sobota, 12 grudnia 2015

Dary losu


Na spacerze minęły mnie duże ptaszory, wyglądały jak żurawie ale przecież żurawie odlatują na zimę. Ten rok jest wyjątkowy więc kto wie...
W każdym razie to jedna z atrakcji przyrodniczych przygotowanych dla mnie przez naturę hehe
     Nie bardzo umiem o tym napisać co mi się przytrafiło. 
To zdjęcie mi przypomniało, że takie widoki miałam dzięki temu, że chodziłam na samotne spacery często dość daleko. A stało się tak przez człowieka, który siedział przy moim stoliku w jadalni. 
Na początku spotkałam go w poczekalni do lekarza. Już tam rozpowiadał jaką to fortunę zapłacę za sanatorium. Nie dość,  że za pobyt, to jeszcze za telewizor (hehe) to i za zabiegi mnie skasują. Byłam przerażona, wierzyć mi się nie chciało ale ten człowiek podobno już był i wie. Okazało się, że za zabiegi zalecone przez lekarza nie trzeba płacić, a większe pieniądze kosztował pokój jednoosobowy, który sobie sam zamówił. 
Już pierwszego dnia znielubiłam dziada.
Jak na złość, okazało się, że siedzimy przy jednym stoliku. Facet od początku brylował, mądrzył się i opowiadał niestworzone historie. Na dokładkę silił się na żarty, że niby taki dowcipny, ograniczające się do wyśmiewania innych ludzi. W kolejnych dniach okazało się, że pan przyjechał na podryw, pojedynczy pokój wybrał w celach towarzyskich, udawał mądrego, żeby bajerować kobitki. Szybko okazało się, że kasa wypływała mu na dancingi a nie na zabiegi.
Pan mnie tak irytował, że nie omieszkałam dać upust złośliwości, a w tym dobra jestem,  panie przy stoliku miały niezły ubaw, ja też. Min. pan chwalił się, że studiował biologię, więc spytałam go o symbole pierwiastków paru, a to po liceum w klasie biologicznej (ja-)) się pamięta a co dopiero po studiach. Potem się bał "wyjeżdżać" z tego typu przechwałkami wymyślonymi. 
Pewnego dnia przy stoliku zostaliśmy we dwoje,  towarzyszki pojechały na jakąś wycieczkę i panu się język rozwiązał w dwuznaczych dowcipach i obleśnych opowieściach. No to pytam: czy żonie nie byłoby przykro gdyby się dowiedziała jak spędza czas w sanatorium?. A on na to bezczelnie, że on, jej nie broni przecież. I, że panie tutaj są zadowolone, dowartościowane.
Zagotowało się we mnie !
O uczciwość to w ogóle nie miałam co pytać. To generalnie jest trudna sprawa, a dla takiego typa to pewnie absolutnie nie zrozumiała.
Zamilkłam.
Pan odebrał to chyba jak tryumf jego głupoty, czy też podłości nazywanej mądrością życiową i brnął dalej. Zaczął mnie przekonywać, żebym wyluzowała, nie była taka sztywna, taka poważna. On tak szaleje i dzięki temu jest młody duchem.
Przegiął.
Powiedziałam, że jest stary i dlatego tak opowiada to normalne w tym wieku.
Zabolało gościa bo mowę odjęło.
Gdyby to nie pomogło i nie zamknęło mu gęby, to chciałam powiedzieć, że może nie jest taki stary bo uczyli mnie, że stary to mądry....
Ciekawe, czy by to zrozumiał?
Ale już nie zdążyłam bo na drugi dzień, facet już nie siadział z nami przy stoliku. Przesiadł się.
Extra.
Tyle, że rozpowiadać zaczął jak strasznie mu dokuczam, aż się musiał przesiąść.
W jednej chwili zostałam "złym, bez serca człowiekiem"
Oczywiście nikt nie słyszał co ten człowiek gada bo nikogo nie było.
Dwie kobiety, z którymi siadziałam, polubiły mnie i wiedziały, że mnie prowokuje jego głupie gadanie więc normalnie ze mną rozmawiały i koleżanka, z którą chodziłam na basen też się nie zmieniła postawy wobec mnie, ale reszta to wyraźnie mnie omijała szerokim łukiem.
Tym sposobem poczułam się osamotniona, odrzucona.
Ale nie żałuję niczego, nie przemilczałabym tego co usłyszałam.
Oczywiście każdy żyje jak chce, ale przekonywanie, że tak jest dobrze i w dodatku mądrze to już przegięcie.
Zirytował mnie dziad potężnie i powiedziałam co ja o tym sądzę.
Pewnie nie zrozumiał ale przynajmniej będzie się bał udzielać takich "dobrych rad"
A może nic to nie zmieniło w nim, ale przytakiwć grzecznie to jakby popierać, utwierdzać w przekonaniu, że tak należy robić.
A tak nie jest.
Przecież powinniśmy żyć tak aby przyniosło to innym pożytek.
A takie zachowanie komu przynosi pożytek.
Jeśli już, to chwilowy i złudny.

Niech się dziad cieszy, że minął mi czas agresji powypadkowej bo świątecznie bym go huknęłam w bombkę.

W efekcie miałam dużo czasu do myślenia.
Najcenniejszym doświadczeniem było odzwyczejenie się od bycia lubianą, akceptowaną, której się leci z pomocą. Potwór bez serca to absolutnie nowa rola. Jeszcze nigdy tak nie byłam postrzegana.
No cóż, z początku miałam chęć się wytłumaczyć, ale komu?
Wreszcie pomyślałam sobie, że nie warto zabiegać o akceptację, o pochwałę wszystkich ludzi.
Tyle lat zabiegałam o względy u osób, które tego nie potrzebują a wręcz nie są tego warte.
Przeżycie odrzucenia przez innych spowodowało, że przestałam się bać samotności.
Od paru lat powolutku doceniam ten stan, tzn. odnalazłam wsparcie w sobie
A ten wyjazd zamknął etap przystosowania.

I tak spałniły się życzenia Dobrego Człowieka:

Przekształciłam to co postrzegałam za ograniczenia w DAR.

Mój Anił Stróż to się uśmiechnął pewnie ...

Miałam też czas, żeby patrzeć w niebo. Moim oczom ukazały się przepiękne widoki.









Oprócz wiewiórki takie widoki miałam ze swojego okna 





     












4 komentarze:

  1. Brawo !!!!! Fantastycznie sobie poradziłaś z mendą :) tak trzymać i jestem z Ciebie bardzo dumna !!! Potwierdza się moja teoria, że wyhodowałaś sobie kręgosłup ze stali :) i nic Ci już nie straszne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze "ogonek" uszkodzony ale wzmocnię go w końcu hehe

      Usuń
  2. jesteś pozytywnie "pieprznięta" i tak trzymaj:)))
    pewnie ze nie jest miło jak taki dziod co dostał kosza strzela focha i obgaduje
    ale koniec koców do sanatorium to sie własnie jedzie by wypocząc, poddychac, napaśc oczy, miec zabiegi a to ze jakies stare dziody i baby jada by "romansować" to jest zwyczajnie żałosne

    OdpowiedzUsuń