Dostałam skierowanie na kolejną rehabilitację ale już w konkretnym miejscu. Okazało się, że w szpitalu, w którym postawili mnie na nogi. W ogóle nie skojarzyłam ulicy i nawet nie wiedziałam gdzie to jest. Tata pojechał ze mną. Spodziewał się, że znajomych lekarzy odwiedzimy. Niestety nie spotkaliśmy, a nawet okazało się,że nie ma już nikogo z tamtej kadry.
Chodząc po korytarzu przypominały mi się skrawki wydarzeń, sytuacji, np. zobaczyłam dach Teatru Wielkiego. I ten zapach..., oj. Niewiele tego, ale wystarczyło, żeby poruszyć serce.
Do tego szpitala przewieziono mnie z Legionowa jak tylko zaczęłam odzyskiwać przytomność.
Ponieważ chciano mnie tam umieścić poza kolejnością (w kolejce za 3 lata) nie dość, że trzeba było zapłacić to jeszcze karetką przewieziono mnie, żeby zobaczyli czy jestem dostatecznie świadoma.
Tata mi opowiadał, że wzięli mnie pod ręce, przeprowadzili kawałek i pani doktor stwierdziła, że będzie dobrze, hehe No ciekawe, po czym to poznała. Ja zupełnie nic nie pamiętam. O, pamiętam, że w karetce wszystko mnie bolało i jęczałam. W takim byłam stanie
Wychodząc z oddziału dech mi zaparło. Nagle sobie przypomniałam ile się nałaziłam po schodach na klatce schodowej. Kiedy już zaczęłam wstawać, prosiłam każdego kto przyszedł, żeby ze mną pochodził. Syn odwiedzał mnie codziennie i namówił na chodzenie po schodach. Najpierw dwa schodki, to już było dla mnie nie lada osiągnięcie. Podtrzymywana pod ręce próbowałam podnosić nogi..
I tak po niecałych dwóch miesiącach pokonałam chyba dwa piętra, tak się wzmocniłam !
Przypomniało mi się ile wysiłku włożyłam, ile pracy i serca oddal mi syn. Popłakałabym sobie ze wzruszenia, ale łzy mi nadal nie lecą, hehe
Dzięki temu, będąc już w domu u rodziny, wychodziłam np.z siostrą na spacer. Gdybym nie umiała chodzić po schodach, kiblowałabym w domu, bo kto by zniósł ?
Przypomniał się też niepokój, jaki mi ciągle towarzyszył przed snem. Musiałam brać proszki na spanie.
Potem się okazało dlaczego. I to wcale nie były takie urojenia. Niestety w tym przypadku, duża inteligencja emocjonalna była przekleństwem.
No nic
Mimo wszystko spełniły się zapewnienia pani doktor, hehe
Chociaż po roku przyszłam z tatą na Święta Bożego Narodzenia pokazać się pielęgniarkom, lekarzom, obsłudze i zrobiłam na nich wrażenie. Parę osób z tamtych czasów mnie poznało i usłyszałam wiele ochów i achów z podziwu. A co dopiero teraz by powiedzieli. Mogę sobie to tylko wyobrazić.
Ale też miło.
Już jestem na tyle odmieniona, że sprawia mi radość jak sama siebie podziwiam, hehe
Dziś siły brakuje i ręka boli trochę, ale może to od pogody. Prószył w Warszawie śnieg. Jest zimno. Ptaszki przyleciały na obiad. Piękny widok, bo dawno sikorek i wróbelków nie było. Myślałam, że wielkie ptaszyska je wystraszyły, albo moja dieta nie przypadła im do gustu ups.
W nagrodę zrobiłam im sesję fotograficzną.
Ziarenko słonecznika czy kaszy trzyma?
brrrr, pada śnieg...
Gorąco wszystkich pozdrawiam :-)))
cudownie, że masz w sobie tyle
OdpowiedzUsuńhartu ducha, by dzień po dniu
walczyć o siebie!!!
sikoryny przecudne - mam słabość
do skrzydlatych drobiazgów - jak
właśnie sikorki czy wróble - choć
i kawki wraz z czarnymi krukami
też mnie fascynują...
hehe, mnie kruki to niezbyt fascynują, raczej przerażają. Wszystkie inne ptaszki są cudne. Najczęściej przylatują sroczki. A gołębie się wyniosły, już nie wpadają. Może właśnie kruki je przepędziły. Raz przyleciała sójka !! :-))
Usuńkruki mają w sobie czarną dostojność,
Usuńnieulękłość, ciekawość i determinację :)
Aaa, no tak, coś w tym jest dostojnego. Pomyliłam z gawronami, to to są potwory (podobno) ale widziałam, że maluchy się ich boją.
UsuńGratuluję, tak trzymać. Cieszę się z Tobą, że udało się dostać następną rehabilitację. Ptaszki nie przylatują jak jest ciepło i mogą same coś znaleźć. Co do kruków, to raczej nie znajdziesz ich w mieście. Anglicy maja takie powiedzenie "Jeden gawron to kruk, trzy kruki to gawrony". Kruki są samotnikami, łączą się w pary na całe życie i zazdrośnie strzegą swojego terytorium. To niebezpieczne drapieżniki, widziałam kruka zabijającego zająca, potworny widok. Obserwowałam z mojego okna, scena rozegrała się na polu za moim płotem. Od kilku lat mamy parę kruków w okolicy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości i postępów.
No właśnie tak mi się zdawało, że kruka to ja tylko na obrazku widziałam, hehe. Nie wiedziałam, że to takie drapieżne ptaszyska, myślałam, że raczej padliną się interesują jak w wierszu "rozdziobią nas kruki i wrony..."
Usuńptaszki małe przylatywały do mnie w lato nawet. Zdjęcie co jest w tle zrobiłam we wrześniu, czy w październiku. Dlatego się zaniepokoiłam, ale najważniejsze, że są, a przylecą kiedy zechcą. :-) Pozdrawiam gorąco :-) rękę już mi naprawił fachowiec :-))
Kochana, cieszę się razem z Tobą z dostania się tak szybko na rehabilitację, co w dzisiejszych czasach nie jest takie proste. I gratuluję sfotografowania sikorek. Mnie się jeszcze tego nie udało dokonać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak szybko to ja dostałam tylko skierowanie, hehe, zajęcia zaczynam w maju. Też szybko :-)) Trzymam kciuki,żeby Ci się udało zrobić zdjęcia ptakom!! Dużo prób ale efekt jest :-)) Pozdrawiam serdecznie
Usuń