sobota, 3 października 2015

Uff

Udało się!
Po raz kolejny przygotowałam ze znajomymi rzeczy dla "Wspólnymi siłami".
Znajoma wymieniała łóżko i zaproponowała, że odda stare ale niezniszczone matkom. I tak się zaczęło. hehe.
Niestety nie miałam pieniędzy, żeby wynająć samochód więc nie mieliśmy możliwości tego zawieść. Znajomy na zajęciach tai chi słyszał naszą rozmowę i zaproponował, że załatwi samochód. On sam już tam był i wie jak wsparcie im potrzebne więc chciał pomóc. Super. Ucieszyłam się ogromnie. Przy okazji umawiania się na transport łóżka zgłosiło się kolejnych parę osób do przekazania rzeczy itp. Min moja pani stomatolog dała maszynę do szycia w dobrym stanie.Z dnia na dzień ludzie dowozili rzeczy, produkty spożywcze, artykuły higieniczne. W czwartek np z Metra odbieraliśmy z synem rzeczy dla dzieciaczków, trzy wielkie torby. hehe Zbiórka pełną parą. Czekałam tylko na telefon z konkretną godziną, o której przyjedzie samochód.
Pół do dziesiątej wieczorem dzwoni telefon. Kolega poinformował, że mierzy dostępny samochód i konkretnie wymiary łóżka prosi. To ja dzwonie do koleżanki. Ona mówi takie i takie. Oddzwaniam, mówię co wiem, Kolega jeszcze wysokość chciał poznać i co się odkręca, rozkłada w tym sprzęcie. Dzwonię ponownie, dowiaduje się. Informuję kolegę a On na to......, że się nie zmieści.....
Krew mi odpłynęła do pięt.
To łóżko w ogóle sprowokowało organizowanie transportu, tyle rzeczy się zalazło, niespodziewanie tyle osób się zaangażowało.
Za chwilę kolega uspokajał, że zawiozą wszystko, jakoś zabezpieczą niedomknięte drzwi, będzie dobrze.
To naprawdę było wspaniałomyślne z jego strony.
Tak się cieszę, że poznałam takiego dobrego człowieka. A w ogóle to uczył się u mnie Taoistycznego Tai Chi, więc tym bardziej cieszę się, że tak mu się spodobało jak ja uczę i czego uczę hehehe.
Mimo wszystko zdenerwowanie zaowocowało bólem brzucha.
Jakoś świadomość, że "wszystko będzie dobrze" nie uspokaja natychmiast a nawet trochę irytuje. Za to uspokoiło mnie poczucie, że zrobiłam wszystko co mogłam i ludzie też, reszta w rękach Boga.
I dzięki temu spałam spokojnie.
Uświadomiłam sobie, że często stras rodzi się wtedy gdy się liczy na cud, czyli nie zrobi się samemu zbyt wiele. Tym razem miałam o jeden stres mniej :-D Ale zależało mi bardzo, żeby to pojechało.
W każdym razie zrobienie tyle ile można w danej sytuacji, przede wszystkim sprawia, że jest ogromna szansa powodzenia. A jeśli niestety tak się nie stanie to przynajmniej ma się czyste sumienie a co za tym idzie spokój.
Na drugi dzień cały samochód został zapakowany po sufit. Kwiatki stały pod nogami pasażera :-D
Zostały wózki i rzeczy po dzieciaczkach mojej siostry ale to może bliżej świąt z cistami i cukierkami dla dzieci się spakuje i zawiezie.
Ale o tym to na razie nie chcę myśleć, muszę odpocząć hehe
 
Przypomina mi się, ze czasem tak człowiekowi na czymś zależy, że trudno się pogodzić z porażką.
Mam takie lęki, że coś nie pójdzie po mojej myśli, staram się zaufać w powiedzenie mojej babci: nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Uczę się godzić się z losem i zauważać te rzeczy, które nieoczekiwanie przyniosły dużo korzyści. I nauczę się w końcu, przecież intencja jest najważniejsza..
Optymistycznie mnie nastraja fakt, że odnoszę dużo sukcesików, że mam szczęście więc jest duża szansa, że będzie tak dalej. Tak też sobie myślę, po tych wszystkich przejściach, nie mam jakiś wygórowanych ambicji, zachcianek. To że mi się powiedzie może przynieść korzyści i innym, a takim szczęście sprzyja  :-D

Właśnie poznałam kolejną super osobę. Kobitka, taka delikatna ale psychicznie herod baba i mądra. Na pewno czegoś się nauczę. Przecież nie bez powodu stanęła na mojej drodze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz