niedziela, 28 marca 2021

Jednak myślenie ma kolosalną przyszłość :-))

        Bardzo często czytany jest mój post "Myślenie ma kolosalną przyszłość"  pomyślałam sobie, że po pół  roku "myślenia' mogę sprawdzić jakie zmiany zaszły w moim postrzeganiu świata.

W tamtym czasie moim przewodnikiem była książka Dzogczen, a teraz czytam "Wielką Księgę Radości". Dopiero teraz zrozumiałam w pełni słowa Buddy " Umysł tworzy rzeczywistość".

Dalajlama opowiada o ucieczce z Tybetu 17 marca 1959 jak o nowych możliwościach Jego rozwoju. Zauważył, że bardzo dużo korzystnych zmian nastąpiło dzięki zamieszkaniu w Indiach. Musiał otworzyć się na świat, nauczyć funkcjonować w nowych realiach, znaleźć możliwości ratunku dla nauki bon, dla mnichów, dzięki czemu o Tybecie dowiedział się cały świat. Dalajlama dostał Pokojową Nagrodę Nobla.

Wypędzenie z kraju nie było wytworem umysłu, dopiero przyjęcie tego faktu zależało od niego.

Dalajlama radzi 

- Na każdą sytuację, czy problem musimy spojrzeć z przynajmniej sześciu stron: z przodu, z tyłu, z góry i z dołu oraz z obu boków. To pozwoli nam na pełniejszy i bardziej całościowy wgląd w rzeczywistość, a dzięki temu nasza reakcja będzie o wiele bardziej konstruktywna"

Największy wpływ na szczęście : umiejętność zmiany perspektywy, spoglądanie na sytuację pod bardziej pozytywnym kątem. Następnie zdolność do wyrażania wdzięczności i wybór ścieżki dobra oraz hojność wobec innych. 

Zdrowa perspektywa jest w istocie fundamentem radości i szczęścia, bo to jak patrzymy na świat, określa sposób w jaki go przeżywamy. Zmiana kąta patrzenia na rzeczywistość pociąga za sobą transformację odczuć i działań, które znowu modelują świat.   -cyt z Wielkiej Księgi Radości

             Uważam, że udała mi się zmian perspektywy. Nauka przez ostatnie kilka lat nie poszła na marne :-)

Zawsze byłam dobrym człowiekiem, hojnym, serdecznym, troskliwym, na pewno byłam pozytywnie nastawiona do świata, brakowało mi tylko tej perspektywy.

Pragnęłam jednej rzeczy w życiu, żeby być kochaną. Pragnienie było spowodowane przeżyciami z dzieciństwa, które wpłynęły na rodzaj tej miłości. Strach przed samotnością determinował wszystkie uczucia, a jeszcze wychowanie w tradycji romantycznej miłości narzucała pewne wymagania. 

Dwa razy miałam złamane serce. Za każdym razem nie pomyliłam się wyciągając wnioski, z tego co widziałam. Za pierwszym razem buntowałam się, protestowałam, cierpiałam strasznie.

Za drugim razem nie chciałam przechodzić tego samego. Ale w końcu cierpiałam tak samo.

O ile w pierwszym przypadku, nie trzeba było się upierać, odpuścić i dać wolność, zamiast się mordować na własną prośbę, bo to takie romantyczne;-)). O tyle za drugim razem mogłam docenić co było, bo to i tak było dużo, nie zakładać najgorszego. Gdybym umiała spojrzeć na to z innej perspektywy, stworzyłabym inną rzeczywistość.

No ale stało się jak się stało, przeżyłam piekło, ale gdyby nie to, nigdy bym nie zrozumiała co to znaczy, że umysł tworzy rzeczywistość. Nie zrozumiałabym jaką trucizną jest przywiązanie.

       Od jakiegoś czasu bardzo samotna osoba, nieco się do mnie otworzyła. Bardzo mnie chwali i mówi, ze podziwia. Znam ją kilka lat, więc wzruszyłam się, ze tak się zwierzyła z problemów i miałam śmiałość kilka osobistych słów powiedzieć. To nas zbliżyło.

Z drugiej strony polubiłam samotność i wcale nie mam potrzeby częstych kontaktów, więc zastanowiłam się, jak pomóc, żeby jednak czuła wsparcie.

Pamiętam jak mi było mi przykro, ze nikt się nie odzywa. 

A teraz zrozumiałam, ze opieka drugiego człowieka tylko trochę pomoże, może wskazać drogę, ale trzeba samemu zaopiekować się sobą.

I do tego potrzebne są odpowiednie warunki. Samotność, przestrzeń, w której sam musi się odnaleźć, wzmocnić, uniezależnić, żeby prawdziwie pokochać, żeby się nie bać i w każdej sytuacji odnaleźć dobro.

Przypomniało mi się jak zaczynałam leczenie z depresji. Każdego dnia stawiałam sobie jakiś cel, choćby wyjść na dwór, kupić kwiatuszka do domu, cokolwiek co było jakimś wysiłkiem, żeby na koniec dnia móc pomyśleć, że coś mi się udało. To nie przynosiło żadnej radości. Chyba po roku zobaczyłam ile ja już rzeczy robię. Jak na zdrową osobę mało, ale jak dla mnie dużo i dlatego zaczęłam być szczęśliwa. 

Teraz kiedy miałam coś doradzić, powiedziałabym fajnie jest jak ktoś się opiekuje, ale jestem szczęśliwa, bo tyle umiem robić sama. A to koktajl warzywny, a to ćwiczenia tai chi, a to rzeżuchę posiałam itd. hehe. Radości z takiego spojrzenia na świat w ogóle nie spodziewałam się. Robiłam bardzo dużo rzeczy będąc zdrowa, ale nie ceniły tego osoby dla mnie najważniejsze, a tym samym i ja.

Ludzie  robią takie rzeczy i mnóstwo innych i nie robią z tego hecy, ja wiem, ale ja doceniam, ze w ogóle coś mi się chce robić, że dzięki tej radości mogę spokojnie czekać na obrót losu, a nie smucić się niespełnieniem marzeń. Bo ja już nie mam marzeń. po co się ograniczać :-) Na przykład teraz obejrzałam film dokumentalny na TV Kultura o Beethovenie i usłyszałam jego Ode do Radości,teraz  to hymn Unii Europejskiej : 

O, radości, iskro bogów,

 Kwiecie Elizejskich pól, 

Święta, na twym świętym progu 

Staje nasz natchniony chór

Jasność twoja wszystko zaćmi, 

Złączy, co rozdzielił los,

 Wszyscy ludzie będą braćmi

Tam, gdzie twój przemówi głos...


Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,hymn_ue,oda_do_radosci.html

O braterstwie ludzi bez podziałów mówi też arcybiskup: wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi przecież.  Dalajlama wspomniał, że Gandhi na pytanie czy jest wyznawcą hinduizmu, odpowiedział:

"- Tak jestem, Jestem także chrześcijaninem, muzułmaninem, buddystą i żydem.

Szukając prawdy wspólnej wszystkim ludziom, powinno się czerpać ze studni mądrości niezależnie od tego, które źródło je zasila."

    Zauważenie takich zależności, uważam za bardzo dobrą passę, a nawet szczęśliwe przeznaczenie. To o czym tu jeszcze marzyć? Przecież nie o przemijających wartościach.

cyt. "Surowy nakaz Santidewy: Jeśli jest sposób na wyjście z sytuacji, wtedy zamiast poddawać się fali smutku, strachu, czy złości, ze wszystkich sił postaraj się wpłynąć na okoliczności. jeśli natomiast żadnego wyjścia nie ma, wtedy strach, smutek czy złość nie mają najmniejszego sensu.

Wówczas powiedziałem sobie, że cokolwiek się ze mną nie stanie, będzie dobrze. Trzeba stawić czoło faktom, rzeczywistości"

      Robię różne rzeczy, żeby życie miało sens. Ale ten sens jest zupełnie inny niż kiedyś i to na pewno kreuje lepszą rzeczywistość niż kiedyś :-)

         cyt. Wielka Księga Radości:... wyróżniliśmy osiem filarów radości. Cztery należą do sfery umysłu: perspektywa, pokora, poczucie humoru (o super:-))), akceptacja. Pozostałe zaś związane są z domeną serca: wybaczanie, wdzięczność, współczucie i szczodrość.

        No to ja te filary zbudowałam, pewnie dlatego mam tyle radości mimo wszystko, mimo tego, ze nie jestem sprawna fizycznie, że boli tyle części ciała i nie mam siły, żeby z łóżka wstać, nawet to okazuje się być dobrym zrządzeniem losu, mam czas na przemyślenia, na przewartościowanie priorytetów  :-))


       Idą święta. Zakwitła cebula, którą posadziłam w lutym. Kurczaczek już spogląda wesoło. Rzeżucha  rośnie jak szalona. :-)


Okna myją na moim ulubionym wieżowcu :-) Szkoda, ze nie u mnie, ech


Niedawno obejrzałam film i przypomniała mi się bardzo fajna piosenka,  takiego chłopaka mogłabym mieć :-) i takiego na pewno uszczęśliwię :-)))

Takiego Chłopaka 


cyt."Panie losie daj mi kogoś, kto nie zmąci wody w mym stawie
Kogoś, kto nie pryśnie jak zły sen gdy ryb w mym stawie zabraknie
Gdzie znajdę takiego
Pięknie dobrego?........."

czwartek, 25 marca 2021

Wartości odżywcze zielonych liści

 Medycyna tybetańska przekonuje do zapobiegania uszkodzeń narządów wewnętrznych takich jak wątroba, czy trzustka, które powodują wiele chorób. 

Ucząc się racjonalnego odżywiania, poznałam niezbędne jego zasady, między innymi jedzenie warzyw, ograniczenie cukru, tłuszczu zwierzęcego.

Mam nadzieję, że was zachęcę do takiego systemu :-)

   Zielone warzywa liściaste charakteryzują się najwyższą zawartością składników odżywczych w 100 kcal. W stworzonym przez dr Fuhrmana rankingu gęstości odżywczej pokarmów, to właśnie zielone liście są na pierwszym miejscu i nie mają sobie równych.

    cyt. Dlaczego warto jeść zielone liście 

    Głównie cenione są za zawartość:

    • karotenoidów (prekursora witaminy A) – które odpowiadają za zdrowie naszych oczu (zwłaszcza beta-karoten i luteina), wygląd skóry (w tym piękną opaleniznę), neutralizują wolne rodniki i opóźniają starzenie, chronią również przed chorobami nowotworowymi,
    • witaminy K – regulującej procesy krzepnięcia krwi i gojenie się ran oraz odpowiadającej za zdrowie kości,
    • wapnia – wśród wszystkich warzyw to właśnie zielone liście zawierają najwięcej wapnia. Dzięki temu wpływają korzystnie na zdrowie kości i zębów (szczególnie, że zawierają również witaminę K). Wapń odpowiada także za prawidłową pracę mięśni i przewodzenie impulsów nerwowych,
    • witaminy C – wzmacniającej układ odpornościowy, neutralizującej wolne rodniki, odpowiedzialnej za tworzenie się kolagenu i gojenie ran,
    • fitozwiązków – innych aktywnych związków, które działają przeciwzapalnie i chronią nas przed chorobami nowotworowymi. Jednym z fitozwiązków jest nadający liściom zielony kolor chlorofil.
    • żelaza – transportującego tlen w organizmie, podnoszącego poziom energii i ogólną odporność.                                                                                                     cd.....Polecam ta stronę ze względu na dużo ciekawych informacji.                        Mam już naprawiony blender i z radością zabrałam się do robienia past warzywnych i koktajli. Kiedyś bardzo sobie ceniłam wyciskarkę do soków, ale na szczęście mam już więcej fantazji i powolutku przygotowuję proste pasty do chleba i koktajle.                      pierwszy raz zrobiłam koktajl z owocami goi. Dodałam je do roszponki, pomarańczy, selera naciowego
    • koktajl z natki pietruszki, pomarańczy, selera naciowego, banana, siemię lniane
      sałatka ze szpinakiem, jajkiem, pomidorkami, orzechami
      Moja ulubiona pasta kanapkowa to humus z cieciorki, pycha.                                          Polecam na pełnowartościowy posiłek koktajle i sałatki z zielonych liści, do których można dodawać np. czarnuszkę,  ziarna chia, siemię lniane, amarantus, orzechy, płatki owsiane, suszone owoce itp. Naprawdę da się polubić takie danie. Dużo ciekawych przepisów można znaleźć w internecie, warto spróbować.   Pani dietetyk mnie też zachęcała do robienia koktajli, ucieszyłaby się, że się przekonałam do takich dań.                                                                                                                            Teraz koleżanka zainteresowała uprawą kiełków w domowych warunkach. Kiełki to bomba witaminowa, ale dość kosztowna, więc sobie pozwalałam jako dodatek do kanapek. Jeśli nauczę się hodować kiełki to będę bardzo zadowolona. W ogóle uważam, ze osoby z własną działką są szczęściarzami :-) Na razie mam w doniczce bazylię, miętę i  rzeżuchę  na talerzu. Też super :-))))                                                  *********************************************************************************************************Kilka wejść było na posta Załatwione, gdzie napisałam kilka słów  o Cmentarzu na Bródnie. Byłam tam na Boże Narodzenie zapalić lampkę na grobie babci i wyobraźcie sobie w tym zabytkowym miejscu budują ściany na urny. 
    • Tego w życiu bym się nie spodziewała. Jak to możliwe? 
    • Natomiast otwarto ptaszarnie z egzotycznymi  gatunkami ptaków. I to bardzo mnie ucieszyło.  




    • Przypomniało mi się, że przy okazji Dnia Zmarłych ludzie bywają oburzeni, że stoją stragany przy cmentarzu, że ludzie zakładają lepsze kreacje lepsze, żeby się pokazać i że zaprzecza to nastrojowi zadumy, tęsknoty za bliskimi, refleksji nad ulotnością życia. Panuje gwar, radość i beztroska.
    • Z dzieciństwa pamiętam jedno. Często przyjeżdżałam na cmentarz z babcią. Zawsze mi kupowała pańską skórkę albo obwarzanki i wtedy to była dla mnie atrakcja, dlatego zawsze chętnie jechałam. Dzięki temu ona mi pokazała jak dba o grób, opowiadała przy tej okazji o pradziadkach, których nie znałam, uczyła szacunku do takiego miejsca i zawsze modliła się za zmarłych w drewnianym kościółku.                                   Kiedy ja zabierałam małą Miki na takie wyjazdy też kupowałam jej jakąś drobnostkę i potem co rusz pytała, kiedy pojedziemy na cmentarz. Myślę, że zaczyna od wzbudzenia chęci, a potem człowiek sam odnajduje w tym sens.                              A  jaki odnajdzie, to już indywidualna sprawa.                                                                                                                                                                                                                Pewien tybetański mistrz powiedział: cyt. "Prawdziwą miarą duchowego rozwoju jest to, jak człowiek podchodzi do własnej śmiertelności. Najlepiej jest, gdy potrafimy myśleć o śmierci z radością, dobrze jest także, gdy nasza refleksja jest wolna od lęku albo przynajmniej niczego nie żałujemy"                                                                         My jesteśmy  inaczej wychowywani, skupiamy się na czym innym. A  mistrzowie z Tybetu radzą po prostu cyt. abyśmy żyli mądrze i sprawili, aby świat stał się lepszym miejscem dla wszystkich i nie bali.                                                                                                              Mnie to najbardziej przeraża obłuda. Jest takie powiedzenie : modli się pod figurą, a diabła ma za skórą. Wesołość w Dzień Zmarłych nie wyrządzi krzywdy, ale diabeł na pewno to zrobi. 

    niedziela, 21 marca 2021

    A jednak współczucie i serce jest najcenniejsze, cd. książki

        cyt. z Wielkiej Księgi Radości

    Dalajlama opowiedział o zesłaniu do chińskiego gułagu swojego przyjaciela. "Kiedy wychodził z łagru był jednym z dwudziestu osób osób, które przeżyły. Zwierzył mi się, że w ciągu osiemnastu lat zdarzyło mu się stanąć twarzą twarz z prawdziwym niebezpieczeństwem. Założyłem, że mówił o zagrożeniu życia. Powiedział jednak, że najbardziej bał się utracić współczucie, które żywił dla chińskich strażników.

    Po tym nieoczekiwanym wyjaśnieniu, że największym niebezpieczeństwem dla człowieka jest utrata współczucia, serca, człowieczeństwa, w pomieszczeniu zapadła cisza, zakłócana tylko naszymi oddechami.

          Ktoś zwrócił uwagę na post, który napisałam 18.03.2020 roku Jego świątobliwość XIV Dalajlama - dla mnie. Zaciekawiona co napisałam przeczytałam i ja. Przez rok zrozumiałam jak wiele pożytku przynosi medytacja, bo dzięki niej doceniłam zdrowe odżywianie, które zapobiega chorobom, a przede wszystkim zrozumiałam w czym Tybetańczycy odnajdują sens, nad czym wtedy się zastanawiałam.

       " - Wielu Tybetańczyków- ciągnął Dalajlama - spędziło długie latach w chińskich gułagach, obozach pracy, gdzie byli torturowani i zmuszani do nieludzkiego wysiłku. Wielu później wyznało, że był to dla nich prawdziwy sprawdzian charakteru i wewnętrznej siły. Niektórzy stracili nadzieję, inni się nie poddali. Wśród tych, którzy przeżyli, nie miało znaczenia, jakie odebrali wykształcenie. W ostatecznym rachunku okazało się, że  kluczowe były wewnętrzna siła i współczujące serce.

    .......

    Arcybiskup - pragnęliśmy, aby czytelnicy dowiedzieli się, jak się cieszyć w najtrudniejszych momentach ..... - mówimy, że choć to zaskakujące, poczujesz radość w chwili, gdy przestaniesz być egoistą. Oczywiście musimy być odrobinę samolubni, bo jak powiedział mój Pan Bóg - cytuję Pismo - "Będziesz miłował bliźniego swego jak ...."

    - .... siebie samego - Dalajlama dokończył znane przykazanie. - 

     - Tak, tak - Dalajlama kiwał głową na znak aprobaty....................   

    Dalajlama opowiadał o losach Tybetańczyków, a na koniec powiedział: Spadło na nas wiele problemów, wiele trudności, ale kiedy pracujesz, dokładasz starań , choć napotykasz kolejne przeszkody, to widząc efekty swoich działań, czujesz wielką radość.

    - Widzisz, gdy człowiek nie napotyka przeszkód i cały czas jest odprężony, wtedy więcej narzeka - podsumował Dalajlama , śmiejąc się, bo paradoksalnie  jego radość okazała się większa na skutek nieszczęść, niż gdyby życie upływało mu w spokoju i błogości.

    ****

        ode mnie: Nadszedł czas na podziękowanie tym którzy mi cierpienie zafundowali.  Moje doświadczenie nie było takie straszne, niemniej jednak pociecha nie opiera się na tym, że inni mają gorzej. Każde cierpienie jest bolesne, ale dobrze wiedzieć, że nie najstraszniejsze.

     Dzięki temu przez co przeszłam zrozumiałam po co to wszystko, jaka jest moja intencja i co jest dla człowieka najważniejsze. Mogę się cieszyć, że nie straciłam współczucia, serca, człowieczeństwa. Byłam blisko, ale jednak ....pomyślnie przeszłam swoją próbę. 

    Dobre słowa pod adresem trudnych ludzi przynosiły kolejne przykrości, więc może i teraz tak będzie, ale już się tak bardzo nie boję. Przekonałam się, że umiem zbierać dobrą karmę, to dodaje otuchy. 

    Agnieszka Holland opowiadała, ze bała się więzienia. W końcu w 1966 wylądowała w więzieniu i już przestała się bać. Powiedziała, że była ciekawa jak to jest. Nic dziwnego, że jest dobrym reżyserem.:-)

    W sumie to też już jestem ciekawa, tyle, że ja na wolności:-))

    Szkoda tylko, ze oni nie skorzystali z naszej znajomości tak jak ja. A może skorzystali? Trzeba czasu.....

    Rzeczywiście odczuwam radość, bo powolutku zdrowieje psychicznie, a to był największy ból. 

    ***......

    Kilka słów arcybiskupa z RPA

         Arcybiskup opowiadał: " Zwiedzaliśmy więzienie z jednym z towarzyszy Nelsona Mandeli. W stołówce pokazał nam różnice w racjach żywieniowych, w zależności od rasy więźnia  - było to niczym codzienne przypominanie obsesyjnego faszystowskiego rasizmu, z którym walczyli "sto siedemdziesiąt gramów mięsa dla kolorowych/Azjatów i sto pięćdziesiąt dla buntu (czarnych), dwadzieścia osiem gramów dżemu lub syropu klonowego dla kolorowych/Azjatów i nic dla buntu.

    "- Musiało go to frustrować do granic wytrzymałości. Jego gniew narastał.  Bóg jednak w swej dobroci powiedział : Spędzisz tam dwadzieścia siedem lat. Po tym czasie wyszedł i stanął pośród nas niesamowicie wielkoduszny człowiek, bo w niezwykły sposób cierpienie pomogło mu dojrzeć. Choć myśleli, że mnie złamie, to mu pomogło. Dzięki temu potrafił przyjąć punkt widzenia wroga. Po dwudziestu siedmiu latach stał się uprzejmy, troskliwy i gotowy zaufać dawnym nieprzyjaciołom. "

       ode mnie - Kiedy udało mi się popatrzeć oczami mojego wroga na otaczającą rzeczywistość, naprawdę zrobiło mi się ich bardzo szkoda. Zrozumiałam co mogło spowodować taką niechęć, jak musi cierpieć człowiek, który też szuka szczęścia, ale nie potrafi znaleźć.

     Nie znalazłabym i ja, gdybym jakimś cudem nie uwolniła się od błędnych przekonań. Mówili mi, że to ja się pogubiłam, bo cierpię, a tymczasem okazało się, że pogubili się ci co krzywdę mi wyrządzali.  Zaczęłam się zastanawiać jakie tragedie, jakie cierpienie musi odczuć człowiek, żeby potem tak traktować innych? I jeszcze to wychowanie: twardym trzeba być nie miękkim, w ogóle nie dopuszcza do rozpoznania przyczyny choroby. A przecież, gdy się zrozumie  co się tak naprawdę robi i dlaczego, to ból się rozpuszcza i już nie chce się ranić innych.

    ***

           "Arcybiskup wyjaśnił mi kiedyś, że cierpienie albo nas uszlachetni, albo wpędzi w gorycz,  cała różnica leży w tym, czy będziemy potrafili odnaleźć w nim sens. Bez tego, gdy ból wyda nam się absurdalny, z łatwością ulegniemy zgorzknieniu. Jeśli jednak ujrzymy choć cień znaczenia czy odkupienia w cierpieniu, wtedy ból nas wyniesie na wyżyny ......  

    - Taka nauka płynie z moich obserwacji - ciągnął - Aby duch ludzki wzrastał w szczodrobliwości, człowiek musi w taki czy inny sposób zmierzyć się z frustracją czy upokorzeniem.  Nie zawsze jesteśmy tego świadomi. Rzadko tak bywa, że ludzkie życie biegnie spokojnie od narodzin do śmierci. Potrzeba nam oczyszczenia, uszlachetnienia "

    ****

         I tak oto Jego świątobliwość XIV Dalajlama jest coraz bardziej w moim życiu.  Czytając nauki ogarnia mnie radość, wszystko co mnie spotkało nabiera sensu, nie byle jakiego sensu :-) 


    Będzie lało, ale widok piękny :-)

    ps Dalajlama rozmawiając z arcybiskupem, powiedział, ze woli iść do piekła niż do nieba, bo w piekle będzie mógł komuś pomóc. I właśnie mi pomógł :-)

     Pamiętam, że swego czasu była moda na terapię, żeby nie martwić się za bardzo o innych. No cóż, pewnie tak lepiej, jeśli pomagający z tego powodu cierpi. 

    Na szczęście wiele osób jest uradowanych, bo umie to robić.  :-) 

    Wiele radości życzę !!!

    środa, 17 marca 2021

    W Szwecji samotność to jeden ze sposobów życia

               Polacy często są samotni, a przez to nieszczęśliwi. A nie musi tak być.

     Byłam zrozpaczona, że los mnie tak doświadczył. Nie mogłam w to uwierzyć, że tak potoczyło się moje życie. Chyba rzeczywiście najbardziej bolało to, że czułam się ukarana, a przez to jeszcze gorsza. Ale musiałam żyć i tak krok po kroku, dzięki życzliwości obcych ludzi, więc nie związanych ze mną i nie mogłam mieć żadnych oczekiwań, nauczyłam się doceniać samotność.

       Sprawdziły się słowa z Wielkiej księgi radości:

    "Arcybiskup wyjaśnił mi kiedyś, że cierpienie albo nas uszlachetni, albo wpędzi w rozpacz, cała różnica leży w tym, czy będziemy potrafili odnaleźć w nim sens. Bez tego, gdy ból wyda nam się absurdalny, z łatwością ulegniemy zgorzknienia. Jeśli jednak ujrzymy choć cień znaczenia czy odkupienia w cierpieniu, wtedy ból nas wyniesie na wyżyny....

    - Taka nauka płynie z moich obserwacji- ciągnął - Aby duch ludzki wzrastał w szczodrobliwości, człowiek musi w taki czy inny sposób zmierzyć się z upokorzeniem czy frustracją. Nie jesteśmy zawsze tego świadomi. Rzadko tak bywa, że życie biegnie spokojnie od narodzin do śmierci. Potrzeba nam oczyszczenia, uszlachetnienia. "    

    cyt "W Polsce samotność utożsamiana jest z życiową porażką, w Szwecji jest to jeden ze sposobów życia.

    W Szwecji istnieje wyobrażenie czystej miłości, zbudowanej nie na wzajemnym uzależnieniu, ale na autonomii jednostek i woli bycia razem. Tylko taka rodzina i takie małżeństwo, gdzie wszyscy są niezależni, jest wolne od fałszu, manipulacji i pozwala na prawdziwą miłość - z Katarzyną Tubylewicz rozmawiamy o jej książce "Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami".

    • Co czwarty Szwed umiera samotnie, ale to nie oznacza, że te osoby zostają odnalezione kilka miesięcy po śmierci, choć takie przypadki też się zdarzają
    • W Szwecji nikt nie oczekuje tu, że rodzice stale będą wspierać dzieci finansowo, a babcia będzie wychowywać wnuki
    • Szwedzi kochają samotne przebywanie na łonie natury, to dla nich forma duchowości
    • Słyną z wyrównywania szans i akceptacji, ale oni także potrafią bezczelnie i okrutnie pokazać nietolerancję, każde społeczeństwo ma jakieś jej pokład

    Można powiedzieć, że Szwedzi afirmują samotność.

    Tak, bo jest tu świadomość tego, że ludzie czasem potrzebują pobyć sami ze sobą i że samotność w pewnych sytuacjach może nieść radość i ulgę. Szwedzi kochają samotne przebywanie na łonie natury, to dla nich forma duchowości, sposób zbliżenia się do czegoś większego niż my sami

    *****

    "Czy Szwed jest człowiekiem?". Stawiają oni tezę, że w Szwecji istnieje wyobrażenie czystej miłości, zbudowanej nie na wzajemnym uzależnieniu, ale na autonomii jednostek i woli bycia razem. Tylko taka rodzina i takie małżeństwo, gdzie wszyscy są niezależni, jest wolne od fałszu, manipulacji i pozwala na prawdziwą miłość.

        ****

    Polecam ten artykuł i książkę Samotny jak Szwed?

    Odosobnienie jest też podstawą w praktyce buddyzmu :-)

    Byłam do tego zmuszona. To nie był mój świadomy wybór. Ludzie z boku zwrócili uwagę na moje postępy, bo ja nie widziałam nic szczególnego, ot kaleka powoli, nieudolnie coś robi, i dzięki nim zaczęłam zauważać jak się zmieniam, jakie mam możliwości, jaką siłę.

    Dzięki odosobnieniu zrozumiałam co to znaczy przywiązanie i jaka to trucizna.


    Mam trochę więcej czasu, skończyłam rehabilitację i popatrzyłam jak świat wygląda :-)

     

           W Hali Gwardii trenowali boks mój tata i mój syn. Tata pamiętał trenera Feliksa Stamma i kiedy wnuk postanowił zostać bokserem często słyszeliśmy opowieści pełne zachwytu i uwielbienia dla "Papy". Miło, że teraz mnie zainteresowała taka osobowość :-) Mistrz w takich czasach był niepolityczny :-)

    "Feliks Stamm zmarł 2 kwietnia 1976 roku. We wtorek na placu Mirowskim w Warszawie, tuż przy hali Gwardii, gdzie w 1953 roku odbyły się pamiętne mistrzostwa Europy zakończone niespotykanym wcześniej sukcesem polskiego boksu, zostanie odsłonięty jego pomnik. Od lat walczyła o to prawnuczka trenera Paula Stamm i założona przez nią fundacja.

    Podopieczni Stamma zdobyli w Warszawie pięć złotych medali, kibice wynieśli trenera na rękach z hali Gwardii, a radość publiczności była tym większa, że wśród pokonanych przez Polaków w finałach było trzech bokserów z ZSRR.

    Najlepszy trener w historii polskiego boksu nie pozostawił po sobie mądrych ksiąg, które mogłyby służyć jako recepta na sukces. Udało się go tylko namówić na film szkoleniowy nakręcony przez Jerzego Skolimowskiego. „Boks", wspaniała etiuda z błyskotliwą puentą, został wyróżniony nagrodą w Wiedniu, ale w Polsce o nim zapomniano"

    Polecam ten artykuł o Feliksie Stammie http://www.zw.com.pl/artykul/672911.html Niezwykła postać :-)

    https://www.rp.pl/artykul/1008145-Wielki-brat-znokautowany-w-Warszawie.html


    Już widać wiosnę na mojej drodze spacerowej.






    Tu jest drugi ptaszek,  pokazał ładny ogonek, ale nie wiem co to za gatunek.  


    Zabytki czekają na remont, a na razie tworzą swojski klimat między nowoczesnymi budynkami.




    Najwyższy budynek UE na końcu ulicy. Niezapomniany widok :-)



    Szczepan Twardoch z szansą na ważną europejską nagrodę literacką! Jego "Król" w tłumaczeniu Seana Bye'a znalazł się wśród 10 tytułów nominowanych do nagrody Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju

    czwartek, 11 marca 2021

    Nic pięknego nie rodzi się bez odrobiny cierpienia - rozdział Wielkiej Księgi Radości

        cyt.

        "Usilnie staramy się rozdzielić radość i smutek i upchnąć je w osobne pudełka, ale według arcybiskupa i Dalajlamy obie emocje są ze sobą nieodzownie splecione. żaden z nich nie głosi pochwały ulotnego szczęścia, które ogranicza się tylko i wyłącznie do pozytywnych stanów ducha i przepędza takie uczucia jak smutek na emocjonalną banicję.  Szczęście, które pochwalają charakteryzuje dążenie do samozrozumienia, rozwój, zgoda, poszukiwanie sensu oraz akceptowanie nieuniknionych w życiu: cierpienia, smutku i żałoby. 

    - Tam gdzie jest strach pojawi się frustracja, która z klei pociąga za sobą złość. Strach i złość to dwa bieguny fizjologicznej reakcji. Stajemy się gotowi do ucieczki (strach) lub walki (złość , gniew)

    Na poziomie fizjologicznym reagujemy odpowiednio do sytuacji, ale w głowie mamy zachować spokój. Na tym polega trening umysłu.

    W naszej złości kryje się lęk, że nasze potrzeby nie zostaną spełnione, że nie jesteśmy kochani, że się nas nie szanuje, że zostaniemy wykluczeni. 

    Wtedy uświadamiamy  sobie, że jesteśmy tylko ludźmi, a człowieczeństwo to też słabości "  



         Ogromnie się ucieszyłam czytając taki tytuł rozdziału. Jak już wspomniałam, moje zachowanie było bardzo niezadowalające kilka bliskich mi osób, przez co czułam się odrzucona, a nawet byłam odrzucona. A tymczasem reagowałam jak normalny człowiek. Chciałam akceptacji, tylko to akurat było sprzeczne z potrzebami innych.

    Koniec końców dopadło mnie cierpienie, które nie nazwałabym odrobiną. Na samą myśl przychodzą mi dwa słowa, oba brzydkie. ale rzeczywiście "urodziło się" coś pięknego. 

    Dziś jestem człowiekiem, który cieszy się, że żyje. I nie dlatego, że ktoś go pokochał, nie dlatego, że wszystko mu się pomyślnie układa i spełniają się marzenia, ale dlatego, że umiem znaleźć sens w tym co się dzieje i nadzieję, że uwolnię się od przywiązania, gniewu, rozczarowania, trucizn, które odbierają szczęście.

    arcybiskup : uważam, że pewna doza cierpienia, a nawet dotkliwy ból, są niezbędnymi składnikami życia, be wątpienia zwiększają nasze współczucie.

    - w pewien paradoksalny sposób, to właśnie, jak stawiamy czoło wszystkiemu, co wydaje się negatywne w naszym życiu, determinuje jakimi ludźmi się stajemy.  

    Jestem zadowolona z efektów:-)))

    Dostałam z Onet.pl artykuł " w co wierzą Tybetańczycy" 

    Zachęcam do przeczytania tych kilku zdań. Dla mnie najbardziej znaczące są słowa o karmie:

    W co wierzą Tybetańczycy? W praktyce tantr buddyjskich przestrzega się nakazów „indywidualnego wyzwolenia”, czyli wyrzeczeniu się czynów związanych z tworzeniem splamień umysłu (to kluczowy w buddyzmie termin; powodowane odpowiednią karmą są obok niewiedzy głównym warunkiem istnienia cierpienia) i cierpienia. W tym celu należy przestrzegać pięciu podstawowych nakazów osób świeckich vinal.

    ****

    Należy się również powstrzymywać się od 10 niewłaściwych czynów, a wśród nich jest zabijanie, kradzież, niewłaściwe czyny seksualne, kłamstwo, dzieląca mowa, mowa sprawiająca krzywdy, nieprzydatna mowa, chciwość, złe życzenia, a także błędne poglądy na temat prawd buddyjskich

    ****

    Ważnym pojęciem w buddyzmie jest karma, którą istoty gromadzą poprzez działania. Działania w zależności od tego czy są pożyteczne czy szkodliwe, są również pozytywne bądź negatywne. Karma przynosi szczęście, albo sprowadza cierpienie na różnych poziomach: w tym czego doświadczamy między śmiercią a odrodzeniem, w ciele jakie uzyskujemy w wyniku odrodzenia, w otoczeniu w jakim istota się odradza, a także poprzez swoje skłonności i upodobania

    ***

    Bardzo dobra wiadomość dla wszystkich dobrych ludzi.

    cyt. Wielka Księga Radości

    Poprzez duchowy trening mamy możliwość przekształcenia zobowiązań  wobec rodziny, nauczycieli i nieprzyjaciół  w piękny umysł trzech korzeni cnoty: brak przywiązania, współczucie, mądrość.

    Nigdy nie wiemy do czego doprowadzi nas cierpienie i nieszczęście, ani co jest dla nas dobre, a co złe.

       Dalajlama opowiedział arcybiskupowi przypowieść, którą kiedyś zacytowałam z Albumu o Tybecie :-)


    poniedziałek, 8 marca 2021

    Kilka lat temu pewien polityk ostrzegał przed nazizmem w Polsce

     


    Najwyższy wieżowiec w Warszawie jest najwyższym w Unii Europejskiej nasunął mi myśl o największym getcie w Europie i największym placu, znaki systemów politycznych w naszym kraju. Kolega mnie poprawił, przypomniał, że Hitler to nie był faszysta tylko nazista. Zainteresowałam się jaka jest  różnica. I w Wikipedii wyczytałam, że socjalizm narodowy Hitlera jest bardzo podobny do faszyzmu. Hitler wzorował się na Mussolinim. Idee mieli nieco różne, ale sposób osiągania celu jest oparty na tym samym, na sile i nienawiści. 

    Kiedy zaczęłam czytać pracę o lewicowych korzeniach faszyzmu i nazizmu nie mogłam uwierzyć jak bardzo te zasady przypominają systemy wprowadzane dziś w naszym kraju.

    Ponieważ nie mogę przestać o tym myśleć, tak mnie poruszyła ta świadomość, przytoczę kilka zdań, może kogoś zainteresuje jak nami manipulują.

    cyt

    "Zarówno włoscy faszyści, jak i niemieccy narodowi socjaliści zdobyli poparcie wśród niższych warstw społecznych: sfrustrowanych żołnierzy, robotników i drobnomieszczaństwa. Wysunęli program zniszczenia starego świata, ustawiali się w roli obrońców pokrzywdzonych, odwołując się do poczucia urażonej zbiorowej godności i bolejąc nad niesprawiedliwością świata."

    ***

    Przywódca włoskich faszystów zresztą nie krył swej sympatii do bolszewików, mówiąc o nich w lutym 1921 r. następująco: „Odrzucam bolszewizm we wszystkich postaciach, ale gdybym miał wybrać jedną, byłby to bolszewizm moskiewski i leninowski, choćby dlatego, że jego skala jest gigantyczna, barbarzyńska, powszechna”. Podkreślał także podobieństwa między faszystami i komunistami, stwierdzając, że i jedni i drudzy odrzucają całkowicie liberalizm, demokratyzm i parlamentaryzm. Pochwalne sądy faszystów włoskich pod adresem komunistów trwały aż do późnych lat trzydziestych; po zakończeniu Wielkiego Terroru przez Stalina, Mussolini z entuzjazmem przyznał, że sowiecki dyktator stał się „potajemnym faszystą”

    ***

    Pochwała przemocy przez Mussoliniego, który zwykł mawiać, że „ma ona moralne znaczenie terapeutyczne, bo zmusza ludzi do jasnego zdeklarowania się” ma swe źródła nie tylko w naukach Marksa i Lenina, ale także Sorela. Mussolini, podobnie jak Lenin, czerpał obficie ze skrajnie lewicowej, syndykalistycznej doktryny Sorela, w myśl której przymus i siła są naczelnymi zasadami w polityce oraz w życiu państw i narodów. Od Sorela zapożyczył także pogląd, że kluczem do mobilizacji jest wiara w wielką ideę, czy też mit, który, według Sorela, miał rozbudzić poczucie wielkości w ogłupionych humanitaryzmem narodach europejskich do gigantycznej walki

    ***

     Sorel nie był nacjonalistą w tym sensie, że wierzył w wyższość swego narodu, ale postrzegał nacjonalizm jako użyteczny mit potrzebny do politycznej mobilizacji i konieczny dla uzasadnienia budowy nowego porządku, co wykorzystał później Mussolini . Wielka idea miała swym rozmachem jednoczyć faszystów, jako uświadomioną, radykalną, kierującą się aktywizmem mniejszość, która jest siłą napędową procesu dziejowego i ma za zadanie zaszczepić rewolucyjnego ducha biernym dotąd masom . Faszyści od początku przecież przekonywali, że nie reprezentują żadnej konkretnej klasy, czy grupy społecznej, ale cały naród i państwo, będąc rewolucyjną awangardą o wyższej świadomości, która pozwala odgadnąć prawdziwą wolę ludu

    ***

    faszyzm i nazizm, komunizm ... nawet najbardziej skrajne oraz wrogie i przeciwstawne sobie ideologie łączy wspólny mianownik; wszystkie one odwołują się do nienawiści i wskazują „wroga”, który musi być bezwzględnie zniszczony, czyniąc z tej kwestii jeden z naczelnych dogmatów swej politycznej wiary.

    *****

    .. odwołują się do nienawiści i wskazują "wroga". Pamiętam, że przed wyborami student politologii mi zwrócił mi na to uwagę, że albo emigranci są wrogami, albo homoseksualiści, tylko po to, żeby odwrócić uwagę, zjednoczyć naród w nienawiści obarczając ich winą za kryzys w państwie . 

    Po tylu walkach o wolność z okupantem, z zaborcą, z komunizmem, naród umęczony jest bardzo podatny na obietnicę spokoju, dobrobytu. Ale też może w nauczył się walczyć i nie umie już inaczej.

       Przypomniała mi się istotna rzecz. Hitler zaczął od nienawiści do żydów. Nikomu to za bardzo nie przeszkadzało. To ich sprawa, zwłaszcza, ze sami żydzi czasem nienawidzili swego narodu. Ale on sięgnął po więcej, wybuchła wojna światowa, powstały obozy koncentracyjne, zabijano też księży, ludobójstwo. (Hitler nie był chrześcijaninem, papież po prostu bał się i dlatego wyraźnie nie krytykował. A ja mylnie myślałam, że popierał)  

    Dziś nie przejmujemy się problemami innych, ale jutro może się okazać, że to są nasze problemy. Tak jak konstytucja, sądy i tak krok po kroku ....

         Pamiętacie jak się oburzyła jakaś pani moją aprobatą książki "Król" ? 

    To jest właśnie efekt tego systemu. 

    środa, 3 marca 2021

    Tak zaczęłam trening umysłu kilka lat temu

        Myślałam, że ja dopiero muszę  zacząć ciężki trening umysłu, aby osiągnąć jakieś niezwykłe rezultaty, a tu okazuje się, że trening już dawno zaczęłam, dużo zmieniłam. Zauważenie co na te zmiany wpływa, wykorzystanie takich możliwości, to jest największy sukces. O tym, żeby być uważnym, uczą nauczyciele dzogczen. Bez tego człowiek nie doceni faktu, że nie trzeba zdobywać więcej i wyżej, żeby osiągnąć to co daje szczęście.  Dopóki jestem człowiekiem, normalne jest, że reaguje jak człowiek, czasem słaby człowiek, który przeżywa to co go spotyka i potraktowanie tego jako podstawa do treningu dla umysłu jest najlepszym co mi się przytrafia. To jest dar, nie przekleństwo.

       Od zrozumienia takich podstaw zaczęła się moja przemiana. Ale ja nie jestem wzorem, ja jestem przykładem przemiany. Od nas zależy jak traktujemy zdarzenia, których jesteśmy świadkami. I wcale nie trzeba od razu uśmiechać się do wszystkiego, nie o to chodzi. Możemy na cierpieniu dopiero budować radość, zadowolenie z siebie, spokój umysłu. 

    Musiałam doświadczyć takiej rozpaczy, żeby mnie to zmusiło do szukania ratunku i znalazłam w naukach Bon. Taki jest mój przypadek, ale różne są możliwości, ale może ktoś zechce spróbować uniwersalnych sposobów, niezależnych od religii ?

    Doskonale pamiętam, że na początku pomogli mi psycholodzy, fizjoterapeuta dowiedzieć się co ja czuję, co powinnam czuć i dlaczego tak reaguję. Nie raz bardzo się zdziwiłam, słysząc, że moje reakcje są właściwe. Uczono mnie inaczej nie dla moje,j ale dla wygody innych. A jak już poznałam podstawy zaczęłam zgłębiać temat, doszukiwać się mechanizmów, znaczenia ludzkich reakcji.

    Po troszeczku, po troszeczku wszystko się ułożyło, choć nie tak jak planowałam się zmieniać. I całe szczęście, bo stare przyzwyczajenia zamknęłyby mnie w kolejnych ścianach. 

    A ja też jestem stworzona do wolności. :-)

    cyt. Wielka Księga Radości


    Nie jesteśmy w stanie zapanować nad życiowymi przypadkami, są bowiem nieuchronne, ale jesteśmy wstanie kontrolować ich wpływ na nasze życie.  
    Dalajlama powiedział, że jeśli będziemy się zdrowo odżywiać,  pamiętać o witaminach, odpoczywać, będziemy cieszyć się zdrowiem. ..... jest większa szansa. Jeśli jednak się nie udaje zadbać o to, nie ma się co zadręczać
    Pierwszym krokiem jest pogodzenie się z tym, że cierpienie istnieje.
    Próbujemy decydować o chwili, co tylko rodzi poczucie niezgody na to co się dzieje.
    Tak wiele naszych boleści tkwi w pragnieniu, aby rzeczy były inne niż są.
     po pierwsze -  powiedział arcybiskup -uważam, że powinniśmy zaakceptować się takimi jacy jesteśmy. Następnie zaś pełni nadziei weźmy się do pracy nad własnym wnętrzem w sposób jaki właśnie przedstawił Dalajlama.
    Jesteśmy tylko ludźmi i czasem trzeba sobie pozwolić na falę ludzkich emocji. Problemem pozostaje określić kiedy wolno, a kiedy nie?

     Wypisałam dzięki czemu rozpoczęłam swoją przemianę. 

    Przyjmij to takie jakie jest. Akceptacja ważna rzecz.

     Mylnie zrozumiana tak wskazówka może umocnić kogoś w egoizmie, ale na to już poradzić nie można. Taka karma.

    Oczywiście wiele razy nie zrozumiałam czego mam się nauczyć. Na szczęście to nic nie szkodzi. Nie muszę się denerwować, że grzeszna jestem i dlatego nie rozumiem, albo wstydzić się. Nie zrozumiem teraz, to zrozumiem za jakiś czas. Na szczęście zrozumiałam najważniejsze: aby nikogo nie krzywdzić i to na ogół udaje mi się :-)) 

    Moje dążenie do zrozumienia wspierają jidamy (bóstwa), których przekaz dostałam od Tenzina Wangyala Rinpocze i Chaphura Rinpocze Nauczycieli Bon. Jidam symbolizuje potencjał oświecenia, naturę buddy (energię). Na tankach przedstawiane są symbolicznie, nie mają formy.

    Jak pomaga przywoływanie takich bóstw, tłumaczy np Ligmnicha Polska, zapraszam na tą stronę.

    Od kilku lat jestem bardzo związana z nauczycielem Chaphura RinpocheChaphur Rinpocze jest założycielem i duchowym przywódcą Instytutu Gyalshen, którego siedziba mieści się w Berkley w Kalifornii.. Zachęcono mnie, żebym przyszła na wykład o Tekla Mebar w Warszawie, mimo, że nie wiedziałam zbyt wiele o Bon. Nauki te zrobiły na mnie ogromne wrażenie, poczułam potrzebę takiej opieki, uwierzyłam w uzdrowienie, i zyskanie sił do zmagania się z przeciwnościami.  Miłości miałam zawsze ogrom. Potrzebowałam pewności, ze będę umiała się obronić. Dlatego bardzo mi było potrzebne wsparcie gniewnych bóstw. Jesze Łalmo też jest moim przyjacielem :-) Już nie chcę bezradnie liczyć na czyjąś łaskę, na zrozumienie. Oczywiście chętnie korzystam z serdeczności innych, ale nie cierpię za bardzo jak jej nie dostaję. Szybciej sobie radzę z taką porażką.

    Ile się uda skorzystać z takiej energii to już sprawa  indywidualna. Po kilku latach praktyki, jednego jestem pewna, boje się coraz mniej, coraz mniej się martwię, nauczyłam się osiągać spokój. Znów często mnie coś rozśmiesza, zwłaszcza własne poczynania. Dla mnie to wielkie osiągnięcie. Super, że udaje mi się skupić na modlitwie, zamiast na poczuciu krzywdy. To daje ogromną ulgę, taką błogość. 

    Zachęcam do przeczytania informacji o Bon, o Fundacji Chaphura itp. ze strony. Nie będę kopiować, bo wszystko jest istotne. Moim zdaniem to jest bardzo ciekawe. Jak się o tym poczyta, to nie wydaje się czystą abstrakcją i fantazją.

    Dla nas to jednak jest nieprawdopodobne, ale przypominam Jego świątobliwość Dalajlama jest proszony o nauki na całym świecie, jest darzony wielkim szacunkiem.

    Myślicie, że z innego powodu niż celność jego nauki? 

    Arcybiskup również uczy mocy umysłu, która przekształca w miłość i współczucie i pokonuje trudności dnia codziennego. Wiara w tym nie przeszkadza.

    Bo "prawda to jest taki ogród, w którym każdy widzi co innego" cyt. Księgo Jakubowe. Każdy ma inne możliwości poznania, ale podstawą każdej wiary jest miłoścć