Okazało się, że prezent dla dziadka z Warszawy przywieźliśmy nie lada. Śmieliśmy się, że to wnuk przywiózł bo przecież miał podlewać. Ledwie dojechaliśmy na miejsce zaczęła się wichura. Najpierw łagodna ale potem lunęło rzęsiście.
Dziadek skakał z radości a my razem z Nim bo roślinki już były takie biedne.
Miło było popatrzeć
Nie było u nas szkód.
Wieczorem wybrałyśmy się z Marcią na spacer, Po burzy przychodzi spokój i nam się udzielił.
Zobaczyłyśmy dziewanny (chyba) piękne
Nasza jedna malwa się otworzyła..
Na drogę przysiadały co i rusz fajne ptaszki. Jeden w końcu został uwieczniony przeze mnie, ale niewyraźne to zdjęcie, bo ciągle podskakiwał, skubany .Najważniejsze, że jest, wygląda, że wyjątkowy :-D
Ale nie wiem co/kto to?
Kolejny wspaniały dzień, tyle radości. Szczęścia dopełniła podróż powrotna, szybka, wesoła.
Syn prowadził, Ten to potrafi. Kto by pomyślał hehehe
I takie prezenty i ja lubię :)))) Buziaki
OdpowiedzUsuńdeszcz potrzebny, kojący, odświeżający - tak!
OdpowiedzUsuńa ptaszek to wygląda mi na Rudzika - ale nie
znam się nic a nic na faunie i florze, choć
niezmiennie się nimi zachwycam...
Po zawiei i burzy, zawsze nastaje spokój. Super, zdjąteczka udane jak i cała wyprawa. Uszanowanko Marzenko :)
OdpowiedzUsuń