Jakoś nigdy do tej pory nie przyszło mi do głowy zwiedzić Przemyśl. Traktowałam to miasto jako punkt przelotowy w drodze na ulubione Bieszczady. Tymczasem okazuje się, jest to potężne, znaczące miasto od wieków.
Najpierw poparzyliśmy z góry, przewodnik poprowadził nas na fort Zniesienie, gdzie stoi cztero metrowa figura Chrystusa Miłosiernego oraz 22 metrowy stalowy krzyż.
A przy okazji poznać historię :-)
Z fortu Zniesienie rozlega się piękna panorama Przemyśla, a nieopodal jest całoroczny tor saneczkowy. Kto chciał mógł sobie zjechać jak na wesołym miasteczku.
Podeszliśmy bliżej i zobaczyliśmy uszczęśliwione dzieciaki sunące spokojnie w wagoniku. Na ten widok moja koleżanka nabrała ochoty i zaproponowała, żebyśmy sobie zjechały.
Usiadła z przodu, ja z tyłu, a z tyłu były drążki do hamowania i przyspieszania. Pozapinałyśmy pasy i ruszyłyśmy w radosnych nastrojach.
Dalej już nie widziałyśmy panoramy, nabierałyśmy prędkości. Koleżanka się darła: hamuj, hamuj i widziała oczami strachu jak na zakręcie wylatujemy z torów i wbijamy się w ogrodzenie.
Dla mnie, dla odmiany, to była świetna jazda i wcale nie zamierzałam hamować.
Po zejściu z toru, koleżanka trochę oszołomiona, ale szczęśliwa, powiedziała, że się pochwali synowi, że zjechała, który ma ją za tchórza w tych sprawach, hehe
Za tym ogrodzenie jest tor, który, okazał się wcale nie taki łagodny.
Po wejściu do autokaru, jakiś kuracjusz, ale nie znam człowieka, ucałował mnie po rękach i pogratulował zjazdu.
Może jednak dałam czadu, hehe Może dlatego, że często mi wiruje w głowie i nie robi to na mnie wrażenia.
Autokar zawiózł nas do Przemyśla na zwiedzanie.
Tam jest kościół obok kościoła! niesamowite !
Weszliśmy do cerkwi, która była już kościołem, ale nasz Jan Paweł II przekazał ją z powrotem kościołowi greckokatolickiemu
Po prawej stronie odbija się w szybie, światło z otwartych drzwi za mną.
Nieźle się komponuje z ołtarzem, prawda? :-)
Odwiedziliśmy kilka kościołów, wszystkie niezwykłe i z historią, ale na mnie największe wrażenie zrobił Kościół Franciszkanów.
Na koniec wycieczki przewodnik zaprowadził nas do miejsca gdzie każdy odwiedzający Przemyśl chce przyjść, do lodziarni pełnej niezwykłych smaków i kompozycji. W Warszawie takich nie spotkałam :-)
Usiadłam sobie w kawiarni na te przysmaki, ale potem wstać nie mogłam, hehe. Dobrze, że do autokaru był kawałeczek.
Dotarłyśmy do Horyńca w nocy, zmęczeni okrutnie, ale też okrutnie uszczęśliwieni :-)
Byłam w Przemyślu kilka lat temu, cudowne miasto. Żałuję, że miałam tylko jeden dzień na zwiedzanie. Udało się nam obejść stare miasto i zwiedzić jeden z fortów. Cerkiew niestety była zamknięta.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka :)
Ja, dla odmiany, nie byłam na Starym Mieście, muszę tam koniecznie jeszcze pojechać na dłużej :-) Uściski :-)
UsuńRok temu zahaczyliśmy o Przemyśl w drodze do Lwowa, a tam sami siebie oprowadzaliśmy po mieście w ramach ćwiczeń terenowych. Piękne miasto, nie da się ukryć. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńByła też wycieczka do Lwowa, ale nie miałam paszportu. Pozdrawiam serdecznie :-)
Usuń