piątek, 30 września 2016

Recykling :-)


       Kiedy już mogłam posiedzieć trochę, pochodzić, zaczęłam ćwiczyć ręce, żeby były sprawne. Panowanie nad rękami zaczęłam od robienia zdjęć. Nieraz po stokroć próbowałam zrobić ostre zdjęcie, bo nawet oparta o coś trzęsłam się niemiłosiernie. Ale w końcu udało się raz, potem drugi i tak zostało to jednym z moich ulubionych zajęć. Zwłaszcza dumna jestem ze zdjęć ptaszków, owadów i różnych takich skaczących i wiercących się, hehe. Nigdy wcześniej nie robiłam zdjęć.
Nieraz po wielekroć próbuję zanim uda mi się i potem jestem wykończona ale przeszczęśliwa.
      Dla odmiany, rodzina, pamiętając o moim upodobaniu do robieniu na drutach, zachęcała mnie do próbowania takich zajęć. Tak jak z czytaniem, przypuszczaliśmy, że robienie tego co się lubi przyniesie najlepsze efekty. Niewątpliwie szybciej się nie dało, hehe. Na początku nie mogłam trafić w oczko na drucie. Namordowałam się okrutnie. Naznoszono mi resztek wełny, żebym nie marnowała nowej i ćwiczyła.
No to ćwiczyłam. Najpierw udało mi się zrobić równo małe formy, typu sukieneczka dla aniołka, motylki, kwiatuszki na szydełku. Po czterech latach zrobiłam z resztek czerwonej wełny pelerynę na ramiona. Koleżanka mi ozdobiła ją błyszczącymi koralikami i teraz to się zimy nie boję, ciepło mi będzie, hehe
      Ta koleżanka, Zurineczka,  wspiera mnie w pracach twórczych. Można powiedzieć, że też jest moją Muzą, hehe, dzięki Niej ujawniają się moje "magiczne moce" można powiedzieć. Bo to jest magia, jak nic. Nie jest idealnie ale jest doskonale (jak w reklamie, hehe) 
I właśnie wyrobiłam ostatnie wyprute resztki wełny w szaliku. Tak się zastanawiałam, czy to można dać komuś na prezent, czy to się będzie komuś podobało? A koleżanka zapytała: a Tobie sprawiło to przyjemność? No tak, bardzo i taka kreatywna byłam, tyle pomysłów miałam. A Ona się roześmiała i powiedziała: to najważniejsze!!!!
       
No tak!, przecież zrobiłam pożyteczną rzecz, nie zmarnuje się wełna, może komuś będzie miło i ciepło, a mi dało tyyyyyle frajdy. Po 5 latach mogę już tyle rzeczy zrobić, tak się usprawniła moja ręka. Właśnie zaczęłam kombinować prezenty pod choinkę. Bo zanim zrobię to.......
ale do świąt coś tam zrobię, hehe




W czerwonym mi ładnie  :-)))


Bardzo lubię fotografować moje sierściuchy. Koty, co to za niezwykłe stworzenia. Niedziwne, że swego czasu w Egipcie uznawano je za święte ;-)


wtorek, 27 września 2016

"Wieszać każdy może" tyt.

Tytuł książki, który bardzo pasuje do ostatnich wydarzeń. Nie żebym ja zamierzała, ale tak mi się kojarzą ludzie, którzy pracują w urzędach.
Mam wrażenie, że tylko czekają na okazję, hehehe

W chwilach kiedy uda się oderwać myśli od rzeczywistości, patrzę w niebo. Takie zajęcie wszystkim polecam, póki słońce świeci a chmury tworzą piękne obrazy. Mnie to bardzo dobrze nastraja. Mogę powiedzieć śmiało, że popadam chwilami w błogi nastrój. 
Warto spróbować :-)





 Po drodze na działeczkę minęłam złote pole mimozy. Serce rośnie :-)


Orzeszki już spadają

  U nas jeszcze są truskawy, mniam

 Znalazłam też trzy maślaczki.




 Są malinki pyszne
Zaczynają też kwitnąć marcinki
Odpoczęłam sobie trochę. Chwilami zapominałam co mnie czeka i mogłam się nacieszyć pięknem przyrody. W drodze powrotnej rozbawiło mnie i uspokoiło wspomnienie z dawnych lat.

       Dawno, dawno temu, prywatne firmy rosły jak grzyby po deszczu ale też szybko upadały. Kończąc działalność zostawiali pracowników na pastwę losu, licząc na to, że nie ma dużych szans, żeby ktoś im zaszkodził. Z mojej firmy pozwalniano ludzi bez odpraw itp. Wszyscy złożyli pozwy do sądu. Zajmowała się tym grupa ludzi bardziej znających się na prawie i zaproponowali, żeby też się postawiła. Napisany pozew złożyłam. Po jakimś czasie przestałam się tym zajmować bo kolejne osoby przegrywały, więc nie miałam nawet cienia złudzeń. Nadszedł mój dzień. Strach mnie sparaliżował. Weszłam na salę, o coś mnie pytali. Ja przerażona, pamiętam jak dziś, nie rozumiałam czego chcą. Sędzia się pytał i niemalże mówił co mam powiedzieć. Nie wiem co się działo.

A potem się okazało, że ja pierwsza wygrałam proces :-))))

Kolejne osoby wygrywały powołując się na precedens.

I w dodatku zostałam bohaterem, bo przecież nikt nie widział co się działo, hehehe

Wesoło mi się zrobiło szalenie więc spojrzałam na mijaną łąkę, pogrążającą się w wieczornym cieniu
.

Niestety innym razem urzędnik mnie zignorował, pomimo, że bardzo dobrze wszystko wytłumaczyłam. Sama bardzo byłam dumna z siebie, że nerwy mnie nie zeżarły, ale też inni słyszeli i nie mieli wątpliwości, że ok. O dziwo zostałam potraktowana jak idiotka i że nikt nie jest temu winny. buuu
Zdania są podzielone co do pierwszego jak i drugiego stwierdzenia ;-)

 W sumie, o tyle to jest optymistyczne, że nigdy nie wiadomo na kogo się trafi, więc trzeba próbować zawalczyć.

Na samą myśl o walce, w brzuchu mnie skręca.
Pomyślałam sobie, że po prostu idę na łowy. Coś tam zawsze upoluję. Choćby albo aż, szacunek do samej siebie.

Przypomniał mi się dowcip z kabaretu Laskowika "Z tyłu sklepu":
 - przecież to to samo
 - ale jak brzmi
:)))

Przestałam się tak przejmować. Zrobię co mogę. Nawet przyszedł mi dziś genialny pomysł i może akurat to będzie to.

Ale nie zaszkodzi, jeśli ktoś będzie trzymał za mnie kciuki !!!

Wieszać każdy może, ale nie musi
:-)

sobota, 24 września 2016

Wrzesień :-)

       Tydzień upłynął mi na zmaganiach z urzędami więc kosztowało mnie to dużo wysiłku i stresu, aż zapomniałam o miłych rzeczach. Dziś jest sobota więc powolutku sobie odpuszczam troski, przeczytałam posty innych, odpisałam na maile, obejrzałam zdjęcia. Weselej się robi na duszy:-)
Poprzednią niedzielę spędziłam na działce i przywitały mnie radosne roślinki.
Najbardziej ucieszyły mnie lwie paszcze, które wypatrzyłam w kąciki i rzęsiście podlałam. Odwdzięczyły się niespotkanym kolorem kwiatu.
Z wrażenia wyszło mi nieostre zdjęcie ale i tak muszę się pochwalić:-)

 Taki kolor już widziałam, ale nie mogłam się oprzeć.....

Zakochani jesteśmy w dziewannach?

Już tak :-))

W kosmosie uchowały się i pięknie rozkwitły cynie



 Rozkwitły jeszcze różyczki
 

 Znalazłam żółte trzy malinki.
 Upolowałam żabcię, a łatwo nie było bo skakała jak szalona i trudno było ją odróżnić od suchych liści.



 Paliliśmy pierwsze ognisko tej jesieni.
 Czas do domu....
 Jesień trochę bura
 A za chwilę zrobiła się jesień słoneczna


Dziś miało padać, ale świeciło słońce. Mam nadzieję, że jutro też będzie ładnie i że będę się mogła nacieszyć powietrzem. Czego wszystkim życzę :-)))

Od poniedziałku zaczęło się zmaganie z realem.
Okazało się,że coś tam źle zrozumiałam i trochę będzie inaczej niż założyłam.
I tak dumna jestem z siebie, że zadzwoniłam, dopytałam a nie uznałam, że tak ma być i już.
To bardzo cenne doświadczenie, nie wiem, to się pytam, nie boję się, że wyjdę na głupka :-)
Kiedyś może się okazać, że to nie ja się pomyliłam tylko ktoś.
I tak w urzędzie dostałam decyzję bardzo dla mnie niekorzystną ale też niesprawiedliwą.
Wychodzi na to, że jednak potrafię być wojownikiem.

Kiedy śpiewałam sobie,: pokarz na co cię stać...." rzeczywiście miałam na myśli pokazanie, że nie jestem bidulką ostatnią. Zostałam co prawda na razie siłaczem i to społecznym, hehe,
Ale okazywało się, że w słabości jest moja siła siła.

A tymczasem jestem już gotowa stanąć do boju w imię swoich racji, w imię sprawiedliwości.
Nie ukrywam, że bardzo się cieszę, że wspiera mnie tata. On ma szczęście. Dwie osoby co mają szczęście mają duże szanse odnieść sukces, hehe.

Tak naprawdę to bardzo mnie uradowało, że mnie na to stać, bez względu na efekty. Będę przynajmniej czuła, że zrobiłam wszystko co mogłam. Jak nie wyjdzie to sobie popłaczę i na pewno pojawi się jakaś nowa, dobra perspektywa. Ale nie będę się czuła bezradna i zdana na łaskę.
Chociaż na łaskę to chyba będę zdana ale jako bohater. Zawsze to inaczej :-)

W czwartek poprowadziłam w zastępstwie zajęcia tai chi. Na samą myśl, ściska mnie w gardle ze wzruszenia. Spotkałam ludzi, których dawno nie widziałam i dostałam tyle gratulacji, tyle uścisków, tyle słów podziwu. Poprowadziłam fajnie zajęcia i pokazałam duży postęp też w fizycznym rozwoju.
Niestety nie mogę podjąć się ćwiczeń regularnych bo czasem nie mam siły i na to nie można nic poradzić. Neurolog uspokaja, że tak jest i już bo uszkodzony został układ nerwowy. 

W piątek byłam u swojego lekarza pierwszego kontaktu po poradę. Lubię do niego chodzić. On jest taki serdeczny. Na przywitanie zawsze pyta: w czym mogę pomóc? To sprzyja otwarciu duszy. 
Na koniec zadałam pytanie, które już dawno mi chodziło po głowie ale się wstydziłam: czy jest pan z Tybetu?

Uśmiechnął się nieśmiało i potwierdził!!! I zna Tenzina!!

Przypomniała mi się przepowiednia: kiedy coś tam (nie pamiętam co) się stanie, Tybetańczycy rozejdą się po świecie jak mrówki.
Zaszedł aż na Miedzianą, do mnie! Niesamowite!

Ponieważ zaczęłam sobie rozmyślać o Tybecie, przypomniała mi się historia o której kiedyś tu pisałam.

Nikt nie wie co jest dla niego dobre, a co złe,      czas pokaże.

Może i u mnie nie będzie tak najgorzej :-)))

niedziela, 18 września 2016

Epilog :-)

 
        Już parę dni zaprząta mi głowę jedna myśl, więc muszę ją wypuścić na wolność bo widocznie jest potrzebna w przestrzeni :-)

Po napisaniu posta o 30-leciu Stowarzyszenia Tai Chi w Polsce poprosiłam syna, żeby go przeczytał bo jest tam też o Nim. Spodobał mu się, tylko sprostował, że plakat to zobaczył jego tata i to on mu o tai chi powiedział.
Poruszyło mnie to bardzo. Wygląda na to, że dzięki mężowi poznałam naukę Mistrza Moy i Tenzina Wangyala Rinpoche.

Mam jeszcze ulotkę, którą dostałam z 10 lat temu.


Tak się  składa, że wierzę w Boga, a Oni nauczyli mnie wierzyć w SIEBIE.

 Dzięki temu nie boję się życia bo wiem, że sobie poradzę, posiedzę spokojnie w ciszy i rozwiązanie samo mi przyjdzie do głowy. Nie czuję się wreszcie samotna.

Nauka trwała długo. Przypominają się czasem krew mrożące wydarzenia i trudno, żebym się nie zasmuciła czy nie przestraszyła ale umiem już sobie z tym radzić. Nauczyłam się być szczęśliwa. Mogę bardzo dużo, jestem odważna ale nie muszę o nic walczyć.

                Przede wszystkim jestem wreszcie wolnym człowiekiem!!
Tego uczył mnie Tenzin od jakiś trzech lat i nauczył :-)
Wcześniej to tylko tę ulotkę ze sobą nosiłam w torebce.


     Należą się mężowi dobre życzenia ode mnie!

Życzę, żeby zrozumiał co to znaczy współczucie!!!!

To całkowicie odmieni jego życie. Będzie szczęśliwym człowiekiem.

Poświęcenie czy litość męczą, a współczucie daje radość.

Już nie wspomnę o nagrodzie w Niebie :-)

Tu i teraz nie ma gniewu, złości i nienawiści.

Naprawdę świat zaczyna wyglądać zupełnie inaczej.

Współczucie to na pewno jest Boski pierwiastek w człowieku a nie.... obojętność.



To jest epilog do mojego posta Love Story.

Rok temu przewidziałam nieśmiało, że będę mężowi dobrze życzyła. Teraz już śmiało powiem, że dobrze będę życzyła mu zawsze.
 I sprawdzą się moje życzenia bo ja przynoszę szczęście ! ;-)


Uff

Dziś już będę spała jak anioł

Poszły moje życzenia w świat i wszechświat, hehe










sobota, 17 września 2016

Złota myśl

      "- Nie będziemy potężniejsi od Imperium - powiedział - ale możemy być tacy, jakimi oni nie odważą się nigdy być. Możemy być słabi. Dziewczyna-duch powiedziała mi o człowieku, który nazywał się Iza-Ak-Njutan. Nie był wojownikiem, nie miał dzidy, lecz w jego głowie obracały się słońce i księżyc i stał na ramionach olbrzymów. Ówczesny król obdarzył go wielkimi honorami, bo znał tajemnice nieba"


Dla mnie to jest złota myśl powieści "Nacja"

Ze słabości uczynić siłę!

W każdym razie, taka myśl bardzo podnosi na duchu tych co nie są wojownikami, np. mnie

:-)
Sir Terence David John "TerryPratchett,  urodzony 28 April 1948 –zmarł 12 March 2015. Autor powieści fantastyki.  Sprzedano 85 milionów książek na całym świecie, tłumaczonych w 37 językach. Był w Wielkiej Brytanii najlepiej sprzedającym się autorem 1990 roku. Otrzymał Order Imperium Brytyjskiego w 1998 roku oraz tytuł szlachecki za zasługi dla literatury.
w 2007 ogłosił, że cierpi na chorobę Alzheimera. W 2015 zmarł w wieku 66 lat.

wtorek, 13 września 2016

Lato we wrześniu ?!

    Kwitnie jeszcze tylko jedna róża ale za to jak pięknie.
 Słońce szło spać i takie kolory wydobyło z płateczków.

Nie mogłam się oprzeć i trzasnęłam jeszcze jedno..:-))))

Jeszcze dwie różyczki mają pączki więc będzie na co popatrzeć. Mam nadzieję, że nie zacznie mocno padać i pozwoli się nacieszyć.
W niedzielę podlałam małe roślinki pochowane w kątach. Zrobiłam też polowanie na owady. Niestety motylki uciekły, ważka też zwiała, ale coś tam nie zdążyło, zajęte wyżerką.

Najbardziej dumna jestem z pszczółki. Owady te przylatują do kosmosu całkiem gromadnie ale uciekają szybko, za to bąki nie boją się niczego i pozują śmiało. Pszczółkę pierwszy raz upolowałam i to jak ładnie.

Przyleciał na malinki szerszeń. Dziadek nie byłby zadowolony z tych odwiedzin. Jakiś czas temu mieliśmy gniazdo szerszeni i trudno było je wypędzić. To bardzo niebezpieczne owady podobno. Ale zanim sobie to przypomniałam, dałam  malinek  i zrobiłam zdjęcia. Ponieważ nie mam aparatu, musiałam przybliżyć telefon i tym razem wystarczyło pozytywne myślenie, że mnie nie ukąsi, zamiast zdrowego rozsądku:-)

 Czy te oczy mogą kłamać, chyba nie.....  (cyt.)
 Nie kłamią, zeżrą wszystko co i kto się nadaje do jedzenia.

Resztki floksów .

 z pajączkiem

Jest druga tura kwitnienia lwich paszczy. Tak się cieszę, że je wypatrzyłam, podlałam i nacieszą oczy.


Jeden mieczyk kwitnie.
 Amarantus
?? ale ładny :-)

Parę cynii się uchowało w kosmosie.


Śliwki, jabłka już pozbierane. A maliny, jeżyny i.. truskawki dopiero się zaczynają. To jest to smaczne oblicze jesieni i wszyscy lubią :-)
 Ciekawe do kiedy będziemy zbierać truskawki?

 Ale dmuchawce są tylko na jesieni, prawda?


No i "mimozami jesień się zaczyna. Złotawa, krucha i miła...." (cyt)

Udanej jesieni wszystkim życzę!
hehehe, jaka mi piątka wielka wyszła na zdjęciu. Widocznie taka szczera !!