Od dziesięciu lat uczę się życia od nowa. Nigdy nie sądziłam, że takie będę miała widoki. Przede wszystkim nadziwić się nie mogę, że zrozumiem wszystko co mnie spotyka. A zaczęło się od tego, że będąc w totalnej rozpaczy nauczyłam się być sama dla siebie najlepszym przyjacielem, a co za tym idzie mogłam sama przed sobą bez wstydu wyznać największy żal. Kiedy już czułam się lepiej zaczęłam pisać bloga, aby podzielić się doświadczeniami, które pomagały wyjść z opresji, ćwiczenia tai chi, medytacja, psycholog, spacery, próby czytania, rękodzieło itp. Niebawem okazało się, że pisanie takiego jakby pamiętnika miało dla mnie znaczenie terapeutyczne. Coraz więcej rzeczy z przeszłości przypominałam sobie i dzięki temu, że pisząc musiałam je dokładnie określić, ból serca rozpuszczał się. Będąc coraz bardziej otwarta zaczęłam dostrzegać cuda, sytuacje tak nieprawdopodobne, że aż nieziemskie, które malowały zupełnie inne obrazy od tych oglądanych do tej pory.
I nie trzeba sobie wmawiać, że do tej pory wszystko dookoła było ok, tylko nam się zdawało, że źle. Wszystko było źle, żeby móc dostrzec różnicę i zacząć kreować swój świat z sensem.
Ulubiona wymówka ludzi, którzy krzywdzą innych, że nic złego nie robią, to nieszczęśliwej osobie tak się zdaje, sama tak tylko myśli.
Teraz już wiem, jak sobie poradzić w tej sytuacji, ale akceptacja i wiara w siebie wcale nie oznacza zgody na czyjeś złe uczynki, jak to się niektórym wydaje. Fakt, ze człowiek czasem nie wie co tak naprawdę robi i dlaczego, stąd krzywdzące nieporozumienie. Taka jego karma. Trzeba mu o tym mówić, może zrozumie.
Mam wrażenie, że to co mnie dotknęło, było po to, aby zrozumieć co to jest wyzwolenie i pomagać cierpiącym ludziom :-)
Przede wszystkim jestem pewna, że nazbierałam dużo zasług i to do mnie wraca.
O dobrych ludziach, których pomoc jest dla mnie bezcenna pisałam wielokrotnie.
Dziś napiszę o jeszcze jednej osobie, którą dziś uważam, że spadł mi z nieba, bo to jest niezwykłe, że się spotkaliśmy.
Chodziłam na lody do pobliskiej kawiarenki, a że nie mogę jeść i chodzić to sobie przysiadałam przy stoliku. Czasem przysiadał do mnie sprzedawca, A że ja samotna gaduła jestem to sobie opowiadaliśmy. Raz miałam książkę Dzogczen XIV Dalajlamy i zainteresował się. Tak od słowa do słowa przypomniałam sobie, ze moje zetknięcie z buddyzmem wzięło się chyba od przeczytania książki Siddhartha. On rozpromienił się i mówi, że też czytał tę książkę. Ponieważ nie za bardzo ją pamiętam od razu sprostowałam, że to było jak miałam 20 lat. Roześmiał się jeszcze bardziej i powiedział, że też ma 20 lat. Polecił przeczytać Wielką Księgę Radości I Demiana Hermanna Hesse, niemieckiego noblistę, którego Siddhartha jest największym dziełem.
I tak o to okazało się, że Wielka Księga Radości Dalajlamy i arcybiskupa odpowiada na wszystkie moje wątpliwości, uspokaja i uczy radości, której się trochę bałam. W myśl zasady, że wyżej wejdziesz z większym hukiem spadniesz.
Już się nie boję, nie ma takiej możliwości, bo radość jest oparta na współczuciu dla siebie i innych.
Kiedy po roku spotkałam tego chłopaka, oczywiście opowiedziałam mu o wszystkich moich przeżyciach, przemyśleniach, uściskałam go, że taką książkę mi polecił. Bardzo się ucieszył i pytał kręcąc głową z niedowierzaniem: naprawdę pani tak zrobiła?, naprawdę tak pani powiedziała?
Na koniec stwierdził, że musi przeczytać tą książkę jeszcze raz.
Powiedziałam, że najważniejsza jest medytacja dzogczen i wtedy wszystko będzie dobrze
Po to się spotkaliśmy :-)))
A ja podam jeszcze kilka dla mnie cennych cytatów. Może się przyda.
Choć cala książka jest genialna. Dwóch świętych ludzi i tłumacz napisali ją dla pożytku wszystkich czujących istot :-))
Nie zawiedziecie się
cyt Wielka Księga Radości:
Jś Dalajlama:
.. " Człowiek jest zwierzęciem społecznym. Zatem jeśli pragniemy szczęścia i chcemy mieć mniej problemów, trzeba w sobie rozwinąć większą troskę o innych.... Niesamowite jest, że pragnienie złagodzenia cierpienia u innych nam samym przynosi ulgę. To prawdziwy sekret szczęścia. To niezwykle pragmatyczne. Wynika ze zdrowego rozsądku."
" Naprawdę zostaliśmy zaprogramowani, aby dbać o innych. Kiedy zaś działamy wbrew podstawowemu prawu naszego jestestwa,czy nam się to podoba, czy nie, ma to na nas zgubny wpływ..... Zadane bliźniemu pytanie: Jak mogę ci pomóc? w trakcie własnej udręki, niesie w sobie ogromną moc uśmierzania bólu"
"Skupianie myśli wyłącznie na sobie: ja,ja, ja, budzi lęk, poczucie niepewności i nieufności. W takim stanie nie da się być szczęśliwym."
" istnieje wreszcie lęk przed okazaniem współczucia samemu sobie, bo większość z nas postrzega to jako oznakę słabości, niedostatecznych starań, a wręcz narażenie się na zalew smutku i żalu.
Psycholog Paul Gilbert tłumaczy:
- Przypływ współczucia będzie naturalny, gdy tylko uświadomimy sobie nasze lęki, blokady i wewnętrzne opory i zaczniemy pracować nad nimi. Współczucie jest jednym z najtrudniejszych motywatorów, bo wymaga najwięcej odwagi, ale przy okazji przynosi uzdrowienie i zapewnia duchowy wzrost.
Współczesna kultura utrudnia okazywanie współczucia sobie. Przez większość życia pniemy się po drabinie osiągnięć, cały czas poddawani sądom i i ocenom,często też słyszymy, że nie spełniamy oczekiwań. Przyswajamy komentarze rodziców, nauczycieli, społeczeństwa.... Mamy skłonność do depresji czy niepokoju, bo uważamy, że powinniśmy mieć więcej, być bardziej, sięgać dalej.
***************************************************
U nas upał. Zaniosłam kwiatuszki w doniczce do babci Jasi i teraz jeżdżę podlewać. Na Cmentarz Bródnowski z babcią jeździłam od dziecka. Zdążyłam go pokochać. teraz jeżdżę do babci.
Ale tam jest pięknie :-)
Jan Himilsbach żydowskie dziecko ukrywał się w wojnę na cmentarzu.