Tak się cieszę, że mogłam polecieć do rodziny na taką uroczystość.
To było dla mnie wielkie przeżycie. Dzieci ogromnie się zmieniły. Są już Włochami.
Miki mało mówi po polsku, Stasio w ogóle się do mnie nie odzywał, tylko kiwał głową tak albo nie. Oczywiście przytulał się na dzień dobry lub na pożegnanie jak mu kazali, Najmłodszy tylko się śmiał, ale z daleka.
Na szczęście wspólnie graliśmy w warcaby, w memory (szukaliśmy pary chyba w setce porozrzucanych kartek), albo puszczaliśmy samochody. Gry w których nie trzeba mówić, hehe.
Ale o tym to jeszcze opowiem.
Najważniejszym wydarzeniem była Pierwsza Komunia święta moje siostrzenicy. Specjalnie dla niej przyleciałam na Sardynię, bo jestem matką chrzestną Misi.
Moja siostra specjalnie czekała z chrztem, kiedy wyjdę ze szpitala i będę w stanie przyjść do kościoła.
Na chrzcie obie nas podtrzymywał mój mąż, bo nie stałam sama i nie miałam siły.
W dodatku jestem jedynym chrzestnym, więc opiekuję się za dwóch i tak będzie aż do śmierci, a jak się uda, to i po :-) Podobnie, zresztą,czuwam szczególnie nad Stasiem, bo imię siostra dała chłopcu, bo ją o to prosiłam, po naszym ukochanym dziadku. Tyle, że siostra nie była tak związana z nim jak ja, bo jej nie wychowywał, zrobiła to dla mnie.
Myśleliśmy, ze pierwsze dziecko będzie chłopakiem i mówiliśmy, że to Stasio, ale okazało się, że to dziewczynka, to imię dostała na M jak wszystkie wnuki bo tak proponował dziadek (chyba)
.Kiedy siostra była w drugiej ciąży i już było wiadomo, że to chłopiec to spytałam czy da imię po dziadku?. Moja siostra się śmiała: już jeden Stasio Ci tu lata, hehe. No dam, dam :-).
Drugie imię ma włoskie bo oni nie wymawiają Stasio i tam mówią włoskie imię, hehe.
Stasio chyba się trochę dziwił, że przyjechali z Polski i inaczej go nazywają?
Takie artystyczne widoki z samolotu :-)))
Misia mnie bardzo pokochała, bo mieszkała w Polsce parę razy i czekała na mnie z utęsknieniem. Kolczyki bardzo jej się spodobały, chociaż dostała ze 4 pary. Kartka stoi na półce, rzeczywiście nikt takiej nie dał, zwłaszcza, ze nie miała odpowiedniej wkładki.
Na szczęście Miki jest za mała, żeby być materialistką i dedykacja bardzo jej przypadła do gustu, zwłaszcza, że modli się codziennie i czyta sobie swój katechizm sama z siebie. Bardzo mnie to wzruszyło, kiedy to zobaczyłam.
Wzruszyłam się ogromnie jeszcze kilka razy, najbardziej kiedy usłyszałam pieśni kościelne. To zawsze poruszało, a teraz jeszcze przypomniałam sobie trochę taki mój dzień.
Zwłaszcza, ze się nie wyspałam, bo miałam nakręcone papiloty. Nie było lokówek.
I przypomniało mi się, że piękną, niepowtarzalną sukienkę zrobiła mi mama na drutach. No dzieło sztuki chyba, bo dużo ludzi podziwiało i tylko ja taką miałam :-)
Teraz wszyscy mają jednakowe. I chyba dobrze, bo teraz to byłaby dopiero rewia mody, zwłaszcza, że ludzie są bogaci i w sklepach jest wszystko.
Kiedy jest jednakowy ubiór, wszyscy się dobrze czują. Słyszałam, ze nawet w szkole jest preferowany jednakowy poczęstunek, jednakowe kanapki, żeby nikt nikomu nie zazdrościł, czy nie czuł się gorszy.
W domu obejrzeliśmy katechizm.
To był piękny dzień :-)
Będzie ciąg dalszy. Już trochę odpoczęłam, to mi się powoli przypominają ciekawe historie.......
Do miłego przeczytania.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Piękna wizyta u rodziny wspaniała uroczystość będzie co wspominać
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że mogłaś być na tej uroczystości. Śliczne zdjecia, będzie co wspominać :)
OdpowiedzUsuńNo wreszcie jesteś :D Już nie mogłam się doczekać. Dobrze, że szczęśliwie wróciłaś. Uroczystość bardzo ważna i tak rodzinna :)
OdpowiedzUsuńBuziaki :D
Cieszę się razem z Tobą, że mogłaś być na tej uroczystości. Ja akurat jako jedyna w turze komunijnej miałam tradycyjną, białą albę i trochę dziwnie się czułam wśród tych wszystkich sukien z salonów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Już tęsknię za nimi. Przypomniałam sobie jak bardzo ich kocham :-)))
OdpowiedzUsuń