Z piętnaście lat temu posadziłam peonie, które dostałam od wujka. Ponieważ był to prezent od wyjątkowej osoby, nie wywaliliśmy ich, chociaż nie kwitły, tylko przesadzaliśmy w kolejne miejsca szukając odpowiedniej ziemi i nasłonecznienia. I wreszcie po tylu latach zakwitł jeden krzak. Radości dając co niemiara i satysfakcji, że wreszcie dopasowaliśmy warunki.
Peonie jak peonie, ale nasze wytęsknione więc przepiękne ;-)
Tata z kolei zawziął się na złotokap. Ratowali razem z mamą a to od mszyc a to od mrówek, które sobie zrobiły kopiec w korzeniach. Już ręce opadały. I w końcu też po kilkunastu latach zakwitł. I to jak !! To dobry znak?! Mąż się ucieszy, bo to głównie Jego krzak :-D
Zakwitła też jarzębinka, którą tata hodował od małego krzaczka
W sobotę byłam sama to na czereśnię zleciały się ptaki, było gwarno i wesoło. Głównie przyleciały szpaki biesiadować ale przyleciały też wróbelki, sikorki, sójki i ... dwa dzięcioły! Może to był jeden tylko kursował tam i z powrotem. Nie jadł z czereśni tylko przysiadywał na drzewie nieopodal. Szkoda, że nie miałam aparatu. Telefonem to tylko z bliska mogę robić zdjęcia. Pomyślałam sobie, że nic nie szkodzi, ptakom zrobię zdjęcia jutro. A tymczasem popatrzyłam sobie, ile kwiatuszków się otworzyło.
Niedawno okazało się,że koleżanka blogerka lubi i podziwia robaczki oraz ziela polne. Akurat miałam dużo czasu na popatrzenie tu i tam i zrobiłam zdjęcia tym co mnie zachwycili.
Dedykuję Agatce :-D
Jedna sójka przysiadła na jabłoni i tęsknie wypatrywała czeresienki a ponieważ miałam aparat to zrobiłam jej pamiątkowe zdjęcie.
Niedziela i tak była wspaniała. Mama przywiozła super kompot z truskawek i rabarbaru oraz racuchy. łoj jakie pyszne :-D.
Dodatkowo pieliliśmy troszkę w kątach i dokonaliśmy zaskakujących odkryć.
Okazało się, że tam gdzie same wysiały się warszawianki, wykiełkowało stado amarantusów, ulubionych kwiatów teścia. Strasznie się ucieszył bo myślał, że wyginęły.
Z mamą znalazłyśmy kępkę orlików i łubinów młodziutkich. Mama jeszcze jakieś kwiatki zobaczyła, których się nie spodziewała. Myślała, że zmarzły. A tu proszę, taka niespodzianka :-D
Ponieważ mam dużo czasu to myślę hehehe
I przypomniała mi się konwersacja żywa z koleżanką na spacerze o powiedzeniu "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki".
Słyszałam to wielokrotnie i tym razem w tym samym znaczeniu, czyli nie należy wchodzić w związek po raz drugi z tym samym człowiekiem.
???
Szczerze mówiąc, nie wiem co ma piernik do wiatraka hehe
Moim zdaniem, i zdaje się zgodnym z intencją twórcy powiedzenia, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki bo woda w rzece płynie i jest cały czas inna.Więc nie wchodzi się nie dlatego, że nie wolno tylko dlatego, że jest to po prostu nie możliwe.
Doszukując się powiązania między nurtem rzeki a losem człowieka, nasuwa mi się tylko jeden wniosek. Rzeka płynie, cały czas się zmienia i człowiek się zmienia. Dziś jest wspaniały a jutro może być podły i na odwrót ;-)
Na co znajomy powiedział: ale koryto zostaje takie samo hehe
Coś w tym jest. Do Narwi to nie wchodzę bo tam co i rusz się zmienia głębokość. Dziś płytko a za rok głęboko i te nurty szalone. Straszne, zwłaszcza, że ja nie umiem pływać, blee
Koleżanka stwierdziła wreszcie, że mój przypadek jest jednak dowodem, żeby nie wchodzić do tej samej rzeki!!
Niestety to nie jest żaden dowód. To jest tylko dowód na to, że trzeba wiedzieć do jakiej rzeki się wchodzi i wtedy albo się na to zdecydować bo lubi się sporty ekstremalne albo nie. W razie niepowodzenia nie jest się jakoś strasznie nieszczęśliwym.
Córka mówi: że skoro się wyszło bo się nie podobało to nie wchodzi się drugi raz.
No ciekawe.
Co znaczy : nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki?
Jak to rozumiecie, jakieś sugestie?
Pozdrawiam czytelników :-D
Rzeczywiście pięknie i radośnie spędzasz czas, a kwiateczki wszystkie są przepiękne i najbardziej podobają mi się peonie. U mnie także zakwitły, ale są kilkuletnie i dlatego z każdym rokiem kwiatostan jest coraz bujniejszy, co też mnie bardzo cieszy. Jeśli chodzi o to, /by po raz drugi nie wchodzić do tej samej rzeki/ to też jestem na NIE! I tu się zgadzam z Twoją córką, uważam, że ma absolutną rację. Oczywiście uczynisz, jak zdecydujesz ale nim będzie za późno porozmawiaj raz jeszcze z córką i wysłuchaj co ma do powiedzenia, no i przede wszystkim dokładnie rozważ swoje minione doświadczenia zanim cokolwiek zdecydujesz. Również jestem po przejściach i nigdy bym po raz drugi, za byłego męża nie wyszła. Choćby błagał na kolanach, ani za żadnego innego mężczyznę też NIE! To tyle z mojej strony, jednakże wszelkie decyzje należą tylko i wyłącznie do Ciebie. Życzę Ci zdrowia i pomyślności oraz wiele z życia radości. Serdecznie Cię Marzenko pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa tylko tak spytałam hehe, mąż pewnie wcale nie chce wracać, po co mu taka żona hehe. Rozważamy teoretycznie nad słusznością powiązania rzeki ze związkami. Dla mnie nie sensu to porównanie. a co Ty o tym myślisz, Estero droga?
UsuńMoże coś w tym jest co córka mówi, tylko,że tonie ja wyszłam bo mi się nie podobało. Teraz jak wspomnę to rzeczywiście, mąż zrobił mi przysługę niechcący hehe. Uściski serdeczne Esterko. A dlaczego nie chcesz żadnego facety?, na pewno są też wartościowi ludzie tego gatunku hehe
UsuńA koleżanka napisała mi tak:
OdpowiedzUsuńMy tez zmieniając się jesteśmy inni każdego dnia Myślę ze jeśli obydwie strony są świadome swoich zmian i pomimo swoich błędów nadal lub jeśli pewni swoich błędów chcą naprawić wszystko szczerze i świadomie to myślę ze można spróbować wejść do tej rzeki a czy fale nas porwą to tylko od nas zależy ...czy się im damy czy opór będziemy stawiać..
Ja jestem zdania, ze jednak lepiej nie wchodzić do tej samej rzeki, bo po co ? Raz sie sparzylismy i wystarczy ;(
OdpowiedzUsuńCzy porównanie rzeki do związku ma sens ? zależy jak na to sie patrzy :) poza tym czy musi być jakieś logiczne powiązanie, ważne ze wszyscy i tak wiedza o co chodzi :)
Bardzo Ci dziękuję za ślicznego robaczka, widuję je w swojej okolicy ale nie znam ich nazwy, natomiast mam nadzieję, że nie będę Ci się kojarzyć z robaczkami :)))
OdpowiedzUsuńNie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki... Jest jeszcze drugie, w podobnym znaczeniu - o tej porze już głowa inaczej pracuje, ale sens jest taki, że nie daje się drugiej szansy związkowi bo to jak supeł na nici, który zawsze gdzieś tam się zahacza, zadziera. I już nigdy nie będzie tak jak z gładką, pięknie sunącą nicią :)))
Niech Ci się kojarzę z ptakami :D
Rośliny, które wysiewają się same, są najodporniejsze.
OdpowiedzUsuń