niedziela, 19 kwietnia 2020

Kryształ i Ścieżka Światła - książka

         Jestem pod wrażeniem nauki dzogczen i dlatego o tym piszę.Moim zdaniem przyswojenie choć jednej praktyki sprawi, ze życie będzie lepsze, szczęśliwsze, spokojniejsze dla nas i otoczenia.
Opowiadam to co zrozumiałam, czego doświadczyłam i co sprawiło, że widzę sens mojego życia.
 W książce Kryształ i ścieżka światła jest ogrom wiadomości. To o czym wspominam, to tylko namiastka. . Ale serdecznie polecam tą lekturą.  Jeśli ktoś wybrał praktykę, to nie przeszkadza wiedzieć o innych praktykach.

       Praktyka dzogczen  prowadzi. do wydobycia z nas spontanicznego współczucia, uwolnienie od ego ,dzięki większemu zrozumieniu świata.
.Uważam, że bardzo trafnie  nasza noblistka napisała: prawda to jest taki ogród, w którym każdy zobaczyć może co  innego

Dzogczen nie opiera się na Bogu, ale na umyśle, na ciele, na energii.
Cierpienie bierze się z nagromadzonej karmy, z dualizmu odbierania tego co nas spotyka.

Dopóki jest ego, jest dobro i zło. Człowiek to tworzy
cyt. z blogu Przebudzenie.bez nas nie byłoby dobra i zła, takie zachowania nie istnieją w naturze.
W naturze wszystko działa tak jak powinno, trawa jest zielona a niebo błękitne.Oświecony stan jest naturalny w nim wszystko jest takie jakie jest.Nie znaczy to, ze  robi się podłe rzeczy i poczucie krzywdy zwala się na niedoskonałość innych. Tak po chłopsku mówiąc, w oświeconym stanie nie ma oceny na dobro i zło, po prostu nie dzieje się krzywda. Człowiek w swej istocie jest czysty i doskonały, ale dopóki nie jest w stanie naturalnym, ta doskonałość się nie ujawnia  . Noworodek jest w stanie naturalnym :-) a potem jesteśmy uwarunkowani przez środowisko. Kombinujemy :-)
Tak to zrozumiałam, tak sobie to wyobrażam.
Nie dla każdego, kto się o tym uczył, jest to oczywiste.
 
     
Bez względu co się ze mną działo, byłam wyczulona na ludzkie troski. Po 15 latach mój serdeczny przyjaciel powiedział, że był zdumiony, ile  ludziom pomagam, choć mi ciężko. Ja tego nie  pamiętam, ale może coś w tym jest, skoro on pamięta aż do teraz.
Nie spodziewał się, że tak się potoczy mój los. Ja też nie, uch
Drastycznie zmieniło się wszystko w okół, ale zrozumiałam, ze  teraz moje  życie jest dobre. Myślę, że dostałam je, bo była we mnie ta najcenniejsza umiejętność: współczucie. I Papież Franciszek powiedział, ze współczucie jest najważniejsze !
 Okazało się, że to wszystko co robiłam było właściwe i przeszłam do następnego etapu rozwoju.

Nasze zachowanie, nasza karma zapewniają nam jaki los nas będzie spotykać. Im więcej zasług, tym lepsza karma i mniej cierpienia. Karma to jest zrozumienie.
Namkhai Norbu uczy, zeby być uważnym, odpowiedzialnym, obecnym tu i teraz,


Można nabrać takich nawyków, można spróbować :-) Myślę, że warto


       My lubimy stawiać sobie cel, zwyciężać za wszelką cenę, ewentualnie bohatersko przyjmować porażkę, ale z poczuciem, że jak nie teraz, to następnym razem.
To czemu nie postawić sobie takiego celu? Z czasem zmieni się nasze podejście, aby tylko zacząć.
Cel jest irracjonalny, a my jesteśmy przyzwyczajeni do satysfakcji naszego ego, ale za to zaskakująco zadowalający. :-)
Zamienimy zadowolenie na szczęście.
Przejęta moim postem blogowa przyjaciółka, napisała

Nigdy nie myślałam o przywiązaniu w kategoriach zawiści, zazdrości, żalu czy poczucia krzywdy. Przywiązanie zawsze kojarzyło mi się z miłością, poczuciem bezpieczeństwa, odpowiedzialnością, stałością, trwaniem. Jestem chyba człowiekiem z rodzaju "drzewo", silnie zakorzenione w rodzinie, tradycji, to daje mi silę w trudnych chwilach, jak to mówią "trzyma przy życiu". Ale każdy człowiek jest inny, nie ma uniwersalnej recepty na szczęście. :

Dla mnie też tak było wiele lat. Bardzo pragnęłam mieć szczęśliwą, pełną miłości rodzinę, aby móc czerpać z niej siłę do życia.. I pewnie, gdyby się udało, miałabym takie samo spostrzeżenie na temat przywiązania, to samo dobro.  No ale potoczyło się inaczej.
Wiara w siłę rodziny stworzyła przywiązanie, które niespełnione, o m ało nie przypłaciłam życiem.


I moje dzieci postanowiły radzić sobie samemu. Szanuję to, choć na początku serce pękało. Bo ich samodzielność powodowała, ze czułam się niepotrzebna. i jeszcze bardziej samotna.
Jestem ich przyjacielem, ale przede wszystkim oni sami muszą być dla siebie najlepszymi przyjaciółmi
Ja nie byłam pewna siebie i musiałam liczyć na łaskę. Często bardzo dobrzy ludzie mnie lubili, ale dwa razy tak się nie stało i to była tragedia. I dlatego nie chcę, żeby byli zdani na kogoś, chyba, ze podejmą taką decyzję. Chcę, żeby wierzyli w siebie, a potem w dobrych ludzi.
Dobrze, że . polubiłam samotność i jestem swoim najlepszym przyjacielem.
Na szczęście otrzymuję  wsparcie w najmniej oczekiwanym miejscu, w dodatku od obcych ludzi. Uważam, że to nie jest mała rzecz,  to wielkiej rzecz.

Praktykuję tantrę  dla dzieci. Praktykuję też wyrzeczenia. To jest największa pomoc, jaką mogę dać.  Będzie co ma być, chciałabym tylko, żeby odnaleźli naukę w tym co się zdarzy. Tym bardziej, kiedy im się  powiedzie, bo zadowolenie, czasem, stępia spostrzegawczość.

Uwolnienie do przywiązania, to jest uwolnienie od oczekiwań, od pragnień
Gdybym nie oczekiwała wiele, niewiele bym cierpiała.

Ale nie jest tak, że nie trzeba robić nic. Trzeba żyć z pożytkiem dla wszystkich czujących istot.
Trzeba się odnaleźć w takiej rzeczywistości w jakiej się znajdujemy. Tu ukazuje się nasza karma, tu na  karmę pracujemy.
Jesteśmy ludźmi, więc musimy dbać o nasze środowisko, żyć z pożytkiem. Zwracać uwagę na cudze cierpienie, nie być obojętnym

Teraz ważne są wybory, aby uwolnić naród od manipulacji, od nienawiści, abyśmy żyli w demokratycznym kraju.

      W moim tybetańskim sklepie Desis, wisi mniej więcej taki napis, życzymy wszelkiej pomyślności, aby można było się nią dzielić :-)

Wielokrotnie korzystałam z  pomyślności innych, i to niemałej.
Właściwie tylko raz ktoś był do tego zmuszony. No ale cóż, widocznie taka karma. Może się to jeszcze odmieni i poczuje taką potrzebę :-)


Z wielką radością przeczytałam :

Cyt.
W rzeczywistości ten pozornie zewnętrzny świat  jest przejawieniem naszej własnej energii.

Jakakolwiek myśl lub wydarzenie się pojawi, to jednak natura umysłu nie zostanie przez to uwarunkowana i nie rozpocznie osądzania - będzie po prostu odbijać wszystko, co się pojawi, jak czyni to zwierciadło, zgodnie z własną naturą.


Wielokrotnie słyszałam te słowa, wypowiadane z naganą dla mnie. Miałam zrozumieć, że to co widzę to moja błędna interpretacja.
A tymczasem okazuje się, że ktoś po prostu chciał się usprawiedliwić, że robi krzywdę..Wygodniej zrzucić winę na czyjeś odczucia, i dzięki temu nie mieć poczucia winy.

Wreszcie zobaczyłam to co odbija się w lustrze,. Bo nie o to chodzi, żeby nie widzieć złego. Tylko reakcja na to co się odbiło było przejawem mojej energii, byłam zrozpaczona. I całe szczęście, bo zaczęłam szukać lekarstwa na te reakcje.

Wyleczyć chorobę można tylko wtedy, kiedy wiadomo czym jest spowodowana. Tybetańscy lekarze każde schorzenie leczą indywidualnie, nie leczą objawów tylko przyczynę.


Jesteśmy wychowywani w pokorze, w negowaniu zachowań,, bo to wstyd czasem, nie należy być malkontentem. I to jest reakcja naszego ego, która czasem prowadzi do jeszcze większej frustracji..
W dzogczen dzięki temu, ze  pozwalamy na uświadomienie sobie co się tak naprawdę robi, czuje i dlaczego pozwala się od tego uwolnić. Czasem świadomość ta prowadzi do bólu, ale nie trzeba się tego bać, on się rozpuszcza.

I do tego  nakłania nasza psychologia. Po to są sesje terapeutyczne dla ludzi, którzy przechodzą kryzys.
Pamiętam, ze mnie też jedna pani psycholog bardzo pomogła, w tym samym czasie uczyłam się o Bon. Pani po jakimś czasie powiedziała, że szybko się regeneruję. W końcu zakomunikowała, ze cel został osiągnięty i koniec terapii/ Przestraszyłam się, bo gubiłam się w tym co ja tak naprawdę czuję, nie byłam pewna co robić, żeby się obronić. Pani powiedziała, że dam radę, że  sama wymyślę..
Potem zajmował się mną fizjoterapeuta pan Andrzej Krawczyk (polecam) i kiedy od niego wychodziłam często wiedziałam co mam zrobić Jak o tym teraz myślę, to to była taka medytacja dzogczen. Pan Andrzej nastawiał moje uszkodzone kości, organy, co bolało do szaleństwa,  więc zachęcał do mówienia. I tak gadałam co mi przychodziło do głowy i nagle przychodziły oświecone myśli, rozwiązanie problemu.


Taki cud, bo miałam duże  kłopoty z pamięcią i koncentracją :-)

Postaram się  nie oczekiwać za wiele, zobaczę co się stanie i postaram się zrozumieć z tego jak najwięcej i wykorzystać to jak najlepiej. Oby to nie były jakieś tragedie, bo bardzo silna to ja jeszcze nie jestem.
Trochę boję się kryzysu spowodowanego koronawirusem i polityką, a najbardziej obawiam się katastrofy ekologicznej
Ale będzie co ma być, nie inaczej, nie ma co się martwić na zapas.

Tego wszystkim serdecznie życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz