środa, 16 października 2019

Co za przeżycie,wow :-)

   Wróciłam szczęśliwa z Międzynarodowych Warsztatów Tai Chi w Krakowie.
Moje nadzieje się spełniły. Prowadził instruktor z Wielkiej Brytanii uczeń Mistrza Moy, który był pomocnikiem w lipcu i kontynuował, rozpoczętą tam, pracę nad organami wewnętrznymi.
Ruchy już były skąpe na zewnątrz, ale powodujące obroty, otwieranie, rozciąganie narządów wewnętrznych. Wczoraj jeszcze miałam w głowie sto tysięcy odkryć, dzięki zdobytemu doświadczeniu, ale nie wiedziałam od czego zacząć, bo z prędkością komety znikały jedne i pojawiły się nowe przemyślenia.
      Dziś poszłam na zajęcia  i tam instruktor poprosił o powiedzenie parę słów. Miałam niebywałe szczęście, że instruktor na mnie pokazywał co trzeba zmienić, ćwiczyłam razem z nim, a na na drugi dzień poprosił, żebym pokazała jak mi teraz idzie. Zrobiłam ogromny postęp na oczach ludzi, bili brawo, a osoby, które mnie pamiętały z pierwszych warsztatów, 7 lat temu, nie szczędziły słów pochwały.
A wszystko zaczęło się od tego, że instruktor powiedział o trzech zasadach w związku instruktor-ćwiczący, gwarantujących postęp w rozwoju.
Ponieważ moim zdaniem te zasady gwarantują również sukces w związku dwojga ludzi, to zapamiętałam Potrzeba zaufania, szczerości, oddania. Zaufanie to wszyscy wiedzą, szczerość też, a oddanie, jak się okazuje, to taka lojalność, wykonywanie zaproponowanej pracy, która może chwilami nie przynosić efektów, ale w końcu przyniesie.
I taką współpracę udało mi się nawiązać z Paulem.
   Nie wstydzę się swoich ograniczeń i szczerze o nich mówiłam. Przyznawałam się, kiedy nic nie poczułam. Mówiłam kiedy było mi trudno, a instruktor za każdym razem, patrząc na moje wykonanie, znalazł sposób, żeby wykorzystać możliwości jakie mam, np, wzrok. I w końcu udało zrobić tak dobrze jak jeszcze nigdy dotąd.
   Ale ta droga nie była łatwa. Niestety nie zauważałam od razu detali w wykonaniu, wielokrotnie wydawało mi się, że robię tak samo, a wcale tak nie było, często nie rozumiałam, nie czułam pracy w środku.
Tak naprawdę to dzięki temu, ze stałam obok instruktora i on mnie pilnował, tyle zmieniłam!
Okazało się, że największy pożytek przynosi właśnie, tak jak w dzogczen, obecność i świadomość.
Kiedy się wie co się robi i dlaczego, poruszane są nasze organy w środku. Odpowiednia postawa, wyciągnięcie rąk, zgięcie kolana itp. powodują poruszenie kręgosłupa, które jest osią naszego ciała i okazuje się zdrowia.
     Jak zwykle trzeba było zapomnieć o wielu przyzwyczajeniach, zwrócić uwagę na detale, uwierzyć w sens, zaufać wiedzy instruktora.
Paul tłumaczył, czemu tak a nie inaczej trzeba wykonać ćwiczenie. Osiągnięcie celu, to nie jest żaden cud, ani szczęście to są prawa fizyki.

Dzogczen zaś uczy, że wyzwolenie współczucia, które uwolni od cierpienia, jest prawem natury. I też do tego jest niezbędna obecność i świadomość.

Myślę, że zagłębianie się w te nauki jest cudem, hehe, tyle, że wcale nierzadkim
Ale jak już się zacznie, to naprawdę poczujemy wielkie szczęście!

       Uświadomiłam sobie, że żeby zyskać zaufanie, zaskarbić sobie oddanie, instruktor musi bardzo się napracować. On jest wzorem. Musi mieć duże doświadczenie, żeby ćwiczący czuł się bezpiecznie.

Ja jestem szczera, ufna i oddana wszystkim moim nauczycielom.
Pamiętam pierwsze weebcasty  Nauczyciela Bon Tenzina Wangyala Rinpocze, długo nic nie rozumiałam, ale kiedy zrozumiałam, zastosowałam i przyniosło obiecaną ulgę, jestem jego dozgonnym fanem.I  Namkhai Norbu Mistrz Dzogczen, Mistrz Moy twórca Taoistycznego Tai Chi, uczę się od nich i nigdy nie przestanę, taki jest ogrom wiedzy płynący od nich .

I nigdy nie natrafiłam na fałsz, obłudę w głoszonych przez nich naukach.

Można ich śmiało naśladować, bo widać że żyją, żyli tak jak uczą.


W drodze powrotnej w samochodzie, koleżanka wspominała, jak inaczej obracać trzeba ręką, żeby uzyskać otwarcie klatki piersiowej. Popatrzyłam zaskoczona, a to o to chodziło...... :-)

Dziś instruktor uczył tych co nie byli w Krakowie jakiegoś ruchu i też się zdziwiłam, że dzięki temu robi się coś tam.... :-)

To naprawdę nigdy się nie znudzi.
To naprawdę jest wspaniałe, odkrywać coraz więcej swoich możliwości.

Oczywiście to są moje odczucia, inna osoba pewnie zapamiętała i zrozumiała coś jeszcze, albo inaczej.
Zupełnie nie wiem np.,  co to znaczy, żeby się wyciągać i opadać jednocześnie. Paul powiedział, że też nie  wiedział o co chodzi, gdy Mistrz Moy to zalecił, ale w końcu zrozumiał.
Wszyscy tak mają, taka kolej rzeczy, nie ma co się przejmować.
Jak to powiedziała instruktorka z Hiszpanii: najważniejsza jest intencja. Wiesz co chcesz osiągnąć, w końcu się uda. (Carmen była i tym razem )
ps.i nie chodzi tu o marzenia, hehe, ćwiczymy raz tak, raz tak, aż do skutku.
Albert Einstein powiedział przecież: osiągniesz cel, tylko musisz znaleźć sposób w jaki. (czy jakoś tak :-))

 Wracając do domu takie miałam widoki. Z lewej strony słońce zachodziło.
 Z prawej wschodził księżyc w pełni.

 

Przypomniało mi się takie przysłowie: co ma wisieć, nie utonie.

To się chyba nazywa przeznaczenie.

I tym optymistycznym akcentem życzę dobrej nocy :-)


4 komentarze:

  1. Cieszę się razem z Tobą, że daje Ci to tyle radości i satysfakcji. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To musiało być wspaniałe przeżycie. W tym tekście aż czuć emocje. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję tego wspaniałego wyróżnienia i cieszę się razem z Tobą :)
    Cudownie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Estupenda información! Es un placer leerte! Feliz noche! 🌸🌸🌸

    OdpowiedzUsuń