piątek, 25 września 2015

Malinowe

  We wtorek poprosiłam syna, żeby pojechał ze mną odwiedzić wujka. Nie miałam odwagi jechać sama.Tyle czasu upłynęło, tyle się zmieniło od ostatniej wizyty w tym miejscu.
Wujek z żoną to dwoje starszych, samotnych ludzi, jeździłam do nich, żeby pomóc sprzątać, pogadać, dotrzymać towarzystwa, żeby weselej mieli. Generalnie wujka cieszyło, że jestem, a ciotkę cieszyło, że posprzątam hehe. Podobno, kiedy leżałam nieprzytomna to przyszła sprawdzić, czy na pewno, aż tak ze mną źle. A kiedy już byłam świadoma to zachęcała do wstania: nie ma się co tak rozklejać, przecież ja silna, młoda jestem :-D
Wujek przyjeżdżał częściej do mnie, przywoził malinki, truskaweczki z działki, na zdrowie. Naprawdę wzruszające.
Kiedy już wyszłam ze szpitala, ciotka zadzwoniła nie raz z zaproszeniem, ale nie miałam siły a i chęci też, przyznam szczerze. Nie miałam nastroju, żeby znosić tą specyficzną osobę.
Wujek sam do mnie czasem wpadał.
Po jakiś czasie ciotka mocno zachorowała. Tym bardziej nie mogłam patrzeć bezradnie na jej cierpienie i na cierpienie mojego wujka.
Śmierć nadeszła. Nie byłam na pogrzebie. Szpitale i pogrzeby omijałam szerokim łukiem.
Samotność też była dla mnie przerażająca.
Po jakimś czasie wylądował w szpitalu wujek. Poważna operacja jedna, druga, osłabiła całkowicie nasze kontakty. Sprowadzały się do sporadycznych rozmów telefonicznych. Rodzina opowiadała co u Niego słychać, stąd wiedziałam, że kruchutko z Nim.
Jakiś czas temu, wrócił do domu. Rodzina przyjeżdża dbać o Niego ale też jest coraz sprawniejszy.
Postanowiłam zrobić Mu niespodziankę i odwiedzić pierwszy raz od pięciu lat.
Wujo rozpłakał się na nasz widok.
Wzruszył się bardzo, zwłaszcza, że takiego dorosłego Matiza nie widział.
Bałam się pojechać do domu i zobaczyć to miejsce, tego człowieka. No i nie pomyliłam się, ścisnęły mi się kiszki porządnie.
Przeleciały mi przez myśl chwile z naszej wspólnej przeszłości. Wujo to był potężny, silny mężczyzna. Pamiętam jak odwalał ciężką robotę, jako jedyny syn, naharował się dla pożytku rodziny.
No i oczywiście wypił nie raz i awantura była. Nie cieszył się sympatią. Tylko babcia kochała swojego syna i mówiła, że to dobry chłopak, tylko ma tą jedną wadę. Miała rację, jak nie pił był pracowity, spokojny człowiek, po kielichu diabeł w Niego wstępował.
Ja tam się Go nie bałam. Zresztą On był dla mnie dobry, łagodny. Na dokładkę był bardzo hojny. Tylko On potrafił dać bez mrugnięcia oka 100 zl z Waryńskim (chyba). To był majątek, więc dopuki się nie wydzierał, to Go nawet lubiłam hehe
No niestety, poza tym, był okropny.
Śmiejemy się, że babcia wymodliła, w końcu przestał pić.
Za jakiś czas przestał palić
Przestał być taki hojny hehe.
Ale i tak Go lubiłam, pomagałam jak umiałam, a On dawał owoce, warzywa z działki bo upodobał sobie działkowanie, za młodu pracował w polu.
I teraz zobaczyłam starszego pana, osłabionego, żal ścisnął serce.
Gdy tylko łzy szczęścia obeschły, zaczął opowiadać co przeszedł, jak Go bolało, ile się tam naszarpał ze służbą zdrowia ale też jaki już jest samodzielny, sprawny. Opowiadał wesoło, od czasu do czasu siarczyście zaklął o tym co Go spotkało. Przypomniał mi się ten silny mężczyzna, którego nie łatwo przygiąć, jednym słowem: wielkiego duchem.
To u nas widocznie rodzinne hehe
Mówił, że też się uczył chodzić jak ja. I chodzi dziarsko, już nawet pół działki skopał.
Na odchodne dał nam wyhodowane, najlepsze, malinowe pomidory. Sąsiedzi podlewali :-D
Mam nadzieję, że już będziemy się częściej widywać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz