uff, Przykre dni minęły. Właściwie to już od poniedziałku jest poprawa, ale dziś wreszcie radocha i spokój całą gębą. Już się nie boję i nie martwię się. Wszystko przemija, na szczęście smutki i postrzeganie świata w czarnych barwach też. hehe.
W poniedziałek poszłam do koleżanki na chwilę bo dzięki jej namowom przygotowuję się do kolejnej rehabilitacji usprawniającej rękę do decoupage, a Ona obiecała nauczyć mnie. Pokazałam jakie pudełka zebrałam po proszkach do prania. hehe Przy okazji spytała: co ja taka smutna jestem. No to trochę się pożaliłam co mi tam na sercu ciążyło. uj
Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, Ona na to: a kto zawsze powtarza słowa Tenzina, że najważniejsze to znaleźć podstawę, sedno problemu, to wtedy sprawa się rozwiąże. Druga rzecz to uświadomić sobie ile rzeczy się udało, ile się powiodło i ile pozornie złych rzeczy obróciło się na korzyść. Ty sobie nie poradzisz? Ty przeżyłaś! Ty chodzisz! Ty robisz jajołki, ozdabiasz bombki...itp. Masz wspaniałe dzieci, które zawsze będą przy Tobie.
Ty silnym człowiekiem jesteś!
Po tych słowach, wyleciałam od Niej jak z procy. Zapomniałam jaki to ja mam problem za to ogromnie uszczęśliwiona, uświadomiłam sobie, że kto jak kto, ale ja dam sobie radę hehe.
Silna jestem fizycznie, napracowałam się w życiu sporo. Sądząc po tym jak umknęłam śmierci i dostałam nowe, lepsze życie to ducha mam też potężnego. Tylko psychicznie to ja taka pipa byłam. Ale już nie jestem. Tenzin, psycholog, dzieci, masa życzliwych, serdecznych ludzi mnie wreszcie przestawiło psychicznie na właściwe tory. Taka karma hehehe. Nagroda za to, że byłam, jestem dobrym człowiekiem.
Potem sobie przypomniałam jaki to ja mam problem. Jak do tej pory to najbardziej bolesny jest strach. I rzeczywiście coraz mniej, coraz rzadziej mnie on ogarnia. Rozpuszcza się. I tak jak mówił, któryś z wielkich osobowości: Dalai Lama albo Papież Franciszek: dobry człowiek powinien być pewny siebie. Robię się pewna siebie hehe
Kiedy już trochę ochłonęłam, dotarło do mnie, że Ona zacytowała Tenzina. Mega radość to dla mnie była. Ona czyta mojego bloga, Ona mnie zresztą do tego namówiła bo sama jest zwolenniczką blogów i uważa, że trzeba się dzielić wiedzą, która może być pomocna ludziom. Miała na myśli tai chi, bo polubiła, lepiej się poczuła i nasłuchała o moich osiągnięciach (jestem żywą reklamą tai chi Mistrza Moy) więc zachęcała, żebym o tym napisała. Bardzo szybko się okazało, że pisanie bloga to dla mnie terapia. Właśnie dzięki temu, musiałam sprecyzować co ja czuję, co ja myślę. Nie jak do tej pory: ogólnie jest źle, ale sprecyzowanie co jest źle i wtedy puszczenie tego. Określenie konkretów pozwoliło mi zamknąć etapy mojego życia.
A ponieważ jestem optymistką, miałam też dużo dobrych rzeczy do określenia. Nie takie powierzchowne: jest dobrze, mam dobre dzieci itp ale dlaczego jest dobrze i to jak bardzo jest dobrze. Min od tego zaczęło się postrzeganie cudów, które się dzieją wokół mnie hehe.
A już posikałam się prawie ze szczęścia jak powiedziała, że w to wierzy co Tenzin mówi.
Nie wiem co powiedzieć :)))))))))))))))))))))))))))))))))))) BRAWO MARZENA !!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń