środa, 24 sierpnia 2016

Ewa pojechała ...

     Ewa pojechała.
Nad Warszawą zaświecił księżyc. Spać nie mogłam to zrobiłam mu portret,hehe

 Odpoczęłam i pojechałam na działkę nacieszyć oczy i serce przyrodą. I tu spotkała mnie nie lada niespodzianka,wyrosły nam grzybki.


 I....... truskaweczki
 Takie to niebagatelne zbiory mieliśmy pod koniec sierpnia.

Niestety grzybki miały robaczywe korzonki, bo susza była, więc z kapeluszy zrobiłam tylko smaczek do zupy. Gdyby babcia żyła to wystarczyłoby, żeby dostać łyżką w czoło z okrzykiem "nowalija" Ciekawe z jakiego regionu to zwyczaj?
Oczy nacieszyły cynie.

Zdążyłam zebrać plony zaczął padać deszcz. Myśleliśmy, że pokropi tylko i niestety nie podleje porządnie. A tu tak się rozpadało,że grzyby rosły nam w oczach (w wyobraźni)
 Utrafiliśmy chwilę przerwy w ulewie i doleciałam do kolejki.
No i padało dwa dni, więc już jutro umówiłam się z Teściową na polowanie na grzyba :-)
Zawsze zbierała dużo, bo ma do tego smykałkę czy też nosa, a teraz w dodatku  ma zdrowsze oczy po zabiegu, więc koszyczek spokojnie mogę wziąć. Jak ja nie nazbieram to na pewno się ze mną podzieli bo będzie miała czym :-).

Patrząc na deszcz przez okno wspominałam sobie wizytę Ewy. Zachęcona odkrywaniem Warszawy, zaproponowałam synowi,że pokażę Mu Warszawę. Zgodził się chętnie bo zdaje sobie sprawę, że znam miejsca o których On pojęcia nie ma. Na początek zapytał, czy widziałam Plac Europejski?
Słyszałam ale nie byłam tam nigdy. Okazało się, że to jest blisko domu i przechodziłyśmy z Ewą niedaleko, kilka razy.
 To jest tylko namiastka. Trzeba to zobaczyć na własne oczy, zwłaszcza kiedy wybuchają fontanny i wszystko jest rozświetlone.
I tak oto, to nie ja pokazałam synowi Warszawę tylko On mi :-)

   Wizyta Ewy uświadomiła bardzo cenną prawdę. Kiedy tak chodziłyśmy, pokazywałam różne rzeczy większe i mniejsze. Ewa przytakiwała i śmiało pokonywała drogę. Mówiła mi, że ma słaby wzrok ale czasem patrzyła w telefon, więc myślałam,że skoro czata z telefonu to nie jest tak źle. Dopiero przy kawie pokazała mi jak bardzo pomocny jest telefon i dlaczego dużo z niego korzysta. Robi sobie zdjęcie czego nie widzi dobrze, np nie może przeczytać i powiększa na ekranie.
Strasznie głupio mi się zrobiło. Przepraszałam bardzo. Ewa się uśmiechnęła i uspokoiła, że nic się nie stało, że jest przyzwyczajona do radzenia sobie i nawet jej mama zapomina czasem, że Ona nie widzi dobrze.
Kopara mi opadła, zrozumiałam dopiero, że to jest dopiero współczucie.
Ja do tej pory czasem się złościłam, irytowałam, przez to czułam się bardzo samotna bo nie znajdowałam bratniej duszy. Kiedyś nie rozumiałam tylko dwóch osób, a teraz to pewnie ze dwie rozumieją mnie. Dotarło do mnie, że to co się ze mną dzieje jest bardzo trudne do pojęcia i nie ma dziwne, że nie mieści się w stereotypowych ramach. Ja sama odkrywam co i rusz coś nowego w mojej głowie (to niekoniecznie musi być mądre, po prostu jest) a fizycznie to już w ogóle nie mieszczę się w typowych poradach i pocieszeniach. Więc nie mam się co obrażać.
Już doceniam wszystkie życzliwe gesty. To, że ktoś nie zrozumiał to nie ważne, ważne,że chciał pomóc i robił ile mógł.
Jak to powiedział mój ulubiony pisarz: im więcej ludzi , tym więcej prawd. Każda prawda, tak jak każda racja, może się akurat sprawdzić.
Kiedy do mnie dotarło, pojęłam, że zrozumienie to dar. Tego się nie można nauczyć, wypracować. I poczułam wreszcie prawdziwe współczucie.
Może zrozumienie czy współczucie nie jest ludziom do niczego potrzebne, wolą być piękni i bogaci ale zdaje się, że czytają mnie ludzie, którzy wiedzą, że to jest droga do .... Nieba
A jeśli chcieliby zrozumieć a jeszcze nie mogą, przypominam słowa instruktorki Carmen:  Intencja jest najważniejsza. Ps. ale nie robi się potworności w tym imieniu.
I tu myślę potwierdzają się słowa Pratchetta: wiara w wiarę, że się to uda jest niezbędna.

 Tak się cieszę,że to z siebie wydusiłam :-)
Uściski wirtualne dla wszystkich czytelników

ps Dzięki temu jak Ewa sobie radzi, zrozumiałam słowa bardzo życzliwej mi osoby: Jak nie będziesz wiedziała co zrobić to wymyślisz, hehe. No naprawdę coś w tym jest. Do czegoś co jest wysoko nie doskoczę ale wymyślę coś, żeby spadło i dostanę to :-))


6 komentarzy:

  1. Ja też lubię zbierać grzyby. Z tego się cieszę, że mieszkam teraz przy samym lesie. A Ty Marzenko w Warszawie mieszkasz ? Wybieram się ja do stolicy na początku września, bo chcemy z mężem odwiedzić wystawę "Zieleń to życie". Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzybów nie było ale nogi bolą od się nałaziłam,łoj
      Mieszkam w Warszawie, chętnie bym dołączyła do Was :-)

      Usuń
  2. Będziemy na wystawie 1.09.- po raz pierwszy, ale nie wiem czy się znajdziemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, ja w tłoczne miejsca to się nie nadaję w ogóle, oby wystawa się udała :-) pozdrawiam serdecznie :-)

      Usuń
  3. Marzenko! zapisuję w głowie Twą myśl :
    "kiedyś nie rozumiałam dwóch osób - teraz
    chyba ze dwie mnie rozumieją" - dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hehehe, ale wszystko się zmienia, to pewnie tez chwilowe....

      Usuń