Przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych wyrzeźbił pomnik poświęcony poległym w wojnie polsko - ukraińskiej.
Historię Brusna i Grzegorza Kuźmińskiego możecie poznać np. na stronie
lhttp://www.roztocze.horyniec.net/Miejscowosci_na_Roztoczu/Stare_Brusno.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Grzegorz_Ku%C5%BAniewicz
Od przewodnika wiem, że zaproponowano mu, żeby został w Polsce, ale nie chciał, powiedział, że jest Ukraińcem i wyjedzie tak jak wszyscy.
Nie został też w Stanach Zjednoczonych, wrócił i umarł we wsi pod Lwowem w 1948 roku.
Piszę o tym dlatego, że zdarzyło mi się rozmawiać z pewną starszą panią o tym pomniku. Kiedy mnie o to zagadnęła postanowiłam poczytać więcej na ten temat. I następnym razem zaczęłam sama o niezwykłym rzeźbiarzu mówić. I od słowa do słowa, okazało się, pani wcale nie wiedziała, że Polacy docenili rzeźbiarza i chcieli, żeby został. Była pewna, że został wypędzony i że osiedlił się w Stanach.
No oczywiście, normalna rzecz, że się nie wie wielu rzeczy, ale nie chciała mi wierzyć. Raczej przekonywała, że coś źle zrozumiałam. Przecież opinia o Ukraińcach z tamtych czasów była jednoznaczna.
Zauważyłam, że tak bywa. Ludzie trzymają się swoich wyobrażeń, swoich poglądów i ani myślą dowiadywać się, czytać. Musieli by zmienić światopogląd i co wtedy? Ludzie zazwyczaj tego nie lubią.
Podobnie z wielkim uznaniem wyrażała się o Zamoyskim. A że nie wszystko było takie wspaniałe w jego wykonaniu, to już po prostu niemożliwe, hehe
Dobiegł koniec mój pobyt na cudownym Roztoczu.
Jeszcze na zachętę do odwiedzenia tego regionu i dla wspomnienia miłych chwil popatrzmy w tamtą stronę.... a ja się wzruszę, uch :-)
Pierwszy spacer po parku, którego wykonanie kosztowało 10 mln. złotych,
Wart jest tych pieniędzy !
Widzicie robaczka ? :-)
Kiciuś mi się zapodział przy okazji zwiedzania w sanatorium Bajka. Właściciele sanatorium przygarniają koty, a one są przeszczęśliwe bo się nie boją, przychodzą na wołanie i dają się głaskać
To już scena w parku, fontanny i restauracja z disco polo dwa razy w tygodniu jak ktoś lubi.
Poszłam i ja raz na taką potańcówkę, obiecałam sobie, że nie będę się izolować. Tańczyć to ja nie tańczę w ogóle, ale jak usłyszałam tą muzykę, to pomyślałam sobie, że syn by się chyba śmiał ze mnie do końca życia. Bo on nie wie, że kiedyś się świetnie bawiliśmy przy "jesteś szalona" hehe
Jest strumyczek z kaczuszkami.
Raz spadł taki deszcz, że w kilka minut byłyśmy przemoczone do suchej nitki. Rolnicy wniebowzięci :-) my trochę mniej :-P
Na drzewie naprzeciwko naszego okna, bawiły się dwie wiewiórki. Taki rudy punkcik na środku to jedna z nich. Na zielonym drzewie jeszcze mniej ją widać, a sprawiła nam i sąsiadom wiele radości od rana, więc musiałam ją pokazać. :-)
Zakosztowałam też lokalnego piwa. Bardzo dobre. Polecam smakoszom zwłaszcza :-)
I przyjechał. Nawet niebo nie było zbyt radosne.
A w domu kiciuś spokojnie rozwalił się w rynience do kwiatów, chociaż już ledwie się mieści :-)
Codziennie podziwiałam widoki nieba. Jest kilka niezwykłych. Pokażę przy okazji postu o Fundacji Chaphura Rinpocze.
A może przy innej okazji, ech, wiecie jak to jest, posty same się układają, czasem zaskakująco :-)
Udanego weekendu :-)))