Niektórzy z Was pewnie znają historię spotkania Nangzera Lopo, wielkiego mistrza Bon z VII wieku z Tapihiritą.
W tej historii Tapihirtsa - wielki praktykujący, który zrealizował Tęczowe Ciało - ukazał się jako młody chłopiec, aby spotkać się z Nangzerem Lopo i wesprzeć go w pokonaniu jego głównej przeszkody, którą była duma.Mówi się, że gdy Nangzher Lopo medytował w swojej jaskini, młody chłopiec, który zatrudnił się do pracy jako służący w domu Yungdrung Gyaltsen - sponsora Nangzer Lopo - pojawił się w pobliżu jaskini i sprowokował Nangzera Lopo do rozmowy na temat poglądu Dzogczen.
W tekstach możemy odnaleźć zapisy dotyczące wszystkich spotkań Nangzera Lopo z Tapihirtsą, ale jednym z najważniejszych przekazów płynących z tych opowieści jest to, że Tapihritsa nie tylko przekazał nauki Dzogczen nie tylko Nangzerowi Lopo, ale także jego sponsorowi. Jest to dość niezwykłe, biorąc pod uwagę fakt, że w że w tamtych czasach mistrz zwykle miał tylko jednego ucznia.
W naukach jest napisane, że kiedy daje się komuś możliwość praktykowania, zbiera się takie same zasługi, co osoba przebywająca na odosobnieniu. W dawnych czasach wielu praktykujących oraz joginów przebywało na odosobnieniach przez długi czas, często przez wiele lat. Prawie wszyscy mieli swoich sponsorów, którzy zapewniali im wszystko, co było potrzebne do przetrwania i kontynuowania praktyki, czyli jedzenie, ubrania, lekarstwa oraz drewno na opał. I tak z czasem zwykli ludzie, którzy robili dłuższe odosobnienia, stawali się wielkimi mistrzami
W wielu biografiach dzierżawców linii Siang Siung Nin Dziu, a także innych linii Bon, wzmianka o długotrwałych odosobnieniach często się powtarzała. Dzięki wsparciu darczyńców możliwe było osiągnięcie przez praktykujących końcowego rezultatu tj. pełnego i ostatecznego oświecenia. Bez tego wsparcia, nie byłoby możliwe, aby praktykujący mógł oddać się w pełni naukom i praktyce, udając się na odosobnienie i tym samym zrealizować owoc praktyki. W niektórych przypadkach mistrzowie nie potrzebowali żadnego wsparcia od nikogo, ponieważ odradzali się w sprzyjających warunkach, jednak w większości przypadków byli prostymi ludźmi, czasem zwyczajnymi pasterzami, a nawet niekiedy złodziejami, którzy po spotkaniu z naukami zmieniali swoje życie i kierowali je w stronę Dharmy
Moja samotność teraz nabrała zupełnie innego blasku. Okazuje się, że nie bez powodu zostałam zmuszona do odosobnienia. Okazuje się, ze ta samotność to wielki dar, a nie przekleństwo. Widocznie nazbierałam już dużo zasług, dużo dobrej karmy.
Często słyszałam będąc strasznie nieszczęśliwa, cierpiąca, samotna, że człowiek dostaje to co jest mu najbardziej potrzebne. Znając te osoby wychowane w katolicyzmie, spodziewałam się, że to kara za grzechy, a nie pocieszenie. A tymczasem okazało się, że dostałam to co najbardziej potrzebne, aby osiągnąć oświecenie.
Oczywiście moje odosobnienie w realiach europejskich nie ma zbyt wiele wspólnego z odosobnieniem w jaskini. Nie mam też widoków na osiągnięcie tęczowego ciała. Ale moje dotychczasowe życie zmieniło się nie do poznania. Zrozumiałam tak wiele, ze można to uznać za początek oświecenia.
Sama nigdy bym nie zdobyła się na odosobnienie, a już na takie, to byłoby całkiem niemożliwe. Byłam bardzo pochłonięta dziećmi, domem, pracą, niespełnioną miłością. Gdybym nie padła, nic nie zatrzymałoby mnie na miejscu.
No ale stało się.
Chociaż moje odosobnienie nie było moim wyborem, ale przymusem, to i tak okazało się ogromnie pożyteczne.
Jak się okazuje pożyteczne jest również dla osób, które mi pomogły wytrwać w tym stanie. Chociaż generalnie czułam się bardzo samotna, to dziś kiedy chciałam wymienić osoby, które mnie wsparły, okazało się, że wcale nie jest ich mało.
Ponieważ te osoby zebrały takie same zasługi co ja, chciałabym, żeby o tym wiedzieli, może się ucieszą. Nie pamiętam wszystkich, ale to nie szkodzi, zasługi mają :-)
Bardzo jestem wdzięczna moim kolegom z pracy, dzięki ich wsparciu w ogóle się odważyłam usamodzielnić.
Wielką pomoc okazała mi kiedyś zupełnie obca dziewczyna. Myślę, że to dobry znak dla niej, że się mną zaopiekowała. Pewnie spodziewała się,ze jestem inna, bo teraz się nie zadaje ze mną, ale okazała mi serce, kiedy byłam strasznie biedna, więc jej zasługa jest ogromna.
Zurineczka ucząc mnie wiele prac ręcznych uchroniła mnie przed szaleństwem :-)
Wymienieni w poprzednich postach cudowni ludzie, przywracali mnie do sprawności.
Lekarz z Tybetu.
Nauczyciele bon.
.......... Wszyscy życzliwi ludzie skorzystają ze znajomości ze mną :-)
Pomyślałam o osobie, która doprowadziła do mojego odosobnienia. Chyba jednak nie zyskała tyle co ja na odosobnieniu. Pomaga mi finansowo, ale dlatego, że musi. Już dawno by przestała, ciesząc się, że ma z głowy.
O ile pamiętam, to taki człowiek, że gdybym powiedziała, że jestem samotna, to bym usłyszała, że to tylko moja wina, moje złe nastawienie, że się nie otwieram do ludzi. Ale gdybym powiedziała, że pomagać mi w odosobnieniu, w samotności, to zasługa na drodze do oświecenia, to by pomógł bardzo chętnie i już nie widział w tym mojej złej woli :-).
Z tego co widziałam, to mimo wszystko jest w niej współczucie. Będzie zbierała zasługi w umożliwianiu odosobnienia, jeśli uświadomi sobie jak ambicja kieruje jej życiem.
Zrozumienie tego będzie zasługą, która otworzy serce, rozpuści ból, umożliwi stanie się mistrzem.
Mam wybór, albo powiedzieć: nie sądzę. Lub powiedzieć na pewno się uda.
Nigdy nie wiadomo co się przyda, hehe
Ja na pewno źle nie życzę, bo nie mam po co, właściwie, to powinnam być wdzięczna, bo lekkie niezadowolenie nie zmusiłoby mnie do zmiany. Tkwiłabym w nieszczęściu, w smutku.
Nie jestem wdzięczna, jeszcze jestem człowiekiem, :-)))Nadziwić się nie mogę, że ja po to przeżyłam
Na cmentarzu już pięknie liście złotem się mienią. ....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz