niedziela, 30 czerwca 2019

Nikomu nie zaszkodzi wiedzieć o innych tradycjach

    To co piszę, to nie po to, żeby kogoś przekonać, że moje jest lepsze.
Absolutnie nie!
To jest ciekawe, a jak się komuś przyda to jeszcze lepiej.
Właśnie zaczęłam to pisać na zakończenie, ale przeniosłam tą myśl na początek, żeby nikt się nie bał.     


Pochłonęła mnie bez reszty książka Namkhai Norbu Dzogczen. Jestem zachwycona, szczęśliwa i uwierzyć nie mogę, że wreszcie okazało się jaki to skarb, że jestem właśnie taka. Do tej pory uważałam, że to ogromna wada, bo nie mogłam znaleźć spokoju, otaczający świat, często, o tych wadach mi przypominał.
Oczywiście pouczano mnie, że problem jest we mnie, ale to jeszcze bardziej mnie dołowało. Zresztą osoby, które o tym mówiły, sądząc po ich życiu, same nie wiedziały o co tak naprawdę chodzi.
Kiedy zaczęłam czytać książkę, wypisywałam sobie najcenniejsze myśli, żeby sobie przypominać. Kilkoma podzieliłam się też z Wami. Wczoraj też tak zaczęłam, po czym doszłam do wniosku, że przepisałabym ją całą :-) Ostatecznie powstrzymało mnie jedno stwierdzenie: każde słowo można różnie zinterpretować, najważniejsze to zdać sobie sprawę co się tak naprawdę czuje. (tak zrozumiałam) A w odczuciach to ja dobra jestem, hehe
Najbardziej uszczęśliwił mnie sposób, który ma zapewnić odkrycie swojej prawdziwej natury, czystej i doskonałej. Odkrycie to jest oparte na indywidualnych możliwościach jednostki, nie globalnych zasadach robienia tego czy tamtego.
I wreszcie nie trzeba się bać, nie trzeba Boga przepraszać, ze się grzeszy, bo za mało jest się wdzięcznym, albo oddanym, albo za mało się wierzy. W Biblii w Starym Testamencie, gdzie Bóg podał prawa i przykazania, znajduję raczej wyjątkowe okrucieństwo, na które się powoływali chrześcijanie, zabijając pod pozorem wiary a tak naprawdę dla władzy, czyli dla pieniędzy. A teraz robi się biznes na tej wierze, tyle, że  bez zabijania. Ciekawe co buddyści by na to powiedzieli?

Nasz kochany papież Jan Paweł II i papież Franciszek na pewno nie, wiara pomogła kochać ludzi. Sądzę, że tak powinno by

Wierzę w to, że każdy człowiek pozwalając sobie na obserwację siebie, na rozpoznanie co tak naprawdę robi i dlaczego, dzięki osiągnięciu spokoju uwolni się od cierpienia.
 Ja  to przeżyłam, ja tego doświadczyłam.
 Ktoś może mieć dla siebie lepszą receptę, nie zaprzeczam.
Ale to co nazywamy w dzisiejszym świecie osiąganiem sukcesu przez marzenia, skupianiu się szukaniu sposobu by osiągnąć cel, jest tak naprawdę cierpieniem, przeszkadza nam w byciu szczęśliwym tu i teraz.

No naprawdę mi się to udaje czasem i praktykuję, żeby takie rzeczy przydarzały mi się coraz częściej.

Z całego serca polecam tę książkę!!!
Jednak nie mogę się oprzeć i przytoczę jeden fragment książki.
 Będziecie zaskoczeni, przypuszczam.

Namkhau Norbu pisze:

Nieco później, bo w 1952 roku, w okolicy gdzie mieszkałem w Tybecie, żył stary człowiek, który  utrzymywał się z rzeźbienia mantr na skale. W młodości był krawcem., później zajmował się końmi sławnego mistrza Dondrub Cziema, od którego otrzymał pewne nauki. Przed śmiercią przekazał wszystko co posiadał klasztorowi, w którym mnichem był jego syn, po czym oświadczył, że umrze w ciągu tygodnia. Wszyscy byli zdziwieni, nikt bowiem nie przypuszczał, że praktykuje. Gdy jednak wyraził życzenie pozostania zamkniętym w namiocie przez siedem dni, stało się jasne, że ma zrealizować ciało światła. Ósmego dnia w kierunku namiotu podążało wielu ludzi ciekawych tego, co się wydarzy. Było tez tam paru chińskich urzędników, którzy mieli nadzieję, że wreszcie się okaże, jak głupim przesądom ulegają Tybetańczycy. Jednak również i w tym przypadku, gdy namiot został otwarty, znaleziono w nim jedynie włosy i paznokcie. pamiętam jak powrócił mój wuj , który był obecny przy otwarciu namiotu. Ze łzami w oczach powiedział: znałem go całe lata, nie mając nawet pojęcia, że był tak wielkim praktykującym."
Wielu praktykujących dzogczen to właśnie tacy prości ludzie, którzy nie  okazują wewnętrznie, że są wielkimi praktykującymi.
Ciało światła stanowi najwyższa urzeczywistnienie w dzogczen.


Na razie u mnie jedno pasuje, jestem prostym człowiekiem.

Okazuje się, że zbyt duża wiedza, intelekt, przeszkadza. Uczucia są ważne, spontaniczna reakcja, która prawdziwie wskazuje z czym jest problem, a jeśli się dowiemy co boli, to on się rozpuści.
Tylko trzeba wiedzieć jak jest, żeby to przyjąć .

No ale mi się udaje, to każdemu się uda prędzej czy później, jeśli zechce się dowiedzieć.
 Jak mówiła instruktorka tai chi: intencja jest najważniejsza.

:-)

Ja właściwie nie o tym chciałam napisać, ups, ale widocznie ważne skoro samo się napisało :-).

Takie mam wrażenie, że my na Zachodzie traktujemy buddyzm jak jakąś abstrakcję, żeby nie powiedzieć fantazję
To może przypomnę, że  cyt.

Budda Siakjamuni przyszedł na świat w Lumbini w Nepalu, w roku 563 p.n.e.. Zmarł w Kusinagar w roku 483 p.n.e.. Budda Siakiamuni, a właściwie Siddhartha Gautama z rodu Śakjów. Był mędrcem, którego myśl do dziś inspiruje miliony ludzi na całym świecie, mówi bowiem nie tylko o cierpieniu, ale i o sposobach wyjścia poza nie.


Urodził się w królewskim pałacu swego ojca. Otoczony był legendarnym splendorem, mógł wręcz posiadać wszystko, czego tylko sobie zażyczył. Król dbał, by młody królewicz nie obcował przypadkiem z jakimkolwiek przejawem cierpienia i biedy, więc trzymany był, jak podają źródła, w warunkach niemal baśniowych.
Historia Buddy to wreszcie moment przełomowy, kiedy królewicz opuścił pod osłona nocy pałac, będąc ciekawym co właściwie skrywa to, przed czym trzymany był z daleka. Biografia ta była by jednak niekompletna, gdyby nie uwzględnić momentu samych narodzin księcia i chwil tuż potem, a to w związku z faktem, iż zawezwany wtedy do pałacu mędrzec biegły w czytaniu losów ludzi, na widok noworodka przepowiedział mu wielkie czyny na polu duchowości. I z tym to właśnie nie chciał pogodzić się jego ojciec, chcący bez wątpienia dla niego najlepiej, jednak w kategoriach władzy i jej dziedziczenia los przepowiedziany chłopcu nijak miał się do królewskich planów sukcesyjnych.
Budda wyruszył zatem w swą wędrówkę trwającą sześć lat. Poznał wówczas cierpienie z bliska, dochodząc do wniosku, że człowiek generuje cierpienie siła własnego egoizmu, poza który chciał Budda wyjrzeć. Wędrówka jego obfitowała w spotkania z wieloma ludźmi, w tym z mędrcami uczącymi medytacji. Studiował również słynne religijne księgi – Wedy.
W efekcie oświecił się i wrócił do pałacu ojca, co nastąpiło po jego słynnym ślubowaniu i intensywnym cyklu medytacyjnym pod Drzewem Bodhi, kiedy to powziął przyżeczenie, iż będzie siedział w medytacji dopóty, dopóki nie znajdzie drogi do oświecenia.
Odszedł w wieku lat osiemdziesięciu w Kusinagar, w roku 483 p.n.e..
........
A z ciekawostek np.;

  • Dziś już wiadomo, że medytacja odkryta przez Budde jest w stanie leczyć schorzenia natury umysłowej, ale i wiele zaburzeń fizycznych
cytat z Wikipedii

Osiągnął stan pełnego oświecenia. Było to anuttara samjak sambodhi – najwyższe pełne samooświecenie, wyzwolenie od cierpienia i zrozumienie jego przyczyn. Od tego momentu zwano go Buddą – przebudzonym.

Kiedy więc umysł był skoncentrowany, oczyszczony, jasny, nieskalany, pozbawiony splamień, giętki, plastyczny, stabilny i osiągnął niewzruszoność, nakierowałem go na wiedzę przypominania sobie swych przeszłych żywotów. Wspominałem rozmaite przeszłe życia: jedno życie, dwa (...) setki tysięcy, wiele eonów kosmicznego skurczu i kosmicznej ekspansji (...)
Skierowałem go na wiedzę dotyczącą przemijania i ponownego pojawiania się istot. Ujrzałem – dzięki boskiemu oku, oczyszczonemu i przewyższającemu ludzkie – jak istoty przemijają i ponownie wracają i dostrzegałem, w jaki sposób były lepsze czy gorsze, piękne lub brzydkie, szczęśliwe lub nieszczęśliwe zgodnie ze swoją karmą (...).
Niewiedza została zniszczona; pojawiła się wiedza; ciemność została rozproszona; pojawiło się światło – tak to się dzieje z kimś, kto jest uważny, żarliwy i zdecydowany. Ale przyjemne doznania, które w ten sposób powstały, nie rozpraszały mego umysłu ani nie pozostawały.
Skierowałem uwagę na przeszkody umysłu. Dostrzegłem, w jaki sposób powstają: To jest cierpienie... to jest przyczyna cierpienia... to jest ustanie cierpienia... to jest droga prowadząca do ustania cierpienia (...)

O, przypomniało mi się, mam jeszcze jedną potrzebną cechę w praktyce Dzogczen, jestem obecna, uważna.
Z testu psychologicznego wyszło, że czujna i ja myślę, ze to jest właśnie to :-)



Mam nadzieję, że nie zanudziłam nikogo :-)

U nas upał, ze nawet kwiatki na balkonie opuściły głowy. Ale nie podlewam, bo się ugotują, bidulki

środa, 26 czerwca 2019

Ścieżka wyrzeczenia

 Pomyślałam sobie, że to może się komuś przydać, bo teraz jest czas osiągania sukcesów za wielką cenę i nie ceni się postawy wyrzeczenia, Taka moda.
Jednak doraźne zadowolenie, może sprowokować cierpienie.



Namkhai Norbu pisze w swojej książce:

"Różne rodzaje nauk i ścieżek duchowych związane są różnymi zdolonśsciami zrozumienia poszczególne jednostki.
Istnieją trzy główne ścieżki czy metody nauk: ścieżka wyrzeczenia, ścieżka przekształcenia oraz ścieżka samowyzwolenia,
"wyrzeczenie" zasadza się na usunięciu przyczyn cierpienia i transmigracji. By to osiągnąć należy unikać działań, które wytwarzają negatywną karmę.
ścieżka wyrzeczenia opiera się na przestrzeganiu zasad postępowania, które zostały ustanowione przez Buddę.
Dzięki  przestrzeganiu zasad odnoszących się do ciała, głosu i umysłu można oczyścić karmę negatywną, a nagromadzić pozytywna. Samo  utrzymanie zobowiązań jest już źródłem zasług."

Bardzo mi się spodobały słowa Buddy
"jeśli chcesz wiedzieć , co robiłeś w poprzednich żywotach, to obserwuj swą obecną sytuację, jeśli chcesz wiedzieć o swej przyszłości , to obserwuj swe obecne działania"

:-)))

Jest bardzo gorąco, nie mam siły ćwiczyć tai chi, kręci się w głowie, ale w sumie jestem szczęśliwa. Wygląda na to, że zapracowałam sobie na spokój, że jestem łagodnym, serdecznym człowiekiem.
Tym bardziej to cieszy, bo zbieram dobra karmę, a to przyniesie wielki pożytek.

Zbierania dobrej karmy wszystkim serdecznie życzę :-D 

Od kilku dni wracałam myślami do nauk o wyrzeczeniu Namkhai Norbu,więc pomyślałam, ze trzeba posłać to dalej, bo ktoś tam z tego skorzysta.

:-)

niedziela, 23 czerwca 2019

Show must go on...

  Powiedziałaby Magda.
Pierwszy raz miałam okazję pożegnać zmarłą osobę na uroczystości pogrzebowej. Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie. Przypomniano znaczące wydarzenia z życia Magdy, przeczytano listy pożegnalne, posłuchaliśmy kilka wzruszających utworów muzycznych, zapewne wykonawców lubianych przez Magdę. Przyszło bardzo dużo osób. Okazało się,ze Magda była ogólnie uznawana za osobę o wielkim sercu.
Na koniec jeszcze rodzina poprosiła o symboliczny kwiatek na grób i datek dla schroniska w Korabiewicach, które było jej bardzo bliskie. Sądzę,że Magda naprawdę by się ucieszyła :-)

Bardzo dziękuję wszystkim za słowa otuchy.


Wróbelek się schylił, żeby wydziobać ziarenka,hehe Ponieważ nauczyłam się jeść kaszę jaglaną, dzielę się nią z ptaszkami. Okazało się, że za jaglaną przepadają najbardziej. Ja wolę pęczak, więc chętnie oddaję jaglaną i mam uciechę, kiedy przyfruwają radośnie do karmika.


Oby spotkać się z Magdą w przyszłości w jak najlepszej kondycji, postanowiłam dalej się uczyć. Pierwszy raz mam książkę Namkhai Norbu, mistrza dzogczen, praktyki, którą sobie wybrałam.
Autor to postać wybitna i uznana.
Obecny Dalajlama XIV też uczy dzogczen. A to osoba wszystkim znana :-)) Laureat Pokojowej Nagrody Nobla.
 Już się nie boję, że to będzie za mądre jak dla mnie. A już zupełnie się uspokoiłam, rozradowana, czytając pierwszą część.
Tak sobie pomyślałam, że  wszyscy się poczują bezpieczni i spokojni. I jak czytam wasze blogi to nie raz stwierdzam, że też praktykujecie dzogczen :-))

Pomyślałam sobie, że przytoczę kilka wersów Namkhai Norbu:

 Świadomość własnego stanu jest jedynym ze źródłem, z którego może wypływać przysparzanie dobra innym.

 Nauki dzogczen nie są ani filozofią, ani doktryną religijną, nie są też tradycją kulturową. Kto zrozumie przesłanie tych nauk, ten odkrywa swój własny, prawdziwy stan Kończy z wszelkimi omamieniami i mistyfikacjami, które mają swe źródło w ludzkim umyśle.
  Istotowe znaczenie słowa dzogczen odsyła do prawdziwego, pierwotnego stanu każdej jednostki, a nie do jakiejś trnscendentnej rzeczywistości.

 Bycie świadomym swego prawdziwego stanu oznacza, że obserwujemy siebie, odkrywamy kim jesteśmy, jak sobie to przedstawiamy, jaka jest nasza postawa wobec życia i innych istot. Postrzegając nasze ograniczenia, nasze sądy,namiętności, naszą dumę i zazdrość,oraz wszelkie przywiązania, w  których codziennie się zasklepiamy, możemy zadać sobie pytanie, jakie jest ich źródło, w czym mają swą podstawę.
    Ich źródłem jest nasza dualistycza wizja, nasze uwarunkowania.
    By pomóc sobie i innym musimy przezwyciężać wszelkie uwarunkowania, w których tkwimy.


 Dzogczen nie jest żadną szkołą, sektą, czy systemem religijnym. jest stanem wiedzy,który przekazywali mistrzowie poza ograniczeniami właściwymi danej szkoły, czy tradycji monastycznej.
    W linii nauk dzogczen byli mistrzowie ze wszystkich warstw społecznych, rolnicy, nomadzi, mnisi, arystokraci, a także wielkie postacie życia religijnego ze wszystkich tradycji i szkół,

Nauki dzogczen może praktykować zarówno mnich, nie łamiąc ślubowań, jak i katolicki ksiądz czy robotnik .Ponieważ nauki dzogczen nie zmieniają ludzi z zewnątrz, lecz doprowadzają ich do przebudzenia wewnętrznego, dlatego mogą oni dalej pełnić w społeczeństwie te role, jakie im przypadły w udziale.

 Jedyną rzecz, o którą prosi mistrz dzogczen, będzie obserwacja samego siebie.
    Jej celem jest osiągnięcie świadomości potrzebnej do stosowania nauk w życiu codziennym.



Jakiś czas temu córka zrobiła mi test psychologiczny, jaki mieli na studiach i wyszło mi, że jestem czujna, hehe. Okazało się, ze czujny to jest ktoś kto:

Nic nie umyka uwagi ludzi o Czujnym typie osobowości. Mają oni wyjątkowo świadomość swojego otoczenia. "Wiecznie walczą o życie". Anteny ich zmysłów stale łowią napływające z zewnątrz sygnały, natychmiast alarmując, gdy wykrywają jakąś niedoskonałość, zgrzyt, dysonans czy zagrożenie, zwłaszcza w kontaktach z innymi ludźmi. Osoby Czujne mają pod względem nadzwyczajnym słuch. Natychmiast wyczuwają podwójne komunikaty, ukryte motywacje, uniki, dwuznaczność i najdrobniejsze nawet zniekształcenia prawdy, które uszły by uwagi mniej wytrawnym odbiorcom. Tak ukierunkowana osoba Czujna w naturalny sposób przyjmuje, zarówno w życiu prywatnym, rolę krytyka obyczajów, strażnika moralności, krzyżowca- zawsze gotowa do walki z wypaczeniami, które zatruwają ludzkie sprawy, a zwłaszcza z nadużyciami władzy.

Myślę,że mam doskonałe predyspozycje do poznawania samego siebie.!!!!!

Pamiętam, ze początki były straszne. Strasznie bolało zobaczenie, co ja tak naprawdę robię i dlaczego.
Na szczęście mam to już za sobą. Teraz może być tylko lepiej.

Niektórzy uważają, ze się czepiam, niektórzy, że interpretuję na swoją niekorzyść, a wcale tak nie jest.

Ale jeszcze mi się nie zdarzyło, koniec końców, żebym się pomyliła
.Oczywiście jest teoria, ze sobie coś wykrakałam, hehe, ale jest też prawda: uderz w stół, a nożyce się odezwą.
W czystym lustrze widać pełen obraz, ze szczegółami.
Nie jest właściwe zacierać ten obraz, a jedynie nabrać do niego dystansu. żeby nie krzywdził nas
No zobaczymy kiedy mi się to uda. Na razie mam spokój, ale nie wiem, czy to jest efekt medytacji, rozwoju,  odpowiedniego traktowania rzeczy, czy prawdziwe starcie dopiero nadchodzi i dopiero wtedy okaże się na co mnie stać.

Ale np. rozwód to było wielkie starcie i muszę przyznać, że okazało się, że wyszłam z tego z tytułem mistrza, hehe Co prawda sama go sobie nadałam, ale moja prawniczka, po wyjściu z sali, powiedziała, że jest ze mnie dumna. Wcześniej sprawiałam wrażenie sieroty. Sama tak o sobie myślałam. A tu proszę, okazało się, że jestem całkiem odważna. Kiedyś, taki kochany człowiek, któremu się naopowiadałam różnych historii, stwierdził, ze jestem rycerzem.
Wtedy to raczej myślałam o sobie, ze raczej błędnym  rycerzem, a tu proszę, okazuje się, ze taka jestem, gotowa do walki z wypaczeniami, po prostu


Obserwowania siebie życzę!!! To naprawdę niezła frajda, bo dużo jest cech za które możemy się cenić, a dzięki temu być pomocnym innym. A jeżeli rozpoznamy u siebie cechy niewłaściwe, to je zmienimy.
 Praktyka czyni mistrza  :-D

sobota, 15 czerwca 2019

Magda

    Nie mogę się niczym zająć. Nie mogę odpoczywać.
To postanowiłam, ze napiszę,  przeżyję ten ból cały. Pewnie nikt już nie zechce więcej mnie czytać, ale trudno. Pisanie ma tą zaletę, że wymaga myślenia po kolei, myśli się porządkują.

Po wypadku byłam strasznie nieszczęśliwa i jeśli gdzieś się już doczłapałam, starałam się pogadać o głupstwach dla rozweselenia. U fryzjera spędza się godzinę, więc niestety zdążyłam się czasem wyżalić. Nie zwierzałam się, ale miałam sporo problemów na bieżąco, więc Magda mówiła: trzeba zrobić to czy tamto, pójść gdzieś tam i tam, załatwisz, na pewno pomogą, nie martw się.
 Osoba z wielką wiedzą użytkową, hehe  i z inną też.
To ona mi powiedziała o cennym, używanym powszechnie przysłowiu Einsteina, Tylko nikt ze znajomych nie wiedział, ze to jego, a Magda wiedziała :-)
A czasem kiedy przybiły mnie wieści od innych, śmiała się i mówiła, nie słuchaj ich, załatwisz sobie.

No i rzeczywiście.
Pod tym względem, mój tata też tak miał, hehe

Nie znała tylko mądrości Bon i czasem radziła po staremu, nie wracać do tego.
To tylko przypomniało naukę Tenzina, inni nie zrozumieją, trzeba być swoim najlepszym przyjacielem, w sobie popłakać i to ukoi.
 I super, ze nie przylatywałam się wypłakać, tylko z konkretnymi problemami. Ona mi konkretnie pomagała.
Najbardziej nas zbliżyła akcja dla Samotnych matek na Białołęce. To dzięki Magdzie wszystkim o tym mówiłam, pokazywałam na portalach społecznościowych i dzięki temu zainteresowała się Kasia i Queens of Roads, dziewczyny, które bardzo dużo zorganizowały dla Samotnych matek. Co  roku, na jesieni jest impreza charytatywna.

Któregoś dnia zobaczyła reklamę Funduszy Norweskich, którym można było zgłosić ośrodki potrzebujące wsparcia finansowego .
Przyszła do mnie, wypełniła wniosek, podała mnie jako zgłaszająca, bo powiedziała, ze to moje matki, hehe.
Na inauguracje pojechałyśmy razem i tam poznałam pana Piotra Małachowskiego, który się zainteresował moim kalectwem. O tym to już sto razy pisałam, wiem, ale dla mnie to cud, ze tak się zdarzyło. i nacieszyć się nie mogę, bo prosiłam, żeby zrobiła to sama, ja i tak nie mam siły się tym zajmować, a Ona jednak wciągnęła mnie.
Napisałam o tym posta Została siłaczem


  I kiedy fizjoterapeuta wzmocnił mi rękę i przestała się trząść, zaczęłam pod okiem innego Anioła robić kartki. A że robiłam je namiętnie, Magda zaproponowała, że mogę je przeznaczyć na kiermasze dla schroniska Korabki, gdzie pomagała od lat.
Pokazywałam moje kartki i koleżanka z dawnej pracy, która też pracuje dla Fundacji VIVA wciągnęła mnie do współpracy. Spodobały się im moje prace, a tym samym ręce rehabilitowały się w zawrotnym tempie.

Magda i ja byłyśmy niezmiernie ucieszone. Okazało się, ze mam talent i to się przydaje dla zwierzaków.
Magda słabo się czuła, ale myślałam, że wyjazd na Dzień Dziecka  do Korabek ją rozrusza.
 Niestety wylądowała w szpitalu na badaniach.
Teraz w sobotę dostała udaru.a badania wykazały raka z przerzutami, już nie do leczenia.
W czwartek dostałam wiadomość, ze umarła.






Wszyscy są w szoku.


Ale tak sobie pomyślałam, że Magda tak postanowiła.
Cała Magda: trzeba zrobić tak i tak, nie ma co dywagować.
Parę lat temu pochowała męża, któremu tez wykryto raka w ostatnim stadium. pamiętam jak opowiadała czasem jak cierpiał, było potrzebne hospicjum.
Nie zdziwiłabym się, gdyby podświadomie uznała, że oszczędzi sobie i rodzinie cierpienia.
Szacunek wielki za  ogromne współczucie dla bliskich i  że się nie bala śmierci.
Nie dała czasu na złudne nadzieje, nie dała czasu na przeżywanie śmierci.

Jak dla mnie jest mistrzem!!!!

Oczywiście cuda się zdarzają i gdybym dotarła do niej w odwiedziny, jak było w planie, solennie bym ją o tym zapewniała, że to minie. W końcu jestem tego przykładem.
Córka mi przypomniała, że lekarze zapewniali, że jeśli przeżyje, będę warzywem. I 3 miesiące przychodzili do mnie i gadali.

Ja nie chciałam, a żyję, Magda nie.
Czemu tak, nie wiadomo??

Ja wierzę w reinkarnację, więc to nie jest koniec, to jest rozpoczęcie nowej drogi.
Wierzę też w związki karmiczne, które gwarantują nasze spotkanie  w następnym zyciu. Na pewno się odwdzięczę. Może, dla odmiany, ja będę Jej Aniołem?

Na pewno odwdzięczę się wszystkim, którzy mi pomogli!!!

Mąż może się nie bać, mam dla niego wielkie współczucie i też mu pomogę, jeśli zdołam.


Na pewno dobre życzenia Magdzie się przydadzą, więc proszę, żeby westchnąć dla Niej.

żyła z wielkim pożytkiem dla wszystkich czujących istot

ps. jeśli ktoś wierzy, dla od miany, w działanie Siły Wyższej, to chyba mogę powiedzieć, że miała szczęście, że tak szybko to się stało. Widocznie tam na Górze ją lubią.

niedziela, 9 czerwca 2019

Dziś Dzień Dziecka w schronisku w Korabkach

      Na ten dzień przygotowywałam rzeczy na festyn :-)
Pojechały:




Harcerze dali budkę lęgową


Do zakładu koleżanki zaniosłam trzy zające :-)


Moja praca została nagrodzona wieloma serdecznymi słowami, wzruszyłam się, bo nie spodziewałam się, że w tej dziedzinie się przydam. I bardzo dziękuję Zurineczce, która mnie naprowadza na kurs i sklei do kupy elementy, które przygotuję, hehe. Mam farta :-)))


Taki miałam widok na pożar wieżowca. Syreny wyły nie miłosiernie, to wyjrzałam


 A wczoraj zbierało się na wichurę. Na szczęście zerwał się tylko wiatr, ale szkód nie narobił.




Dziś jest pięknie. Wybieram się poćwiczyć tai chi w Łazienkach Królewskich w Alei Chińskiej (gdyby się ktoś wybierał :-) A może ktoś się wybierze z dziećmi na Bajkowy Dzień Dziecka w Korabiewicach? Polecam z całego serca.

W ogródku też fajnie, hehe, pamiętam, pamiętam :-)))

Miłego dnia życzę :-)))



środa, 5 czerwca 2019

Jego Świątobliwość Dawa Dargye w Polsce

   
 Do Polski przyjechał Dawa Dargye Rinpocze (Menri Trizin, 34-ty opat klasztoru Menri)

5-9 czerwca 2019 – Jego Świątobliwość Dawa Dargye (Menri Trizin - opat klasztoru Menri) w Wildze udzieli nauki i inicjacji długiego życia Tsełang Rigdzina).

 Wczoraj w Warszawie Tenzin Wangyal Rinpoche przywitał opata i jeszcze kilku uznanych ludzi np.  Ogyal Lama, Geshe Gyatso, Tsewang Ngodup Lama, Tse Wang
Na swoim portalu zamieścił zdjęcia, więc chętnie pokażę :-)




 Tenzin Wangyal Rinpoche jest w złotej koszuli :-)))


Pierwszego stycznia 2018 w klasztorze Menri w Indiach został wybrany na nowego opata (34-ty opat Menri). Dawa Dargye Rinpocze został nowym duchowym przywódcą wszystkich praktykujących Bon.


Czyli mój !! :-))

Niestety nie dostanę osobistego błogosławieństwa od opata, ale myślą jestem w Wildze :-)

Przypominając sobie moje pierwsze kroki w Wildze, myślę sobie, ze to jednak przeznaczenie, nie przypadek i bardzo mnie to cieszy. Nie muszę się martwić. Kiedyś Gesze powiedział, że to co sobie nagromadzimy, jakich dotrzymamy obietnic, będzie owocowało w kolejnych wcieleniach, więc mogę uważać, że Bon już dawno zostało zasiane i będzie owocować obficie, jeśli będę praktykować.
Bo wiadomo, wiedzieć to jedno, a zrozumieć to drugie. Intencja jest najważniejsza i a poznanie mądrości Bon jest we mnie i w końcu zrozumiem. Na razie uspokaja mnie myśl, ze wszyscy idziemy w ciemnym pokoju, więc nie raz można wpaść na słup. Trzeba ominą i iść dalej, hehe. Gesze uspokoił.

W Wildze byłam kiedy jeszcze nie było ośrodka, ot można było przyjechać na odosobnienie, chyba, szczegółów nie znam, bo jeszcze w ogóle nie byłam zainteresowana. Pojechaliśmy odpoczywać, kąpać się w jeziorze. A za jakiś czas, doszły mnie słuchy, że Tenzin Wangyal Rinpocze  założył tam sangę, czyli taki ośrodek.


Tenzin Wangyal Rinpocze to uznany autor książek i nauczyciel mający uczniów na całym świecie. Jest założycielem i duchowym kierownikiem Instytutu Ligmincha. Napisał takie książki, jak Uzdrawianie dźwiękiem w tradycji tybetańskiejTybetańska joga snu i śnieniaLeczenie formą, energią i światłemCuda naturalnego umysłu (wszystkie wydane przez REBIS).
Po raz pierwszy na wykłady do Wilgi pojechałam z kolegą, który lubił poznawać nowe rzeczy. I w wolnym czasie chodziliśmy do teatru, do muzeum, na koncerty, czy inne fajne wydarzenia.
Raz, to już całkowicie mój pomysł, wyciągnęłam go na mecz na Legię. Naprawdę wykazał wielkie serce, że przyjechał, bo to niebezpieczne miejsce, łącznie z tym, ze jak tam było nie pamiętam:-) i to nie z powodu kłopotów z pamięcią po wypadku . Może mnie szybko zabrał stamtąd, bo opiekował się mną i wysłuchiwał żali po mężu. Naprawdę kochany człowiek :-)))
Zaproponowałam, żebyśmy pojechali do Wilgi i zobaczyli co to jest, bo słyszałam, że Tenzin fajny człowiek.
No i pojechaliśmy :-)
Można powiedzieć, ze to było niesamowite. Nie rozumiałam nic z tego co mówił Tenzin, chociaż było tłumaczenie. Pokazywał też tsalungi, takie ćwiczenia i raczej wykonywałam jakieś rachitycznie ruchy. W ogóle nie wiedziałam co robią Ci ludzie?
Mimo wszystko Tenzin emanował takim spokojem, swobodą, że i nam się udzieliło.
Byliśmy zadowoleni z takiego sposobu balowania, hehe

A potem się okazało, ze będąc na tej praktyce, dostaliśmy przykaz, czyli takie błogosławieństwo, żeby nam to służyło. Tak zrozumiałam. Zawsze tak jest.

Potem długi czas, nie byłam zainteresowana, a nawet trochę zniechęcona, bo praktykujący, których znałam, nie robili dobrej reklamy. Widocznie właśnie wpadli na jakiś gruby słup, którego nie tak łatwo było im obejść.

I dopiero kiedy zostałam sama. Kiedy wszystko bolało, a chyba najbardziej serce, sięgnęłam po książkę i webcasty Tenzina, do których mnie zachęcano wcześniej.

I okazało się, ze to jest jak najbardziej  dla mnie. Mogę śmiało powiedzieć, że mądrość Bon uratowała mi życie. Dzięki praktyce, nauczyłam się szanować siebie, doceniać siebie i nauczyłam się korzystać ze wszystkiego co mi się przytrafia, itd

Ale co najważniejsze zdarzają mi się cuda, przydarza się coś, co rozwiązuje trudność.

I tu jest najbardziej klarowny cud.
Nauki jakich udzielił mi Tenzin Wangyal Rinpocze, świetnie się sprawdzają u fizjoterapeuty Andrzeja Krawczyka od Piotra Małachowskiego.
Pan Andrzej, można powiedzieć, dokończył terapię za psychologa. Zrozumiałam u niego, co to znaczy wiedzieć co się naprawdę czuje. W czasie terapii zawsze gadałam co mi tam na sercu leży, Pan Andrzej nie raz coś podpowiedział i to mnie bardzo wspierało, że ktoś tam się mną przejmuje, i robiłam wszystko co zasugerował, ze będzie z pożytkiem dla mojego stanu. Ale najczęściej w drodze do domu już mi się gęba śmiała, bo ulgę mi przynosiła świadomość, ze wiem co mam zrobić!!!

O właśnie, może ja nie płaczę bo ja na ogół wiem co mam zrobić?.!

 Ja nie mam żadnych napięć długotrwałych. Owszem chwilowe wzruszenia tak, ale chyba się rozładowują w czasie medytacji, w czasie ćwiczenia tai chi
.
A jak myślicie, taki opat, czy lamowie, czy Tenzin płaczą?

Na pewno się wzruszają, widzą ludzkie cierpienie jeszcze wyraźniej niż my, na pewno ciężko im patrzeć na Tybet, który jest wyniszczony przez komunistyczne Chiny.

Ale fakt, wiedzą co mają robić!! :-)

Mam nadzieję, ze i Wam to przyniesie ulgę.

Przypomniało mi się, że szacunek do siebie, bierze się stąd, ze człowiek robi co uważa za słuszne, bez względu na efekt.

I tym optymistycznym akcentem......... i uściski :-))




sobota, 1 czerwca 2019

Słowa....

      Już od dłuższego czasu tłucze mi się po głowie pewna myśl i postanowiłam o tym napisać.
Przeczytałam post, w którym było wiele cytatów z Pisma świętego o słuszności wiary w Boga, Takiego Boga . Wiele ludzi zrobiło, powołując się na Pismo, świetny biznes, wiele ludzi mordowało czując się do tego upoważnieni, bo najważniejsze, że wierzą.
Moim zdaniem ta wiara opiera się na strachu, na strachu żeby nie zostać potępionym, na strachu doczesnego niedostatku.
Oczywiście są wierzący, którym wiara pomaga żyć, znosić trudności, czerpać nadzieję i być dobrym człowiekiem i chwała im, ze taką mądrość zyskali  :-)

Przecież Bóg jest miłością!!!

Mnie bardzo poruszył cytat " Prawda was wyzwoli"
Wiadomo w jakim celu się używa tego cytatu. Zastanawiałam się co to może tak naprawdę znaczyć.
I nieoczekiwanie, medytując, przypomniało mi się, że właśnie dzięki temu, odzyskałam duszę, odzyskałam wolność.
Nauczyciel Bon  Tenzin Wangyal Rinpoche właśnie przekazał taką mądrość, chociaż absolutnie nie użył nigdy takich słów. Mi to bardzo pasowało do doświadczeń, które miałam.
 Nauczyciel polecił zrozumieć z czym mamy naprawdę problem, co nas tak naprawdę boli, co tak naprawdę robimy i dlaczego. I kiedy uświadomimy to sobie, problem zniknie. Podobno rozpuszcza też choroby w ciele, ale ja tego nie próbowałam np rak itd. Bo podobno choroby nabyte biorą się z psychiki.
Teraz próbuję wywołać łzy, wszelkimi sposobami bo płakanie przynosi ulgę, czyli uwalnia napięcia z ciele, które mogą spowodować choroby. Ale najwyraźniej nie odkryłam jeszcze co tak naprawdę powoduję tą blokadę Może po prostu obumarły komórki od krwiaka powodujące łzy i teraz trzeba czekać aż się wyrobi nowy neuron. Kiedy mi się uda popłakać to napiszę :-)

Jak to zrobić, nauczy Tenzin, polecam. Udało się mi, uda się każdemu. Tylko nie wiadomo kiedy, ale naprawdę warto.
Prawda was wyzwoli !!!
Próbowałam pojąć naukę Tenzina , długi czas, ale kiedy pierwszy raz doświadczyłam tego wyzwolenia, płakać mi się chciało ze szczęścia.
I jak mieliście okazję przeczytać o moim ciężkim stanie, to wiecie jak się odmienił mój los.
Ujawniły się te wartości, które były stłumione, ale też zyskałam zupełnie nowe. Znów jestem łagodnym, serdecznym człowiekiem.
Jeżeli ktoś będzie chciał się tego nauczyć, wspomnę tylko, że dla mnie największym odkryciem był stan, który wszyscy przez całe życie u mnie ganili, a który właśnie okazała się wyzwalający.
Kiedy już wpadłam na to co mnie tak naprawdę boli, wyzwoliło się uczucie.I to uczucie trzeba zatrzymać. Po prostu przyjąć je takim jakie jest. Nie wdawać się w intelektualne rozważania, za, przeciw, zrobię tak czy owak, tylko zatrzymać to uczucie.
W pierwszej chwili rozdziera serce, ale zaraz odpływa, rozpuszcza się i już nie ma go :-)

Wielokrotnie tego doświadczyłam, jak to ktoś z dużym bagażem emocjonalnym i z dużą wrażliwością.  Czasem miałam wrażenie, ze to się nigdy nie skończy, bo pojawiały się coraz to nowe przykre doświadczenia. Przecież nie tylko wyłazi co już nas kiedyś zabolało, ale życie przyciąga nowe smutki.
Jakimś cudem zaczęłam brać udział w niesamowitych zdarzeniach. I to natchnęło mnie nadzieją, to powodowało, że miałam siłę żyć dalej.

No i tą prawdę uświadomił mi Nauczyciel Bon.

Pamiętam, ze ksiądz będąc po kolędzie, powiedział, że na wszystkie pytania znajdę odpowiedź w Piśmie Świętym. No rzeczywiście może tak być :-))))

Kiedyś, po naukach Rinpocze, znajoma powiedziała, ze Bon ma dużo wspólnego z Nowym Testamentem. Zdumiałam się. Dodała jeszcze: sama się przekonasz. I kiedy teraz się spotkałyśmy, przyznałam, ze miała rację. Pan Jezus uczył miłosierdzia, to co jest najważniejsze, aby osiągnąć oświecenie. Tak to zrozumiałam :-)
Może reszta jest formą. A jak uczył instruktor na tai chi, forma nie jest taka ważna, najważniejsze, aby osiągnąć równowagę wykonując ćwiczenie :-)




Oczywiście nadal bardzo boli mnie to i tamto w ciele, siły nie mam zbyt wiele, ale najważniejsze, że siły mam tyle by medytować, reszta się układa.Cud, ze taki fizjoterapeuta się mną opiekuje i mogę robić jakieś rękodzieło dla Korabek,  mogę ćwiczyć, chodzę sobie i.....
Czasem myślę, że mam akurat tyle siły, nie więcej, żebym zaraz nie poszła do ludzi i nie zaangażowała się intensywnie w jakieś sprawy, To dla mnie, widocznie, na razie szkodliwe mogło by być. Widocznie najwięcej korzyści przynoszę siedząc na tyłku :-))
No rzeczywiście umiem już osiągnąć równowagę w tym stanie :-)

Z okazji Dnia Dziecka równowagi wszystkim życzę :-)))