Szukając informacji o Orzechu Rudraksha, który niespodziewanie dostałam, trafiłam na takie wiadomości, więc pomyślałam, że też chętnie poczytacie troszeczkę o religii wschodu.
" Podczas rozmów w nim o leczniczych tradycjach Indii - o leczeniu zjadanym srebrem, złotem, głodówką, pracą nad oddechem (do brzucha, a nie górną częścią ciała, na modłę Zachodu).
Tu następuje rozróżnienie dwóch buddyzmów: mały wóz (hinayana) poznany w Sarnath i wielki wóz, który pojechał sobie przez Himalaje (Tybet, Bhutan, Nepal, Sikkim). Sikkim ze stolica Dardżyling na północy Bengalu Zachodniego. Stare maleńkie królestwo włączone do Indii. Czemu wóz? Jedzie drogą środka, ma koła, jak to puszczone w ruch przez Buddę w Sarnath. Błędne koło narodzin i śmierci, które przełamać można w cyklu (kole) nauczania oświecenia. Wg Buddy byt to nietrwałość. "Kiedy zgaśnie pragnienie siebie, powstanie pustka, miejsce na współczucie dla drugiego - obudzenie". Budda pokazywał drogę kontaktu z boskością, ale ludzie potrzebowali przewodnika. Stąd uznali Buddę jako zjawę prawdziwego Buddy, pojawiła się idea świętych, odsuwających odejście w nirwanę, by móc pomagać ludziom. "Bodhisattwowie" - wypełnieni współczuciem uczą tym innych oddania się drugiemu. Buddyzm " filozofia, która pozwala obejść się bez Boga" (co pociąga ją w bohaterce książki ciotce Marcie, guru Teo). Wielki wóz (mahayana). Ich stroje, młynki modlitewne, pokłony mogą dziwić niewtajemniczonych, ale są też związane kompromisem z religią, jaką buddyzm zastał pojawiając się w Tybecie. Stopił się on tam ze starą religią bon-po. Teo już coś słyszał o Tybetańskiej Księdze Umarłych (Bardo Thodol - a ja pierwszy raz!:)
Niestety nie pamiętam z jakiego to portalu jest ten cytat.
Parę dni temu, wracając z urzędu zajrzałam tradycyjnie w okno antykwariatu, a tam na samym środku stoi ta książka. Okazało się, że w dodatku była za bezcen, jak na taką pozycję, Już ją mam. Po jakiejś konferencji, wywnioskowałam, że przeżyłam, żeby się przygotować do śmierci.
I teraz mam się z czego nauczyć :-)
Warto wiedzieć, wiedzy nigdy za dużo. Pierwsza książka o tym, którą przeczytałam 30 lat temu, jest zatytułowana imieniem :-)
"przypomina tam o cesarzu Aśoce, pierwszym, który zjednoczył Indie. Sarnath to miejsce pierwszej stupy buddyzmu (kryje w sobie część kości Buddy).
Sam Budda urodził się w książęcej rodzinie. Nazwano go Siddartha (ten, co osiągnął cel), potem przyjął rodowe imię klanu Sakjów Gautama, jako asceta nosił imię Sakjamuni, wreszcie nazwano go Buddą tzn przebudzonym.
Urodził się w małym królestwie na północnym wschodzie Indii, wiosną 558 lat przed narodzinami Chrystusa; jako szesnastolatek ożenił się, mając dwadzieścia dziewięć lat opuścił pałac jako asceta, zmarł w 80 roku życia.
Narodzinom jego towarzyszyły cuda, starzec z gór zobaczywszy go zapłakał żałując, że umrze nie wysłuchawszy jego nauk. Tydzień po narodzinach jego matka Maja zmarła. Ojciec otoczył go zbytkiem, kształcąc, żeniąc. Budda spłodził syna, ale mając 29 lat wyszedł ze złotej klatki pałacu i zobaczył na ulicy - chorego, starego i umarłego. Wstrząśnięty opuścił żonę i syna, by dzięki medytacji odzyskać spokój ducha utracony w obliczy choroby, starości i śmierci. Rok bycia joginem, sześć lat samotnej ascezy, postów aż po wycieńczenie. Z czasem pojął, że asceza nie jest rozwiązaniem. Gdy przerwał post, opuścili go zawiedzeni uczniowie. Poznawszy "wszystko - przyjemności, kobiety, ojcostwo, jogę i ascezę", zaczął medytować pod drzewem czekając na Przebudzenie. Najpierw oparł się pokusie śmierci, potem miłości (w obie wcieliła się bogini Mara). Przebiegł myślą światy, swoje poprzednie wcielenia, żywoty innych ludzi. Doznawszy oświecenia, poszedł do Sarnath wygłosić swoją pierwsza naukę.
Wat Mahathat w Ayutthaya k. Bangkoku
Dał światu swoją filozofię:
- wszystko jest cierpieniem, wszystko jest nietrwałe
- źródłem cierpienia jest egocentryczna postawa, "pragnienie, żeby być sobą"
- żeby zniweczyć cierpienie z powodu nietrwałości, trzeba przestać pragnąć, osiągnąć nirwanę
- osiąga się ją krocząc drogą środka (żadnej przesady, ani w przyjemnościach, ani w umartwieniach - dojść do postawy współczucia wobec każdego, Budda mówi o "zniszczeniu domu" (jego ochronnej esencji). Budda: żadnych uzależnień, przywiązań, wówczas zniknie idea domu, ciała, kosmosu.
Już doceniłam i ja medytację :-)
Psycholog tego nie uczy, różne są szkoły, ale ostatnio więcej słyszałam o zadbaniu o siebie itp.
Trzeba mi było przejść fazę takiego egoizmu.
Dzięki temu zauważyłam co tak naprawdę robię, co się dzieje, myślę, co czuję.
Okazało się, że dla mnie najtrafniejsza jest ścieżka dzogczen, która uczy jak zrozumiałam: Przyjmij wszystko takim jakie jest.
Bardzo mnie uspokoiło stwierdzenie znajomej, kiedy opowiadałam jej o swoim niestosownym odczuciu: no i co z tego, przyjmij to takim jakie jest. Zaraz samo mi przeszło, ulżyło momentalnie.
To zupełnie nie jest w naszym stylu, dla nas jest trudne to zaakceptować, ale dzięki temu, rozpuszcza się ból, bo się go wreszcie zauważa, ale bez rozważania nad nim, tylko żeby przeżyć to uczucie. Tego mnie uczył Tenzin Wangyal Rinpocze. On mnie nauczył jak odzyskać duszę i dzięki temu mogę naprawdę wiele zrobić dla siebie, dla ludzi,
A przynajmniej tak mi się zdaje, hehe, może to efekt placebo dla niektórych, ale mnie taka opinia nie przeszkadza. Ważne, że potrafię tak silnie w to wierzyć, że dzięki temu czasem dzieją się cuda.
Zwierzyłam się dziś pewnie bardziej niż zwykle, ale ja wierzę w to co raz bardziej, odmieniło się moje życie, nie dlatego, że wszystko w tym celu robiłam, a nawet to co robiłam obracało się przeciw mnie. Dałam sobie spokój z tym wszystkim, wyjęczałam co miałam wyjęczeć, nauczyłam się tyle ile mogłam pojąć i już nie boję się żyć.
Pomyślałam sobie, że może ktoś akurat przeczyta co mu to życie odmieni.
Bo jesteśmy wychowywani, żeby nie być małostkowymi, cieszyć się z drobiazgów, uczymy się być zadowolonymi.
Ale zadowolenie to nie jest szczęście.
No to pięknie wypisywałam, i to w rocznicę Konstytucji 3 maja.
Konstytucja była właśnie po to, żeby być wolnym, żeby Polska była wolna.
To w sumie pasuje do tematu.
Człowiek wolny, nie boi się, a w związku z tym nie jest agresywny, nie robi krzywdy, szanuje innych i stać go na to, by otworzyć swój umysł na szczęście.
Ja, w każdym razie, w to wierzę :-))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz