sobota, 13 czerwca 2015

Jaka tam samotność :-)

    Znajoma, której opowiadałam o usilnym poszukiwaniach domu dla psa, zasugerowała, że może we mnie tkwi poczucie samotności.
    Ostatnio, rzeczywiście bardzo mnie pochłaniało zbieranie rzeczy, szukanie pomocy dla "Domu samotnej matki" i domu dla samotnego psa. Sama się wyżaliłam, że dużo "nerwów' mnie to kosztuje, bardzo się przejmuję. Pogubiłam w troskach i pomyślałam sobie, że aż za bardzo mnie to pochłonęło, że mnie to spala. Musiałam się zastanowić co to jest, czy nie wyolbrzymiam za bardzo sytuacji matek czy psa (który nie został tak zupełnie sam a dom się znalazł, więc nie było co panikować).
    Myślę sobie, że sama boleśnie odczułam samotność, to uważam, że dla każdego to straszna rzecz. Oczywiście, że tak nie jest, niektórzy lubią być samotnikami, drażnią ich ludzie. Inni szkolą się aby być wolnymi, niezależnymi ludźmi, nie chcą przywiązywać się do nikogo i do niczego.
    Mój ulubiony mnich powiedział kiedyś, że On lubi być sam bo lubi siebie i się ze sobą nie nudzi.
    Już dążę do tego samego :-D Chciałabym być szczęśliwym samotnikiem hehehe
   Dziś rozmawiałam z osobą, która mi opowiadała o różnych przedsięwzięciach dla innych ludzi.
To kolejna osoba na mojej drodze, która dużo działa. I to wynika z życzliwości i z wdzięczności. Ona dostała pomoc i pomaga tam gdzie może. Nie jest to bynajmniej jakaś "chora" reakcja
   Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że moja praca nie jest tuszowaniem własnych braków. Pomocny ze mnie człowiek i są tacy, tylko muszę się nauczyć jak robić coś ale zachowywać dystans. To będzie zbawienne dla mnie a i przyniesie więcej korzyści. Będę miała siłę więcej zrobić.  Cieszy mnie to bardzo, że moje zaangażowanie w sprawy trudniejsze, nie jest wynikiem jakiegoś kompleksu czy ułomności Nie dowartościowuję się pomaganiem albo większą wrażliwością. Na szczęście są wspaniali, serdeczni ludzie wokół mnie i jeszcze mogę się uczyć od nich. Dzięki temu co zaczęłam robić, dowiedziałam się przede wszystkim i upewniłam, że dużo jest dobrych ludzi. To, że do tej pory na to nie wpadłam to efekt tego, że zagoniona byłam w codzienności, zatroskana bezmyślnie. Teraz kiedy mam więcej czasu to patrzę na świat, słucham, czytam, uczę się min. tego, że trzeba mówić co potrzeba to się znajdzie, ktoś kto może pomóc. Czasem dzięki bezradności odkrywam, że nie jestem sama. Wokół mnie, znajduje się bardzo dużo serdecznych ludzi. Na każdym kroku, niemalże, napotykam  przyjazne, życzliwe gesty.
    Kiedyś koleżanka opowiadała o przykrościach, które ją spotkały i na końcu, mówi: wiesz, jak to w życiu, co jakiś czas trafiasz na kogoś podłego, prawda? Uświadomiłam sobie wtedy, że ja spotkałam 3 takie osoby w życiu. Tak sobie myślę, że na 46 lat to mało ;-)
    Uważam, że mam szczęście i nie ma powodu czuć się samotna. Ale bardzo się ciszę, że o tym pomyślałam. Tak jak uczył nauczyciel BON Tenzin, świadomość to bardzo ważna rzecz. Kiedy sobie z czegoś zdamy sprawę, uświadomimy sobie problem, trudności od razu niemalże one się rozwiązują.
    W tej sytuacji było też tak . Kiedy nieoczekiwanie zakończyłam ostatniego posta samotnością, przechlipałam cały dzień. Przybiło mnie to stwierdzenie. To ja już zawsze będę się tak czuć? Przecież wiadomo, że ludzie się zmieniają i nie ma co liczyć, że ktoś będzie wiecznie we mnie zapatrzony więc nie ma co tutaj upatrywać lekarstwa. Po przejściach już zawsze będzie taka skaza na duszy?
     Dziś już się śmieję z tego.
     Jakiś czas temu poleciłam się opiece Bogini miłości i mądrości. Miłości zawsze miałam wiele, co prawda trochę egoistycznej ale teraz dodatkowo, jestem coraz mądrzejsza. Dzielić się mężczyzną nie będę ale też szybko wypuszczę go na wolność. Wydaje się, ze zgodnie z opinią lekarza, wydaje się, że naprawdę tam na Górze mnie lubią.
    Dużo rzeczy którymi się zajmuję udaje się. Min. jestem instruktorem grupy początkującej w Tai Chi i dostaję dużo sygnałów, że dzięki mnie lubią Tai Chi Mistrza Moy.
    Tenzin uczy wiary w to, że nie jest się samemu.
   Trzeba znaleźć siły w sobie, ateiści po prostu w sobie, wierzący w Boga lub Bogów, który jest w nas i opiekuje się nami. Jedno nie koliduje tak bardzo z drugim ;-) Ważne jest, żeby nie czuć się samotnym, bezsilnym. I samo to uczucie wystarczy, żeby być szczęśliwym.
A jak będzie się jeszcze żyć z miłością ( znaczy z życzliwością, współczuciem) i mądrze to na wieki :-D
     Fajnie to wymyśliłam ?! w każdym razie już mi wesoło hehehe

     Ojej, już się zestrachałam, że mi się skasowało co z takim trudem wymyśliłam .....
 uffff
      Może to znak, że coś tu na knociłam i nie powinnam tego zamieszczać ale dla ostatnich wersów warto to mieć, żeby sobie to przeczytać w trudnym momencie

2 komentarze:

  1. Hmm...dużo można sie o Tobie dowiedzieć czytając nawet krótkiego posta..ja też kiedyś mialam poczucie samotności...ono zawsze sie z czegoś bierze, nawet jesli masz ludzi obok siebie można sie tak czuć...ale uświadomiłam sobie, że problem może być we mnie bo wbrew pozorom wcale tak bardzo nie ciagnę do ludzi...zawsze chciałam mieć przyjaciółkę taką książkową czy filmową, zazdrościlam innym jesli wydawało mi się że tak mają...jako dziecko uciekając w świat wyobraźni, potem już jako dorosła musialam to zwalczać i uczyć sie panować nad nią ponieważ były sytuacje, że wolałam tamten wymyślony świat od realnego 😊 do przyjaciółek też nie miałam szczęścia ostatnia, którą mnie zwyczajnie wykorzystała nie odzywa sie i ignoruje mnie kiedy nie spełniła jej potrzeby bo mialam swoje w tym momencie..długo trwało nim poczułam bo zrozumiałam wcześniej, że to nie przyjaźń a ja nie muszę czuć sie winna bo krzywdy jej żadnej nie zrobiłam...ech znowu zeszlam na manowce w tym komentowaniu .😊 jestem straszną niekiedy gadułą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale super, że taka jesteś szczera. Ludzie na ogół nie chcą się otwierać. Ja też się nie wstydzę swoich uczuć, przeżyć i to jest terapia dzogczen, hehe. Samotność już lubię bardzo, dobrze się czuję, pewien Geshe mówił, ze to zadatek na mnicha, hehe Ale ja po prostu musiałam zostać sama, żeby sobie samemu poradzić i teraz jestem nie do zniszczenia, hehe. Psycholog mi mówiła, że to normalne, że starzy przyjaciele odchodzą, a szuka się nowych. I ja sobie kilku znalazłam. Człowiek się zmienia, więc to co pasowało 20 lat temu, nie musi pasować dziś. Ja też inaczej postrzegam przyjaźń i miłość, nie tak romantycznie, hehe

      Usuń