Wart przeczytania i przemyślenia moim zdaniem.
LIST OTWARTY DO WŁADYSŁAWA KOSINIAKA-KAMYSZA, SZYMONA HOŁOWNI, SŁAWOMIRA MENTZENA I JAROSŁAWA KACZYŃSKIEGO
NIE WALCZ Z KROPLAMI, KIEDY TO CHMURA JEST PROBLEMEM
Walka katolików z aborcją to tragiczne w skutkach pomylenie skutku z przyczyną.
Od lat próbujecie walczyć z aborcją:
– ustawami,
– wyrokami,
– zakazami,
– strażami sumienia,
– plakatami,
– krzykiem,
– karaniem lekarzy,
– karaniem pomocników,
– karaniem kobiet.
Nic się nie zmienia.
Aborcje były. Są. I będą.
Liczba aborcji waha się między 80 a 120 tysięcy rocznie. Takie jest społeczne zapotrzebowanie na aborcję. Policzalne.
Co 4–5 żyjąca kobieta dokonała aborcji.
Liczba urodzonych dzieci z zespołem Downa się nie zwiększyła – to oznacza, że nadal wszystkie płody, które rodzice postanowili usunąć, zostały usunięte w podziemiu lub za granicą.
Dzietność kobiet spadła rekordowo(!)
Zastępowalność pokoleń wymaga dzietności na poziomie 2,1 dziecka na kobietę, a spadła do… uwaga: 1,1–1,2 (!). To oznacza, że nie będzie miał kto pracować na emerytury, jeśli nie zaprosimy obcokrajowców.
Bo walka z aborcją to walka z kroplami deszczu. A nikt nie zatrzyma ulewy, łapiąc pojedyncze krople do garnka.
Jeśli naprawdę chcesz zatrzymać ten deszcz — musisz zająć się chmurą.
– Lęk,
– brak wsparcia,
– brak edukacji seksualnej,
– brak wiedzy o antykoncepcji,
– brak znajomości zasad bezpiecznego seksu,
– przemoc domowa,
– ubóstwo finansowe,
– porzucenie przez partnera,
– wstyd,
– izolacja,
– gwałt,
– brak dostępu do antykoncepcji.
To są składowe „chmury”.
To z niej biorą się aborcje — „krople deszczu”.
Nie z „ideologii śmierci”.
Nie z lenistwa.
Nie z zepsucia.
Zdecydowana większość aborcji bierze się z rozpaczy, samotności i braku poczucia wpływu.
I tu leży Wasz błąd — próbujecie walczyć z objawem, a nie z przyczyną.
Wybraliście zły „punkt uchwytu”.
Chcecie zatrzymać wodospad, waląc pięściami w taflę wody.
Ile kobiet jeszcze chcecie zmusić, zastraszyć, upokorzyć — zanim zrozumiecie, że to, co robicie, to przemoc wobec kobiet?
Przemoc, która donikąd nie prowadzi i jest kompletnie nieskuteczna.
Nie musicie być zwolennikami aborcji, żeby rozumieć, że absurdem jest ciągle robić to samo i oczekiwać nowych efektów.
Jeśli naprawdę zależy Wam na zmniejszeniu liczby aborcji o 50 000–70 000 rocznie, to opowiedzcie się za rozwiązaniami, które rzeczywiście działają.
Jeśli naprawdę zależy Wam na tym, żeby było mniej aborcji — przestańcie walczyć z kobietami. Zacznijcie walczyć o nie.
Bo żadna ustawa nie zastąpi poczucia bezpieczeństwa.
Żadna kontrola nie zastąpi zaufania.
Żaden zakaz nie zastąpi rozmowy, wsparcia, obecności.
Chcecie na serio ratować życie poczęte? To zamiast zbierać podpisy pod kolejnym zakazem:
– Dajcie wszystkim kobietom (a szczególnie tym w trudnej sytuacji) darmowe wkładki domaciczne, implanty i inne środki antykoncepcyjne (pigułki, plastry, ringi),
– Dajcie ludziom rzetelną edukację seksualną prowadzoną przez lekarzy, seksuologów i certyfikowanych edukatorów seksualnych — tak, by przekazywana wiedza była rzetelna, a nie ideologiczna,
– Zadbajcie o dostęp 24h/dobę do psychologów, którzy pomogą kobietom w każdej sytuacji kryzysowej,
– Wyciągnijcie rękę do tych, które się boją — zamiast pokazywać im plakat z martwym płodem. Bo to NIE DZIAŁA.
Można się spotkać pośrodku. Ale musicie zejść z barykady.
Wy będziecie walczyć z kobietami.
Kobiety będą walczyć z Wami.
I tak bez końca.
Bez efektu.
Bez sensu.
Nikt tej wojny nie wygra.
A wystarczyłoby zmienić kierunek:
Nie: „Wojna z aborcją”
Tylko: „Pokój z kobietą”
Nie: „Zatrzymać aborcję”
Tylko: „Zatrzymać powody aborcji”
Nie: „Prawo do życia płodu”
Tylko: „Prawo do godności i wyboru kobiety” — ona też jest dzieckiem poczętym. I do tego urodzonym.
Primum mater, deinde foetus!
Tak długo, jak długo płód wymaga do życia i rozwoju kobiecej macicy — nigdy płód nie może być ważniejszy niż kobieta.
Bez Niej nie ma dzieci. To o Nią trzeba zadbać w pierwszej kolejności.
Do czego prowadzi walka z aborcją?
– do przesunięcia aborcji do kryminogennego, niebezpiecznego podziemia,
– do wzrostu ceny aborcji,
– do wzrostu ceny tabletek poronnych,
– do wzrostu liczby powikłań i zgonów kobiet,
– do efektu mrożącego wśród lekarzy, skutkującego zgonami kobiet z powodu zbyt późno wykonanej aborcji w przypadku sepsy,
– do narastania nienawiści wobec katolików,
– do narastania nienawiści do Kościoła,
– do spadku dzietności,
– do spadku liczby wiernych w kościołach,
– do spadku szacunku ludzi do martwego prawa, które im nie pomaga żyć, tylko utrudnia decyzje, które i tak podejmą,
– do braku danych statystycznych na temat całego zjawiska aborcji i realnego zapotrzebowania na aborcję.
W żadnym państwie świata zakaz aborcji nie zmniejszył rzeczywistej liczby aborcji — jedynie usunął je z oficjalnych statystyk.
A do czego doprowadziłaby legalizacja aborcji?
– Liczba aborcji nie wzrośnie — ujawni się po prostu realne zapotrzebowanie.
– Każdy przypadek byłby zarejestrowany — naukowcy mogliby wreszcie przyjrzeć się przyczynom i opracować skuteczne metody profilaktyki aborcji.
– Podziemie aborcyjne uschłoby.
– Nielegalny handel tabletkami poronnymi również — bo każda kobieta mogłaby dostać tabletki legalnie na receptę.
– Możliwa byłaby naukowa analiza sprzedaży tych leków i identyfikacja obszarów największego problemu — co pozwoliłoby tworzyć programy zapobiegawcze na poziomie rządowym.
Nie walka z aborcją, a walka o kobiety.
– Promowanie antykoncepcji,
– Promowanie zasad bezpiecznego seksu,
– Promowanie rodziny i macierzyństwa jako wartości,
– Wsparcie finansowe rodzin w kryzysie,
– Redukcja ubóstwa intelektualnego przez edukację zdrowotną,
– Likwidacja mitów dotyczących zapłodnienia.
Nigdy nie zlikwidujemy aborcji do zera — to utopia.
Ale możemy ją realnie zmniejszyć o 50–70%, co przy założeniu średnio 100 000 aborcji rocznie oznacza uratowanie 50–70 tysięcy płodów rocznie (!)
Ale trzeba zacząć robić to, co działa — a nie desperacko i nieskutecznie próbować cofać czas. To niemożliwe.
Mamy XXI wiek. Rewolucję seksualną. Pornografię, którą oglądają nawet dzieci — czy Wam się to podoba, czy nie.
Dlatego musimy prowadzić edukację seksualną, zanim 11-latek weźmie do ręki smartfona i obejrzy porno.
Obecnie średni wiek pierwszego kontaktu dzieci z pornografią to 11–12 lat (!)
Pokazałem Państwu, co działa.
Pokazałem Państwu, jak w ciągu 10 lat można skutecznie zmniejszyć liczbę aborcji.
Bo deszcz przestanie padać dopiero wtedy, gdy zniknie chmura – a nie wtedy, gdy wystawicie tysiąc dziurawych garnków, by łapać 100 000 kropli.
Aborcja była, jest i będzie — bo walczycie z objawem, a nie z przyczyną. Te drzwi są otwarte.
1. Legalne kliniki aborcyjne oddzielone od szpitali, by nikt nie musiał korzystać z klauzuli sumienia — to rozwiązuje problem i odciąża szpitale.
2. Systemowe wsparcie (finansowe, mieszkaniowe, edukacyjne, zawodowe) dla kobiet.
3. Dostępna, refundowana antykoncepcja.
Potrzebna jest zmiana sposobu myślenia — tylko tak rozwiążemy ten problem społeczny skutecznie.
Nie do zera — bo to niemożliwe.
Ale sukcesywny spadek liczby aborcji w ciągu 10 lat o 50–70% jest jak najbardziej realny.
Jeśli kobieta chce być w ciąży, wyda każde pieniądze i podejmie największe ryzyko, by w niej być.
Ale jeśli nie chce być w ciąży — wyda każde pieniądze i podejmie każde ryzyko, by w niej nie być.
I żaden zakaz, żadna kontrola i żadna kara tego nie zmienią.
A martwe prawo niszczy społeczeństwo i obniża szacunek do władzy.
Pozdrawiam,
Dr Maciej Jedrzejko
Tata Ginekolog