wtorek, 9 czerwca 2015

Dorosłość

    Zażartowałam sobie, że kiedy zorganizuję transport dla Ośrodka samotnych mam, to będzie oznaka, że wydoroślałam. To wielkie przedsięwzięcie, trudno mi było zgrać wszystko. Pomyślałam sobie, że jeśli mi się uda, to znak, że już jestem całkiem samodzielna, obrotna i mam głowę na karku. Wydoroślenie oznaczało wyjście z bezradności, poczucia, że nie umiem, nie wiem, nie dam rady...
Kiedy duży samochód rzeczy pojechał do ośrodka, poczułam ogromną satysfakcję, radość i pokazałam sobie, że na wiele mnie stać :-D. Stałam się pełnowartościowym, dorosłym człowiekiem,  można powiedzieć.
     Kiedy zaczęłam się nad tym rozczulać, przyszło mi do głowy, że wydoroślałam nie tylko intelektualnie ale przede wszystkim emocjonalnie. Zaradna to ja zawsze byłam. Kariera zawodowa przebiegała u mnie bujnie. Zaczęłam od pracy w kwiaciarni. Zostałam kasjerem walutowym, w czasach gdzie było w obiegu pełno fałszywych dolarów i polskich banknotów Do tego jeszcze zaliczyłam bum na giełdzie, więc obracałam milionami (starych złotych ;-). Załapałam się też do wydawnictwa informatycznego i tam sama zajmowałam się działem prenumeraty. Na koniec wylądowałam w firmie gdzie prowadziłam kasę i uczyłam się... księgowości, uj. To wszystko z maturą tylko, uj. Dałam radę :-D Teraz przypomniałam sobie dobre czasy.
     Ponieważ do transportu wynajęłam samochód, dokupiłam parę rzeczy, zabrakło mi pieniędzy na warsztat tai chi, który się odbędzie w Krakowie. Na szczęście znajomy mi pożyczył i jeszcze powiedział, że mogę oddać kiedy będę mogła. Wzruszyłam się ogromnie i pomyślałam sobie, że kiedyś kochałam go za takie oznaki życzliwości i sympatii. Przy tej okazji dopiero okazało się moje wydoroślenie. Zwykła rzecz przecież pomagać osobie, którą się długo zna, która nigdy nie zawiodła. Nie trzeba się od razu zakochiwać w darczyńcy. Nikomu to nie potrzebne. Mężczyzna życzliwy wcale nie oczekuje wielkich wdzięczności a tym bardziej nie potrzebuje aż takich uczuć, wręcz może sobie tego nie życzyć. A ja, albo się zakochiwałam albo wręcz się czepiałam kogoś kto okazał trochę dobroci. Zupełnie bezsensu. Chociaż osoba obdarzona uczuciem, mogła być nawet zadowolona z tego, to we mnie rodziło się poczucie gorszości, strach, niepewność...
    Na szczęście to już poza mną. Spokojnie można mi pomagać, być miłym i serdecznym. Nie będę się nikomu rzucać na szyję.
     Rzeczywiście, myślę, że to kolejny krok do doskonałości. Postanowiłam już, że będę szczęśliwa i nieodzowne do tego jest bycie świadomym. Na początek wystarczy być świadomym co się robi i dlaczego. Świadome podejmowanie decyzji i ponoszenie za to odpowiedzialności to ogromnie upraszcza życie. Krokiem milowym było zrozumienie jakie mechanizmy, jakie przyzwyczajenia, wyuczone przez najbliższych zachowania powodują, że teraz tak się zachowuję, tak myślę, tak czuję.
    Nie raz się zdziwiłam a potem ucieszyłam się, że to tak jest, bo mogłam zmienić siebie. Bez wiedzy o tym myślę, że byłoby to nie możliwe. Tak jak niemożliwe jest kochać kogoś bosko dopóki nie pokocha się po ludzku. (Ale to na marginesie i moim zdaniem tylko ;-)
   Pierwszymi zajęciami u psychologa było "zrozumieć siebie". Kiedy pani psycholog mnie zachęcała do tego, byłam bardzo oporna. Myślałam sobie: co ja się tam mogę dowiedzieć? Znowu się okaże, że coś źle robię, że za słabo się staram, albo za mało chcę. Gdzieś wyczytałam, że jak się coś bardzo chce to się to dostaje. Ja zawsze chciałam mieć kochającego męża, więc widocznie za słabo chcę, że takiego nie mam. Mam iść tylko po to, żeby się dowiedzieć, że kiepska jestem?!
   Ale w końcu poszłam.
   Teraz myślę, że wtedy otworzyła się droga do szczęścia.... :-D
    Czuję się już wspaniałą osobą, dobrą a jednocześnie silną, odważną, mądrą. Na pewno nie będę wzbudzać litości w nikim ani też nikt się nie będzie dowartościowywał moim kosztem.
    Fajnie :-D

5 komentarzy:

  1. Moja Droga Marzeno to, że jesteś już dorosła moim zdaniem wielokrotnie już udowodnłaś a szczęście to moim zdaniem w dużej mierze stan ducha a ducha jak wiemy na pewno CI NIE BRAKUJE i tak trzymaj dalej, całuski.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, dlaczego tak słabo wierzylas w siebie? Ale zeby aż do psychologa? Ja ani w połowie nie jestem tak zaraz na jak Ty :)i wcale nie czuje sie dorosłą 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamusia tak mnie wychowała. A co to znaczy,że ani w połowie nie jesteś tak zaraz na... coś chyba urwało? To ja już nie wiem, czy tylko ja musiałam stać się dorosła. Może co innego czasem sobie marzyć jak dziecko, a co innego potrzebować pomocy jak dziecko. Depresja jest do leczenia przez psychologa,przez psychiatrę. ja miałam już taki ciężki stan. To się ludziom zdarza. :-)))

      Usuń
    2. No tak..depresja tak,chodziło mi o to że chyba jestem mało samodzielna, nie jeżdżę samochodem, nie mam prawa jazdy i nie jestem typem przywódcy, raczej potrzebuję kierownictwa. Mam męża na którym polegam i który czasem za mnie myśli he he, nie wiem jak bym sobie bez niego poradziła :)

      Usuń
    3. hehe, jeśli jesteście szczęśliwi, że tak jest to ok:-) Ja musiałam uwierzyć w siebie, bo mąż nie chciał się mną opiekować, czułam się bezradna i bałam się, że sobie nie poradzę. A moja przyjaciółka z pracy, zawsze mówiła, czego Ty nie potrafisz? Ty wszystko potrafisz, hehe no i uwierzyłam w siebie. To tylko po to, Jeśli Ty wierzysz w siebie , to nie musisz sobie tego udowadniać.

      Usuń