niedziela, 21 kwietnia 2019
Żebrak
Jadąc na ćwiczenia mijałam często żebraka. Czasem wrzuciłam grosza. Przechodząc obok kolejny raz przeczytałam kartkę przed nim, na której napisał, że jest bezdomny. Tak mnie natchnęło, że jak bezdomny to nie ma gotowanego jedzenia, więc zapytałam czy chce zupy. Wychylił się zza kaptura i spojrzał z wielkim zdziwieniem i z zapałem potwierdził, że chce.
To mu przywiozłam :-)
Potem jeżdżąc na tai chi brałam ze sobą zupę, albo co tam było w domu.
Miałam taki nawyk z czasów, kiedy zawsze jedzenie dawałam tacie.
Przy następnej okazji, poprosiłam, żeby powiedział jeśli czegoś nie lubi. No po co mam mu wozić takie rzeczy. Przecież robię to z korzyścią dla niego, nie dla własnej satysfakcji.
I tu drugi raz, pan spojrzał zza kaptura z niedowierzaniem. Lubi wszystko :-)
Ja z nim generalnie nie rozmawiam. Mówię dzień dobry i do widzenia. On dziękuję. Wymieniamy się plastykowymi pojemnikami
Przed świętami zapytałam, czy będzie, to przywiozę mu jedzenie bardziej świąteczne, znaczy lepsze trochę :) Nie jeździłam tamtędy codziennie, a tym razem chciałam, żebyśmy się nie minęli.
Tu trzeci raz spojrzał z niedowierzaniem. On może myśli, że ja jakaś wariatka jestem, hehe, ale na szczęście nieszkodliwa.
Dałam rosołku z kluskami, sałatkę jarzynową, śledzika w oleju. Nic szczególnego. Rosół miałam w pojemniku po kapsułkach Vizir, bo to największe co miałam. Obciach trochę, więc musiałam pana uprzedzić co to jest, żeby nie wylał sobie, bo szkoda.
Koleżanka się śmiała, że zagrychę mu zawiozłam, hehe. No w sumie mi to nie przeszkadza, bezdomny to też człowiek. A ludzie przecież czasem też tak świętują.
Ja to pewnie bym się zachlała w nieszczęściu.
Przypomina mi się przyjaciel, który często dawał pieniądze żebrakom, których swego czasu było bardzo dużo na ulicach, takim pijaczkom. Tłumaczył, że chciałby, żeby jemu ktoś dał jeśli skończy na ulicy.
Teraz tak sobie myślę, że naprawdę nie wiadomo jak się potoczy życie.
Mało brakowało i mi....
Któregoś razu zrobiła kluski z czymś tam i wiozę raz, człowieka nie ma. To włożyłam do lodówki i zabrałam ze sobą następnym razem jak jechałam na ćwiczenia. Dojeżdżam do przystanku, gdzie zawsze siedział i patrzę nie ma go. Zmartwiłam się, że szkoda, bo by sobie zjadł dobrego, a kluski już nie mogą dłużej leżeć bo się zepsują.
Wysiadłam, żeby się przesiąść, przechodzę do przejścia i patrzę jest. Zrobiło mi się tak ciepło i wesoło !!! Ucieszona mówię, że go nie zauważyłam, a bardzo się cieszę, ze jest, bo kluski nie mogą już leżeć w sosie bo rozmiękną. Zapewnił,ze wszystko zje.
Powiedział, ze wyszedł tylko do toalety.
Do toalety!! To chyba nie są słowa, które mówią prości ludzie?
Moim zdaniem, żebrać to nie jest łatwa sprawa, tym bardziej dla osoby normalnej. Może na Dworcu Centralnym w cieple, gdzie nawet ludzie biznes robią na żebraniu, jest wygodnie, ale na zimnie, to już jest wyczyn.
Przejęta jego osobą od razu sprawdziłam, ile on tam siedzi. Wiem, ze ulotki roznosi czasem, więc dorywczo coś tam dorabia. Raz przyszłam akurat jak papierosa dopalał. Dwa razy czułam alkohol od niego. Mnie to nie zniechęca. prawdę mówiąc kamień spadł mi z serca, ucieszyłam się,że sobie radzi.
Wystarczy, że widziałam za dnia jak siedzi i jak wracałam po ćwiczeniach, kiedy było ciemno i lodowato.
Pomyślałam sobie, ze on tam siedzi dla mnie.
Wożę mu zupę z intencją, żeby wzbudzić w sobie spontaniczne współczucie. Może już takie jest, choć podejrzewam , że może to być tylko samotność.
Na pewno samotność. Przecież gdybym miała wielką rodzinę, nie miałabym czasu na zastanowienie, nad kimś takim. Dałabym złotówkę i poleciała dalej.
Ale na pewno nie jest to samotność żałosna. To jest kolejny etap, bardzo cenny czas rozwoju, którego inaczej nigdy bym nie osiągnęła.
Mam cel, żeby przynosić szczęście i nic do szczęścia nie potrzebować.
Ktoś mi zwrócił uwagę na posta, którego kiedyś napisałam o współczuciu, które prowadzi do ..... Nieba....
do Oświecenia :-)
http://marzenad.blogspot.com/2017/12/wspoczucie-ciepo-w-swoim-wnetrzu.html
I to marzenie w końcu się spełni.
Będzie co ma być, przecież taka jest karma :-)
Ta biała torba to z zupą :-) Ale myślę,że najbardziej się cieszy z gorącej herbaty. Powiedział mi :-)
Odjeżdżając tramwajem zrobiłam jeszcze zdjęcie na pamiątkę.
Rzeczy nie chciał od syna bo mówi, że nie ma gdzie trzymać. Wspomniałam też o ośrodku dla bezdomnych. Powiedział, ze pojedzie, że wie gdzie jest ta ulica.
I tyle naszego gadania.
Ciekawa jestem czy mu się jakoś los odmieni na moich oczach?
Na pewno dam znać jak będę coś wiedziała :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja też bardziej wolę pomóc dając jedzenie niż pieniądze. Pozdrawiam świątecznie
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam, Karolinko, że chodzi o to, co kto woli, a ważne co kto czuje. Ale Ty pewnie też czujesz ciepło w serduszku :-) Pozdrawiam świątecznie :-)
UsuńBardzo wzruszający post :) Piękne rzeczy robisz :)
OdpowiedzUsuńhehe, może właśnie po to dostałam siłę w nogach i w rękach :-)
UsuńMoże...?
UsuńPiękny post! Wesołych Świąt kochana!Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt kochana :-) uściski :-)
UsuńKiedyś dałam żebrakowi pieniądze, miał być niewidomy. Okulary , biała laska, kilka dni później zobaczyłam go, szedł z kolegą, laską niósł pod pachą, a okulary na czubku głowy, śmiali się i rozmawiali. Innym razem kupiłam chleb rzekomo głodnemu, który mnie prosił o kilka złotych. Jak dostał chleb to cisnął nim o ziemię i poleciało kilka niemiłych słów. Różnie to z żebrakami bywa. Mam nadzieję, że ten "twój" jest prawdziwie potrzebujący i może jego los się odmieni. Trzeba być dobrym i niech to dobro do ciebie wraca :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie Teresko, robię to po to, żeby poczuć ciepło e swoim wnętrzu, jak uczył Rinpocze. Tak naprawdę robię to dla siebie przecież. Ja na tym zyskam najbardziej, jeśli krew mnie nie zaleje z wściekłości, gdy okaże się,że zupa została wylana do rowu. Myślę, że nie, bo człowiek sam się zgodził na jedzenie i dba, żeby mi pojemniki oddać. Raz powiedział, że nie zjadł wszystkiego i do poniedziałku mu wystarczy. A czasem w tym miejscu siedzi chłopak na wózku,z jednym okiem i powiedział, że znają się i podzieli tym co dostał, bo kolega go uprzedził, że przychodzi jakaś pani z jedzeniem :-) Sama go sobie wypatrzyłam, i sama mam jakieś tam wyobrażenie na jego temat, a czy słuszne to już indywidualna sprawa. Dla mnie to on może być bogaty, nie szkoda mi 5 złotych na zupę, byle jej nie wylał. Chyba to dobro, które wytwarza ciepło w nas daje taką radość. I to jest to dobro co wraca. Sama kalkulacja spowodowałby tylko niepokój. A może tylko mi się tak zdaje? hehe A może posta następnego o tym napiszę? Jak myślisz Teresko, ciekawe to?
Usuń