Pewnie teraz już wszyscy rozumieją jaka jest różnica: nie robić czegoś, bo się nie chce, a nie robić, bo nie można. :-) Przyznacie, że to zmienia postać rzeczy. Okazuje się, że nie jest tak prosto z tego korzystać.Małe wydarzenia, które kiedyś wydawały się nieistotne, teraz mają wielkie znaczenie. Albo, koniecznie trzeba trzeba wyjść :-)
Ja jestem na odosobnieniu od długiego czasu i wydawało mi się, że bardzo je polubiłam bo odkryłam wielką moc w sobie, hehe. A tymczasem to jeszcze nie było to. Wspólne ćwiczenia tai chi, wspólne nauki, spacery, teatr itd, powodowało, że taka znowu samotna to ja nie byłam.
Koronawirus dopiero spowodował, że muszę sama zapanować nad tym co mi potrzebne, aby nie stracić tego co już osiągnęłam.
Najważniejszy jest dla mnie ruch, aby nie stracić możliwości chodzenia. Robienie długich spacerów stało się niemożliwe, więc musiałam pilnować się do robienia ćwiczeń tai chi.
Najpierw to był ogromny przymus. Musiałam się nauczyć i wprowadzić taki nawyk. Robiłam po trochu, bo mi się dłużyło, ale co i rusz. Dziś, kiedy wspólnie z grupą, o jednej godzinie, stajemy do ćwiczeń przez pół godziny, mając jedynie świadomość, ze wszyscy znajomi to robią, bo się nie widzimy, nikt nie prowadzi, zrobiłam ciurkiem ćwiczenia podstawowe. Przekonałam się po raz kolejny, ze grupa ciągnie :-)
Teraz już można wychodzić do lasu, itd. ale był czas, ze wychodziłam tylko po zakupy. Ćwicząc w domu, przypominałam sobie, co mówili instruktorzy na warsztatach, czy na zajęciach.
Zachęcali do codziennych ćwiczeń , tak uczył Mistrz Moy. Wydawało mi się, że ćwiczę dużo, że wystarczy. I mocno się zdziwiłam, kiedy nagle poczułam siłę w rękach, kiedy poczułam podnoszenie się i otwieranie klatki piersiowej, opadanie kręgosłupa lędźwiowego. No niesamowite. Słyszałam o takich umiejętnościach od lat, Trzeba czekać, myślałam. A kiedy syn mnie przekonywał do włożenia siły w dłonie, myśląc, że coś np. przesuwam, stukałam się w głowę, gdybym doskoczyła , stuknęłabym jego.
A tymczasem kwarantanna w koronawirusie przyśpieszyła to osiągnięcie.
Niestety ćwiczenia nie wystarczają, biorę lekarstwa, trudno, robię co mogę, żeby się ratować.
. Powolutku czyszczę te miejsca, gdzie nie zaglądałam, chyba nigdy. A to jakaś półka jest uprzątnięta wreszcie, a to jakieś drzwiczki przetarte od środka, a to wyrzucone jakieś rzeczy 'przydasie". Wyrzuciłam wreszcie kalanchoe, które zgubiło listki i nie odbiło.
Kupiłam w zamian kocimiętkę i takie coś białe. Kocimiętka ma zapach odstraszający komary i muchy, a pszczoły ją lubią, więc chyba dokupię sobie jeszcze kilka. Mają ładne fioletowe kwiatuszki. Wczoraj przyleciał bąk, może widać? i osa olbrzymka.oj
Te kwiatuszki są jeszcze w odcieniach fioletu i kwitną przez całe lato, umiarkowanie podlewane.
Chodzenie w maseczce jest uciążliwe. Po spacerze, zakupach, mniej więcej tak się czuję :-)
Pewnie nauczę się jak już nie trzeba będzie zakładać
Musze pilnować odżywiania. Nie mam ciągotów do słodkiego, ale za to, co chwila bym coś skubała. To jest bardzo zdradliwe. Ćwiczę silną wolę cały czas, uch.
Ale nie powiem, mam sukcesy :-) W porównaniu z tym co mi się chce, tylko czasem sobie odpuszczam. Tylko myślę często.
Za to gapię się w tv często. Obejrzałam film Seksmisja, bo zawsze mnie bardzo bawił humor Juliusza Machulskiego. Dodatkowo chodzenie w maseczkach bardzo przypomina tamten klimat.
I zdziwiłam się bardzo, kiedy zobaczyłam, że wszystko się zgadza z naszymi czasami.Nie tylko maski. Ciekawe, czy pan Juliusz podejrzewał 40 lat temu, ze takie czasy nadejdą, że znajdzie się ktoś, kto zmanipuluje świat dla swojej wygody.
Naprawdę warto zobaczyć jak się tworzy ideologię wykorzystując słabość, lęki ludzi. Ideologia, która jest wymysłem, a nie prawdą. I kto na tym tak naprawdę korzysta?
Dziś obejrzałam mój ulubiony film "7 lat w Tybecie" gra Brad Pitt. Pewnie już setny raz. I pierwszy raz dotarły do mnie słowa Brada Pitta" kiedy to zrobiłeś życzyłem ci śmierci, ale teraz, życzę ci, żebyś żył ze świadomością tego co zrobiłeś, jak najdłużej"
Te słowa zamknęły kolejny rozdział w moim życiu. pewnie jeszcze trochę potrwa zanim się całkiem przestawią moje myśli, ale to długo nie potrwa.
Pamiętam takie powiedzenie: na jedną miłość, najlepsza druga miłość.
Z moich doświadczeń, wynika, że druga miłość jest dobra o tyle, ze dowartościowuje osobę odrzuconą. Mnie bardzo dowartościowała. To było coś niesamowitego.
Ale ostatnio nie zostałam odrzucona, tylko miałam polubić życie w takich warunkach jakie mi się trafiły.
Takie życie odrzuciłam ja.
Zdziwiło to tych, którzy myśleli, ze medytacja mnie uspokoi i ułagodzi. Tymczasem, medytacja sprawiła, że znalazłam szacunek dla siebie, odwagę, szczerość. Nikt się nie spodziewał, ze taka sirota ma taką karme !
Sama się dowartościowałam, uwierzyłam w siebie, zaufałam sobie..
Skorzystałam z nauk, Bon, z nauk Mistrza Dzogczen, z nauk Taoistycznego Tai Chi, fizjoterapeuty, psychologa, dietetyka, i życzliwych ludzi.
Udało się i to jest osiągnięcie na zawsze:-).
Taka to moja historia. Wszystko musiało się wydarzyć, krok, po kroku. Już teraz jestem pewna, ze gdyby człowiek nie poczuł się źle, to nic by nie zmienił. Je na pewno nie zmieniłabym, bo tak wychowywana byłam w jednym domu, potem w drugim. Musiałam sama zrozumieć, a nie słuchać.
Warto było poczuć taką rozpacz, taki ból :-)
To jest różnica myśleć optymistycznie, bo trzeba, bo tak radzą, a myśleć optymistycznie, bo tak przychodzi do głowy.
Dziękuję wszystkim, za prowadzenie bardzo optymistycznych, serdecznych blogów, z obrazami pięknego świata , za dużo ciepłych komentarzy i prezentów.
Wszystkiego dobrego kochani :-))))