sobota, 1 czerwca 2019

Słowa....

      Już od dłuższego czasu tłucze mi się po głowie pewna myśl i postanowiłam o tym napisać.
Przeczytałam post, w którym było wiele cytatów z Pisma świętego o słuszności wiary w Boga, Takiego Boga . Wiele ludzi zrobiło, powołując się na Pismo, świetny biznes, wiele ludzi mordowało czując się do tego upoważnieni, bo najważniejsze, że wierzą.
Moim zdaniem ta wiara opiera się na strachu, na strachu żeby nie zostać potępionym, na strachu doczesnego niedostatku.
Oczywiście są wierzący, którym wiara pomaga żyć, znosić trudności, czerpać nadzieję i być dobrym człowiekiem i chwała im, ze taką mądrość zyskali  :-)

Przecież Bóg jest miłością!!!

Mnie bardzo poruszył cytat " Prawda was wyzwoli"
Wiadomo w jakim celu się używa tego cytatu. Zastanawiałam się co to może tak naprawdę znaczyć.
I nieoczekiwanie, medytując, przypomniało mi się, że właśnie dzięki temu, odzyskałam duszę, odzyskałam wolność.
Nauczyciel Bon  Tenzin Wangyal Rinpoche właśnie przekazał taką mądrość, chociaż absolutnie nie użył nigdy takich słów. Mi to bardzo pasowało do doświadczeń, które miałam.
 Nauczyciel polecił zrozumieć z czym mamy naprawdę problem, co nas tak naprawdę boli, co tak naprawdę robimy i dlaczego. I kiedy uświadomimy to sobie, problem zniknie. Podobno rozpuszcza też choroby w ciele, ale ja tego nie próbowałam np rak itd. Bo podobno choroby nabyte biorą się z psychiki.
Teraz próbuję wywołać łzy, wszelkimi sposobami bo płakanie przynosi ulgę, czyli uwalnia napięcia z ciele, które mogą spowodować choroby. Ale najwyraźniej nie odkryłam jeszcze co tak naprawdę powoduję tą blokadę Może po prostu obumarły komórki od krwiaka powodujące łzy i teraz trzeba czekać aż się wyrobi nowy neuron. Kiedy mi się uda popłakać to napiszę :-)

Jak to zrobić, nauczy Tenzin, polecam. Udało się mi, uda się każdemu. Tylko nie wiadomo kiedy, ale naprawdę warto.
Prawda was wyzwoli !!!
Próbowałam pojąć naukę Tenzina , długi czas, ale kiedy pierwszy raz doświadczyłam tego wyzwolenia, płakać mi się chciało ze szczęścia.
I jak mieliście okazję przeczytać o moim ciężkim stanie, to wiecie jak się odmienił mój los.
Ujawniły się te wartości, które były stłumione, ale też zyskałam zupełnie nowe. Znów jestem łagodnym, serdecznym człowiekiem.
Jeżeli ktoś będzie chciał się tego nauczyć, wspomnę tylko, że dla mnie największym odkryciem był stan, który wszyscy przez całe życie u mnie ganili, a który właśnie okazała się wyzwalający.
Kiedy już wpadłam na to co mnie tak naprawdę boli, wyzwoliło się uczucie.I to uczucie trzeba zatrzymać. Po prostu przyjąć je takim jakie jest. Nie wdawać się w intelektualne rozważania, za, przeciw, zrobię tak czy owak, tylko zatrzymać to uczucie.
W pierwszej chwili rozdziera serce, ale zaraz odpływa, rozpuszcza się i już nie ma go :-)

Wielokrotnie tego doświadczyłam, jak to ktoś z dużym bagażem emocjonalnym i z dużą wrażliwością.  Czasem miałam wrażenie, ze to się nigdy nie skończy, bo pojawiały się coraz to nowe przykre doświadczenia. Przecież nie tylko wyłazi co już nas kiedyś zabolało, ale życie przyciąga nowe smutki.
Jakimś cudem zaczęłam brać udział w niesamowitych zdarzeniach. I to natchnęło mnie nadzieją, to powodowało, że miałam siłę żyć dalej.

No i tą prawdę uświadomił mi Nauczyciel Bon.

Pamiętam, ze ksiądz będąc po kolędzie, powiedział, że na wszystkie pytania znajdę odpowiedź w Piśmie Świętym. No rzeczywiście może tak być :-))))

Kiedyś, po naukach Rinpocze, znajoma powiedziała, ze Bon ma dużo wspólnego z Nowym Testamentem. Zdumiałam się. Dodała jeszcze: sama się przekonasz. I kiedy teraz się spotkałyśmy, przyznałam, ze miała rację. Pan Jezus uczył miłosierdzia, to co jest najważniejsze, aby osiągnąć oświecenie. Tak to zrozumiałam :-)
Może reszta jest formą. A jak uczył instruktor na tai chi, forma nie jest taka ważna, najważniejsze, aby osiągnąć równowagę wykonując ćwiczenie :-)




Oczywiście nadal bardzo boli mnie to i tamto w ciele, siły nie mam zbyt wiele, ale najważniejsze, że siły mam tyle by medytować, reszta się układa.Cud, ze taki fizjoterapeuta się mną opiekuje i mogę robić jakieś rękodzieło dla Korabek,  mogę ćwiczyć, chodzę sobie i.....
Czasem myślę, że mam akurat tyle siły, nie więcej, żebym zaraz nie poszła do ludzi i nie zaangażowała się intensywnie w jakieś sprawy, To dla mnie, widocznie, na razie szkodliwe mogło by być. Widocznie najwięcej korzyści przynoszę siedząc na tyłku :-))
No rzeczywiście umiem już osiągnąć równowagę w tym stanie :-)

Z okazji Dnia Dziecka równowagi wszystkim życzę :-)))


8 komentarzy:

  1. I tak naprawę ci wszyscy mądrzy ludzie łącznie z Jezusem mówią o tym, że to my jesteśmy twórcami własnego losu. I w nas jest siła by nasze życie było dobre. Bo ono jest odbiciem nas samych. Jesteśmy jak Jezus, Rinpocze, Osho...trzeba to tylko odkryć.
    I wcale nie "podobno" choroby sami sobie stwarzamy. To Fakt. Trzeba tylko szerszej perspektywy by to zobaczyć. W pewnym sensie choroby pomagają :-) Ot paradoks.
    Z płaczem jest trudno. Ale on nie jest w głowie, on jest w ciele. Tai chi jest ok. Ale lepiej z tym się pracuje robiąc ćwiczenia A. Lowena. Poczytaj jego książki. Płacz to podstawa. Z tymi neuronami to ściema ;-)
    I jeszcze jedno...płacz jest uwalniający. Ale by go uzyskać, właśnie z tej równowagi trzeba wyjść. Wyjść, żeby w nią wejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzruszające, już dawno nikt nie polecał mi książki. Kiedyś owszem często. Każdemu coś tam kiedyś bardzo pomogło i poleca to innym. Ostatnio lekarz powiedział mądrą rzecz. Pani po prostu nie płacze i już. Prędzej panią wykończy palenie papierosów przez 20 lat, złe odżywianie, smog, chemia.
      Wybrałam sobie ścieżkę na to życie. Uczę się dzogczen. Podoba mi się zasada, cokolwiek cię spotyka, po prostu to przyjmij. Dalajlama XIV uczy dzogczen, więc skoro on tak wybrał to i mi na pewno nie zaszkodzi. W buddyzmie podstawą jest medytacja. To dzięki niej uwalnia się napięcie. Ja to bardzo polecam dla odmiany. Dzięki temu ćwiczeniu otwiera się umysł, serce i dzieją się cuda. Nie ćwiczę, żeby mieć nowe buty, co jest podstawą użycia swojej mocy, bo jest mi to nie potrzebne, ale co jakiś czas cuda mi się zdarzają. Zdarzają się na tyle niezwykłe sytuacje, że mogę śmiało stwierdzić, że mam moc, hehe.
      Jeśli chodzi o książki to mam swoje typy i na razie się na tym skupię. Jakoś nie zachęcają mnie Twoje typy, Aniu, bo jeśli nauczyłaś się, że ego Jest Ci potrzebne, to już nie jest dla mnie. Ja już przez to przeszłam, uwierzyłam w siebie, doceniłam swoją wartość, zaakceptowałam siebie i uważam, ze nie mam po co do tego wracać,idę dalej.
      Tai chi oczywiście, ze jest ok, hehe, a co Twoim zdaniem mam jeszcze ćwiczyć. Może napisz co Ty ćwiczysz Aniu i tak Ci dobrze robi?
      A dziś byłam na pikniku Stowarzyszenia sensorycznego,żeby pokazać tai chi. Napiszę o tym posta :-). Wracałam z koleżanką i gadałyśmy sobie o płaczu. I wyobraź sobie, powiedziała po zastanowieniu, ze nie płacze od 4-5l at. Zdumiała się, ze to w ogóle jest jakiś problem. Znam tą osobę od lata, jeszcze sprzed wypadku, to bardzo spokojna, zrównoważona osoba. Przynosi w sezonie owoce i warzywa z działki, hehe.
      Zajęło mi bardzo dużo czasu osiągnięcie równowagi i na pewno z niej nie wyjdę.
      Taka szczęśliwa, spokojna, pogodna nie byłam przez całe swoje życie. Rozumiem, ze nie robię na Tobie takiego wrażenia, skoro radzisz przeczytać jakiś mądrych ludzi.
      Jeżeli jakaś wiedza jest naprawdę cenna dla mnie, to na pewno wyczytam ją w buddyjskiej literaturze.
      Wspominając Jezusa, On nie uczył egoizmu, nie zbijał kasy na uzdrawianiu. Uczył łagodności, cierpliwości. Taką moc warto mieć, ja sobie to wysoko cenię :-) To ja chyba odkryłam to co najważniejsze. Dla Ciebie coś innego jest ważne? Ok, po prostu przyjmij to takie jakim jest, ale nie znaczy to, ze wszyscy tak powinni myśleć.
      Ja się czuję spokojna, ufam sobie, bo nie raz już pokazałam na co mnie stać. Wydaje mi się, że dużo, ale jeśli ktoś może więcej osiągnąć to super. Pamiętam, że w tai chi najlepiej jest pokazywać na początku, a nie tłumaczyć. Jeśli chcesz, żeby ktoś Cię naśladował, pokazuj jak to dobrze u Ciebie działa, a kto będzie chciał zacznie naśladować.
      Mój ulubiony pisarz Pratchett napisał fantastyczne książkai np. Nacja, w której napisał właśnie taką mądrość: to co cię spotyka nie jest przekleństwem ale darem. I ta mądrość pomogła mi zacząć patrzeć na świat pod tym kątem, tak jak ludzie nieumarli. Ludziom nieumarłym, a ja takim jestem, zmienia się światopogląd, o tym napisał żartobliwie, w "Złodzieju czasu" sądzę.
      A Ty Aniu, weszłaś i wyszłaś z równowagi? Możesz mi o tym opowiedzieć :-)
      O i ponownie polecam medytację. To jest naprawdę dobra rzecz. Często jest tak,ze uwolnione myśli galopują i nie trzeba ich zatrzymywać, a potem następuje spokój.To jest pewnie to uwalnianie emocji, ale może nie zawsze się udaje, hehe To już są moje dywagacje, jeszcze o tym nie czytałam, tak jak moim wymysłem są neurony, hehe To jest w porządku bo oczy mam wilgotne, okulista sprawdzał ;-))

      Usuń
    2. Okey, zrozumiałam.
      Fajnie się rozmawiało. Papa.

      Usuń
    3. Naprawdę fajnie się rozmawiało :-) Do następnego spotkania papa :-)

      Usuń
  2. Psychika człowieka jest bardzo skomplikowana. Tak naprawdę nikt Ci nie powie czego potrzeba, żeby zapłakać. Są osoby, które płaczą na zawołanie, są takie, które nigdy nie płaczą. Czy wyciek wody może ukoić serce? Nadajemy własne znaczenie łzom, a to tylko płyn fizjologiczny do nawilżania oczu I jak stwierdził lekarz, masz go. Może kiedyś, gdy przestaniesz o tym myśleć, zapłaczesz. Choć ja bym wolała, żebyś nie musiała nigdy płakać. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Cię Teresko :-)) Zmieniłam się bardzo po wypadku, to może już nie jestem beksą po prostu, hehe Trzeba to przyjąć takie jakie jest :-))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasami warto sobie popłakać, aby nam ulżyło. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mówią właśnie. Dam znać, czy to prawda jak popłaczę :-) Pozdrawiam

      Usuń