Wspomnę jeszcze o czym sobie przypomniałam przy okazji zmiany odżywiania. Wszystko mogę jeść, wszystko trawię, nie cierpię na żadną nietolerancję pokarmową, uczulenie, choroby układu pokarmowego, tylko nie jestem zbyt młoda, więc obniża się poziom hormonów i jestem niesprawna fizycznie i dlatego muszę uważać.
Otóż indeks glikemiczny to bardzo ważna rzecz.
Indeks glikemiczny to parametr określający wpływ danego produktu zawierającego węglowodany na poziom glukozy we krwi w okresie 2 – 3 godzin po jego spożyciu. Wartość ta porównywana jest do produktu wzorcowego, jakim jest czysta glukoza. Ta przyjmuje wartość IG równą 100. Tempo wzrostu glikemii wpływa na wyrzut insuliny przez trzustkę; im wolniejszy (zapewniają to produkty o niskim indeksie glikemicznym), stopniowy i bardziej rozłożony w czasie wzrost glikemii, tym dłuższe uczucie sytości, a tym samym szybsze odchudzanie, ponieważ nie mamy ochotę na podjadanie oraz słodycze
Okazało się, że kasza jaglana tak często zachwalana, bo jest bez glutenu, gotowana, ma bardzo wysoki indeks glikemiczny. Pamiętam, że moja dietetyk polecała jeść 2-3 razy w tygodniu, nie zadużo.
Nie wskazana jest dla cukrzyków i osób, które nie chcą tyć.
Kasza gryczana jest bez glutenu i ma niski indeks glikemiczny, więc polecam ją z całego serce.
Najbardziej polecano mi pęczak. Bardzo dobry dodatek do warzyw na patelnię.
Pilnuje też spożywania amarantusa, który już 4000 tysiące lat temu był uznany za święte ziarno. Wierzono, że daje ono siłę i odwagę :-), ale przede wszystkim jest bogaty składniki odżywcze. Amarantus w ziarnach ma niski indeks glikemiczny, ale już łatwy do podania amarantus ekspandowany ma wysoki indeks glikemiczny i jego mi nie polecano.
Masło klarowane wskazane do smażenia, bo trudniej się nie pali, więc jest zdrowsze. Należy jednak pamiętać, że jest to tłuszcz zwierzęcy, więc mimo wszystko lepiej go nie jeść za dużo. Pamiętam, że dostałam kiedyś przepis na kotleciki z kaszy jaglanej i je właśnie polecano smażyć na maśle klarowanym. Wtedy są przepyszne. Okazało się jednak, że taki przysmak bez szkody dla zdrowia, mogę zjeść raz na tydzień :-)
Oczywiście osoby, które są bardzo żywiołowe, ćwiczą, mają kiedy spalić kalorie, mogą sobie na więcej pozwolić.
Kiedy zaczęłam dopytywać znajomych co warto jeść, to słyszałam o zaletach wielu produktów spożywczych. Często jednak nie należy ich jeść za dużo. Mało tego, jeśli się zje jeden taki zdrowy przysmak to nie należy jeść drugiego, albo jedno, albo drugie.
Mnie nauczono, ze warzywa mogę jeść w każdej ilości, komosę ryżową, ziarna chia, bo są skarbnicą wapnia, pęczak, amarantus, siemię lniane, fasolę, ciecierzycę na humus, roszponkę, dodatki takie jak ziarna, pestki, orzechy, suszone owoce, jogurt naturalny. Na tą chwilę więcej nie pamiętam, ale przyznacie jest w czym wybierać, jest z czego ugotować obiad, zrobić pełnowartościowe posiłki:-) Oczywiście jem też owoce, ale nie za wiele i nie na wieczór.
Zjem czasem pizzę i na spotkaniach rodzinnych jem co daję i nie robię jakiś przedstawień, ale i tak wybieram co najzdrowsze. Raz na jakiś czas nie dobije się to na zdrowiu. Pozwalam sobie czasem na kawałek ciasta własnej roboty, bez chemii i tłuszczu utwardzanego.
Nauczyłam się pilnować godzin między posiłkami, minimum 2.5 h do 4 h najdłużej. Nie można czuć głodu, bo wtedy człowiek się łakomi na wszystko.
Przestałam słodzić herbatę i kawę. Okazało się, że pijąc dużo kubków herbat, wciągam ogromną ilość cukru.
Nie mogę też jeść surowego jarmużu. Swego czasu robiłam bardzo dużo soków warzywnych i po jakimś czasie dostałam uczulenia. Odstawiałam po kolei dużo rzeczy i pani dietetyk poradziła nie jeść jarmużu. I to był strzał w dziesiątkę. A potem oglądałam tv śniadaniową i mówili o największej ilości toksyn w jarmużu, jabłkach, truskawkach. Przetworzone już nie mają, albo mało.
Dzięki tej maszynie do wyciskania soków mieliłam też ciecierzycę na humus, ziemniaki na placki ziemniaczane, białą fasolę na smalec wegetariański (pycha), niestety zupełnie się zepsuła.
Polecam zróbcie sobie taki rodzinny prezent pod choinkę :-)
Kiedy rozstawałam się z panią dietetyk, wśród serdeczności i ostatnich wskazówek, pani spytała ze śmiechem: a pamięta pani co jadła jak tu przyszła?
hehehehe
Z wymienionych produktów na pewno jadłam kaszę gryczaną, ale z gulaszem z wołowiny. Trochę warzyw. Sezonowo kapustę kiszoną, ogórki, pomidory, sałatę, kalafior aha cebulę, czosnek do przypraw, włoszczyzna w zupie, śledziki mniam i takie tam typowe produkty
Tak to się zmieniło.
Czy odczuwam to jako walkę?
Pewnie trochę tak, mimo, że postępy sprawiały mi wiele radości.
Przy tej okazji uświadomiłam sobie kolejną rzecz jaka potwierdza naukę, że przywiązanie jest cierpieniem.
Najlepiej do niczego się nie przyzwyczajać. Teraz w dobie pandemii, kiedy niczego nie można planować, coraz częściej słyszę, że trzeba nauczyć się przyjmować wszystko jakie jest.
Taką naukę daje od wieków dzogczen.
I w końcu przyjmie się i u nas :-)
Bez rozjaśnienia :-)
Pani dietetyk uspokoiła też, ze na oznaki wieku nie ma rady i nie można się co dać zwariować, popadać w obsesję. Niemniej zdrowe odżywianie zawsze przyniesie korzyści. Im tego więcej tym lepiej, ale każda zmiana nawyków, nawet niewielka poprawi nasze samopoczucie.
Pozdrawiam serdecznie :-)))
aha musiałam się nauczyć pić wodę. W lato łatwiej, ale zimą...., piję gorącą, bo u mnie w domu zimno ;-)
A ja już sama nie wiem co jest zdrowe a co nie. O każdym produkcie tyle można się dowiedzieć, że zawierają to czy tamto a ludzie dla zysku dodają chemię i tak naprawdę ten produkt jest szkodliwy :( Dożyliśmy takich czasów, ze powinno się jeść tylko to co się samemu wyprodukuje.
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę :)
Nawet nie chcę Ci pisać jak niezdrowo jadam!!!
OdpowiedzUsuń