czwartek, 25 czerwca 2020

Uda się .. :-)

     Pogoda mnie dobija jak się domyślacie. Burze są na pewno moim wrogiem. Nie mogę myśleć, nie mogę chodzić, nie mogę ćwiczyć. Myśli burzową nawałnicą kłębią się w głowie, rozważania waszych spostrzeżeń. Niektóre genialne, ale tak szybko przepływają, że zdążyłam zapisać, a na ich miejsce pojawiają się jeszcze bardziej cenne. One, najwyraźniej nie są potrzebne ludziom, są potrzebne mi :-)
     Koleżanka wspomniała o tym, że warto sobie życie uprzyjemniać i zadbać o to, aby jak najbardziej  takie było. Ja oczywiście zgadzam  się z tym. Nie trzeba się umartwiać. Z tą różnicą, że zbytne zajmowanie się swoim zadowoleniem, doprowadza do przywiązania, co w efekcie sprawia ból. 
Z mojej praktyki pamiętam, że udało mi się w końcu nie łapać nieszczęśliwych myśli,i medytacja stała się spokojna  i miła. Bardzo miła, bo na miejsce bólu pojawiły się przyjemne wspomnienia, osiągnięcia, perspektywy. I dopiero zrozumiałam jak trudno jest oderwać się od przyjemności, bo od niej człowiek nie chce się oderwać. Chce, żeby tak było zawsze.Bo komu przeszkadza taka klatka?
   A klatka to jest zawsze klatka. To nie jest wolność. Oświecenie to jest wolność. Wolność od przywiązania.

   Modlitwa  w intencji wraz ze współczuciem i tak przyniesie pomyślne rozwiązania. Tak zapewniają nauczyciele. 

  Nowo poznana koleżanka stwierdziła, że tak nie jest, samo nic się nie chce stać. Ona sobie musi wszystko zaplanować, systematycznie pracować, żeby w ogóle mieć szansę osiągnąć zamierzony cel.
Na początku pokręciłam głową, nie ma co wyznaczać celu, bo przecież nie wiadomo, czy to jest dla nas najlepsze. Potem przypomniałam sobie od czego zaczynałam. Ledwie chodziłam, miałam depresję, byłam bezradna, zagubiona, przerażona, samotna.
Czekałam na śmierć. W tym oczekiwaniu zaczęłam przyjmować głosy wsparcia. Zaczęłam medytować, potem cudotwórca fizjoterapeuta naprawiał mi uszkodzenia ciała, wróciłam do ćwiczeń tai chi, zajęłam się odżywianiem. To wszystko złożyło się na to, że dziś doceniam to że żyję i to jak żyję :-)
   Ta systematyczność, to zaangażowanie było niezbędne, żeby osiągnąć taki efekt. Tyle tylko, że nikt nie wiedział jaki tak naprawdę będzie efekt. Coś robiłam z nudów chyba i tak krok po kroku doszłam do tego, że nie chce więcej cierpieć i to jest mój cel. :-)
 Czyli tak jak wszyscy, z tą różnicą tylko, że rozumiem już,że przyjemność to nie jest szczęście. Przyjemność  jest uwarunkowane, a szczęście jest niezależne.
To nie znaczy, ze nie chcę nic robić. Ależ chcę! Chcę żyć dla pożytku wszystkich czujących istot, jestem człowiekiem, mam ciało i duszę. Korzystam z tego co mam i dbam o to co mam.
     Odkryłam, ze mam wielkie możliwości. Możliwości , żeby zbierać dobrą karme, żeby zrozumieć naturę umysłu.
   
     Przypomniała mi się jedna z pierwszych wskazówek. Kiedyś na warsztatach Tai Chi w Krakowie instruktorka z Hiszpanii, uczennica Mistrza Moy opowiadała jak uczyła się robić jakieś ćwiczenie i długo dostawała poprawki, że musi rozluźnić biodra. Nie mogła zrozumieć o co chodzi, przecież jest rozluźniona, już bardziej nie może. I ćwiczyła, ćwiczyła, ćwiczyła, aż któregoś dnia  rozradowany instruktor  powiedział: teraz dobrze. I kiedy pomyślałam o tym jak robi, zauważyła, że naprawdę jest różnica :-)))
.
Puenta była taka : rób z intencją i w końcu się uda zrobić jak trzeba.

Od tamtej pory moje doświadczenia spowodowały ogromne zmiany poglądów, odkrycia świadomości.

Pozdrawiam serdecznie :-)


sobota, 13 czerwca 2020

Trudno zrozumieć, ale jak już się zrozumie..... :-)

    cyt. Dzogczen Esencja serca Dalajlama XIV

W obecnym życiu nie stajemy się ofiarą nadziei, strachu oraz innych negatywnych okoliczności, zamiast tego przekształcamy je w duchową ścieżkę, dzięki czemu w przyszłych żywotach będziemy doświadczać coraz większego szczęścia.


     Nie pomyślałabym o tym, gdyby nie fakt, ze coraz częściej podejmuję próby poprawienia mich warunków egzystencji. Zauważam już różne niedociągnięcia, usterki i mam chęć to zmienić. Oczywiście moje osobiste możliwości są niewielkie. Cieszę się, że chociaż posprzątać mogę i okleiłam ramę. Umęczyłam się przy tym, bo równo trzeba było, a jednak ręce nie są zdolne do precyzyjnej pracy, ale udało się:-)) Generalnie muszę polegać na innych.
      Poprosiłam znajomego, żeby coś mi tam zrobił. Jak zaczęła się robota, zaczęły mnie ogarniać wątpliwości, czy zrobi tak jak ja bym chciała?, czy to będzie dobrze?, czy ładnie? i co tak długo? moze koszty wzrosną?
uch.
Z tego wszystkiego zdenerwowana byłam. Tak jak cieszyłam się, ze wpadł mi taki pomysł, tak zaczęłam żałować, że  w ogóle się tym zajęłam.
       Wczoraj mój roztrój doszedł zenitu jak usłyszałam o trudnościach w wykonaniu.
I kiedy przeczytałam te słowa zdałam sobie sprawę jakie to byłoby szczęście nic nie chcieć, nie mieć oczekiwań.

      I nagle przypomniało mi się jak leżałam bez sił i zdana byłam na los, na ludzi w okół. Nic nie mogłam zrobić, a wszystko jakoś się toczyło. W dodatku potoczyło się pomyślnie.

      Na myśl o tym odetchnęłam. Zrobiłam co w mojej mocy, teraz już nie mogę nic poradzić.Wtrącanie swoich pięciu groszy mogłoby tylko pogorszyć sprawę.
Trzeba zaufać i już.
Przecież tyle rzeczy skończyło się pomyślnie, choć wbrew moim wyobrażeniom, jak to ma przebiegać.

To i ta tak się skończy :-))

 Nocą



Za dnia :-))




Przypomniało mi się jak kiedyś podziwiałam pracowitość mojej przyjaciółki Ewy. żartowałam sobie, że ja to bym poczekała, aż mi się samo zrobi. Oczywiście nie samo samo, tylko ktoś pomyśli i mi zrobi. I teraz trochę żałuję, że tak nie mam.
Bardzo zadowolona, ze zaplanowałam, zorganizowałam i jest pięknie, ale teraz dopiero widzę ile to kosztuje strachu, nadziei, niepewności.

Ja wiem, ludzie uwielbiają pokazywać swoją siłę, swoją determinację w pokonywaniu trudności. Z tego czerpią radość. Dowartościowują się.
Ale to naprawdę jest duży ból. Ile to kosztuje nerwów? ile nocy nie przespanych? Ile radości nie dostrzeżonych?


Czy nie chcielibyśmy? :

cyt. Dalajlamy XIV

Umysł pozostawiony w rozluźnieniu i bez jakichkolwiek sztuczności jest już sam w sobie mądrością przejrzystego światłą. Duchowe ścieżki oparte na wysiłku i mentalnych konstruktach, nigdy cię nie doprowadzą do urzeczywistnienia twojej prawdziwej natury.


Ja bym chciała, żeby się urzeczywistniła moja czysta i doskonała prawdziwa natura ! :-))

Przypomniało mi się, że często mowa jest o tym, żeby uwolnić umysł od myśli. Ja zrozumiałam, że to nie jest powstrzymywanie myśli, to jest sztuczne. Pozwalamy myślom płynąć, a niemyślenie oznacza nie podążanie za nimi. Nie chwytamy myśli, nie rozpatrujemy, nie roztrząsamy miłych i niemiłych. Myśli są różne i wzbudzają emocje, nie należy ich odpychać, same miną.
W każdym razie mi się to udaje. Dzięki temu przypłynie czasem oświecona myśl, dzięki której wiem co zrobić, albo problem okazuje się nie być problemem, rozpuszcza się ból.
O tym z wielką radością czytałam już w książce Namkhai Norbu. Nauczyłam się tak od początku mojej praktyki i nie uwierzyłabym, ze to nie jest wskazane. To mi uratowało życie nie raz :-)))

No właśnie, okazuje się, że wypadek był potrzebny, żebym zrozumiała, że szczęście jest w zasięgu.
I to szczęście jakiego bym się nie spodziewała. Okazało się, że zawsze chciałam być zadowolona zwyczajnie, żeby nie być małostkowym.

Tylko tyle, a proszę jaka niespodzianka :-))

Przychodzi taki moment, że myśli już nie pojawiają  się tak często, to naprawdę przynosi wielką  ulgę.
Mój pierwszy nauczyciel Tenzin Wangyal Rinpocze mówił, p ile dobrze pamiętam, że umysł jest jak niebo czyste, myśli jak chmury i świadomość jak słońce..



ps. Przypomniało mi się jak kiedyś mi tłumaczono,ze nie ma zła i dobra. Dalajlama mówi o negatywnych okolicznościach, niewłaściwych. Rozumiem, ze to oznacza, że jednak trzeba uważać co się robi, a nie bezmyślnie czuć się usprawiedliwionym wyrządzając komuś krzywdę..


Dzogczen opiera się na czystej przejrzystości. Praktyka skupia się na tym co się tak naprawdę robi i dlaczego.

Rzeczywiście,o t nie jest to takie łatwe, takie oczywiste,,więc mam szczęście, że mam taką zdolność.. Zwłaszcza wysłuchując opinie podważające, umniejszające moje cenne, jak się okazało, umiejętności.


Dzięki praktyce udało mi się w dużym stopniu  przekształcić te nieczyste aspekty!! jak określił Dalajlama
I spełnia się obietnica :
dzięki czemu w przyszłych żywotach będziemy doświadczać coraz większego szczęścia.

Czego wszystkim życzę :-)

W czerwcu mija pięć lat prowadzenia bloga. Jestem pewna, że Ci co mnie czytają czasem, nie robią tego bez powodu. Przyciąga ich współczucie, bo też je mają, a jest ono drogą do ..... .. :-)

ps. a znajomy już prawie zrobił co obiecał, hehe

poniedziałek, 8 czerwca 2020

Kto może...

     " ..... Kto może się udać na samotne odosobnienie, aby - odłożywszy na bok światowe troski i zajęcia doczesnego życia - skupić się wyłącznie na praktyce, odnajdzie wyzwolenie w podstawie pierwotnej czystości jeszcze w tym życiu. Stąd ma szansę osiągnąć oświecenie jeszcze w tym życiu..."

"A nawet jeśli nie osiągnie oświecenia, to przez samo zwrócenie umysłu w stronę tak rozumianego poglądu, medytacji i działania zdoła przekształcić wszelkie życiowe trudności w duchową ścieżkę, uwolnić się od nadziei i obaw dotyczących trosk obecnego życia, a w kolejnym odrodzeniu czekać nań będzie cały szereg pomyślnych zdarzeń. Dlatego " A nawet jeśli nie - co za szczęście! Co za radość! "

cyt. Dzogczen Esencja serca Wielkiej Doskonałości


     To ten dobry znak!!! Kiedy udało mi się zdobyć książkę XIV Dalajlamy :-))


Moje odosobnienie nie było zamierzone. Byłam bardzo nieszczęśliwa, kiedy zostałam sama. Serce mi pękało z bólu fizycznego i psychicznego. Myślałam, że to bezlitosna kara, że przeżyłam aby czuć tę rozpacz.
I tak mijał dzień za dniem.
Pisałam sobie każdy pozytywny odruch, żeby nie zapomnieć, że to się zdarza. Przez długi czas  zdarzał się taki tylko raz dziennie.
Powtarzałam sobie mantry, które miałam napisane na kartce i Inwokacje do Jesze Łalmo
Potem zaczęłam oglądać weebcasty Tenzina Wangyala Rinpocze. Pamiętam tytuł jednego, który mi ktoś polecił "ścieżka bólu" 
Nie rozumiałam.
Ale po  setnym obejrzeniu innych nauk, umiałam  je stosowa, bo przynosiły obiecane rezultaty.
Po kilku latach przeczytałam książkę "Przebudzenie świetlistego umysłu". Okazało się, ze  bardzo dużo umiejętności opanowałam jakimś cudem.
Niemniej długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego jestem sama ze sobą, przecież zawsze miałam ludzi koło siebie????
Aż do znalezienia tego fragmentu.

Pierwszą książką jaką przeczytałam po chyba 2-3 latach od wypadku była Nacja T. Pratchetta . Wtedy pomyślałam, ze napisał ją dla mnie, taką otuchą mnie natchnął.
Dzogczen Esencja serca.... Dalajlamy XIV jest drugą książką napisaną dla mnie :-)


   Myślę, że to nie bez znaczenia;

Fragment ten przeczytałam na drugi dzień po napisaniu poprzedniego posta. Napisałam tam, dlaczego ludzie robią różne rzeczy. Pierwszy raz tak naprawdę poczułam współczucie dla ludzi udręczonych słabościami.
Do tej pory współczułam jedynie konsekwencji ich postępowania, ale tak naprawdę miałam satysfakcję, że nic dobrego ich za to nie spotka.
I kiedy naprawdę ogarnęło mnie współczucie, poczułam ulgę, odpuścił wszelki żal.

Po tylu latach ogarnęła mnie czysta radość.

I to jest właśnie Dzogczen Esencja serca Wielkiej Doskonałości, !!!
Tak myślę :-))))




To narysował na skrawku papieru lewą ręką zaprzyjaźniony bokser. Zrobiłam zdjęcie na pamiątkę a teraz idealnie psuje do nastroju :-)))

      Napisałam kiedyś posty "Nigdy nie wiadomo co się może przydać" Czas pokaże", a zresztą wszystkie posty napisałam o tym jaką drogę przeszłam. To naprawdę była "ścieżka bólu"
Już wiele razy myślałam, ze już osiągnęłam ukojenie. Ale taką radość czuję po raz pierwszy.
                 To dobry znak :-))))

Wszystkim życzę odnalezienia na swojej ścieżce prawdziwego szczęści, który przyniesie pożytek wszystkim czującym istotom!!!!!