Na koniec zajęć weekendowych, instruktor opowiadała o Mistrzu Moy założycielu Stowarzyszenia Taoistycznego Tai Chi. Bardzo lubię te opowieści. Zawsze na warsztatach instruktorzy, których uczył sam Mistrz opowiadają historie z życia. Robią to też pozostali instruktorzy, przy okazji większych imprez. Od tylu lat słucham o Mistrzu i nigdy nie było powtórzenia. No może powtarza się wspomnienie, że to był bardzo skromny człowiek, miał kilka osobistych rzeczy i kasetę z "Przeminęło z wiatrem". Pieniądze z zajęć przeznaczył na ośrodek dla wszystkich potrzebujących.
Tym razem wspomniano czasy kiedy Mistrz Moy poprowadził zajęcia w Montrealu. Pierwszą salę udostępniono Mu w kościele katolickim. Ta sala jest wynajmowana do tej pory z szacunku, pomimo, że w Montrealu jest już wielki ośrodek Stowarzyszenia.
Tak sobie pomyślałam, że moi nauczyciele bardzo pięknie pokazują jak dbanie o to, żeby sobie nie szkodzić, żeby było nam wygodnie, czyli zająć się sobą. pomyśleć co mi jest, jak ja żyję, jak się czuję, co tak naprawdę robię i dlaczego, gwarantuje dobre życie z pożytkiem dla innych.
Kiedyś wskazówki co do zmiany zachowania, odbierałam jako dezaprobatę, czyli naganę i nakłanianie do poprawy. I od kiedy wyszłam spod skrzydeł dziadków, to na pewno tak było.
Potem szukałam ratunku dla swojej zrozpaczonej duszy i tu na szczęście trafiłam na nauki Bon.
A teraz jestem już na etapie wielkiej radości z poznawania swoich możliwości, zdobywania wiedzy i doskonaleniu się psychicznie i fizycznie.
A kto powiedział, że nie będziemy mistrzami????
Intencja jest najważniejsza, jeśli chcemy być czyści i doskonali, to prędzej czy później będziemy.
To już zależy od naszej karmy. Ale zbierać dobrą karmę przecież możemy, tak samo jak być szczęśliwi, bo inni są szczęśliwi.
Dzięki Mistrzowi Moy, który wspierał i uczył, powstały ośrodki w 26 państwach. Główny ośrodek jest od 47 lat w Kanadzie i tam zapoczątkowano warsztaty pod nazwą "Powrotu do zdrowia". Przyjeżdżają tam ludzie np. na wózkach, po udarach i zaczynają chodzić, :-)
To są cuda, które ludzie sami robią, dzięki swojej ciężkiej pracy. Dostają wskazówki, są nakierowani jak, a potem muszą ćwiczyć.
Tak było ze mną.
Przyjechała instruktorka z Kanady na jedne zajęcia do Warszawy w drodze na Ukrainę. Lokalni instruktorzy namawiali, żebym się nie wstydziła. i przyszła. Przemogłam się i dotarłam, przyprowadzili mnie, :-) . Powiedziano jej jaki problem i doradziła co zrobić. Na zajęciach raz mi się udało, instruktor pochwalił i powiedział, no to już wiesz jak masz ćwiczyć?
No i wyćwiczyłam :-)) Syn dawał odpocząć ale nie za długo, ufff
Teraz jestem żywą reklamą tai chi !
Jak już kiedyś pisałam, szkoła Mistrza Moy pomoże wyleczyć wiele dolegliwości fizycznych i psychicznych.
Najwspanialszym nauczycielem dla mnie jest Tenzin Wangyal Rinpocze.
Pierwsza wskazówka od Niego jaka do mnie dotarła to "bycie swoim najlepszym przyjacielem" pomogła mi otworzyć się.
Przytoczę kilka zdań z jego biografii, żeby upewnić wszystkich, że to nie jest fascynacja chorej osoby, Jego mądrość docenił świat :
Jego Świątobliwość XIV Dalajlama wyznaczył Rinpocze jako przedstawiciela tradycji Bon w Tybetańskim Zgromadzeniu Ludowym działającym przy rządzie emigracyjnym.
W roku 1991 Tenzin Rinpoche otrzymał grant z Fundacji Rockefelera na Uniwersytecie Rice w Houston w stanie Texas. Prowadził tam badania nad dawnymi bóstwami tantrycznymi Bonu i ich związkami ze wczesnobuddyjską tradycją w Tybecie. W roku 1993 otrzymał ponownie stypendium Rockefelera, co pozwoliło mu uczyć na Uniwersytecie Rice w semestrze wiosennym. Dokonał wówczas wyboru pozostania na Zachodzie, by uczyć starożytnej tradycji Bon swoich zachodnich uczniów. W marcu 1992 roku Rinpocze założył w Charlottesville w stanie Virginia Instytut Ligmincza, który jest organizacją typu non-profit stawiającą sobie za cel zachowanie dla przyszłych pokoleń pochodzących z Zhang Zhung i Tybetu starożytnych nauk, sztuki, języka, wiedzy naukowej i literatury.
Jestem też żywą reklamą nauki Tenzina Wangyala Rinpocze.
Jestem przekonana, że Ci którzy kierują się współczuciem osiągną sukces, znajdą drogę, żeby zostać mistrzami.
W naszej tradycji Papież Jan Paweł II i Franciszek też tego uczą i prawie wszyscy ich kachają za to.
Wygląda na to, że najpierw trzeba zająć się sobą, zobaczyć co tam w duszy gra, żeby móc się doskonalić w życzliwości., zostać mistrzem.
Czego nam z całego serca życzę!!!
Filozofia Wschodu jest bardzo interesująca. Gdy ja miałam kiedyś smutne dni to sięgałam po książki motywujące, ale na pewno bezpośredni kontakt z mistrzem, instruktorem czy trenerem - jest o sto razy lepszy, by zrozumieć siebie. Buziaki :))
OdpowiedzUsuń