wtorek, 28 czerwca 2016

Prezent najlepszy

    Okazało się, że prezent dla dziadka z Warszawy przywieźliśmy nie lada. Śmieliśmy się, że to wnuk przywiózł bo przecież miał podlewać. Ledwie dojechaliśmy na miejsce zaczęła się wichura. Najpierw łagodna ale potem lunęło rzęsiście.

 Dziadek skakał z radości a my razem z Nim bo roślinki już były takie biedne.


Miło było popatrzeć
Nie było u nas szkód.
Wieczorem wybrałyśmy się z Marcią na spacer, Po burzy przychodzi spokój i nam się udzielił.
Zobaczyłyśmy dziewanny (chyba) piękne
 Nasza jedna malwa się otworzyła..
Na drogę przysiadały co i rusz fajne ptaszki. Jeden w końcu został uwieczniony przeze mnie, ale niewyraźne to zdjęcie, bo ciągle podskakiwał, skubany .Najważniejsze, że jest, wygląda, że wyjątkowy :-D
 Ale nie wiem co/kto to?



Kolejny wspaniały dzień, tyle radości. Szczęścia dopełniła podróż powrotna, szybka, wesoła.
Syn prowadził, Ten to potrafi. Kto by pomyślał  hehehe

3 komentarze:

  1. I takie prezenty i ja lubię :)))) Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. deszcz potrzebny, kojący, odświeżający - tak!
    a ptaszek to wygląda mi na Rudzika - ale nie
    znam się nic a nic na faunie i florze, choć
    niezmiennie się nimi zachwycam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Po zawiei i burzy, zawsze nastaje spokój. Super, zdjąteczka udane jak i cała wyprawa. Uszanowanko Marzenko :)

    OdpowiedzUsuń