czwartek, 7 lipca 2016

serio, serio.. ;-)

       Co za wzruszający dzień ! :-)
...... Tyle myśli kłębi się po głowie, że trudno się na coś zdecydować.....
Najważniejsze to, że zaprosiłam mamę (swoją) i odwiedziła mnie pierwszy raz od .. ... dawna. Mama ma różne fajne zajęcia w klubie seniora min.chodzi z kijkami i na siłownię  (oooo!) jest zajęta. Za młodu była florecistką i teraz zaowocowało to pasją do treningu. Kiedy ja zachęcałam do ruchu to mówiła, że Ona się na gimnastykuje przy gotowaniu, sprzątaniu ..itp. Jedyny sport, którym się pasjonowała był tenis ale w telewizji hehe. Nawet mała Miki lat 5 poznawała Rafę Nadala bo turnieje oglądane były non stop. Nie powiem, żebym tęskniła za spotkaniem ale dostałam od Niej piękną pelargonię i postanowiłam się odwdzięczyć i usmażyć naleśniki, które o dziwo mi się udają. W drodze na jakieś zajęcia przyszła do nas. O dziwo, wygłaskała koty, zgodziła się za mną w paru sprawach?! a na końcu dała mi super bluzeczki na lato. Z tego wszystkiego zrobiło się  strasznie miło. Chyba bym się rozpłakała ze szczęścia bo tak mi się ciepło zrobiło na sercu. W stosunku do mamy to chyba pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna :-D Ona się taaaak zmieniła. Pewnie nie będziemy się często widywać bo po co, każdy nauczył się żyć sam, ale na święta przynajmniej może być radośnie. A, przypomniało mi się, do tej pory radośnie było w drodze na....... cmentarz, do moich ukochanych dziadków, rodziców mamy.
       Byłam na kontrolnej wizycie u psychiatry. Teraz trochę mi głupio się do takiej znajomości przyznać ale niestety taki lekarz był mi potrzebny bo wpadłam w silną depresję i tam dostałam pierwsze koło ratunkowe. Z racji poważnego urazu układu nerwowego jestem pod stałą opieką poradni. Na szczęście nic mi się złego nie dzieje więc pokazuję się pani co 3-4 miesiące. Rozmawiam z panią co tam u mnie, jak się czuję? itp. Zwierzyłam się z jakiś kłopotliwych sytuacji a Ona na to, że nastąpiła ogromna zmiana u mnie i że tylko muszę jeszcze bardziej w siebie uwierzyć, hehe.
No nie powiem, ucieszyłam się strasznie. A, bo wiecie, spotykam się z wieloma dobrymi radami. Oczywiście doceniam życzliwość ale w zakłopotanie mnie wpędza, kiedy słyszę np. że trzeba iść do przodu, marzyć i spełniać marzenia albo wręcz wierzyć, że coś tam się spełni, bo jak się uwierzy to się tak stanie, hehe.
A ja nie chcę robić nic wielkiego. Doceniam to wszystko co dostałam i rozumiem, że nie wiem co tak naprawdę jest dobre a co złe i spokojnie czekam co czas pokaże, hehe. Na pewno złe jest krzywdzenie kogoś, i tego nie robię, a bycie życzliwym jest dobre i jestem, a reszta to subiektywne oceny więc niekoniecznie właściwe. Muszę uwierzyć, że to nie jest nic złego, nie jest jakimś wycofywaniem się z życia, że nic nie chcę robić na siłę. Muszę uwierzyć, że to jest szczęście, że do tego stanu doszłam, do spokoju, do równowagi. Ponieważ już mogę wszystko, to super, że uważam, że wszystko mam. hehe.
Czasem jest smutno, samotnie, zdenerwowanie i często bardzo boli, ale to mija, a jeśli nie od razu to znaczy, że jest potrzebne, żeby coś zrozumieć
Pewnie coś jeszcze kiedyś o tym napiszę bo bardzo mnie fascynują takie odkrycia. Może ktoś zechce coś od siebie dodać?

Przypomniało mi się, że takiemu kotu to ja zazdroszczę. Tak sobie wyobrażam błogość. Słyszałam, że to jest stan ducha i proszę, o takim stanie to ja marzę, bardzo chcę to osiągnąć. Teraz udaje mi się czasem patrząc na przyrodę ale to i tak nie aż tak :-D







Pewnie ktoś kto nie lubi kotów by tego nie zrozumiał, hehe.
Ale my lubimy! Prawda? :-D

2 komentarze:

  1. warto życzliwość docenić, to fakt...

    a K♥TY wspaniałe - gdybym była Tym
    kotem - też bym sobie zazdrościła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana :) I ja Ciebie przytulam :))))
    Obserwując koty i ja mam wrażenie, że one umieją korzystać z życia zdecydowanie lepiej od ludzi :D

    OdpowiedzUsuń