czwartek, 18 maja 2017

Iglesias

     Na pierwszą wycieczkę samochodem córka zabrała mnie do Iglesias. Zapowiadała się spokojna wyprawa. Tak było do momentu wjazdu do miasta. Ciasne, strome uliczki i małe skrzyżowania spowodowały, że córce zgasł samochód raz, potem drugi, i tu już ze zdenerwowania nie mogła zapalić. Momentalnie zrobił się korek, wybuchła wrzawa klaksonowa. Wreszcie ruszyłyśmy. Nieopodal zwolniło się miejsce, zaparkowałyśmy i.... wypuściłyśmy powietrze z płuc. A mijający nas kierowcy rozradowani coś wesoło gadali. Sprawiali wrażenie przyjaznych. Niestety nie wiemy co mówili bo nie znamy włoskiego. Mam nadzieję, że nas nie obrażali? Nie zdziwiłabym się jednak, gdyby dlatego się śmiali;-)
Tak naprawdę kląć było można, oby palca nie pokazywać, bo uciec nie było jak, hehe

Uliczka jak widać dwukierunkowa.


 Plac przy kościele dlatego tak dużo miejsca.
 Dwa mijane kościoły były zamknięte, a trzeci otwarty. Mały ale przecudny kościółek.

 
Poszłyśmy dalej wypatrywać czym to zachwycają się turyści w tej okolicy. Kościół i Madonna najważniejsza atrakcja ale słyszałyśmy jeszcze o rozpościerającej się panoramie.
Oczywiście góry były ale jak na razie nie było czym aż tak się zachwycać.
Mijamy stację benzynową i pan z obsługi zobaczył aparat fotograficzny na szyi więc zaczepił nas, coś tam mówi o panoramie. Na to pokiwałyśmy głowami energicznie (aż mi się zakręciło).
Pan rozradowany kazał iść tam i tam  i tam.
No to poszłyśmy.
Za zakrętem ukazał nam się wysoki mur. Ręce opadły, ale idziemy jeszcze, przecież niemożliwe, żeby człowiek aż tak nas wyprowadził w pole. Doszłyśmy do bramy i tu naszym oczom ukazał się cmentarz a za nim piękne góry.
Tyle mojego oglądania bo dalej już nie miałam siły iść, a zwłaszcza okrążać wielki cmentarz.
Idziemy do kolejnej bramy, Marcia zauważyła drabiny i zdecydowała, że wejdzie, zrobi zdjęcia tak szybciutko, może nikt nie przegoni.
Okazało się, że drabin jest dużo i przeznaczone dla odwiedzających, żeby mogli kwiaty zostawić więc można z nich skorzystać bez stresu.





 Szczotki na drzewie na cmentarzu to pierwszy raz widziałam. Uroczy widok :-)
 Kiciuś widocznie tam mieszka bo bezstresowo nastawiony do przechodniów.


 Po takiej wyprawie zasłużyłyśmy na lody i kawę pod pomarańczą :-)

Byłyśmy przeszczęśliwe :-D sami rozumiecie :-D

4 komentarze:

  1. Ojejku !!! Jak Ci dobrze !? To wspaniała wycieczka !!! Pozdrawiam cieplutko :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna wycieczka Marzenko, cieszę się z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. To dopiero przygoda, robić zdjęcia z drabiny na cmentarzu! Szkoda, że te dwa kościoły były zamknięte. Pozdrowionka i miłego weekendu, ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach! Jak ja lubię takie wycieczki po codzienności a nie po zabytkach. Zabytki też są fajne ale... Już się cieszę, z możliwości poczytania i pozwiedzania wraz z Tobą :D
    Ale najpierw moja codzienność :P
    Uważajcie na siebie i miłych wrażeń życzę :D

    OdpowiedzUsuń