czwartek, 13 sierpnia 2015

Spontanicznie....

   No to spontanicznie się zaczęło..
Moja córka potrzebowała zaświadczenie, że zdrowa, na studia, więc poszła do lekarza pierwszego kontaktu. Ten obejrzał paznokcie, zajrzał w oczy, zajrzał w kartę i wysłał na badania, tak profilaktycznie, żeby być pewnym, że zdrowa, samo "dobrze się czuję" nie dawało pewności. Marcia przyleciała rano oddać krew i trzęsąc się ze strachu szykowała się do dentysty na usunięcie ósemek, na co była zapisana miesiąc temu. Pojechała. Stomatolog zrobił dwie ekstrakcje i puściła pacjenta wolno. Marcia zlazłszy z fotela, przeczytała esemesa, że z laboratorium dzwonili i każą do szpitala szybko jechać bo bardzo niski poziom hemoglobiny.
 Zdenerwowaliśmy się wszyscy, jak to do szpitala, przecież samopoczucie córki było bardzo dobre.
Od stomatologa, Marcia pojechała do szpitala, a ja wzięłam skierowanie z przychodni i też pojechałam. Spotkałyśmy się na izbie przyjęć. W recepcji zakwalifikowali nas do chirurga i kazali czekać na wezwanie.
W poczekalni najpierw rozpatrywaliśmy co się stało, a potem zaczęło się dłużyć. Dodatkowo schodziło znieczulenie więc córka zaczęła dostawać kota. Wyrwanie zęba w ogóle okropna sprawa, a ósemki rozpaczliwie bolą, w dodatku góra i dół.
I zaczęły się moje  występy.
Przytulałam, głaskałam, bo obie to lubimy, opowiadałam.
Najpierw była okazja powiedzieć co się u mnie dzieje ze szczegółami. Oczywiście, z grubsza o wszystkim mówiłam, ale tak, żeby pogadać to nie było czasu, bo praca, wyjazd, towarzystwo , po prostu wartkie życie.
W sumie bardzo się ucieszyłam, że mogłam poopowiadać a w dodatku, Marcia na wiele rzeczy bardzo entuzjastycznie reagowała, była ze mnie dumna, cieszyła się, że tyle rzeczy mi się udało, tyle spraw jest do przodu.
Marcia opowiadała też o sobie tyle, że nie za bardzo żywiołowo, bo buzia bolała.
Ale byłyśmy szczęśliwe, tzn ja bardzo, Marcia cierpiąca, ale to koiłyśmy uściskami, głaskami i miłymi, serdecznymi słowami.
Tak nam minęło sześć godzin, uj.
Mega kreatywnych sześć godzin :-D
Wreszcie chirurg przyjął.
Po kilkunastu minutach, Marcia wyszła i opowiada, że krew pobrali do ponownego badania, bo lekarz ma wątpliwości, czy pierwsze badanie jest poprawne. Marcia zdrowo wygląda to może jakiś błąd się w kradł.
Trzeba było czekać na wyniki.
Ale już było weselej bo nadzieja na powrót dodawała skrzydeł hehehe
Zaczęłyśmy się niecierpliwić po godzinie oczekiwania.
Na szczęście przypomniały mi się różne sprawy to się poradziłam, poplanowałyśmy zrobienie różnych rzeczy, wymieniłyśmy pomysły, spostrzeżenia, sugestie do rozwiązania problemów.
Po dwóch godzinach przyszły wyniki.
Niestety potwierdziły bardzo niską hemoglobinę.
o 23 z minutami okazało się, że trzeba zostać w szpitalu.
Marcia nie dość, że niewyspana, zmęczona, strasznie obolała to jeszcze zrozpaczona, że we własnym łóżku się nie utuli.
Oj, jak wspomnę, to tak mi szkoda dzieciaczka
W nocy spać nie mogła tak bolało.
Mocniejszych leków dać nie mogli ze względu na niedokrwistość i inne dolegliwości
Rodzinka przyjechała, co i rusz ktoś, dotarłam i ja w końcu.
Z racji tego, że jednam sobie ludzi, dostałam proszki i jeszcze kroplówkę z pyralginą. hehehe
Po prostu budzę zaufanie i pani doktor użaliła się nad złośliwością losu jaka nas dopadła. Przecież zapisy na ekstrakcję są wcześniej skąd przewidzieć jaka pogoda będzie a już zupełnie niemożliwe przewidzieć, że w szpitalu się wyląduje.
Doktor zapewniła, że bardzo dobrze, że przyjechałyśmy bo mogło się nieszczęście stać.
W końcu, znieczulenie zaczęło działać,  nastąpiła taka ulga od bólu, że dziecko się do mnie zaczęło uśmiechać.
hehehe piękny widok.
Ugłaskałam, ukoiłam i zasnęła.
Też piękny widok hehehe
Pospać za dużo nie można było. Lekarz przepisał trze woreczki krwi.
Przy transfuzji nie można zasnąć, trzeba czuwać czy nic się nie dzieje.
Pani doktor kazała siedzieć i gadać do Marci hehehe
Oczywiście zażartowała sobie, ale z racji tego, że buzia Marcię bolała, to do tego się sprowadziło, że zagadywałam, żeby nie przysnęła.
I zaczęła się moja radosna twórczość. Takie historie mi się przypomniały, że sama się nadziwić nie mogłam.
Córce się podobało, hehehe, uściskałyśmy się po raz kolejny i powiedziała, że jestem fantastyczna, że z Nią jestem , hehehe
Jak to w najgorszej sytuacji, może się wydarzyć coś bardzo radosnego, szczęśliwego.
Wystarczy dla mnie tych giftów, teraz się modlę, żeby wróciła jutro do domu, bo bardzo tęskni do tego miejsca i do swojego kocurka. Znowu będziemy się mało widzieć ale napisałam sobie to wszystko serdeczne, żeby w razie czego, przypomniało, że Marcia mnie kocha bardzo tylko zalatana jest i młoda więc ma więcej ekspresji, więcej korzysta z życia.
I bardzo dobrze !!! hehehe
To jest mój kot, Marcia ma rudego :-D

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę, że wszystko pomału dobrze się układa, pozdrowienia dla Córci i gorące życzenia powrotu do zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń