poniedziałek, 31 grudnia 2018

Leczenie bólem - polecam :-)

    Mój stan nie rokował wielkiej poprawy.
Wszyscy namawiali raczej do walki niż do zaakceptowania tego co los dał. Wiadomo, są różne praktyki, na radzenie sobie w życiu.. Ale najważniejsze, że kategorycznie kazano mi się nie poddawać! Ja to rozumiałam jako zachętę do walki. :-)
Zmiany zaczęły zachodzić w Sylwestra jednego roku. Nawet nie wiem, który to rok, w każdym razie właśnie się poddałam, chora, nieszczęśliwa, pomyślałam, że na pewno nie pożyję długo.
Dzieci mnie pilnowały, prowadzały do psychologa, na rehabilitację, coś tam robiłam, ale bez przekonania, raczej, żeby się nikt nie czepiał.
I tym sposobem pani psycholog powodując wspomnienia, co to zawsze ludzie każą spychać w kąt, bo po co rozdrapywać, nauczyła mnie nazywać uczucia.
I to okazało się strzałem w dziesiątkę.
Potem poprawił fizjoterapeuta. Kiedy myślałam, że już wszystko powiedziałam, przyszły wspomnienia, co nawet nie wiedziałam, że ja takie mam.
Po każdej terapii, byłam jak zbity pies, nie chciałam więcej iść, bo wszystko bolało

 I to był wstęp do najtrafniejszej rehabilitacji.

Tenzin Wangyal Rinpocze uczy jak uleczyć serce, jak  rozpuszczać ból.
Nie mogę się nadziwić, że ja to załapałam, ale najwidoczniej zrozumiałam jak należy, bo radzę sobie świetnie z tym co mnie spotyka, co rani :-)
Zaczyna się od wspomnień, od myślenia, to robią psycholodzy, ale okazuje się to połową sukcesu. Nawet moja psycholog powiedziała, że ludzie latami chodzą na terapię, a ja szybko wyzdrowiałam (bagatela w 2 lata, hehe)
Okazało się, że nazwanie uczuć związanych z tymi wspomnieniami, przyjęcie ich, to jest sukces, to dopiero spowoduje rozpuszczenie bólu.

Pozwolenie sobie na bolesne wspomnienia, to już jest trudne. Zwłaszcza, że jesteśmy uczeni od małego, żeby sobie na takie rzeczy nie pozwalać. Zresztą rzeczywiście niektórzy latami pamiętają co mi tam ktoś złego zrobił i nic dziwnego, że radzi się zapomnieć.
A wracają te złe myśli, bo się nie rozpuści bólu.
       Ponieważ zostałam sama, nikomu to nie przeszkadzało, że mielę ten żal.
I kiedy wreszcie udało mi się dotknąć do żywego, rozpoznać to uczucie co tak bolało, rozchodziło się.
Nie raz wyłam w niebo głosy, tak bolało pękające serce.
Ale kiedy ból ustąpił, napływało szczęście.

Chyba już nikogo nie dziwi moja wielka miłość do nauczycieli Bon :-)


Podobną technikę ma mój fizjoterapeuta, hehe, i dzięki niej ręce mi się już nie trzęsą, chodzę, śpię na obu bokach itd, itp. U niego, dla odmiany, darłam się, kiedy trafił w nerw.
Swoją drogą, miałam szczęście, że znalazłam się  u kogoś, co ma taką ogromną wiedzę i od razu wiedział gdzie nacisnąć.   

W ogóle mam ogromne szczęście, okazało się :-).

Leczenie bólem jest najlepszą terapią dla mnie.

Może się okazać, że dla wielu z nas.

Szczęśliwego Nowego Roku


sobota, 29 grudnia 2018

Po rehabilitacji, uff

       Skończyłam 5 tygodni rehabilitacji.
A dopiero co narzekałam, że takie długie terminy i że mało dają zabiegów, że jakiś lekarz powiedział: co się miało naprawić to już się naprawiło.
A teraz trafiłam do takiej pani doktór, która dała dużo przydatnych zabiegów i prze długi czas. Może nie naprawiło się nic ale i tak lepiej się żyje, wygrzałam się i mniej boli.
Ponieważ zabiegi miałam w szpitalu, to mają specjalna salę do ćwiczeń. Min. są takie klatki, w których podwieszają różne części ciała. Kto miał kiedyś, to wie, jak to wygląda. W każdym razie chodzi o to (tak zrozumiałam) żeby pozwolić rozluźnić się kręgosłupowi, żeby między kręgi dopływała krew. Ja miałam wszystko podwieszane w ciągu tych lat, ręce, nogi, głowę, tyłek.
I uświadomiłam, jakie to szczęście, że nauczał Mistrz Moy jak zrobić to samemu, jak to wyćwiczyć,
Umiem już to zrobić i poczuć jak kręgosłup dzieli się na cząsteczki, a dzięki obracaniu, szczeliny między kręgami są odżywione,  dotlenione i nasmarowane.
Zajęło mi to ... bagatela 10 lat i dopiero po wypadku, z wielkiego bólu, szukając ratunku, to odkryłam.
W ogóle, po wypadku.... zauważyłam mnóstwo wartościowych umiejętności, hehe
Mimo to, nie polecam !!!!
Teraz to już nie wiem, czy powinnam, czy nie, polecać, bo zyskać można ogromnie dużo, ale ból serca i ciała też jest ogromny,.
W każdym razie, na pewno, warto przyjąć to co się przytrafia.

Wtedy na pewno to będzie dar, nie przekleństwo !!!

I tym optymistycznym akcentem, jeszcze raz chciałam podziękować za życzenia świąteczne, za pamięć i za otrzymane prezenty Teresce, Janeczce, Agnieszce. :-))



czwartek, 27 grudnia 2018

Ale leje

     Te święta są zupełnie inne :-)
Zakwitła mi begonia!!


Odezwali się ludzie, którzy nigdy się jeszcze ze mną nie kontaktowali.
Zadzwonili z wyjątkowo serdecznymi życzeniami, tacy, których się wcale nie spodziewałam.
Przygotowana byłam na czas osamotnienia, ale nie sądziłam, że będzie on poprzedzony  czasem życzliwości :-)
Zadzwoniła też osoba, bardzo mi bliska od wielu, wielu lat. Ciepło mi się zrobiło na sercu.
Nagle się rozpłakała i powiedziała co ją boli.
Bardzo się przejęłam.
Niestety nie można pomóc, to cierpienie serca.
I nagle mnie olśniło.

Mówię mantrę za tą osobę!!

Polecam przekazywanie wsparcia duchowego, zwłaszcza kiedy nic zrobić nie można.
Jeśli moim marzeniem będzie uwolnienie kogoś z cierpienia, to na w końcu się to uda, w końcu rozproszy się to zło.
Przecież marzenia się spełniają!!!
Dlaczego nie mieć takiego marzenia?

Ja wierzę w przyciąganie dobrej energii. Pewnie dlatego tak mi odpowiada buddyzm tybetański, gdzie taka praktyka jest powszechnie stosowana.
A wiadomo: wiara czyni cuda!

Więc wszystkich, do takiej praktyki,
 zwłaszcza, że co dajesz to dostajesz :-)


Taki prezent pod choinkę :-))




Dałam tez nietypowy prezent pod choinkę mojemu synowi. Dałam do przeczytania post Hala Gwardii.
Ucieszył się jak...... dziecko, hehe, zwłaszcza, że wystawił na Legii w Mikołajkowych Grzmotach dwóch bokserów, chłopaka i dziewczynę i obie walki były wygrane :-)

U nas dziś leje, wszystko mnie boli, łoj

niedziela, 23 grudnia 2018

Barszczyk pachnie .. uch:-)

   Dwa lata temu, dobry znajomy pytał co ja przygotowuje do jedzenia na święta? powiedziałam, że kupuję to i tamto i barszcz w kartonie bo jest najlepszy. Skrzywił się lekko i powiedział, że barszcz to sama mogę ugotować i że taki jest najzdrowszy. Słyszałam te słowa w głowie cały czas i w końcu postanowiłam, że ugotuję skoro to takie proste.
Teściowa dała przepis, tata obrał buraki i pierwszy raz jak 20 lat prowadzę dom, szykowałam barszcz.
Wyszedł rzeczywiście pycha, nawet mój syn się zdziwił, ze to moje dzieło bo myślał, że taki dobry bo z kartonu.
I od tamtej pory zaczęła się moja przygoda z gotowaniem. Proste potrawy, ale bez chemii, bez konserwantów z pożytecznych produktów.
Dla mnie zupełna nowość.
Jestem bardzo wdzięczna znajomemu, że nauczyłam się dbać o to co jem i jak jem :-)

świątecznie się zrobiło bo nawet śnieg spadł :-)



Zrobiłam dużo kartek świątecznych i jeszcze do niedawna zdobiły komodę, ale rozdałam wszystko.
Jeszcze wczoraj zajrzałam do sklepu i tam akurat były panie, które wielokrotnie mi pomagały, więc z wielką radością podarowałam im dwie ostatnie kartki, bo miałam je przy sobie.




















i co?, prawda, ze fajne... :-)

Bardzo się cieszę, że tyle rzeczy udało mi się zrobić do świąt. Jestem bardzo zadowolona z siebie, czemu dałam wyraz tutaj nie raz, hehe
Ale dziś jeszcze opowiadając siostrze przez telefon, co u mnie , zdałam sobie sprawę, te zakończyłam kolejny wielki etap mojego życia.
Kiedy zastanawiałam się z trwogą jakie mnie czekają święta, przewidywałam się, że znów będą żałosne.
I o dziwo stało się tak, jak się spodziewałam, ale to już nie jest dla mnie żałosne, to jest dla mnie wielkie szczęście.
Uświadomiłam sobie, że przecięłam pępowinę z bliskimi, co dało mi prawdziwą wolność.

Oczywiście nadal będę wysłuchiwać, wspierać, pomagać trochę, kiedy zajdzie potrzeba, ale już bez tak wielkiej mojej ingerencji emocjonalnej jak do tej pory.
Zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście żyłam życiem wszystkich dookoła i wydawało mi się, że tak trzeba, że to taka moja wielka dobroć, a tymczasem okazuje się, że tak naprawdę nikomu  to aż tak niepotrzebne, a mnie spala.

Każdy ma swoje życie, swoją karme, nikogo nie można uszczęśliwić na siłę, nie trzeba na siłę wskazywać drogi.
Będzie szczęśliwy kiedy sam odkryje jak to osiągnąć.

A ja jestem szczęśliwa, bo mam spokój.

Też mi ktoś na to zwrócił uwagę.

Właśnie dzięki temu, że mam spokój, zauważam takie rzeczy. Nie musi być tak jak jest przyjęte za dobre, żeby dobrem było

Spokój chyba sprzyja otwarciu umysłu :-)

Czego i Wam serdecznie życzę



piątek, 21 grudnia 2018

Jeszcze Wigilia dla Domu Samotnej Matki z Białołęki

    Dziewczyny, które zorganizowały Imprezę Charytatywną urządziły również Wigilię dla "Domu Samotnej Matki" na Skierdowskiej
Byłam zaproszona, ale niestety nie miałam siły jechać.
Po obejrzeniu zdjęć, bardzo żałuję.
Za rok koniecznie muszę  zobaczyć na własne oczy te roześmiane buzie :-)
Przypomniało mi się jak dawno temu pojechałam na zwiady do tego ośrodka. Lato było, siedziałyśmy z koleżanką przed domem i mijała nas grupka dzieciaczków. Jak zobaczyłam te spokojne, wesołe, ufne oczka od razu wiedziałam, ze tam jest bezpiecznie, czyli to co najważniejsze.
I najwidoczniej się nie pomyliłam, bo od kilku lat maja wsparcie od


 Zobaczcie sami ile serca, życzliwości, ciepła jest w tym domu.





I z prezentów też zadowoleni :-)))

Wesołych świąt Kochani :-)))

Zakończyłam dziś 4 tygodnie intensywnej rehabilitacji. Najbardziej cieszę się z naświetlania lampą Solux, i gorące kompresy żelowe. W taka pogodę już mam wszystko przemarznięte i  rano ledwie z łóżka się wstaję, chociaż mrozu jeszcze nie ma, ja już źle znoszę ochłodzenie. Lekarzowi powiedziałam co na mnie najlepiej podziałało i pani w prezencie pod choinką położyła jeszcze kilka dodatkowych dni,
Dobrze, że miałam kartkę dla niej, teraz żałuję, że taką małą, hehe

I jeszcze jak wracałam przez park wyjrzał do mnie listek zielony. Naprawdę, sami zobaczcie :-)

Mam takie ogólne wrażenie, że gałęzie już są żywe i zaczynają nabierać kolorów.


A może mi się tylko zdaje?

Jutro pokażę moje  kartki :-)


 

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Puenta



W moim ulubionym albumie, już dawno znalazłam tekst, który mnie bardzo ucieszył. Pomyślałam, że jest okazja o tym napisać.


"Wyznawcy buddyzmu wierzyli w magiczne zaklęcia , które służyły w życiu doczesnym. Miały one powodować uzdrowienia, zaradzać nieszczęściom, chronić przed wrogami. Jedna z mantr buddyjskich nabrała znaczenia magicznego zaklęcia. To powiedzenie "Om mani padme hum"- Klejnot jest w istocie. Uważa się, że fraza ta przynosi ulgę w cierpieniu, a jej darczyńcą jest współczujący bodhisattwa Avalokiteśwara - Cienrezig. To właśnie on cechuje się bezgranicznym miłosierdziem.
Jedna z form  Awalokiteśwary  posiada 11 twarzy co ma symbolizować siłę Buddy. Legenda mówi, że był on tak poruszony ogromem ludzkich cierpień, że jego głowa rozpadła się na 11 części a z ciała wyrosło tysiąc rąk, by nieść pomoc ludziom.
 Awalokiteśwara  władny jest rozpoznać cierpienie potrzebującym wsparcia, zapewnić im pomoc i pocieszenie, w związku z czym cieszy się ogromną popularnością wśród wyznawców buddyzmu do dnia dzisiejszego"


Ja tam wolę takie ideały, niż skupianie się na przyciąganiu nowych butów
.Nowe buty nie dadzą prawdziwego szczęścia.
Dadzą tylko zadowolenie.
Buty dobrze mieć, ale nie są najważniejsze.......
 Klejnot jest w istocie.
Wiara w to, wcale nie jest odległa od miłości współczucia i dobroci, której uczył Pan Jezus :-)

Ogromnie się cieszę, że znów zaczyna dominować taka świadomość.

oho, rozweseliły się buzie
:-)))

Może tak być, że ktoś cierpiący biedę, skupia się na wydostaniu się z niej. Osiągnięcie takiego sukcesu powoduje wzmocnienie wiary w siebie. I super, bo to znaczy, że może osiągnąć prawdziwe szczęście pomagając innym.

I tego nam wszystkim życzę :-)))

sobota, 15 grudnia 2018

Dla Domu Samotnej Matki

     Tak się cieszę, że Queens Of Road zorganizowały wspaniałą imprezę charytatywną i ludzie mogli okazać współczucie potrzebującym.
Strasznie to patetycznie zabrzmiało, hehe, ale muszę to tak określić, bo to nie jest drobnostka czy przypadek. Dziewczyny naprawdę zaraziły życzliwością mnóstwo osób, wydawałoby się odpornych na wzruszenia, (mam nadzieję, nikogo nie uraziłam) :-)




Można było kupić rękodzieło kobiet z ośrodka








Wiele rzeczy zostało wystawionych na aukcje, z których dochód był przekazany do ośrodka.








Ja to widziałam tyle..... hehe










Stoisko z rękodziełem






Niemieszkałam dołożyć dwoje kartki :-)




Widzicie kota ? :-)



Sami widzicie, panie z ośrodka radzą sobie jak mogą.
To nie jest typowy Dom Samotnej Matki, gdzie kobiety mogą być 5 lat i potem muszą  sobie same  radzić.
Ten ośrodek został stworzony min. przez osobę, która współpracowała z Markiem Kotańskim i działa na podobnych zasadach, ludzie tworzą prawdziwy dom. Niestety nie jest on objęty pomocą państwa. (a na pewno nie był)
Na szczęście wygrali w sądzie i już nikt ich z tego miejsca nie wyrzuci, a były takie przykre perspektywy.
Ja dowiedziałam się o tym ośrodku od koleżanki, z którą kiedyś pracowałam,  ona pierwsza pomagała jak mogła, ale jak sama mówiła, to była kropla w morzu.
Opowiedziałam o tym znajomym w okolicy, np. w warzywniaczku skąd dostawaliśmy zawsze warzywa i owoce.
Znajomym na tai chi, skąd zawieziono dużo sprzętów, odzieży i co podobno bardzo przydatne to meble :-)

Po jakimś czasie okazało się, że największym sukcesem dla mnie osobiście było opowiedzenie o Samotnych Matkach mojej znajomej, która zachęciła mnie do rozgłaszania  takich potrzeb. Dzięki niej, zaczęłam zamieszczać zdjęcia, opowiadać, pisać posty i stąd znalazła się Kasia, dzięki której często mają tam co jeść . A któregoś dnia  Magda powiedziała o Funduszu Norweskim, do którego można zgłosić "Matki". Przyszła do mnie, wypełniła zgłoszenie, i podała mnie jako osobę zgłaszającą, bo twierdziła, że to moje "Matki"
Nasz ośrodek nie dostał żadnych pieniędzy, bo naprawdę było dużo potrzebujących, gdzie zajmują się chorymi, niepełnosprawnymi, starszymi ludźmi w biednych bardzo okolicach, więc wsparcia znikąd nie dostaną. Ale za to  poznałam sportowca o ogromnym sercu i on mnie wysłał do świetnego fizjoterapeuty.
Pisałam o nich wielokrotnie, bo nie mogę się nacieszyć tym cudem, hehe.
I tak się stało, że najpierw myślałam, że długo nie pożyję, potem miałam nadzieję, że długo nie pożyję i w oczekiwaniu na koniec nieśmiało z nudów coś robiłam. Sama ledwie chodziłam i tak naprawdę lidzie dookoła się udzielali, nawet zawoził kolega mojego syna,
A dzięki Magdzie, trafiłam na imprezę "Społeczni Siłacze" o których pisałam w poście "Zostałam siłaczem", a z niej do człowieka, który przywrócił mi sprawność.
Obok Tenzina Wangyala Rinpocze został moim idolem, a wszystkich życzliwych, pomocnych, dobrych ludzi po prostu kocham.
Magda to na pewno mój kolejny Anioł Stróż :-)

I tak to potwierdziło się, że człowiek nie wie co jest dla niego tak naprawdę dobre :-)