niedziela, 29 października 2017

Cały dzień lało


a około 22 się przejaśniło :-)
Rozczulił mnie widok księżyca nad wieżowcem.

Wczoraj zaczęłam od nowa oglądać nauki Nauczyciela Bon na Youtube. Pomyślałam sobie: ciekawe jak teraz odbiorę usłyszane słowa?
Ucieszyłam się niezmiernie, że, jakimś cudem, polecane metody zapanowania nad swoim umysłem, stosuję do dziś. Właściwe są naturalną reakcją na doświadczane sytuacje.

A zaczęłam od "Praktyka odzyskiwania duszy" Tenzina Wangyala Rinpoche.

Ta praktyka rozpoczęła moją wielką przemianę. Z osoby bardzo nieszczęśliwej będącej na skraju załamania przeistoczyłam się we współczującego, ciepłego człowieka.

Może też ktoś będzie chciał zacząć od początku?

"wybaczenie to klucz do naszej celi więziennej" powiedział nasz kardynał 

A nauczyciel BON powiedział jak znaleźć ten klucz. :-)



A największym szczęściem dziś były odwiedziny mojego syna z dziewczyną.
Od pierwszego spotkania pokochałam tą dziewczynę, a dziś pomyślałam sobie, że ona pojawiła się w naszej rodzinie, żeby mi było lepiej. Ona się mną od początku opiekuje.I zawsze może liczyć na moją wdzięczność, pomogę jej jak tylko będę mogła i chyba też cieszy ją taka sympatia.
Syn o tym wie i mam nadzieję nie będzie to kolidowało z ich losem wspólnym albo oddzielnym.

środa, 25 października 2017

Wolność

Pierwszy raz obejrzałam ten pomnik z bliska. Zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Przypomniał mi się wiersz  "Miejcie nadzieję", Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mnie podniesie na duchu, kiedy będę wracała.

Okazało się, ze inni ludzie też uznali moje roszczenia za mało istotne.
O dziwo, już mnie to rozbawiło. Nawet pani, która się mną opiekowała, zatroszczyła się, czy dobrze zrozumiałam opinię.
Tak, dobrze zrozumiałam, ale na szczęście już dawno uświadomiłam sobie, że każdy jest inny i nie można liczyć na obiektywną ocenę. Jedna osoba uważa, że to jest ważne i ma do tego prawo, a ktoś inny ma odmienne priorytety. Taka karma. Ważne jest, co się tak naprawdę robi i dlaczego.
Ludzie krzywdzą innych przede wszystkim z niewiedzy jak powiedział mądry człowiek. No i niestety, w zdobyciu wiedzy, nikt nie wyręczy :-) Niemożna uszczęśliwić kogoś na siłę :-) I jeszcze słyszałam, że nadmierna troska jest oznaką przemocy :-)
Bycie dobrym wcale nie jest takie proste i jednoznaczne.

Ulżyło mi, że już mogę zamknąć drzwi za pewnym etapem życia. Właściwie wczorajsze wydarzenie zmieniło moje spojrzenie na doświadczone wcześniej przykrości. Chociaż nie poszło po mojej myśli, uświadomiłam sobie, że tak naprawdę jestem dużo przodu.
To, że dostałam drugie życie i to jakie !! świadczy najlepiej o tym, że tam na Górze mnie lubią i że nazbierałam sobie dużo dobrej karmy. A że ktoś wykorzystał moją słabość, to tylko dowód na to, że musiało się tak stać, żebym obudziła się z szaleństwa i dojrzała wielkiego człowieka w sobie, istotę czystą i doskonałą, hehe

No cóż, potwierdza się twierdzenie, że człowiek nie wie co jest tak naprawdę dla niego dobre.

I bardzo się cieszę, że już powiedziałabym każdemu:

 Miejcie odwagę!... Nie tę jednodniową, 
Co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska, 
Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową 
Nie da się zepchnąć ze swego stanowiska

Tak, takie słowa, bardzo chętnie biorą do siebie egoiści dla usprawiedliwienia swoich działań.
Podobnie jak naukę Tenzina, która zachęcała do realizacji swoich pragnień. Tylko o ile pamiętam, chodziło mu o pragnienia, która są przydatne wielu ludziom. Np. Nie odpuszczać, kiedy chodzi o wolność. A nie spełnianie swojej zachcianki.
Jak się zrozumie i co do nas trafia, to już jest indywidualna sprawa.

Ale do mnie lgną dobrzy ludzie.
Raz rozmawiałam ze wspaniałym człowiekiem i usłyszałam: mogłem to dlaczego miałem nie pomóc.
Ogromnie mnie to wzruszyło, to jest moja bratnia dusza :-)
Potem usłyszałam od niego w wywiadzie, że wynik nie jest taki ważny co zdobycie się na walkę.

Wreszcie i mnie na to stać!!!

Mam podniesioną głowę bo mam szacunek dla siebie.

I choć nie jestem wojownikiem, na szczęście nie jestem też tchórzem.
Nie boję się też przyznać przed sobą do swoich uczuć, które czasem bolą.
A to prowadzi do wolności!!!

Czego wszystkim serdecznie życzę !!!


ps A może ja już jestem wojownikiem??? hehe

Jak zwał tak zwał, ważne, żeby być wolnym człowiekiem, prawda?!


Kiciuś już się zadomawia :-) 

piątek, 20 października 2017

Dobre dni :-)

    Pogoda nas rozpieszcza do dzisiaj. Słońce i ciepło sprawiły, że łatwiej podjęłam się załatwienia kilku spraw. Najpierw jakimś cudem zwróciłam uwagę na pewne rzeczy, które do tej pory uważałam za zło konieczne, a tymczasem okazało się, że jest błąd w systemie. 
Skierowano nas do Rzecznika Praw Konsumenta. Bardzo serdeczna pani zaproponowała jak postąpić. W nocy olśniło mnie po raz drugi i rano pobiegliśmy do urzędu. Na szczęście była ta pani na dyżurze. Powiedziałam co sobie przypomniałam i rzeczywiście okazało się, że to dość istotnie zmienia postać rzeczy. Zajrzała do komputera, żeby nas zapisać na dłuższą wizytę i napisać drugie pismo i nagle roześmiała się serdecznie. Powiedziała, że zawsze kasuje zatwierdzone pisma przez klientów, a to o dziwo, jest. Sama nadziwić się nie mogła :-) Od ręki wprowadziła odpowiednie zmiany, wydrukowała.  !!!
To na pewno dobry znak
Jeszcze wczoraj wysłaliśmy pod wskazany adres.
Na odchodne pani poleciła przyjść ze wszystkimi odpowiedziami z firmy, będzie nas prowadzić.
Kazała się uzbroić w cierpliwość i nie zrażać oporem z  tamtej strony. Potrwa to, ale na pewno będą korzyści.

Co prawda usłyszałam już niezbyt pocieszające opinie o urzędach i sprawiedliwości, ale nie zrażam się tym. Jestem przeszczęśliwa z samego faktu, że trafiłam znowu na człowieka z sercem i że czasem mam takie niesamowite przebłyski logiki i pamięci. Jak to dobrze, że jestem nieumarła, hehe
Finansowo, czy zyskam na tym, czy nie, już nie jest takie istotne. Przeżyłam tyle to i przeżyje dalej z tym co mam, a gorzej nie będzie. 

Postanowiłam to uczcić !
I tak, na to konto zaprowadzimy kota sąsiadów, którego miałam wziąć, do weterynarza. Oni do tej pory nie mogli tego załatwić z powodów finansowych po prostu. 
Też się ucieszyli, hehe, i tak sobie myślę, że też będą mi dobrze życzyli. 
Szanse na moje powodzenie wzrosną :-)

I życzę wszystkim otrzymywania jak najwięcej dobrych życzeń !!!

Warszawianka ma pąka. Ciekawe, czy zdąży jeszcze zakwitnąć? Może zabiorę ją do domu kiedy zrobi się zimno?

No, no, warszawianka i kwitnący grudzień, takiego zestawu jeszcze nie widziałam :-) może zobaczę :-)


 Wczoraj tak zachodziło słońce. Może mi się zdaje, ale podobny zachody słońca widziałam w lecie :-)

Już się chmurzy niestety, ale może dobrze będzie odpocząć w domu po kocykiem po tych przeżyciach.
 Czego wszystkim z całego serca życzę :-)))

poniedziałek, 16 października 2017

Na poprawę nastroju

Dzisiaj było gorąco w Warszawie :-)


 W Warszawie, zaświeciło słońce, jest ciepło i ..... chce się coś robić w końcu. Jak jest pochmurno i wilgotno to najchętniej bym nie wychodziła spod koca, ale wiem, że trzeba się ruszać, żeby na wiosnę móc wyjść z domu. Przecież nie mogę zaprzepaścić takiego skarbu jak chodzenie, hehe
Jesienne liście na drzewach w takiej ilości zrobiły się w ciągu mniej więcej 2 dni. Pewnie ocieplenie tak podziałało :-)

Czas dyniowy się zaczął. Dynia jest bardzo zdrowa. Trzeba jeść jak najwięcej. Ponieważ już wciągnęłam się w racjonalne odżywianie postanowiłam zrobić dynię pieczoną. (Nie piszę dieta, bo to się źle kojarzy. Dieta jest często rozumiana jako odmawianie sobie jedzenia, zażywanie jakiś suplementów diety, czy też odżywek (często wręcz szkodliwych na inne organy) a nawet leków, W dodatku za takie diety, firmy biorą ciężkie pieniądze.
Moja pani dietetyk wyznacza oczywiście co mogę jeść i w jakiej ilości, ale jest to racjonalna ocena co przyniesie korzyść dla zdrowia kobiety w moim wieku, z niewielkim wysiłkiem fizycznym.
Mogę czasem zjeść pizzę, ciasto, które babcia upiecze (z prawdziwym cukrem, z prawdziwymi jajami a nie chemicznymi dodatkami)
Co prawda ostatnio skusiłam się na boczek i to pani odradziła zupełnie.

Najlepsze dla mnie, ale i dla wszystkim jest spożywanie warzyw w dużej ilości. Poszukałam przepisów w internecie i zrobiłam jak umiałam, dodałam zioła i odrobinę oliwy z oliwek. Przepis Okrasy.

 Upieczona dynia nie wyglądała tak apetycznie jak na zdjęciach, ale pachniało w całym domu pięknie.
Domownicy się jakoś szczególnie nie zachwycili, mówili po prostu, że dobre, zjedli po kawałeczku. Za to ja, zawartość naczynia pożarłam na dwa razy, tak mi smakowało :-) Na obiad i kolację.
 Ale najwięcej wartości ma podobno świeży sok z dyni :-)

Zakwitła nareszcie pelargonia różowa. przypomniała mi, że mimo wszystko miałam udany tydzień. 
 Jednak w weekend wydarzyło się coś bardzo przykrego.
Na szczęście wyjęczałam się dzieciom, siostrze i dobrej znajomej. Nauczona już, że najlepsze rozwiązania sama znajduję w głowę, mimo wszystko nagadałam  ludziom co mi się przytrafiło. Nie ulżyło mi, ale każda osoba powiedziała, co zrobić, a ja z tego wyciągnęłam pomysły dla siebie. I już wiem, że najpierw zrobię to, potem tamto, aż się naprawi a jak nie to będzie znaczyło, że tak ma być i trzeba czekać na pożytek z tego płynący.

Na pewno już zyskałam duże wsparcie. I jutro przez cały dzień będzie ze mną serdeczna osoba i pójdziemy na spacer. Super,:-D

Przypomniało mi się, jak kiedyś, parę razy usłyszałam, że nie mogę się użalać nad sobą. Zakwalifikowanie mojego cierpienia do użalania się nad sobą, wzmagało moje cierpienie i utwierdzało w naukach nauczyciela BON, że trzeba być dla siebie najlepszym przyjacielem, sobie pozwolić na żal, na strach, a innych ludzi tym nie obarczać, to może ich przytłaczać, bo mają swoje problemy albo zniesmaczać bo nie umieją współczuć.
Ale już jestem w takim stanie, że trochę zrozumiałam, co to znaczy użalać się nad sobą.
Jedna taka osoba z upodobaniem chce się być chora ( wszystkich uprzedza o chorobie) bo dzięki temu może wykorzystywać innych. Pozwalać sobie na pobłażanie dla swoich uzależnień, przyzwyczajeń. Byłam świadkiem jak ktoś ukrywał dobre wyniki badań. Wydało się to zupełnie przypadkiem. Ktoś niechcący się wygadał. Oczywiście nie wprost, ale to co powiedział właśnie o tym świadczyło, hehe

W moim przypadku, jak to teraz oceniam, przyczyną rozklejenia zupełnego, była bezsilność. Nie miałam siły, byłam zdana na innych i to mnie jeszcze bardziej dołowało. Wszystko wskazywało na to, że tak już zostanie. Dzieci dla których jestem ważna, pójdą w świat i co ja zrobię z samotnością.

Nie nazwałabym tego użalaniem się nad sobą.
Straszne, nie widzieć sensu i nie próbować zmienić tego co jest krzywdzące dla nas. A jeszcze gorzej nie móc już nic zmienić i pogodzić się  tym.
Na ogół ludzie w ogóle nie biorą tego pod uwagę.
W obu przypadkach myślę, że szkoda takiego człowieka i można życzyć, żeby znalazł iskierkę, bo będzie wówczas szczęśliwy. Po co krytykować, to nie pomaga.

 Bardzo celnie ujął ludzkie zachowania mój ulubiony Terry Pratchett w Kosiarzu:

" Zadziwiające, ilu przyjaciół może zyskać człowiek, kiedy sobie z czymś nie radzi. Pod warunkiem, że nie radzi sobie tak bardzo, żeby było to śmieszne"

Wygląda na to, że za pierwszym razem, było weselej, bo moja depresja przyciągała przyjaznych ludzi. Za drugim razem, już było tak strasznie, że zrobiło się pusto dookoła.

Teraz już wiem, że musiałam mieć przestrzeń, żeby dotarły do mnie wartościowe rzeczy.
Musiałam przeżyć bezradność, żeby kroczek po kroczku odkrywać cuda i nauczyć się otwierać serce i umysł .

Jak to nigdy nie wiadomo co się może przydać, hehe

Ciekawe jaki będzie pożytek z ostatnich przeciwności? Na razie nie jest mi do śmiechu, oj

środa, 11 października 2017

Widoki


Często patrzę w niebo i zachwycam się kolorami chmur w świetle zachodzącego słońca. Nigdy wcześniej nie miałam na to czasu ale też nastroju.
W efekcie cieszę się, że jestem nieumarłym, dzięki temu widzę piękne rzeczy :-)




 Wczoraj na koniec dnia zaświeciło słońce, myślałam, że dziś będzie pogodnie.


Niestety padało całą noc. Rano było mokro i ponuro. Wszystko mnie bolało i nie czułam się na siłach iść na ćwiczenia. Wypiłam kawkę i przekonywałam się w duchu, żeby jednak wyjść z domu. W końcu się wyszykowałam.
Kiedy dotarłam na miejsce przywitało mnie kolorowe drzewo. Oczywiście mijałam je nieraz, ale dziś w szarudze żółto-czerwone liście zrobiły na mnie ogromne wrażenie.

 Uświadomiłam sobie jakie to wielkie szczęście, że mogę chodzić!!!

 Wszystkie troski dnia codziennego, niepokój, czy uda się coś załatwić tak, czy inaczej, zniknęły.
To wszystko przestało mieć znaczenie.

Dostałam największy prezent.

A może największym prezentem jest, że to zauważyłam.

Dzięki temu, mogę się odprężyć, nie muszę się nakręcać do osiągnięcia jakiś celów.
Człowiek, który jakimś cudem przeżył już wie, że nie zbadane są wyroki Boskie.
Trzeba tylko wiedzieć co się robi i dlaczego, bo to jest gwarancją, że się będzie dobrym człowiekiem co jest biletem do odniesienia sukcesów. Co prawda niekoniecznie typowych.

Oczywiście, jak wszyscy, chciałam, żeby mi się wiodło, żeby udał się mąż, dzieci, praca itd. ale po tym wszystkim co przeszłam już wiem, że nie byłabym takim człowiekiem, nie rozwinęłabym psychiki, gdybym nie przeszła takiej szkoły.

Niestety dopiero cierpienie, trudność, ból, zwracają uwagę na wspaniałe rzeczy dookoła, wspaniałych ludzi, wspaniałe osiągnięcia.

Gdyby nie deszcz, złe samopoczucie, nie zwróciłabym uwagi jaki to dar, że mogę, mimo wszystko, chodzić i zobaczyć piękny świat.
Dodatkowo, na zajęciach, spotkałam koleżankę, która kiedyś wyciągała mnie do różnych, ciekawych miejsc i obiecała, że znów mnie gdzieś zabierze :-)



Jakimś cudem życie nie jest dla mnie cierpieniem jak kiedyś. Wszystko boli, oprócz głowy i serca.

6 lat po wypadku już tak mam. :-)



piątek, 6 października 2017

Placuszki z cukinii

   Niespodziewanie bardzo udany był  dzisiejszy dzień :-)
Co prawda leje od rana i momentami potężnie wieje, to mimo wszystko spotkało mnie dziś dużo radości.
Zostałam zaproszona na kameralny koncert znajomego, którego nie widziałam i nie słyszałam kilka lat. Kiedy zobaczyłam zaproszenie, przypomniało mi się, że bardzo przypadła mi do gustu piosenka francuska w jego wykonaniu ze skomponowaną przez niego muzyką. Postanowiłam posłuchać jej jeszcze raz.
O tym koncercie i miejscu gdzie gdzie to było napiszę następnym razem, bo może ktoś lubi takie klimaty i chętnie się tam wybierze.
Na zachętę trochę pokażę.

Nieoczekiwanie na koniec pozwolono zaśpiewać dziewczynie, która ze mną przyjechała. Od dawna bardzo ją polubiłam, ale od dziś jestem zachwycona, bo ma taki piękny głos, bo jest taka odważna.
Rozochocona serdeczną atmosferą, podeszła do właścicielki i zapytała, czy może zaśpiewać. Co prawda dawno nie śpiewała i ma tremę, ale nabrała wielkiej ochoty słysząc wykonawców i bardzo by chciała.
Pozwolono jej.
Okazało się, że nie dość, że ma talent, to jeszcze doświadczenie z programów typu "Mam talent"
Popłakałabym ze wzruszenia :-)))


Mój ulubiony wykonawca :-)

Świetny klimat do słuchania muzyki tworzy galeria obrazów :-)


Tak mnie wesoło nastroił wieczór, że zamiast spać postanowiłam napisać o niedawnym moim sukcesie kulinarnym, a mianowicie placuszkach z cukinii.
Dostałam wielka cukinię od serdecznej osoby z zachętą do zrobienia placków. W pierwszej chwili miałam chęć ją zrobić zwyczajnie na parze, ale przekonywana, ze odpowiednio przyprawione są przepyszne, postanowiłam trochę się wysilić i zobaczyć w internecie jak to się robi.
Znalazłam przepis Ewy Wachowicz http://www.tysiagotuje.pl/2014/09/placuszki-z-cukinii-ewy-wachowicz.html
Ponieważ mam słabe ręce i nie mogę zetrzeć cukinii (wystarczy, że ćwiczyłam rękę przez cały dzień przy obieraniu, uff), wykorzystałam wyciskarkę soków.
Tym sposobem najadłam się, napiłam i to w dodatku maksymalnie zdrowo ;-)

 Cebula i czosnek
 Koperek dodany został do ciasta.
 Sok
 Placuszki z koperkiem. Najpierw usmażyłam na oleju, ale już tak się przyzwyczaiłam do smażenia bez tłuszczu, że trochę mnie mdliło, więc kolejne były już smażone na sucho.
 Placuszki ze szczypiorkiem. Smażone bez tłuszczu.

 Cieszę się niezmiernie, że dałam się namówić na placuszki. Naprawdę pycha. Jedzenia miałam na 3 dni i jeszcze się z dziećmi podzieliłam. Ale to już chyba zasługa samej ogromnej cukinii. :-)

Zachęcam, polecam i życzę smacznego :-)))

poniedziałek, 2 października 2017

Szalone Dni Muzyki w Teatrze Wielkim

       Zostałam zaproszona na Festiwal Muzyki w Teatrze Wielkim.
 Do Teatru Wielkiego zawsze chętnie chodziłam, między innymi dlatego, ze wiedziałam co tam zastanę, więc i tym razem nie dopytywałam co to za wydarzenie. Tymczasem postawiłam oczy w słup, kiedy zobaczyłam wesołą młodzież z plecakami i w adidasach.
Moje wyobrażenie o Teatrze Wielkim nie sięgało aż takich przemian.
Teatr Wielki, do tej pory, był światem wykwintnym, ponadprzeciętnym, niemalże idealnym, gdzie ocieraliśmy się z najwyższej jakości kulturą, wręcz genialną, niezwykłą, więc przyjmowaną z wielkim szacunkiem.
Kiedy odzyskałam głos, uśmiałam się serdecznie.
Spowodowane, zapewne,  finansowymi warunkami, teatr musiał stać się samowystarczalny, więc musiał przyciągnąć ludzi.
I przyciągnął :-)
Niestety, z wrażenia, nie pamiętam jakiej muzyki słuchaliśmy. Na pewno nie były to znane utwory.
Na szczęście nauczyłam się już trochę słuchać więc bardzo mi się podobało to co usłyszałam.






 Muzycy

W programie Festiwalu byli jeszcze tacy wykonawcy.


Koncert trwał nieco przeszło godzinę. Bardzo spodobała mi się taka forma zapoznawania z muzyką.
Jednak mam takie nieodparte wrażenie, że Teatr Wielki spowszednieje i już nie będzie wyjątkowym miejscem.
Czy ludziom są potrzebne wyjątkowe miejsca?
Czy dzięki temu inaczej się odbiera np.taką muzykę, która była tworzona dla króla?
A może takie miejsca powodują, że słuchacze czują się lepszymi?

No  cóż, czułam się wyjątkowa, ale tylko tam, hehe i to nie przeszkadzało w posiadaniu kompleksów.

A nie, przypomniało mi się, kompleksów to się nabawiłam później :-)