Do Polski przyjechał Dawa Dargye Rinpocze (Menri Trizin, 34-ty opat klasztoru Menri)
5-9 czerwca 2019 – Jego Świątobliwość Dawa Dargye (Menri Trizin - opat klasztoru Menri) w Wildze udzieli nauki i inicjacji długiego życia Tsełang Rigdzina).
Na swoim portalu zamieścił zdjęcia, więc chętnie pokażę :-)
Tenzin Wangyal Rinpoche jest w złotej koszuli :-)))
Pierwszego stycznia 2018 w klasztorze Menri w Indiach został wybrany na nowego opata (34-ty opat Menri). Dawa Dargye Rinpocze został nowym duchowym przywódcą wszystkich praktykujących Bon.
Czyli mój !! :-))
Niestety nie dostanę osobistego błogosławieństwa od opata, ale myślą jestem w Wildze :-)
Przypominając sobie moje pierwsze kroki w Wildze, myślę sobie, ze to jednak przeznaczenie, nie przypadek i bardzo mnie to cieszy. Nie muszę się martwić. Kiedyś Gesze powiedział, że to co sobie nagromadzimy, jakich dotrzymamy obietnic, będzie owocowało w kolejnych wcieleniach, więc mogę uważać, że Bon już dawno zostało zasiane i będzie owocować obficie, jeśli będę praktykować.
Bo wiadomo, wiedzieć to jedno, a zrozumieć to drugie. Intencja jest najważniejsza i a poznanie mądrości Bon jest we mnie i w końcu zrozumiem. Na razie uspokaja mnie myśl, ze wszyscy idziemy w ciemnym pokoju, więc nie raz można wpaść na słup. Trzeba ominą i iść dalej, hehe. Gesze uspokoił.
W Wildze byłam kiedy jeszcze nie było ośrodka, ot można było przyjechać na odosobnienie, chyba, szczegółów nie znam, bo jeszcze w ogóle nie byłam zainteresowana. Pojechaliśmy odpoczywać, kąpać się w jeziorze. A za jakiś czas, doszły mnie słuchy, że Tenzin Wangyal Rinpocze założył tam sangę, czyli taki ośrodek.
Tenzin Wangyal Rinpocze to uznany autor książek i nauczyciel mający uczniów na całym świecie. Jest założycielem i duchowym kierownikiem Instytutu Ligmincha. Napisał takie książki, jak Uzdrawianie dźwiękiem w tradycji tybetańskiej, Tybetańska joga snu i śnienia, Leczenie formą, energią i światłem, Cuda naturalnego umysłu (wszystkie wydane przez REBIS).
|
Raz, to już całkowicie mój pomysł, wyciągnęłam go na mecz na Legię. Naprawdę wykazał wielkie serce, że przyjechał, bo to niebezpieczne miejsce, łącznie z tym, ze jak tam było nie pamiętam:-) i to nie z powodu kłopotów z pamięcią po wypadku . Może mnie szybko zabrał stamtąd, bo opiekował się mną i wysłuchiwał żali po mężu. Naprawdę kochany człowiek :-)))
Zaproponowałam, żebyśmy pojechali do Wilgi i zobaczyli co to jest, bo słyszałam, że Tenzin fajny człowiek.
No i pojechaliśmy :-)
Można powiedzieć, ze to było niesamowite. Nie rozumiałam nic z tego co mówił Tenzin, chociaż było tłumaczenie. Pokazywał też tsalungi, takie ćwiczenia i raczej wykonywałam jakieś rachitycznie ruchy. W ogóle nie wiedziałam co robią Ci ludzie?
Mimo wszystko Tenzin emanował takim spokojem, swobodą, że i nam się udzieliło.
Byliśmy zadowoleni z takiego sposobu balowania, hehe
A potem się okazało, ze będąc na tej praktyce, dostaliśmy przykaz, czyli takie błogosławieństwo, żeby nam to służyło. Tak zrozumiałam. Zawsze tak jest.
Potem długi czas, nie byłam zainteresowana, a nawet trochę zniechęcona, bo praktykujący, których znałam, nie robili dobrej reklamy. Widocznie właśnie wpadli na jakiś gruby słup, którego nie tak łatwo było im obejść.
I dopiero kiedy zostałam sama. Kiedy wszystko bolało, a chyba najbardziej serce, sięgnęłam po książkę i webcasty Tenzina, do których mnie zachęcano wcześniej.
I okazało się, ze to jest jak najbardziej dla mnie. Mogę śmiało powiedzieć, że mądrość Bon uratowała mi życie. Dzięki praktyce, nauczyłam się szanować siebie, doceniać siebie i nauczyłam się korzystać ze wszystkiego co mi się przytrafia, itd
Ale co najważniejsze zdarzają mi się cuda, przydarza się coś, co rozwiązuje trudność.
I tu jest najbardziej klarowny cud.
Nauki jakich udzielił mi Tenzin Wangyal Rinpocze, świetnie się sprawdzają u fizjoterapeuty Andrzeja Krawczyka od Piotra Małachowskiego.
Pan Andrzej, można powiedzieć, dokończył terapię za psychologa. Zrozumiałam u niego, co to znaczy wiedzieć co się naprawdę czuje. W czasie terapii zawsze gadałam co mi tam na sercu leży, Pan Andrzej nie raz coś podpowiedział i to mnie bardzo wspierało, że ktoś tam się mną przejmuje, i robiłam wszystko co zasugerował, ze będzie z pożytkiem dla mojego stanu. Ale najczęściej w drodze do domu już mi się gęba śmiała, bo ulgę mi przynosiła świadomość, ze wiem co mam zrobić!!!
O właśnie, może ja nie płaczę bo ja na ogół wiem co mam zrobić?.!
Ja nie mam żadnych napięć długotrwałych. Owszem chwilowe wzruszenia tak, ale chyba się rozładowują w czasie medytacji, w czasie ćwiczenia tai chi
.
A jak myślicie, taki opat, czy lamowie, czy Tenzin płaczą?
Na pewno się wzruszają, widzą ludzkie cierpienie jeszcze wyraźniej niż my, na pewno ciężko im patrzeć na Tybet, który jest wyniszczony przez komunistyczne Chiny.
Ale fakt, wiedzą co mają robić!! :-)
Mam nadzieję, ze i Wam to przyniesie ulgę.
Przypomniało mi się, że szacunek do siebie, bierze się stąd, ze człowiek robi co uważa za słuszne, bez względu na efekt.
I tym optymistycznym akcentem......... i uściski :-))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz