wtorek, 18 lipca 2017

Tai chi pod Wawelem :-)

    W środę o czwartej rano wyjechaliśmy do Krakowa na pięciodniowy warsztat tai chi :-))

Spotkałam wiele osób poznanych trzy i dwa lata temu. Ludzie też mnie poznali i mruczeli z podziwem. Dostałam wiele pochwał i zachwytów, bo takie wrażenie zrobiły moje postępy. Nie trzeba było już tak bardzo mi pomagać jak wcześniej.
 Zajęcia rozpoczęły się o 10.  Po pierwszym ciągu aplauz wzrósł, kiedy okazało się, że bardzo poprawiła się moja zdolność wykonywania ćwiczeń.
I tak już zostało do końca, hehe
Na koniec, po pięciu dniach zrobiłam koło setki podstawowego ćwiczenia. Dodam nieskromnie, że nie każdy dał radę :-)
Od początku zwróciła na mnie uwagę  prowadząca instruktorka z Kanady. Osoba ta często prowadzi zajęcia dla niepełnosprawnych "Powrotu do zdrowia". Uczyła się od Mistrza Moy i ma czterdziestoletnie doświadczenie więc ma najlepsze referencje :-)
Pierwsze poprawki jakie dostałam: to robić łagodnie, delikatnie do lekkiego bólu, nie za mocno. Zaskoczyło mnie to bardzo, myślałam, że nie mogę się pieścić i tym szybciej rozruszam bolące miejsca. A tymczasem przez "porządne" ćwiczenie pogłębiałam  tylko uszkodzenie.
No ciekawe, kiedy ręka przestanie boleć i będę mogła ja wygiąć jak zdrowy człowiek?
Zaufam instruktorce, w końcu gorzej już boleć nie będzie, a to najważniejsze ;-)
Pomógł mi bardzo też instruktor małej grupki, do której trafiłam. O tym i o serdecznych koleżankach z tej grupy jeszcze napiszę.

Mieliśmy tez pokaz na powietrzu pod Wawelem. Blisko 200 osób w czerwonych koszulkach, ćwiczących w jednym tempie robiło wrażenie. Ludzie przystawali, robili zdjęcia, rozmawiali. Nawet takie małe dziecko krzyknęło: o, tai chi, hehe
Generalnie obcokrajowcy częściej wiedzieli  co robimy, co to jest.
Polacy, rzadko, ale za to słuchali i brali ulotki :-)

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i zapraszam na pokaz :-)




 Gdzieś tu jestem :-)

Warsztat minął mi bardzo szybko. O dziwo, miałam coraz więcej energii i entuzjazmu . Pewnie dlatego, ze pogoda świetnie dopisała. Nie było upałów, ani burz.
Co najcenniejsze, dostałam ogromnie dużo serdeczności od koleżanek, cennych wskazówek od instruktorów, które umiałam od razu niemalże  zastosować.
Wracałam uszczęśliwiona nieziemsko :-)))
No tak, myślałam, że tak będzie...


Dzisiaj okazało się, że chmury zapowiadały deszcz..

4 komentarze:

  1. Wspaniałe warsztaty i niezapomniane emocje

    OdpowiedzUsuń
  2. Również i ja nie znam tych warsztatów i nie wiem też, na czym to polega i co daje naszemu zdrowiu? Gratuluję Marzenoko wytrwałości w dążeniu do zdrowia, naprawdę jestem pełna podziwu dla Ciebie. A jeśli chodzi o pogodę, to u mnie także jest bardzo zmienna, prawie nie jak lato a jesień. No cóż, jak widać robi nam sie taki klimat. Moc serdeczności Serce

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że robisz to co lubisz! Tak trzymaj! I widać, że Kraków przyjął Was z otwartymi ramionami. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja lubię, gdy Twoje posty są takie radosne. Widać, że te warsztaty dały ci wspaniały zastrzyk energii i dużo satysfakcji. Tak trzymać. ;) Muszę przyznać, że nawet na zdjęciach tak wiele ćwiczących osób robi spore wrażenie. Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń