Wczoraj ostatni raz miałam wizytę kontrolną u pani dietetyk. Minęły 4 lata uczenia się racjonalnego odżywiania.
Jak zwykle na koniec jakiegoś etapu robi się podsumowanie. Tak to się zaczęło.
Będąc na zajęciach u ulubionego fizjoterapeuty pana Andrzeja Krawczyka, pojęczałam trochę, że kaleka ze mnie, że strasznie wyglądam, że lata lecą, siły nie mam, wszystko boli.
Pan Andrzej kochany oprócz ciepłych słów otuchy powiedział, że ważne jest, aby racjonalnie się odżywiać. Zmiana nawyków żywieniowych diametralnie poprawi pani kondycję, powiedział.
Dla mnie termin: racjonalne odżywianie, to niewyobrażalna abstrakcja. Pomyślałam, ze chodzi o dietę, więc zaczęłam czytać w internecie. Każda dieta ma swoje zasady, jedna każe jeść to, a druga absolutnie zabrania. Nie umiałam się w tym rozeznać. Pan Andrzej wielokrotnie powtarzał, że nie dieta jest ważna, tylko racjonalne odżywianie. No i w końcu to do mnie dotarło, ale i tak nie wiedziałam jak zacząć.
Pewnego razu na spotkaniu promującym zdrowe żywienie, była promocja na pakiet u dietetyka i ja taki pakiet sobie kupiłam na raty. W domu się stukali w czoło, i zabronili :-)) wręcz cokolwiek kupować bez konsultacji. Fizjoterapeuta też się zmartwił, że przez jego gadanie kasę wydałam, której nie mam, na pewno bym doczytała w końcu.
Tymczasem okazało się, że to był strzał w dziesiątkę.
Przede wszystkim pani, która się mną zajęła nie dość, że ma wielką wiedzę to jeszcze wielkie serce.
Teraz już wiem, że miałam ogromne szczęście (znowu), bo przez pewien czas w zastępstwie zajmował się mną kto inny i gdyby ona mnie prowadziła, to bym się dawno zniechęciła i pewnie jeszcze utyła.
Na pierwszej wizycie zrobiłam badania, wszystko mogę jeść, wszystko trawię, wszystko toleruję, więc zaczynamy racjonalne odżywianie.
Podstawą sukcesu było pisanie co jem i o której. Na tej podstawie pani powiedziała co na mnie źle wpływa, co jeść często, czego absolutnie nie jeść. I tak przez przeszło dwa lata dziwiłam się na każdej wizycie słysząc, ze to z tym nie, że warzywa, amarantus, ziarna chia, kasze jak najbardziej, ziarna, produkty nieprzetworzone, cukier i białko zwierzęce zakwasza, niespalony tłuszcz odkłada się na narządach wewnętrznych prowadząc do zawałów, udarów, wylewów itp.
Pisałam o tym nie raz, odżywianie to ważna rzecz. Wreszcie zrozumiałam powiedzenie: jesteś tym co jesz.
I to rzeczywiście można wyczytać w internecie, ale nie można wyczytać jak zrozumieć i polubić zdrowe żywienie.
Na początku był po prostu przymus pisania, myślenia co ja jem. czasem nie jadłam czegoś, bo byłoby mi wstyd pokazać to pani dietetyk.
I któregoś razu na kontroli, jak zwykle miałam sporo podkreślonych błędów żywieniowych, ale na koniec pani dietetyk Agnieszka Bzikowska-Jura zauważyła, rozczuliła się i pochwaliła, że jem już dwa pączki zamiast czterech.
I w tym momencie coś we mnie tąpnęło.
Jeśli to już jest postęp, to dam radę. Od tego momentu poczułam, ze zdrowe żywienie będzie moją pasją na całe życie.
Miałam ogromne szczęście, że trafiłam na specjalistę, który wyznawał zasadę małymi kroczkami do celu. Cieszyła się i pokazywała mi każdą poprawę.
Kolejne 2 lata spędziłam na nabranie takich zdrowych nawyków. Wbrew pozorom trzeba się nauczyć nie chodzić głodnym, bo wtedy nie kuszą aż tak bardzo ciastka, pić co chwila wodę małymi łyczkami, żeby nie odkładała się woda w organizmie, i żeby nie łaszczyć się na słodkie, napoje, soki, jeść zupy na wodzie na wieczór, albo warzywa po prostu, kiedy już się odpoczywa w domu po całym dniu ganiania.
Gdy sprawdzałyśmy badanie pierwsze z ostatnim okazało się, ze wagowo nie ma jakiejś ogromnej zmiany, ale jest zmiana ilości tłuszczu w organizmie. Tłuszcz zastąpiły mięśnie. Okazało się, że nauczyłam się w dużym stopniu tak ćwiczyć jak polecał Mistrz Moy.
Oczywiście, to nigdy nie będą wartości olimpijczyka, ale jak na osobę, która mogła głównie leżeć, to jest wielki sukces.
I to wszystko dzięki temu, ze pani dietetyk uczyła małych kroczków co jest możliwe do wykonania.
Tak samo uczył fizjoterapeuta.Oni oboje twierdzą, ze ten postęp, to wszystko moja zasługa.
No tak, naprawdę moja, ja się dopytywałam, ja próbowałam wszystkiego, bo może się przydać, chłonęłam energie z każdego ciepłego słowa.
Było wiele takich momentów, że mówię sobie dość, nie dam rady, boli ciało, i serce pęka, to już koniec. Ale pomyślałam sobie, poczekam do jutra, bo dziś nie mam siły z łóżka wstać.
A rano nieoczekiwanie dostaję wiadomość: chce pani dziś do mnie przyjść?
No po prostu cud :-))))
Ech, trudno w to teraz uwierzyć.
Wracając do tematu. Trzeba polubić zdrowe żywienie.
Ostatnio specjalistka od diet w Telewizji śniadaniowej, powiedziała, ze stosowała wiele diet, po prostu lubi wypróbować różne sposoby i sprawdzać, czy działają na jakąś konkretną dolegliwość i bardzo dobrze posłużą. Pani stwierdziła jednak, że czeka się, aby dietę skończyć i znowu móc zjeść co się lubi, to sprzyja efektowi jojo. Zawsze też z powodu nie spożywania jakiś produktów, tworzy się nie dobór jakiś skłaników w organizmie. Pani zalecała po prostu jeść z głową, po troszku wszystkiego, jeśli nie ma jakiś nietolerancji,
Wpłynie tona lepsze samopoczucie, na siłę, zmniejszy ból, poprawi stosunek do życia i do ludzi.
I tak oto po kilku latach poprawiła mi się pamięć koncentracja, w pracach ręcznych odzwierciedla się kreatywność, czytam, a przede wszystkim praktykuję Dzogczen, czyli pracuję nad umysłem, zbieram zasługi, żeby, żeby święta energia miłości, współczucia rozwijała się we mnie.
Przyjaciółka mi przypomniała o najważniejsze zasadzie: jeśli masz świadomość co, po co, dlaczego coś robisz, wtedy wybór naprawdę należy do ciebie.
Lewa strona drętwieje, boli kręgosłup lędźwiowy, taka pogoda jesienna i wiosenna i zimowa na ogół mnie dobija, ale rzeczywiście jakoś weselej w sercu. Ból fizyczny może już nigdy się nie zmieni, no trudno, ale żyć mi się chce. Już nie boję się samotności, mówię to co mi leży na sercu bez obaw, że ktoś się obrazi i nie zechce się ze mną zadawać.
Za te wolność warto było zapłacić tak wysoką stawkę.
Dziękuję bardzo tym, którzy pomagali spłacać tę cenę.
Dziś olimpijczyk pan Piotr Małachowski, ogłosił, że za rok na Stadionie śląskim w Chorzowie na Memoriale Kamili Skolimowskiej odda swój ostatni rzut dyskiem.
Na pewno nie spodziewał się, że będę jego aż taką dłużniczką, dzięki niemu piszę dziś do Was :-)
Widocznie pan Piotr dobrze je, bo ma takie dobre serce. :-)❤
Podziwiam wytrwałość i życzę dużo zdrówka :)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję Teresko :-)
Usuń