niedziela, 27 sierpnia 2017

Czas na zdrowie..

    Dla mnie  bardzo intensywne były ostatnie dni. Na szczęście w  sobotę mogłam odpoczywać, więc popędziłam na ćwiczenia tai chi. Tym bardziej uszczęśliwiły mnie te zajęcia, bo instruktorka poprosiła mnie o poprowadzenie ciągu z prawej strony. Oczywiście zdarzało mi się to często, ale teraz, kiedy rzadziej chodzę na ćwiczenia, mylę ruchy. Jakiś czas temu, stanęłam na lewym rogu, trudniejszym i strasznie się pogubiłam, trzeba było mi mówić co teraz  mam robić. Odbiło się to traumom. Zaczęłam się bać. I dzięki temu, że przełamałam się, stanęłam ponownie i udało mi się poprowadzić bezbłędnie, odzyskałam spokój.
Bardzo podziękowałam!! Zapewniano mnie, że to żaden kłopot pomylić się, zapomnieć, że każdemu się zdarza. Ja o tym wiem, ale niepokój a nawet strach, to często zupełnie irracjonalne uczucie i nic nie dają tłumaczenia. Świetnie się złożyło, że namówiono mnie, żebym spróbowała ponownie. Sama z siebie tak szybko, bym pewnie tego nie zrobiła, hehe
Jak we wszystkim, są dwa sposoby, albo spróbować od razu, albo odpocząć, nabrać dystansu.
Ja bym pewnie odpoczywała, ale w głowie, gdzieś  w kąciku, wyglądałaby smutna niepewność.
     Dzięki odzyskaniu radości z tai chi, przypomniała mi się grupa z Ukrainy, z którą ćwiczyłam na warsztatach w Krakowie. W mojej grupie były również Dziewczyny z Wrocławia i Opola.
Wszyscy okazywali mi bardzo dużo życzliwości. Kibicowali, a nieraz brawami nagradzali osiągnięty sukces. Szybko się okazało, że niemożliwość wykonania pewnych ruchów nie jest niedostatecznym ćwiczeniem tylko fizyczną niesprawnością, więc kiedy coś mi się udało, wzbudzało wielką radość u wszystkich.
Ogromne szczęście miałam dostając się pod opiekę do instruktora, który też miał wiele serca dla mnie. W porozumieniu z instruktorem prowadzącym dopasował dla mnie kilka ruchów.
Mam ogromny sentyment do ludzi z Ukrainy, okazali mi wielkie serce, a pierwsza była instruktorka, która opiekowała się mną dwa lata temu, kiedy ledwo na nogach stałam.
Popłakałabym ze wzruszenia ....... ale wiecie nie mam łez, hehe, pewnie trzeba coś rozluźnić ale nie wiem co i nie wiem jak.

 Uściski serdeczne z Katią, instruktorką, która mnie pamiętała i poznała :-)
 Dyżur  mieliśmy w jadalni i przygotowywaliśmy przekąski na przerwę. Ja tu też pomagałam trochę :-)


Na koniec dnia wpadła mi w ręce gazeta, która dopełniła kielich (dla odmiany ) radości, w której jest artykuł o ćwiczeniu tai chi.
Ale tą wiedzą podzielę się następnym razem


     Mój pogląd na temat podążania za tym co sprawia radość, zaniepokoił troszkę. Pewnie nie umiałam dobrze wyrazić swojego stanowiska. Może uda mi się tym razem troszkę uspokoić, Nie chciałabym żeby się ktoś zmartwił, bo czuję, że moje szczęście leży niektórym na sercu.
Na szczęście, nie mam, żadnych beznadziejnych myśli ani uczuć. :-)

Jak już kiedyś wspomniałam, stałam się specjalistką od wypatrywania pozytywów w każdej sytuacji. Tym samym, jestem, na ogół, radosna i szczęśliwa. Medytacja to jest stan odprężenia, otwarcia umysłu. Przyjęte jest określanie tego stanu, jako "odstawienie szklanki". Myśli czy dobre czy smutne, w pewnym momencie zaczynają ciążyć. Ja w każdym razie, już kilka razy, poczułam ulgę, kiedy się od nich całkowicie uwolniłam. A kiedy zacznie mi się to udawać w życiu na bieżąco, uznam to za ogromny  sukces.
Podobnie jak Agatkę, niepokoi mnie, ze ktoś dostając taką wskazówkę, stanie się egoistą w przeświadczeniu, że to co robi jest super i tak ma być, najważniejsze, żeby być szczęśliwym.
A wiem z doświadczenia, że bardzo łatwo robić podłe rzeczy, podpierając się źle zrozumianymi ideami.

Oczywiście zajmowanie się miłymi sprawami, które dostarczają radość jest bardzo wskazane. Człowiek powinien robić rzeczy, które przynoszą pożytek a nie krzywdzą innych. Zresztą często się mówi, co dajesz to do ciebie wróci. Tylko, niektórzy, upierając się bardzo przy osiągnięciu własnego szczęścia, o tym zapominają.
Dlatego tylko poddałam w wątpliwość słuszność tej hipotezy.

Tereska przypomniała mi o tym, że ludzie często żałują, że czegoś nie zrobili. Też tak słyszałam. Pani psycholog, bardzo się starała wzmocnić mnie, żebym miała siłę do pokonywania przeszkód. Na początku to było np. pójście do sklepu (z kartką co kupić) ale sama  musiałam to zorganizować, czyli poprosić o pomoc w tym albo w czymś innym.  (tata napisał kartkę, ale ja mówiłam jak coś mi się przypomniało, co potrzeba, tata poszedł zemną do sklepu, ale ja mówiłam do ekspedientki, tata siatkę przyniósł) , hehe
I tak jak mnie zapewniano, każda sprawa, nad którą zapanuje, spowoduje, że będę pewna siebie, spokojniejsza,  odważniejsza.
Ludzie, niestety, nie robią pewnych rzeczy bo się boją, po prostu. Rzadko, ale zdarza mi się, że boję się coś zrobić, zwłaszcza, że może grozić stratą czegoś innego, wartościowego. Nie jest łatwo zaistnieć w nowej sytuacji, w dodatku gorszej.
Terapia u psychologa, nauki BON i wszystko co do mnie dotarło z zewnątrz, tak mnie wzmocniło, że odważyłam się w sprawach, które mnie przerastały kiedy byłam zdrowa.

I tak już jest. Nie muszę niczego specjalnie pragnąć. Wszystko mam. W każdej chwili, w każdym zdarzeniu niemal,  nie mogę się nadziwić, ile znajduję genialnych rozwiązań, świetnych spostrzeżeń, albo potwierdzenia, że Tam na Górze mnie lubią.

I tego wszystkim życzę z całego serca :-D




2 komentarze:

  1. Nie jestem filozofem ani psychologiem, ale cieszę się kiedy TY się cieszysz i odnosisz sukcesy. A kiedy czasem coś nie wyjdzie, to pomyśl, że są osoby Ci życzliwe i nie chowaj się do skorupy. Zawsze też możesz napisać na maila. Buziaczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zapomnę, Teresko, ogromnie się cieszę :-D
      Też jestem Twoim kibicem i fanem !! Buziaki :-)

      Usuń