środa, 22 maja 2019

Już w Warszawie

     Tak się cieszę, że mogłam polecieć do rodziny na taką uroczystość.
To  było dla mnie wielkie przeżycie. Dzieci ogromnie się zmieniły. Są już Włochami.
Miki mało mówi po polsku, Stasio w ogóle się do mnie nie odzywał, tylko kiwał głową tak albo nie. Oczywiście przytulał się na dzień dobry lub na pożegnanie jak mu kazali, Najmłodszy tylko się śmiał, ale z daleka.
Na szczęście wspólnie graliśmy w warcaby, w memory (szukaliśmy pary chyba w setce porozrzucanych kartek), albo puszczaliśmy samochody. Gry w których nie trzeba mówić, hehe.
 Ale o tym to jeszcze opowiem.
Najważniejszym wydarzeniem była Pierwsza Komunia święta moje siostrzenicy. Specjalnie dla niej przyleciałam na Sardynię, bo jestem matką chrzestną Misi.
Moja siostra specjalnie czekała z chrztem, kiedy wyjdę ze szpitala i będę w stanie przyjść do kościoła.
Na chrzcie obie nas podtrzymywał mój mąż, bo nie stałam sama i nie miałam siły.
W dodatku jestem jedynym chrzestnym, więc opiekuję się za dwóch i tak będzie aż do śmierci, a jak się uda, to i po :-) Podobnie, zresztą,czuwam szczególnie nad Stasiem, bo imię siostra dała chłopcu, bo ją o to prosiłam, po naszym ukochanym dziadku. Tyle, że siostra nie była tak związana z nim jak ja, bo jej nie wychowywał, zrobiła to dla mnie.
Myśleliśmy, ze pierwsze dziecko będzie chłopakiem i mówiliśmy, że to Stasio, ale okazało się, że to dziewczynka, to imię dostała na M jak wszystkie wnuki bo tak proponował dziadek (chyba)
.Kiedy siostra była w drugiej ciąży i już było wiadomo, że to chłopiec to spytałam czy da imię po dziadku?. Moja siostra się śmiała: już jeden Stasio Ci tu lata, hehe. No dam, dam :-).
Drugie imię ma włoskie bo oni nie wymawiają Stasio i tam mówią włoskie imię, hehe.
Stasio chyba się trochę dziwił, że przyjechali z Polski i inaczej go nazywają?

 Takie artystyczne widoki z samolotu :-)))


Misia mnie bardzo pokochała, bo mieszkała w Polsce parę razy i czekała na mnie z utęsknieniem. Kolczyki bardzo jej się spodobały, chociaż dostała ze 4 pary. Kartka stoi na półce, rzeczywiście nikt takiej nie dał, zwłaszcza, ze nie miała odpowiedniej wkładki.
Na szczęście Miki jest za mała, żeby być materialistką i dedykacja bardzo jej przypadła do gustu, zwłaszcza, że modli się codziennie i czyta sobie swój katechizm sama z siebie. Bardzo mnie to wzruszyło, kiedy to zobaczyłam.

Wzruszyłam się ogromnie jeszcze kilka razy, najbardziej kiedy usłyszałam pieśni kościelne. To zawsze poruszało, a teraz jeszcze przypomniałam sobie trochę taki mój dzień.
Zwłaszcza, ze się nie wyspałam, bo miałam nakręcone papiloty. Nie było lokówek.
I przypomniało mi się, że piękną, niepowtarzalną sukienkę zrobiła mi mama na drutach. No dzieło sztuki chyba, bo dużo ludzi podziwiało i tylko ja taką miałam :-)

Teraz wszyscy mają jednakowe. I chyba dobrze, bo teraz to byłaby dopiero rewia mody, zwłaszcza, że ludzie są bogaci i w sklepach jest wszystko.
Kiedy jest jednakowy ubiór, wszyscy się dobrze czują. Słyszałam, ze nawet w szkole jest preferowany jednakowy poczęstunek, jednakowe kanapki, żeby nikt nikomu nie zazdrościł, czy nie czuł się gorszy.





W domu obejrzeliśmy katechizm.








To był piękny dzień :-)



Będzie ciąg dalszy. Już trochę odpoczęłam, to mi się powoli przypominają ciekawe historie.......

Do miłego przeczytania.
Pozdrawiam serdecznie :-)

5 komentarzy:

  1. Piękna wizyta u rodziny wspaniała uroczystość będzie co wspominać

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że mogłaś być na tej uroczystości. Śliczne zdjecia, będzie co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No wreszcie jesteś :D Już nie mogłam się doczekać. Dobrze, że szczęśliwie wróciłaś. Uroczystość bardzo ważna i tak rodzinna :)
    Buziaki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się razem z Tobą, że mogłaś być na tej uroczystości. Ja akurat jako jedyna w turze komunijnej miałam tradycyjną, białą albę i trochę dziwnie się czułam wśród tych wszystkich sukien z salonów.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Już tęsknię za nimi. Przypomniałam sobie jak bardzo ich kocham :-)))

    OdpowiedzUsuń