wtorek, 19 stycznia 2016

Czas


Zachwycający widok :-D uwieńczył 17 dzień miesiąca czyli dzień, w którym dzieją się niezwykłe rzeczy, przełomowe dla mnie, można powiedzieć. Tzn. nie w każdym miesiącu ale jak już, to akurat zdarzało się tak 17, albo blisko ;-). Niestety okrutne zazwyczaj. Chyba już wykorzystałam wszystkie straszności i teraz będą mnie spotykać bardzo miłe niespodzianki?
Wczoraj coś takiego zrobiłam co wprawiło mnie w taaakie szczęście, czyli stan ducha jakiego od dawna, ba, może nigdy (albo nie pamiętam) mi się nie zdarzył.
W każdym razie nie myślałam, że taki będzie efekt moich przedsięwzięć. A dziś jeszcze okazało się, że to co zrobiłam to przyniesie mi podwójną korzyść. To, że jedną to się spodziewałam, ale malutką, a tu się okazuje, że dwie i to ogromne :-D
Dziś na zajęciach spotkałam koleżankę, której nie widziałam parę miesięcy. Ogromnie się ucieszyłam na jej widok. Ona też lubi teatr :-D to może kiedyś wybierzemy się razem.
Powspominałyśmy dawne czasy, kiedy zaczynałam ćwiczyć po wypadku. Oj... Przypomniała mi się instruktorka u której dawno nie byłam na zajęciach bo za późno są i Ona ze wzruszeniem zauważyła moje postępy. Podobno jakieś 3 lata temu byłam przyprowadzana na zajęcia, stawiali mnie przy drążku i ja trzymając się robiłam jakieś 15 min. donju.
No nie powiem, sama nie mogę w to uwierzyć.
Wszyscy podziwiali, ba, podziwiają do dziś.

I to chyba nie jest wiara w siebie a raczej nie spinania się, nie starania się. W moim przypadku to kwestia braku oczekiwań. Po prostu nie spodziewałam się niczego, ja tylko robiłam coś żeby nie zwariować, żeby nie zdechnąć z rozpaczy. Na siłę często prowadzano mnie na zajęcia,  na spacer, do lekarzy. Odwiedzano mnie wspierając dobrym słowem, opowieściami o swoim życiu, czyli tak normalnie, udowadniając, że jestem potrzebna, że mnie lubią.... a ja chodziłam, słuchałam, płakałam czyli po prostu byłam.
Kap, kap.... wzruszyłam się...





4 komentarze:

  1. Witaj Marzenko. Ten komentarz nie dotyczy tego posta, bo go nie czytałam.
    Bo ja zaczynam czytać blogi od początku. I zaczęłam i mój biedny mąż może nie dostanie na czas obiadu. Czytałam jak najciekawszą powieść "Przypadki Marzenki", jak powieść, bo tak pisać o życiu to sztuka. Masz wspaniałe pióro. Masz wielki dystans do siebie i swoich niełatwych przeżyć.
    Będę czytać dalej. Dlatego na bieżące komentarze będziesz musiała poczekać. Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń