ja jeszcze nie do końca wyzdrowiałam?, hehe
Pomogło: smarowanie szyi maścią rozgrzewającą i zawijanie szalikiem, gorące herbaty z miodem, cytryną i imbirem.soki wyciskane z zielonych warzyw, które oczyszczają organizm, aspiryna na noc, rutinoscorbin. Leżenie plackiem przez 3 dni w cieple.
Niestety nie piłam mleka z miodem, czosnkiem, masłem, bo nie ma babci a tylko Ona by mnie zmusiła do wypicia. Nie wiem jak Ona to robiła, ale chyba miłością mnie przekonywała, której wierzyłam bezgranicznie.
Uch, rozczuliłam się.
Wczoraj musiałam wstać bo kilka spraw się nazbierało. Jak zawsze nabazgrałam zadań, żeby o niczym nie zapomnieć. Najpierw pojechałam do szpitala bo miałam wizytę u neurologa. Po wizycie u lekarza, weszłam na chwilę do parku, który wyglądał inaczej niż miasto. Śnieg leżał sobie spokojnie na ziemi i przypominał, że jest zima.
Za czasów mojej młodości na widniejącej daleko górce był zrobiony wyciąg. Na narty zjeżdżała cała Warszawa. Bo 35 lat temu tu był jedyny wyciąg w Warszawie, hehe.
A na jeziorku była przystań i można było wypożyczyć kajak. Tu jest bardzo głęboko, jest zakaz wchodzenia na lód zimą. Niestety ......
Kiedy tak spacerowałam, zapomniałam o wszystkim. Wieczorem okazało się, że z zaplanowanych spraw, załatwiłam dwie. Reszta przeszła na dziś i o dziwo, dziś nie zrobiłam tylko dwóch, hehe.
Jestem zadowolona z dzisiejszych wyczynów. Przede wszystkim byłam na tai chi :-)
Słonko dziś radośnie świeciło, więc przypomniałam sobie jak cudownie jest o niczym nie myśleć.
Przy kolejnych próbach, zdałam sobie sprawę jaka szkoda, że wyszłam z wprawy, że zaniedbałam tą praktykę.
Znowu zaczynam wpadać w kierat. To trzeba, tamto trzeba, a to już koniecznie, itd.
Z jednej strony super, to znaczy, że jestem coraz bardziej ogarnięta, coraz więcej spraw ode mnie zależy, już nie jestem taka bezradna. Znowu zaczynam być żywa.
Ale przez to, tracę spojrzenie możliwe tylko nieumarłym.
No nic, skoro to zauważyłam to może znaczy, że wyćwiczę taką umiejętność. Nie chciałabym stracić tej wrażliwości, refleksji.
Tak sobie pomyślałam o akceptacji siebie takiego jakim się jest.
To chyba nie jest do końca recepta na szczęście wieczne, może doraźne tak, ale w ogóle, czy to jest możliwe?
Taki np. Hitler, to zdaje się akceptował siebie od początku do końca. Chociaż nie do końca, bo się jednak zabił.
To nie jest takie proste i jednoznaczne. Ludzie są różni i z różnych powodów siebie nie akceptują. Teraz jesteśmy na etapie wychowywania bezstresowo, konsumpcjonizmu, co prowadzi do myśleniu przede wszystkim o nowych butach.
Czy to ma być sens życia?
Założę się, że jednak wiele osób, nie pochwala takiego priorytetu!
To też jest brak akceptacji, inni podważyli takie potrzeby, dążenia.
Ustalone są normy społeczne. Tego nie wolno robić, a to tak.
I jak się do tego ma "akceptacja siebie takim jakim się jest"?
Jednak trzeba wiedzieć co się tak naprawdę robi i dlaczego
Dla mnie najbardziej miarodajny jest szacunek dla siebie.
Chociaż może są tacy, co mają szacunek dla siebie jak komuś dokopią?
Ciekawe, czy szacunek wyklucza bycie podłym człowiekiem?
A Wy co myślcie?
Takie tematy poruszyłam, to może ja jeszcze nie do końca wyzdrowiałam?, hehe
niedziela, 4 lutego 2018
Tak, tak, macie rację :-)
Dopadła i mnie wstrętna choroba, angina :-( No cóż, przynajmniej nie przychodzą mi do głowy skomplikowane myśli. Teraz zastanawiam się najczęściej, jak się ułożyć, żeby nie bolała lewa strona i co jeszcze wziąć na gardło. Wstałam trochę, żeby się rozruszać. Zmęczyłam się, to przysiadłam na chwilę przed komputerem, hehe Rozruszam paluszki.....
Wczoraj wyjrzało słonko zza chmur, więc i ptaszki radośnie przyleciały do karmika. Miło popatrzeć :-)
Przypuszczam, że wiele osób po ostatnim poście jest zniesmaczona, sądząc, że moja deklaracja uwierzenia w siebie, powoduje rezygnację ze szczęścia we dwoje.
Absolutnie nie taki był mój zamiar.
Przytoczę tu słowa, które napisałam wcześniej w odpowiedzi na komentarz, myślę, że najtrafniej oddaje moją intencję:
Po przejściach stwierdzam, że nie trzeba w ogóle żyć w strachu, bo dzięki temu, że człowiek ma wsparcie w sobie, poradzi sobie z przykrościami jakie go spotykają. Ja się nie już boję, żeby się związać z kimś, tylko uważam, że dzięki temu, że mam w sobie wsparcie, będę mogła tworzyć lepszy związek. Nie dam się skrzywdzić i nie skrzywdzę drugiego, dopatrując się fałszywości.
Kiedyś zostałam bardzo zraniona. Jakimś cudem znaleźli się ludzie, którzy postawili mnie na nogi.
Bardzo dowartościowali. Odżyłam. Nie miałam urazy do nikogo z dawnych lat. Byłam ufna.
Niestety postanowiłam spróbować jeszcze raz z osobą, która uczyła, że zmiany trzeba dokonać w sobie i wtedy wszystko się ułoży szczęśliwie.
Okazało się, że rzeczywiście nie należy zmieniać drugiego człowieka tylko należy zmienić drugiego człowieka...... na innego, hehe
Zanim się obejrzałam znowu byłam biednym, samotnym człowiekiem, który na każdym kroku widział, że inni są ważniejsi, i słuchał, że to wielki egoizm z mojej strony tak absorbować zainteresowanie tylko dla siebie.
Trud wielu ludzi, ratujących mnie, poszedł na marne.
Za drugim razem, byłam już sama ze swoim nieszczęściem. Modliłam się żarliwie o miłość drugiego człowieka. łkałam z rozpaczy. Pomyślałam, że to przekleństwo, że przeżyłam, że Tam na Górze jednak mnie nie lubią. Chora, samotna, nieszczęśliwa.....
Ale krok po kroku, zaczęłam stawać na nogi. Pojawiła się jedna osoba, potem druga, i tak cały tabun wspierających. Ale to ja musiałam zdecydować, w którym kierunku będę podążać.
I tak podążyłam za nauką Nauczyciela Bon.
Dzięki temu stałam się swoim najlepszym przyjacielem.
Zawsze znajduję schronienie w sobie.
Kiedy nie wiem co robić, ufam temu co się samo robi. Człowiek nie wie co jest najlepsze dla niego, a ja już umiem rozpuścić ból i nie boję się. Wiem, że zawsze dostanę, to co mi najbardziej potrzebne.
Skoro wyszłam z takiego doła, to najlepszy dowód, że "Tam na Górze" się mną opiekują. Nie można bardziej upewnić się, że potrzebna jestem na ziemi.
Teraz kiedy patrzę na moich przyjaciół po przejściach. Widzę najlepiej jakie to ważne co osiągnęłam. Bardzo trudno jest przebaczyć, zapomnieć komuś kto skrzywdził. Osoba niepewna siebie we wszystkim dopatrzy się złych oznak, zadręczy siebie i drugą osobę.
Mi się udało odciąć przeszłość, dopóki nie zaczęły pojawiać się podobne oznaki, jak kiedyś.
Czy to była nadwrażliwość, czy po prostu głupota, żeby zadawać się z kimś takim po raz drugi w ogóle,tego nie wiem?
Może teraz zrobiłabym to samo, ale na pewno reakcja byłaby inna.
Ale widocznie musiało się tak stać. Okazało się, że to był dar, nie przekleństwo. Zyskałam moc, która przyda mi się na zawsze, na wieki, hehe
Lekarz dobrze przewidział mówiąc, że Tam na Górze mnie lubią, hehe
Wracając do sedna, najlepiej odda moją gotowość, piosenka wykonana przez mojego ulubieńca Zbigniewa Zamachowskiego pt. Zielińka
...ma każdy pomnik imię swoje
i każdy człowiek, każdy szczeniak
i tylko ty kochanie moje
wciąż nie masz, i nie masz imienia....
Mam nadzieję, że Zbigniew Zamachowski już wam przypadł do gustu, hehe
za dobrych czasów młodości zaśpiewałabym razem ze Zbysiem
4piwka na stół, hehe
A skoro już jesteśmy w dobrym nastroju zapraszam wszystkich na Big Zbig Show. Sto lat temu byłam w Teatrze Rampa i nacieszyć się nie mogę słysząc to teraz.
No proszę, paluszki rozruszane, głowa też,
Cała reszta boli, ale jest weselej na duszy :-)
Mam nadzieję, że wszystkim weselej, w każdym razie tego życzę z całego serca !!!
Wczoraj wyjrzało słonko zza chmur, więc i ptaszki radośnie przyleciały do karmika. Miło popatrzeć :-)
Przypuszczam, że wiele osób po ostatnim poście jest zniesmaczona, sądząc, że moja deklaracja uwierzenia w siebie, powoduje rezygnację ze szczęścia we dwoje.
Absolutnie nie taki był mój zamiar.
Przytoczę tu słowa, które napisałam wcześniej w odpowiedzi na komentarz, myślę, że najtrafniej oddaje moją intencję:
Po przejściach stwierdzam, że nie trzeba w ogóle żyć w strachu, bo dzięki temu, że człowiek ma wsparcie w sobie, poradzi sobie z przykrościami jakie go spotykają. Ja się nie już boję, żeby się związać z kimś, tylko uważam, że dzięki temu, że mam w sobie wsparcie, będę mogła tworzyć lepszy związek. Nie dam się skrzywdzić i nie skrzywdzę drugiego, dopatrując się fałszywości.
Kiedyś zostałam bardzo zraniona. Jakimś cudem znaleźli się ludzie, którzy postawili mnie na nogi.
Bardzo dowartościowali. Odżyłam. Nie miałam urazy do nikogo z dawnych lat. Byłam ufna.
Niestety postanowiłam spróbować jeszcze raz z osobą, która uczyła, że zmiany trzeba dokonać w sobie i wtedy wszystko się ułoży szczęśliwie.
Okazało się, że rzeczywiście nie należy zmieniać drugiego człowieka tylko należy zmienić drugiego człowieka...... na innego, hehe
Zanim się obejrzałam znowu byłam biednym, samotnym człowiekiem, który na każdym kroku widział, że inni są ważniejsi, i słuchał, że to wielki egoizm z mojej strony tak absorbować zainteresowanie tylko dla siebie.
Trud wielu ludzi, ratujących mnie, poszedł na marne.
Za drugim razem, byłam już sama ze swoim nieszczęściem. Modliłam się żarliwie o miłość drugiego człowieka. łkałam z rozpaczy. Pomyślałam, że to przekleństwo, że przeżyłam, że Tam na Górze jednak mnie nie lubią. Chora, samotna, nieszczęśliwa.....
Ale krok po kroku, zaczęłam stawać na nogi. Pojawiła się jedna osoba, potem druga, i tak cały tabun wspierających. Ale to ja musiałam zdecydować, w którym kierunku będę podążać.
I tak podążyłam za nauką Nauczyciela Bon.
Dzięki temu stałam się swoim najlepszym przyjacielem.
Zawsze znajduję schronienie w sobie.
Kiedy nie wiem co robić, ufam temu co się samo robi. Człowiek nie wie co jest najlepsze dla niego, a ja już umiem rozpuścić ból i nie boję się. Wiem, że zawsze dostanę, to co mi najbardziej potrzebne.
Skoro wyszłam z takiego doła, to najlepszy dowód, że "Tam na Górze" się mną opiekują. Nie można bardziej upewnić się, że potrzebna jestem na ziemi.
Teraz kiedy patrzę na moich przyjaciół po przejściach. Widzę najlepiej jakie to ważne co osiągnęłam. Bardzo trudno jest przebaczyć, zapomnieć komuś kto skrzywdził. Osoba niepewna siebie we wszystkim dopatrzy się złych oznak, zadręczy siebie i drugą osobę.
Mi się udało odciąć przeszłość, dopóki nie zaczęły pojawiać się podobne oznaki, jak kiedyś.
Czy to była nadwrażliwość, czy po prostu głupota, żeby zadawać się z kimś takim po raz drugi w ogóle,tego nie wiem?
Może teraz zrobiłabym to samo, ale na pewno reakcja byłaby inna.
Ale widocznie musiało się tak stać. Okazało się, że to był dar, nie przekleństwo. Zyskałam moc, która przyda mi się na zawsze, na wieki, hehe
Lekarz dobrze przewidział mówiąc, że Tam na Górze mnie lubią, hehe
Wracając do sedna, najlepiej odda moją gotowość, piosenka wykonana przez mojego ulubieńca Zbigniewa Zamachowskiego pt. Zielińka
...ma każdy pomnik imię swoje
i każdy człowiek, każdy szczeniak
i tylko ty kochanie moje
wciąż nie masz, i nie masz imienia....
Mam nadzieję, że Zbigniew Zamachowski już wam przypadł do gustu, hehe
za dobrych czasów młodości zaśpiewałabym razem ze Zbysiem
4piwka na stół, hehe
A skoro już jesteśmy w dobrym nastroju zapraszam wszystkich na Big Zbig Show. Sto lat temu byłam w Teatrze Rampa i nacieszyć się nie mogę słysząc to teraz.
No proszę, paluszki rozruszane, głowa też,
Cała reszta boli, ale jest weselej na duszy :-)
Mam nadzieję, że wszystkim weselej, w każdym razie tego życzę z całego serca !!!